Plan miałem taki, żeby dzisiejszy wpis poświęcić sprawie Anny Komorowskiej, żony naszego prezydenta i naszej Pierwszej Damy. Informacje jakie do nas wczoraj dotarły, na temat tego kim ona w rzeczywistości jest, i dlaczego przez tyle lat cały propagandowy wysiłek Systemu skierowany był; na to, żeby w publicznej świadomości ona funkcjonowała tylko jako skromna hausfajf, wychowująca gromadkę dzieci i trzymająca się jak najdalej od świateł polityki, są autentycznie porażające. Ale przyznaję, że jestem bezradny. To jest taki temat, że, kiedy się podchodzi do niego na gorąco, nawet nie wiadomo od czego zacząć. To jest taki temat, który więc prosi: „Bierz mnie!” A to jest niebezpieczne. Jeśli chcemy być poważni – a tu trzeba być bardzo poważnym – nie możemy zapominać, że ta największa powaga nie jest tak prostą rzeczą.. A więc Komorowska i jej rodzina będą musieli chwilę poczekać. Ale, to mają pewne – przyjdzie pora i na nich. Dziś więc coś znacznie mniej serio. Ale serio.
Jechałem niedawno tramwajem i do środka wsiadło trzech chłopców. Takich około gimnazjum. Jeden z nich trzymał w ręku kawał zmrożonego śniegu i widać było, że coś kombinują. Rozglądali się wokoło, chichotali, coś sobie szeptali, i zaraz na następnym przystanku wysiedli. Poczekali aż tramwaj ruszy i wtedy ten jeden walnął tym śniegiem w okno. A potem, tak już chyba na wszelki wypadek, wszyscy uciekli.
Głupie było to okropnie, że oni uciekli. W końcu nic się nie stało, i trudno też było się spodziewać, ze motorniczy zatrzyma tramwaj i pójdzie z nimi gadać. No ale uciekli. Najpierw pomyślałem sobie, że oni pewnie byli bardzo zadowoleni z tego, że tak się sprytnie znaleźli, a później przyszło mi do głowy, że może jednak nie. Że może byli rozczarowani, że ani tym śniegiem nic nikomu nie zrobili, ani że nawet nikt się na nich nie wściekł. I że następnym razem spróbują czegoś więcej. Czegoś bardziej spektakularnego, a przede wszystkim bardziej szkodliwego. No i pomyślałem, że może lepiej by było, gdyby ten motorniczy wysiadł, dogonił ich, złapał jednego chociaż i mu przyłożył. Ot tak. Wychowawczo. Pewnie by go nie dogonił, no ale przynajmniej chłopcy by mieli satysfakcję i w przyszłości – dla podreperowania swojego samopoczucia – na przykład nikogo nie zamordowali.
Jakiś czas później byłem świadkiem takiej sceny. Szło sobie dwóch gówniarzy w kapturach. Nie wiem, czy to byli ci od śniegu, ale wyglądali podobnie. Nagle minął ich jakiś, wyglądający dość zwyczajnie, chłopak w słuchawkach na uszach. Ci dwaj przechodząc, najpierw go trącili, następnie zatrzymali się, zawrócili i poszli dokładnie za nim. Ja też się zatrzymałem i patrzyłem, co będzie dalej. Chłopak zatrzymał się na przystanku, oni też, tyle że jeden stanął z jednej jego strony, a drugi z drugiej. Dalej nie wiem, co było, bo sobie poszedłem. Pomyślałem sobie jednak, że pewnie chcieli mu zabrać telefon, albo co on tam miał. A może pieniądze. A może chcieli mu zwyczajnie wpieprzyć, tylko czekali na dobra okazję. Ot tak. Bo im się nie spodobał. I pomyślałem sobie, że byłoby fajnie, gdyby ten chłopak – on był od nich znacznie starszy i wyższy – będąc zaatakowanym im po prostu wlał. Albo, jeśli nie on, to jakiś dorosły, który by akurat był na miejscu.
Czemu akurat dziś przypomniała mi się te bzdurne przecież kompletnie historie? Otóż wczoraj w telewizji TVN24, obejrzałem – po raz kolejny na przestrzeni ostatnich tygodni, czy może już miesięcy – reportaż o jakimś dziecku gdzieś w Polsce, które podobno bawiło się piłką, piłka mu wypadła i lekko uderzyła w przejeżdżający samochód. Kierowca samochodu, zamiast zlekceważyć sprawę, dostał cholery, zatrzymał się, wysiadł i kopnął to dziecko tak, że mu bardzo poważnie uszkodził kolano. Informacja podawana przez TVN24 jest taka – powtarzam – że ten chłopczyk bawił się piłką, piłka mu niechcąco wypadła, a kierowca okazał się kompletnym idiotą i to dziecko fatalnie skopał. No i teraz ma zasłużone zmartwienie, bo ludzie spisali jego numer, policja go znalazła i niewykluczone, że teraz za to co zrobił pójdzie siedzieć. Zdarza się.
A ja się zastanawiam nad dwiema rzeczami. Pierwsza to taka, czy rzeczywiście ten chłopczyk niechcąco wypuścił piłkę, czy może nią w ten samochód rzucił. Co ciekawe, sprawa nie jest taka oczywista. Że jemu ta piłka wypadła, wiemy z opowieści dziecka, jego babci i zapewnień TVN-u. Dowody natomiast na to są takie, że ten chłopczyk jest strasznie biedny, zestresowany, że płacze po nocach, boi się wychodzić z domu, a o tym zaświadcza jego babcia. Bo nawet nie on. On, wręcz odwrotnie, robi wrażenie wyjątkowo mocnego. Jest bardzo wygadany, ruchliwy, i ogólnie wygląda na kogoś, komu jest bardzo dobrze na świecie, zwłaszcza od czasu jak się stał telewizyjną sławą. Jeśli wiecie o co mi chodzi, on jest takim najbardziej typowym elokwentnym jak wszyscy diabli szczeniakiem z osiedla. Więc to jest jedna rzecz – czy on faktycznie jest taki biedny, czy może padł zasłużoną ofiarą czegoś co się nazywa chuligaństwem, lub niekiedy ulicznictwem?
Druga rzecz to taka, dlaczego TVN24 zrobił sobie z tego wydarzenia wielotygodniową, czy niewykluczone, że już wielomiesięczną historię? Czemu reporterom TVN-u tak bardzo zależy, żeby tego kierowcę zniszczyć, a z tego chłopczyka zrobić aniołka z urwanym skrzydełkiem, podczas gdy wiele wskazuje na to, że sprawa nie jest w ogóle oczywista? I czemu przedstawiając nam tę historię, oni robą wrażenie, jakby uważali, że mają przed sobą idiotów.
Proszę mnie dobrze zrozumieć. Ja biorę pod uwagę, że było tak, jak mówi TVN. To dziecko jest całkowicie niewinne, a kierowca to jeden z tych durniów, którzy pokłócili się z żoną i cały dzień chodzą wściekli szukając okazji, by pokazać światu, że z nich jednak prawdziwe chłopy. Jeśli tak to w ogóle nie ma o czym gadać. Jednak z tego co widać w serii tych reportaży, wynika jasno, że ofiarą może być jednak ten kierowca. Proszę popatrzeć. Mamy tego chłopczyka i jego babcię. Nie mamę, nie tatę, ale babcię. O rodzicach w ogóle nie ma słowa. Jest tylko on i jest ta babcia. I z jednej strony słyszymy ową babcię, jak ona opowiada o tych łzach, o tych lękach, o tym jak to dziecko boi się wyjść z domu, no i o tym, jak on nie jest w stanie się bawić z innymi dziećmi, bo przez tę skaleczoną nogę jest kaleką; i o tym, jak to nie ma takiej kary, jaka by była w stanie temu dziecku wynagrodzić cierpienia jakich doznał (słowo daję - nie ma takiej kary); obok babci pojawiają się oczywiście psycholodzy, którzy własnym autorytetem zaświadczają, że jeszcze przez najbliższe lata to dziecko będzie psychicznie uszkodzone, i że w związku z tym wymaga nieustannej fachowej opieki; na to wszystko nakłada się idealnie standardowo manipulowany przekaz TVN-u, gdzie widać jak jego każdy jego element jest starannie opracowany pod kątem jednej i oczywistej bardzo tezy – dzieci padają ofiara przemocy dorosłych. A z drugiej strony widzimy to dziecko, które nawet nie jest w stanie udawać, że cokolwiek mu jest. No i znów ten TVN. Reporter przyłazi do domu tej babci, specjaliści od informacji ściągają kolegę tego chłopczyka, im każą w jakimś amoku biegać z piłką po kuchni dwa na trzy metra, a nam wierzyć, że oto przed nami poturbowane przez jakiegoś gangstera dziecko, które już nie może się doczekać, jak będzie mogło otrzeć łzy z twarzy i znów być normalnym dzieckiem, które jeśli będzie chciało pograć w piłkę, to na zwykłym Orliku, a nie w jakiejś nędznej obskurnej menelowni. No i ta babcia, powtarzająca jak nakręcona swoją historię o łzach i nocnych koszmarach. No i ten psycholog, plotący to co zawsze. No i znów ten chłopczyk, z bezczelnym wyrazem twarzy robiący z siebie telewizyjną gwiazdę.
No i ten kierowca, stojący dziś przed sądem, niewykluczone, że jak najbardziej zasłużenie, ale też bardzo możliwe, że tylko dlatego, że zareagował tak jak i ja bym na jego miejscu może zareagował, gdybym się nie bał, ze ten szczeniak wyjmie z kieszeni nóż i mnie zabije, a miał tego pecha, że kiedy gówniarza chciał kopnąć w tyłek, trafił niefortunnie w kolano i stało się co się stało.
No i znów ten TVN. Czemu oni, jeśli rzeczywiście relacjonują przykład okrucieństwa złych dorosłych wobec małych, niewinnych dzieci, tworzą obraz, który wręcz krzyczy wielkim napisem ‘UWAGA KŁAMSTWO!’? I czemu, jeśli wiedzą jak jest naprawdę, ale im ten temat, w takim właśnie ujęciu, bardzo pasuje, nie powiedzą temu dziecku, żeby przestało kozaczyć i przynajmniej raz na jakiś czas zrobiło smutną minę. Przecież to dla nich nie jest chyba taki problem, żeby zanim ta babcia zacznie opowiadać o tym, jak on wciąż płacze i boi się zasnąć, zmoczyć mu czymś oczy i poprosić, żeby trochę poudawał.
Powtarzam. Ja nie wiem na sto procent, jak było. I tym na przykład różnie się od TVN-u i jego przekazu. Mogę się tylko domyślać. Ale piszę ten tekst dlatego, że moim zdaniem jest bardzo prawdopodobne, że jakiś czas temu gdzieś w Polsce zdarzyło się coś, co się dzieje bardzo często. Jakiś ulicznik kopnął piłkę w przejeżdżające auto, a kierowca, mając świadomość, że taka zabawa kończy się niekiedy śmiercią, nie wytrzymał i postanowił dokonać tak zwanego aktu wychowawczego. A ponieważ wszystko się działo bardzo szybko i w ogóle bywa różnie, dziecko poniosło karę bardziej dotkliwą, niż na to zasłużyło. Może też nawet być tak, że jest prawdą, co mówi adwokat tego kierowcy, że tamtego dnia on jechał z ubraniem do trumny dla swojego zmarłego dziadka, i w ogóle był bardziej podenerwowany niż zwykle. A wówczas to, że on dziś stoi przed sądem z bezwzględnymi mediami na plecach, a adwokaci mu radzą, żeby się nie stawiał, przeprosił, i wszystko wziął na siebie, to dostanie mniejszy wyrok, podczas gdy druga strona tego przypadku wypatruje już tylko listonosza z ciężkim odszkodowaniem, które będzie można zwyczajnie przepić, jest bardzo ciężką niesprawiedliwością.
Racja na pewno tak było że te dziecko celowo kopnęło piłkę w samochód, bo inaczej całkowicie nielogiczne by było aby facet się zdenerwował.
OdpowiedzUsuńAle jak człowiek tak ogląda TV to się prawdę mówiąc nie zastanawia, dla mnie wyszło że ten facet to całkowity oszołom, groźny dla społeczeństwa osobnik, który bije bogu ducha winne dziecko które chciało się tylko bawić.
Ale sąd powinien to widzieć i wyznaczyć sprawiedliwą karę.
Co do mediów to można powiedzieć że jest problem z prywatnymi mediami na całym świecie a w Polsce jest tylko szczególnie jaskrawy. Są na to już naukowe teorie (oczywiście nie rozpowszechniane przez media) które mówią że TV jest złym medium które ma naturalną (!!!) tendencję do fałszerstwa i tandety. To znaczy że nie trzeba nic robić a wyjdzie dziadowska TV a żeby była na jako takim poziomie należy się mocno napracować. Z drugiej strony media prywatne dostarczają bezmózgowej rozrywki dla mas, co politykom wszystkich krajów jest bardzo na rękę.
Na razie jedynym antydotum na niski poziom prywatnych TV jest TV publiczna, tylko że w PL ten mechanizm nie może w pełni zadziałać ponieważ TV publiczna finansuje się głównie z ... reklam, czyli tak samo jak prywatna.
@Toyah
OdpowiedzUsuńA ja czekam na wpis poswiecony rewelacjom na temat korzeni pani Anny... Rodzinka ze stalinowskiego MBP. To gorzej niz z SB.
@Toyah
OdpowiedzUsuńA ja czekam na wpis poswiecony rewelacjom na temat korzeni pani Anny... Rodzinka ze stalinowskiego MBP. To gorzej niz z SB.
Każdy widzi, że są mendia wprawione w linczowaniu wg sobie znanej aksjologii i trybu doboru ofiar. Raz jest to któryś z bliźniaków, raz kierowca, innym razem kto inny.
OdpowiedzUsuńOne mendia tak mają i właśnie przez to są wajdackie. Od dawna nie informują, nawet już nie agitują, one wyłącznie MANIPULUJĄ.
I to by było na tyle.
Ale są jeszcze sądy, które powinny być odporne na taki jazgot i szczucie. Ale one są tylko NIEZAWISŁE. Od wszystkiego: od prawdy, obowiązku jej dochodzenia, od zdrowego rozsądku nawet - też są niezawisłe.
Co jednak najistotniejsze sądy są niezawisłe także od sprawiedliwości. One nie są od wymierzania sprawiedliwości, tylko od stosowania prawa. Pod tym względem, całe ostatnie 2000 lat cywilizacji na nic.
Trzeba będzie skuć ten napis na sądzie w Warszawie: „Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości rzeczypospolitej”, bo sprawiedliwość nie jest u nas kategorią konstytucyjną.
Zaraz potem trzeba będzie komuś skuć mordę.
PS. Ja tu jak najmniej o tym chłopcu, bo Toyah ma rację, że w sumie nie wiemy jak to było.
Jak tam było, tak tam było, ale chłopcy nie powinni się bawić piłką na ulicy. Nieco przytomniejszy sędzia powinien więc - zgodnie z dzisiejszą modą - przyjrzeć się związanym prawom rodzicielskim. Za brak należytej opieki już niejedno dziecko tu odebrano (komu trzeba).
Po ostatnich rewelacjach z WSI rodzinnej nie sposób też nieroztropnie z góry zakładać, że babcia przed emeryturą była np. włókniarką.
Coś duże fory dostała.
Świetna obserwacja. Jednak niezależnie od tego czy masz toyahu rację czy nie, chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Mianowicie czy kręcenie reportaży, pokazywanie ciągle tej sprawy w tv, robienie z niego męczennika, kiedy on, któryś raz już ogląda siebie w telewizji w takiej roli. Czy to nie robi mu sieczki? Bo jaki on wniosek z tego wszystkiego może wyciągnąć? Czy coś pozytywnego? TVN robi mu większą krzywdę niż ten zły facet. Ta sytuacja może mu się podobać, ma swoje 5 minut. Nie dlatego, że zrobił coś dobrego, np. uratował babci życie czy coś, ale dlatego, że dostał manto od jakiegoś pokurwieńca za byle co i teraz jest z tego powodu w centrum. Co dobrego może mu to dać? Jaki jest w ogóle sens pokazywania takiej błahej sprawy w telewizji? Po co komuś takiemu jak ja wiedzieć o takich rzeczach? Że ja niby nie wiem, że żyją idioci na świecie a niesprawiedliwość jest współmierna do sprawiedliwości? Gdzie są tak w ogóle jego rodzice? Dlaczego oni się tą sprawą nie zajmują tylko jakiś TVN?
OdpowiedzUsuń@PLK
OdpowiedzUsuńMnie przede wszystkim zastanawia, jak działa mechanizm, który sprawia , że media robią bydlaka z kogoś kto wcale tym bydlakiem nie musi być. I to całkowicie poza doraźną polityką i za doraźnymi interesami. Ot tak. Bo jest temat.
@tadeusz1965
OdpowiedzUsuńNajgorsze, że to było tak starannie ukryte.
@orjan
OdpowiedzUsuńMimo wszystko nam nadzieję, że sąd się nie przestraszy i przyjrzy się, jak to tam było. Oczywiście kierowca to dziecko mocno uszkodził i to jest jego pech. Ale dobrze by było się nie dać nabrać na to wyłudzenie, które wygląda na dość oczywiste.
@Obliveon
OdpowiedzUsuńŁadnie uzupełniłeś te moje refleksje. Zdecydowanie tak jest lepiej.
@ Toyah
OdpowiedzUsuń"Najgorsze, że to było tak starannie ukryte."
Mamy system dezinformowania spoleczenstwa lepszy niz w PRL. To samo zalganie przy bardziej zaawansowanych technologiach. Nie moge sie jednak nadziwic, ze Polacy po takich doswiadczeniach z propaganda tak latwo daja sie oglupiac. I sa tak nieciekawi prawdy i tak pozbawieni historycznej swiadomosci. Myslenia w kategoriach interesu panstwa. Sadzisz, ze mlodzi-wyksztalceni zareagowaliby na to MBP? Nie obchodzily ich WSI, nie obchodzi Smolensk to i to by olali.
@tadeusz1965
OdpowiedzUsuńPiszesz:
Nie moge sie jednak nadziwic, ze Polacy po takich doswiadczeniach z propaganda tak latwo daja sie oglupiac.
Widzę to trochę inaczej. Ja dziwię się za każdym razem, że to JA daję się tak łatwo ogłupiać. Bo gdy nawet raz na ruski rok zajrzę w jakiś telewizor, to najpierw mnie trafia, a potem zaczynam odkręcać te warstwy, w które owinięto przekaz. To ostatnie udaje mi się, lub nie. Gwarancji nie mam żadnej, że odpakuję te okręconą w bawełnę prawdę - za to przekazior ma 100% gwarancji, że odbiorca wtopi; że zużyje czas i energię nie na SWOJE SPRAWY, lecz na odbiór propagandy. A że o to ostatnie jedynie chodzi, nie mamy tutaj żadnych wątpliwości?
Telewizja - tak, ale lokalna. Wieści z naszej ulicy, wsi, dzielnicy. I koniec, finito, basta, szlus. Nawet taka forma organizacji jak miasto kilkusettysięczne jest na TV zbyt wielka; widzowie z Czekaja mają gdzieś to, co się dzieje na Zarzeczu. Tak uważam. Do sprawdzenia w miejskim USC, który dysponuje statystyką migracyjną Czekajsko-Zarzeczańską. Wynoszącą zapewnie z-e-r-o. To już więcej ludzi w moim przekonaniu hajta sie z Roździenia do Bochum, czy wyjeżdża z Koszutki do Londynu.
Jakiś czas temu spotkałem taką panią, która ("cała moja klasa jest tutaj") opowiadała mi, że "tylko idioci zostają" (a więc jednak nie cała jej klasa). To jak nam jeszcze się dziwić, że te Polki, które chcą szybko i dużo, a poza tym zaraz i już, znajdują - odnajdują się - z własnej woli w towarzystwie odrobinę przypadkowym.
Ale ja nie o tym chciałem, tylko o telewizji, która NIE MA tematu nawet dla miasta, a co dopiero dla wielkiego europejskiego Narodu.
Tematy są więc generowane. Takie Tele-Echo dla dzisiejszych.
Ustawka pod publiczność. Tematy pobudzające emocjonalnie, podawane celowo wieloznacznie, za to zawsze w emocjonujący sposób, czyli tak, aby tą non-information przykuć widza do płaszczaka. Bo widz ma być pasywny, przykuty znaczy się, pełen ruszających się obrazków, które dopiero co zobaczył, i tego komentarza do nich, który jeszcze się sączy z lekka intelektualnie (co poznać po przerwach w narracji) i jeszcze wzburzony wewnętrznie, ten widz, owszem, powinien być, po takim przekazie medialnym.
Ale nie wybiegający z domu, o nie.
Wracając do tematu: podanie faktów o rodzinie Komorowskiego (połowica, ale i ta znikająca w czeluściach aparatu piątka dzieci, na który to fakt ukrycia ich przez system przez całą kampanię wyborczą zwrócił uwagę toyah przed paroma miesiącami) obudziłoby dyskusję nie u młodych - nie u nich w domach - ale u starszych. A tych starszych rządzący boją się jak wcielonego.
Jeśli będzie przewrót, to zrobiony przez ludzi w najlepszym wieku.
Toyahu, może NAS mają za idiotów, ale na pewno nie Antoniego Macierewicza.
OdpowiedzUsuńCzytałeś już to ?????
Podczas konferencji prasowej Antoni Macierewicz pokazał dwa zdjęcia satelitarne: jedno przedstawiające widok miejsca katastrofy zanim się ona wydarzyła - z 5 kwietnia, i drugie - z 12 kwietnia, po katastrofie. "Te zdjęcia przesądzają o nieprawdziwości tezy, jaką przedstawiła komisja pani Anodiny o tym, że samolot się odwrócił i uderzył plecami, odwrotną stroną. Tak nie było" - powiedział.
Według posła PiS, porównanie zdjęć dowodzi, że Tu-154M "skosił" fragment lasu. "To jest ok. 35 wysokich na kilka i kilkanaście metrów drzew, ok. 100 metrów kwadratowych, które zostało wykoszone" - zaznaczył. Według niego, na drugim zdjęciu widać dwie bruzdy wykonane przez podwozie samolotu.
W ocenie Macierewicza, samolot najpierw uderzył w ziemię podwoziem
. "Co później się działo, nie chcę o tym przesądzać, ale niewątpliwie nie miało miejsca odwrócenie się samolotu na skutek uderzenia w tę słynną brzozę" - dodał.
Macierewicz odniósł się także do słów akredytowanego przy MAK przedstawiciela Polski płk. Edmunda Klicha, który powiedział w środę w Radiu
ZET, że przejęcie od Rosjan śledztwa spowodowałoby trudności w dostępie m.in. do pewnych dokumentów
. "Patrząc na to, jak wygląda teraz badanie
, jakie mieliśmy trudności w Moskwie w dotarciu do pewnych dokumentów, to nawet gdyby nam oddano wrak natychmiast, oddano nasze rejestratory (...), to tylko tyle byśmy mieli. A to już mamy bez przejęcia śledztwa. W związku z tym myślę, że byłoby to niekorzystne" - tłumaczył Klich.
Według Macierewicza, Klich przekazał "wstrząsające przez swoją fałszywość informacje
". "Stwierdził, że my mamy już wrak i mamy rejestratory. To jest stanowisko, które trzeba uznać
za - nawet w wykonaniu pana Klicha znanego z niekonwencjonalnych wypowiedzi i z częstej zmiany stanowiska - szokujące" - ocenił. Dodał, że wielokrotnie apelował do premiera o zmianę polskiego przedstawiciela przy MAK.
Źródło: PAP
Słusznie się bali tej wizyty w Usiech .A pan macierewicz, człowiek dociekliwy i zacny będzie gościem w dzisiejszych RN.
12
Toyah,
OdpowiedzUsuńnie ukrywam, że czekam na tekst o rezydentowej.
Nie jest dla mnie niespodzianką, że salonowe gadzinówki gremialnie zignorowały tekst "Gazety Polskiej". Nie piszą, nie widzą, udają, że nie ma tematu.
Frustrujące jest dla mnie jednak co innego. Internauci i blogerzy również nie zauważyli tematu. Kilku coś napisało, ale ogólnie rzecz biorąc sprawa grzęśnie w jałowych dyskusjach. O Kluzikowej, o innych bzurach. Przerażające jest dla mnie, jak dalece ludzie nie potrafią rozróżnić rzeczy ważnych od nieistotnych. Jak bardzo dają się wciągać w zastęcze tematy. Tabloidyzacja mediów szybko zdobyła głowy odbiorców.
Mam nadzieję, że "GP" opublikuje w najbliższym numerze poważne opinie i analizy wokół tekstu o rezydentowej.
Póki co Twój tekst będzie tak naprawdę pierwszy.
@Toyah
OdpowiedzUsuńKiedyś próbowałam zainteresować moją dawną koleżankę, która zaczęła pracować na wysokim stanowisku w kobiecym, rzekomo ambitnym miesięczniku, wstrząsającą historią dwóch dziewczyn, które znalazły się na uchodźstwie w Polsce. Paniusia wydęła usta i oświadczyła: to nie jest interesująca historia dla naszych czytelniczek. Byłaby, gdyby np. któraś z tych dziewczyn w ósmym miesiącu ciąży spadła z ósmego piętra i zaraz potem urodziła zdrowe dziecko, albo gdyby urodziła dziecko o dwóch głowach i zrobiła karierę w telewizji, albo... no wiesz, tak to już jest i nic na to nie poradzimy.
Tak zostałam wprowadzona w arkana postnowoczesnego dziennikarstwa. Wiec gotowa jestem myśleć, że nie tylko facet nie kopnął dziecka, ale że to babcia tak kopnęła faceta, że sam nie wie co mówi.
Ale serio - niezależnie od faktycznego przebiegu zdarzeń i od oczywistej kłamliwości reportażu (też go widziałam), dorosły mężczyzna, który kopie nawet najpaskudniejsze dziecko, to bydlak. Taki nigdy by nie kopnął dorosłego bandziora.
@All
OdpowiedzUsuńMały przyczynek do tematu manipulacji medialnych. Oto trzy umieszczone w odstepach kilkugodzinnych wiadomości na stronie Polskiego Radia dotyczące wczorajszego tzw. wysłuchania przed Komisją Europejską.
1. "Na spotkanie przyszli w zdecydowanej większości Polacy - europosłowie PiS-u, stowarzyszenia Polska Jest Najważniejsza, poseł PO oraz kilku deputowanych z zagranicy".
2. "Apel o międzynarodowe śledztwo poparło trzech zagranicznych deputowanych, którzy przyszli na wysłuchanie.
Trzej europosłowie byli jedynymi z zagranicy".
3. "Antoni Macierewicz powiedział, że wysłuchanie publiczne w Parlamencie Europejskim na temat katastrofy smoleńskiej zgromadziło tłumy zainteresowanych. (...) Antoni Macierewicz sprostował informacje dotyczące nielicznego udziału zagranicznych posłów w konferencji. Jego zdaniem, odnoszą się one zapewne tylko do tych, którzy zabrali głos, a nie do tych, którzy uczestniczyli w spotkaniu".
Można by pomyśleć, że Bruksela należy do tych nielicznych miejsc na świecie, gdzie Polskie Radio ani żadne inne z polskich mediów nie ma korespondenta. Albo ci korespondenci nagle straszliwie zachorowali. Że na sali nie było ani jednego dziennikarza. Ani żadnego polskiego parlamentarzysty, do którego można by zatelefonowac i zapytać, ile osób przyszło na to wysłuchanie.
Ciekawostka - sprawa rodziców Komorowskiej była przynajmniej jeden raz publicznie poruszona w czasie kampanii prezydenckiej!
OdpowiedzUsuńhttp://kurierzawiercianski.pl/articles/471
@Marylko
OdpowiedzUsuńBrawo!
Ten artykuł z "Kuriera Zawierciańskiego" to prawdziwa bomba. Tekst powstał po wizycie Komorowskiej w Zawierciu 29 czerwca 2010 r. w czasie kampanii prezydenckiej i opisuje jej spotkanie z mieszkańcami Zawiercia.
Wkleję fragment:
"Jedna z kobiet zapytała, czy to prawda, że rodzice kandydatki na Pierwszą Damę współpracowali z SB i czy to prawda, że straciła uprawnienia kombatanckie. Pytania wyraźnie zirytowały, lub nawet rozzłościły Annę Komorowską. Na każde z tych pytań padła jedna jednoznaczna odpowiedź: NIE."
Przeczytałem powyższy fragment z dziesięć razy. Jakaś kobieta słyszała o powiązaniach rodziców Komorowskiej z SB, a dziennikarze co? Gdzie byli? Co robili?
Gdzie są dzisiaj?
Niesamowite jak potrafili ukryć przeszłośc żony namiestnika. Jak ukrywają wszystko do dziś!
Napisałem wczoraj na blogmediach24, że prawda o rodzicach Komorowskiej prawdopodobnie musiała być znana. Że moim zdaniem Kluzik umówiła się z Nowakiem, żeby w czasie kampanii tego nie wyciagac, nie atakować się personalnie, nie atakowac rodzin kandydatów.
Tekst z "Kuriera Zawierciańskiego" jest dla mnie tego potwierdzeniem.
@kazef
OdpowiedzUsuńNiezasłużenie. Link ściągnęłam z komentarza blogerki karoliny z s24.
@Agnieszka Moitrot
OdpowiedzUsuńDobrze że oni są. Dobrze że mówią. Jednak póki co, mamy fatalny kryzys. I to jest fakt zupełnie ponury.
@kazef
OdpowiedzUsuńTo bardzo ciekawe. Mnie się wydawało że to jest najważniejszy news ostatnich miesięcy. A z pewnego punktu widzenia, lat.
@Marylka
OdpowiedzUsuńJak najbardziej zasłużenie. Salon to tony mułu i tabuny zamulaczy. Komentarza karoliny na pewno bym nie odnalazł.
@Marylka
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie zachować zdanie osobne. Uważam że tak zwany kop w dupę może być w pewnym kontekście bardzo ekologiczny.
@kazef
OdpowiedzUsuńMnie w tym tekście zaintrygowało to pytanie "czy to prawda, że straciła uprawnienia kombatanckie".
Jakie uprawnienia kombatanckie mogła mieć Anna Komorowska???
@Toyah
OdpowiedzUsuńNa litość Boską! Chyba nie kopiesz swojego syna w d...?
@kazef
OdpowiedzUsuńSprawa tych relacji musiała być znana gdzie niegdzie od dawna. Tyle że na nią musiał też istnieć bardzo ścisły zapis.
No to teraz ja coś wkleję (nie sciągam od nikogo :):
OdpowiedzUsuń"Bronisław Komorowski angażował się w działalność opozycyjną. Wiązało się to z ciągłym nękaniem przez aparat bezpieczeństwa. Anna Komorowska wspomina naloty, przeszukiwania i prześladowanie przez SB. Była przy mężu cały czas i bardzo dzielnie przeżyła okres internowania Bronisława w stanie wojennym. W wywiadzie dla SE tak mówiła o trudach walki o wolność i demokrację: „Cóż, domowe naloty służby bezpieczeństwa to nie były miłe sytuacje."
http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/komorowscy-biografia-nowej-pierwszej-pary_145032.html
Pewnie te naloty SB w domu Komorowskich to były zwykłe odwiedziny teściów Bronka...
@Marylka
OdpowiedzUsuńAleż naturalnie. U nas w domu tak się dzieje tradycyjnie. Jedyna objęta ochroną osoba to moja żona. A ty uważasz że lepiej by było walić w pysk? Albo pasem przez plecy?
@kazef
OdpowiedzUsuńNo i jak się wydało, szlag trafił uprawnienia kombatanckie.
@Toyah
OdpowiedzUsuńSkądże. Najbardziej wychowawczo jest dusić sznurem od żelazka i przypalać aż się usmaży drań jeden.
@Marylka
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Cię bardzo, ale czy Ty może jesteś w ogóle przeciwnikiem tzw. kar cielesnych? Jeśli tak, to powinno Ci być obojętne, czy dziecko dostaje klapsa, czy kopa, czy kijem po plecach. O przypalaniu żelazem i duszeniu nie mówię, bo sama wiesz że to czysta demagogia. A jeśli nie jestes, to zapewniam Cię że kopniak jest karą najbardziej z nich symboliczną. A więc, jak mówię, ekologiczną.
Na Frondzie dziś Słowo ks. Marka Dziewieckiego. Zaczyna się pięknie: człowiek to ktoś jedyny na tej ziemi, kogo Bóg stworzył nie z nicości czy z materii, lecz z samego siebie, czyli z miłości!
OdpowiedzUsuńMnie zainteresowało w kontekście jakże trudnego Bożego nakazu miłości bliźniego w tym miłości nieprzyjaciół (czyli tych od gałęzi). I tu fragment:
"Jak okazuje Jezus swą miłość ludziom błądzącym? Otóż takich ludzi nie wspiera, nie okazuje im czułości, nie chwali, nie toleruje, nie akceptuje, lecz stanowczo upomina i wzywa do nawrócenia: „Jeśli się nie nawrócicie, marnie zginiecie”. Z tymi, którzy bardzo błądzą, Jezus nie chce nawet rozmawiać. Ich też kocha nieodwołalnie i właśnie dlatego mówi im całą prawdę: zachowujecie się jak „wieprze”. A z kimś takim nie ma sensu rozmawiać, dopóki ktoś taki się nie zacznie zmieniać."
Ci nasi wrogowie próbują czasami, powołując się na wynikający z naszej wiary nakaz miłości nieprzyjaciół, zakazać nam poszukiwania prawdy czy upominania ich. Tymczasem tu widzimy, że obowiązująca nas miłość do nich nie może być naiwnością.
http://www.fronda.pl/news/czytaj/milosc_i_cierpienie_surowka_slajder
Naprawde, wspolczuje wszystkim co miejszkaja w Polsce. Na szczescie istenieja kraje, gdzie takie zachowania sa niemozliwe. Zachecam mlodziez do emigracji.
OdpowiedzUsuń@Maciek
OdpowiedzUsuńO jakich zachowaniach mówisz? I o których krajach? Bo mamy dylemat. Rozumiesz. Skoro mamy stąd wiać, musimy wiedzieć gdzie i na co możemy liczyć.
@Toyach:
OdpowiedzUsuńMowie o zachowaniach, ktore pieknie opisujesz w swoim poscie. Takie rzucanie sniegiem w busa, albo ci mlodzi ludzie na przystanku. Znam to niestety z wlasnego gdanskiego podworka wiele lat temu.
Chce tylko powiedziec, ze np. w kraju gdzie mieszkam takie zachowania sa NIESPOTYKANE. W naturze tutaj ludzi mieszkajacych nie ma takich mysli, zeby cos takiego w ogole zrobic.
I za to kocham kraj w ktorym mieszkam.
Przyklad: Jeszcze kilkanascie lat temu nie zamykano tutaj samochodow na ulicach, a dopiero kilka lat temu pojawilo sie ubezpieczenie na kradziez samochodu, z ktorego i tak prawie nikt nie korzysta.
.
A poniewaz sie to nie zmieni w najblizszej przyszlosci, mlodziezy proponuje emigracje.
@Maciek
OdpowiedzUsuńA co to jest za piękny kraj, w którym mieszkasz? Czy możesz nam zdradzić jego nazwę?
@Maciek
OdpowiedzUsuńJa mam dla Ciebie ciekawszy pomysł: Koczownicy są jeszcze szczęśliwsi, bo nie mają żadnej ojczyzny.
Po co Ci cudza? Uwolnij się!
To Portugalia. Zapraszam na moj profil i na stronke mojej zony (Kuchnianadatlantykiem.com).
OdpowiedzUsuń.
Po tylu latach mieszkania w tym kraju mam tak, ze gdy ide pustą waską drogą i a naprzeciwka idzie trzech wyrostkow to mam 100% pewnosc, ze nawzajem ustąpimy sobie drogi i nic sie nie stanie.
To jedno z najpiekniejszych uczuc zyciu.
I Wam wszystkim tego samego zycze !
@orjan:
OdpowiedzUsuńI po co ta gadka? Nie masz zielonego pojecia co to znaczy mieszkanie dlugo za granica i co to znaczy ojczyzna. Typowy trol.
@Toyah
OdpowiedzUsuńPrzeczytalem to przypadkiem i nie wiem nawet co mam powiedzieć.
Może Ty będziesz to potrafił rozłożyć na czynniki pierwsze.
http://fzp.net.pl/spoleczenstwo/kazdy-czlowiek-potrzebuje-tozsamosci
@Maciek
OdpowiedzUsuńBywalem dłużej poza ojczyzną i dziwię Ci się że nie tęsknisz.
Ja to przeżywałem wielokrotnie
@Maciek
OdpowiedzUsuńWidzisz? To dobrze że Cię dopytałem. Teraz wiemy że chodzi o Portugalię. Źle by było gdyby jakiś młody miłośnik europejskiej cywilizacji źle Cię zrozumiał, wyemigrował do Niemiec, Francji czy Irlandii i na przywitanie oberwał kulką. Śnieżną lub inną.
@Maciek
OdpowiedzUsuńMoże i trol, ale jako śwaitowiec pewnie wiesz, że są dwa rodzaje decyzji lokalizacyjnych:
1) Ibi bene, ubi patria
- Tam dobrze, gdzie ojczyzna.
2) Ibi patria, ubi bene
- Tam ojczyzna, gdzie dobrze.
Cieszę się, że z tych dwóch wybrałeś według swojego gustu. Ja także.
Chcącemu krzywda się nie dzieje, więc Twój los niewiele mnie obchodzi. Jednak wszedłeś tu z ogólną zachętą emigracyjną do innych, w tym do mnie. Dlatego wdałem się w rozmowę.
Zachętę tę ostatnio sprawdza nieco ponad 2 miliony Polaków. W tym ok. 1 tysiąca sprawdza teraz w Portugalii. Czy masz jakieś dane o ich zadowoleniu?
Dalej, to mi już tematów na rozmowę z Tobą brakuje. Myślałem, że zamówię jakieś fondue, ale pod podanym adresem kuchennym oferujesz tylko "not found". Przynajmniej tak mi w garnku wyguglało.
@Maciek
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że się wtrącam, ale ja też nie wiem, co znaczy mieszkanie długo za granicą. Możesz mi opowiedzieć? Prośba moja wynika z tego, że jak ja już mojego syna namówię żeby on pieprznął tą Polską i wyjechał do Portugalii, to czy on poczuje ulgę od razu, czy dopiero po dłuższym czasie.
@Maciek
OdpowiedzUsuńPo głębszym namyśle, stwierdzam, że chyba wybrałem lepiej.
Gdy Ty idziesz pustą drogą a z naprzeciwka idzie trzech, to sobie nawzajem ustępujecie. I dobrze.
Ale, gdy ja idę przez swoją wieś, a z naprzeciwka idzie trzech wyrostków, to oni mi mówią chórem: "Dzień dobry!" A ja przystaję i podaję im rękę.
Jest więc tu jednak coraz gorzej, bo, gdy ja tak szedłem jako wyrostek, to mówiłem: "Pochwalony!", albo przynajmniej: "Szczęść Boże!"
Wszystko schodzi na psy. Ale żeby mijać się milczkiem?
@orjan
OdpowiedzUsuń"Kuchnia nad Atlantykiem" to blog Agnieszki, tutaj:
profil Agnieszki na blogerze
http://www.blogger.com/profile/00847283567075857006
która, być może, związana jest jakoś z Maćkiem. Ale on o tym nie mówi, to tylko moje przypuszczenie.
@Maciek
OdpowiedzUsuńPrzepraszam - za szybko czytałem, i przemknąłem przez informację o żonie.
Piękny blog ze znakomitymi graficznie ilustracjami.
PS
Podając adres przekierowania na blog, nie zapomnij o "www." na początku, albo — alternatywnie — popraw parametry przekierowania tak, aby zadziałało nawet wtedy, gdy prowadzącego "www" nie podać - czyli aby zadziałało wtedy, gdy ktoś powtórzy adres w wersji, jaką Ty tutaj napisałeś.
Pzdr,
YBK
@Yagotta B.Kidding
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, ten blog jest imponujący i pięknie podany. Jak te ciasteczka.
Jeśli Maciek tam właśnie się schował, to wcale mu się nie dziwię.
Tylko co do tego ma Portugalia?
@all
OdpowiedzUsuńBlog Agnieszki przypomina trochę pewien blog salonowy ChilliBite, ten oto:
http://chillibite.salon24.pl/
To stąd, że obydwa są ilustrowane i, hmm, wciągające. I bardzo słodkie, uwaga. Rolady ani na jednym, ani na drugim nie znalazłem.
Jest jeszcze salonowy blog Łasucha, gdzie mniej lukru, tutaj:
http://mojegotowanie.salon24.pl/
Polecam!
YBK
orjan
OdpowiedzUsuńPortugalia jest urlopowa. Kiedyś były tam kopalnie, huty i stocznie, ale po wyjeździe polskich górników niewiele z tego przetrwało. Autostrady EU wybudowała, na domek i meble do domku Portugalczykowi też stykło, a i tramwaj nawet w Lizbonie podremontowali (ten "alpinistyczny").
A zarabiać trzeba, bo na wszelki wypadek resztę państwa rozkradziono w szybkim tempie, i rozdzielono między swojaków zadłużając dzieci, wnuki, i prawnuki. Hasło: "PIGS" - Portugalia to to "P".
Kiedyś były tam hotele do wzięcia. W ajencję, w pacht, na borg, czy jakoś tak. Jeden obok drugiego, całe ciągi. Trzeba było wykazać się umiejętnością powiedzenia "biorę ten". Nie wiem, jak jest teraz, ale póki malagi, oporto, i tych importowanych trunków, i tych swojskich ryb, to żaden Portugalczyk starej okopanej EU nie straszny. A młodych buntowszczyków wygania się, jak wszędzie w młodych stażem państwach-członkach Eurosojuza, na emigrację.
Złodziejstwo i służalczość na górze, zupełnie spokojne życie na dole. Historycznie spoglądając na ostatnie trzy pokolenia Portugalczyków mamy tam marazm, potem nagły huragan "inwestycji europejskich", no i znowu będzie rzeczony marazm, spłacanie kredytów, i czekanie na ulgi, bail-outy, i następne preferencyjne kredyty. "Bo przecież nas nie wyrzucicie z EU". A właściwie, to dlaczego by nie?
Za "Strategię Lizbońską" - raz. Za "Traktat Lesbijski" - dwa. A za narobione długi, swoją drogą. Jestem za wylotem P z EU. Hotele potanieją, no i nie będzie więcej zalewu rynku samochodami, w których odpada bak przy tankowaniu, i suszarkami, z których przy załączaniu wyskakuje przewód zasilający.
Podsumowując:
To mały kraj. Urozmaicony, i z tradycjami, ale w sumie malutki. Gdyby nie młoda Brazylia, parlująca po portugalsku, albo jakaś wystawa, ehem, sztuki — na starych śmieciach — Portugalia byłaby niezauważalna.
Cheers!
YBK
@YBK
OdpowiedzUsuńCiekawe to wszystko. Mimo to informacja podana przez Maćka warta jest zapamiętania. Jeśli już wyjeżdżać, to do Portugalii. No bo gdzie?
@toyah
OdpowiedzUsuńDo wód! Jak za starych czasów. Portugalia...
@Yagotta B. Kidding
OdpowiedzUsuńCiekawa jest ewolucja azymutów poszukiwania miejsca do życia na ziemi. Selektywnie tu skracając relację do czasów, które żyjący ludzie pamiętają, szukano, według stosownego przekonania:
- Ameryki, bo tam ambitny pucybut mógł zostać milionerem,
- Nowej Zelandii, bo tam najpóźniej dotrze opad nuklearny; może w ogóle,
- Kaliforni, bo tam nigdy nie pada; przynajmniej na południu,
itd., aż poszukiwawcze preferencje dojrzały, upraszczając się w poszukiwaniu miejsca, gdzie można być wiecznym rentierem.
Ot, tak. Przez sam fakt pobytu. Takie, niewinne marzenie rodem z zabawy przedszkolaków w tzw. komórki do wynajęcia: kucniesz szczęśliwie, to jesteś bezpieczny.
Może nawet Portugalia, póki co, jest dobrym wyborem. Dość skąpe opowieści Maćka i analiza Twoja, YBK, pokrywają się z folklorem wskazywanym przez Jeffrey’a Archer’a w jego co bardziej jajecznych nowelach ze zbioru: „Zasłyszane w kiciu i gdzie indziej” (Cat O’nine Tales and Other Stories).
Tam jest powtarzający się motyw azymutu spieprzania do raju: „w Anglii naprzewalam nieco i ukryję się w Portugalii, na wybrzeżu, koło Porto. Tam są hoteliki do kupienia, ale przecież mając je, trzeba mieć za co żyć”.
Jak powiedziałem, Archer pisze to dla jaj, zresztą pysznie, ale musi w tym być rezonans brytyjskich, gminnych przekonań. W końcu to sam Archer, świetny obserwator obyczajowy! Jakoś tak mi się to wszystko pokojarzyło, po Twoim komentarzu. A i u mnie, do wioski, to i owo dochodzi, nie tylko internet, ale także tzw. kontent.
Nie ma nic złego w pragnieniu dolce far niente. Gdziekolwiek. Ja, kiedyś byłem bliski osiedlenia się w takiej miejscowości o nazwie Arequipa (kto był, rozumie dlaczego tam). Dowcip polegał na tym, że tam, za mój wkład kapitałowy starczał kolor moich oczu („Ojos Azules …”, kto takie przyśpiewki latynoamerykańskie słyszał, ten rozumie). Niestety wygnała mnie ambicja i zachowawcze przekonanie, że w domu najlepiej.
I dobrze zrobiłem, bo niedługo wyhodowano nową rasę kotów nazywając je Ojos Azules (sic!) a okazało się, że białe Ojos Azules mają tendencję do zezowania i głuchoty, co skutkuje potrzebą eutanazyjną.
Ciekawe jak potoczy się dalsza historia Portugalii?
Tyle tymczasem.
@orjan
OdpowiedzUsuńNiezłego klina mi zabiłeś tym Jeffem Archerem - słyszałem o Baronie, Panu Na Włościach, ale nie czytałem. Teraz się wstydzę, bo widzę, że trzeba było, włości nie włości. Zebrałem w jedno obserwacje własne, i wieści przekazane mi przez znajomych, i tak jakoś z tego skompilowanego naprędce obrazu ta arczeropodobna Portugalia się wynurzyła. Nie uwzględniłem jedynie kurzu lizbońskiego, który letnią porą jest wszędzie, dodaję go więc terz; oto dwie szufle.
Madera, prawda? Zamiast Mariańskich Łaźni, Bad Homburga czy Krynicy. Drewniana wyspa, jak mówili marynarze Henryka; pewnie się tam zaopatrywali. Madeira może być. Nie byłem, ale czytałem o Dziadku, więc całkiem zły wybór to nie jest. Ani on, ani Infante D. Henrique nie mogli się mylić. A zatem, za lat ...dzieści, a może wcześniej, obserwujmy — jeśli los zdarzy — dalszą historię Portugalii z Archipelagu Maderyjskiego.
(...)
Druga sprawa, to czarny scenariusz po kazaniu niepodległościowym, wygłoszonym przez ks. płk. Żarskiego, który nastał ze zdymisjonowaniem go przez Bredzisława Humoruskiego. Czytałem Twój komentarz, ten powątpiewający lekko, i już nie muszę odpowiadać — życie i ten komór rezydent wyprzedziły moją odpowiedź.
Tylko tyle: prezydent jest nie tylko społecznie niesamodzielny, nieodpowiedzialny, lecz także nie w pełni władz umysłowych. Oddaje się on bowiem bez hamulców myśleniu życzeniowemu, magicznemu. Takiemu typu "skoro ja tak uważam, to tak jest", co wywołuje gafowate komentarze, bezrefleksywne zachowania publiczne, i skutkuje podejmowaniem decyzji zgodnych tylko z wcześniejszym imprintingiem.
Maszynka wyborcza wyrzuciła wprawdzie jego kartkę, ale nawet jako człowiek nie jest on w stanie mnie zainteresować. Ot, taki leśny piewca zalet palikotów (wierszem) i wad kaszalotów (prozą). Tam, gdzie inni sporządzają strategie, on rymuje i bonmotuje. Zostawmy go w towarzystwie jemu podobnych, tych ułanów z Rakowieckiej, którzy każdy życiorys przenicują, przemalują. Jak trzeba, to cztery razy, i za każdym razem grubiej werniksując.
(...)
Na odtrutkę, na dobranoc, na koniec wrzucam jeszcze quiz na którym poległem z kretesem. Mały, miły, quizzikalny. Prościutkie, a zaskakujące pytania zamieszczono tu:
http://www.dailymail.co.uk/news/article-1331492/Can-outsmart-QIs-creators-How-good-bats-eyesight.html
@Yagotta B. Kidding
OdpowiedzUsuńTen test jest nieuczciwy, bo wymaga wiedzy specjalistycznej w wielu różnych dyscyplin naraz.
W dodatku, jest to najczęściej wiedza typu ciekawostkowego, przyczynkarska.
Tak np. Normalni ludzie utożsamniają (i słusznie!) lęk wysokości z lękiem przestrzeni. Pytanie nr. 1 byłoby więc podchwytliwe, gdyby występowała w nim alternatywa "agorafobia". O akrofobii, to nawet akfrofobowie nie słyszeli.
To jest przyczynkarstwo.
Tak samo np, z tym Hastings. Wykształcenie wymaga bowiem wiedzy o trwałych, a nie o przelotnie nieistotnych skutkach zdarzenia historycznego.
Takie pytanie można uznać za uczciwe w teleturnieju Wielka Gra z tematu Podbój Anglii, ale nie w quizie ogólnym.
Z kolei bez sensu jest oczekiwanie odpowiedzi na pyt. 18, a to dlatego, że len jest szczególnym surowcem do produkcji papieru (surowiec - produkt). Nie ma zatem sprzeczności między odpowiedziami a i c.
Natomiast odpowiedź b jest nieprawdziwa, bo w pieniądzu papierowym plastik może być surowcem banknotu. Dla dopuszczenia odpowiedzi b, należało pytać o "bank note", a nie o "paper money". Pomieszanie pojęć, czyż nie?
@orjan
OdpowiedzUsuń"Pomieszanie pojęć, czyż nie?" - Ależ tak, potocznych z uściślonymi. Na tym cała zabawa polega, której nie można do końca brać na poważnie.
Ja się z każdym pytaniem więcej śmiałem. Z siebie. Bo dałem się zaskoczyć, i to za każdym razem aż do ostatniego pytania! This test epitomises a very British kind of humour, British to the bone.
No i jeszcze "You’ll Never Walk Alone" na sam koniec. Tu już nie trzeba nic dalej mówić. Wystarczy popatrzeć przez chwilkę na ten obraz:
http://www.youtube.com/watch?v=Y7xvegPH_Lw
Alez piękna dyskusja rozwinęła się po moim "portugalskim" wątku !
OdpowiedzUsuńTak http://www.kuchnianadatlantykiem.com/ to blog mojej zony.
Serdecznie wszystkich pozdrawiam.
PS. Do Polski ( podobnie jak 3 miniony Polaków) nie wracamy. Nie ma po co.