Przebieg i zakończenie lokalnych wyborów, cały kontekst w jakim one się odbywały, ich wyniki, i wreszcie to co po nich zostało, budzą we mnie smutek… i właściwie tylko smutek. Oczywiście ktoś mi może natychmiast powiedzieć, że trudno się po mnie dziś spodziewać czegokolwiek innego, skoro moja ukochana partia Prawo i Sprawiedliwość dostała w tych wyborach oczywiste lanie. Muszę jednak od razu na taką sugestię odpowiedzieć, że owszem, ale nie do końca. Powiem więcej – wcale nie. Tu o PiS oczywiście trochę chodzi, jednak w bardzo małym stopniu. Jestem pewien, że gdybym dziś dowiedział się, że Prawo i Sprawiedliwość osiągnęło lepszy wynik w wyborach do Sejmików i zdobyło w więcej stanowisk prezydenta, nie byłbym ani trochę bardziej wesoły.
Oczywiście, można powiedzieć, że takie gdybanie nie ma sensu, bo gdyby akurat PiS wygrał – lub chociaż osiągnął wynik, o którym można by było powiedzieć, że był dobry – świadczyłoby to lepiej i o Polsce i o nas samych. A zatem, gdyby spojrzeć na sytuację od tego akurat końca, niewykluczone, że człowiek nazwiskiem Małkowski otrzymałby wówczas na przykład zaledwie 5% głosów, a w Wałbrzychu nie wygrałby ten skorumpowany peowiec, ale ktoś inny. Ktokolwiek inny. Tymczasem jest jak jest. PiS wypadł marnie, a my jeszcze marniej. O politykach nie mówię, bo o nich akurat ostatnio powiedziałem chyba wszystko, co powiedzieć trzeba było.
Odbyły się te wybory, do których poszło tradycyjne 30, 40, czy gdzieniegdzie 50 procent mieszkańców, i wybraliśmy władze lokalne na kolejne lata. Eksperci od nauk społecznych i politycznych cieszą się, że ludzie, jak zwykle „pokazali czerwoną kartkę partiom” natomiast wybrali przedstawicieli takich ugrupowań, jak Czas Gospodarzy, Kocham Moje Miasto, Szczecin dla Pokoleń, Miasto dla Pokoleń, Patrzmy w Przyszłość, Zasługujemy na Więcej, czy może nawet i Serce dla Mojej Dzielnicy. Ja natomiast widzę, że w Sopocie wygrał Jacek Karnowski – człowiek, wobec którego podejrzenia były tak wielkie, ze w pewnym momencie odsunęła się nawet jego własna partia. W Olsztynie bardzo dobry wynik uzyskał typ, którego jeszcze nie tak dawno mieszkańcy miasta usunęli z urzędu z powodu ciężkich zarzutów kryminalnych. W Wałbrzychu wygrał bohater największej ostatnio afery korupcyjnej. W Mysłowicach do drugiej tury wyborów wchodzi człowiek, którego nazwisko niczym żart znane jest już w całej Polsce, pokonując zarówno PiS, jak i Platformę Obywatelską. W Stalowej Woli prezydentem zostaje człowiek, który cztery lata temu wygrał, jako człowiek Prawa i Sprawiedliwości, a dziś jest kimś, kto bardziej by pasował do Ruchu Przyjaciół Janusza Palikota; i ci sami ludzie co wówczas, głosują na niego i dziś.
Czytam dziś w Sieci, że Opolem od 16 lat rządzą prezydenci z zarzutami. Właśnie w tym mieście na kolejną kadencję został wybrany aktualny prezydent miasta, niejaki Zembaczyński. Czytam dalej, że jeśli ów Zembaczyński przez kolejne lata pozostanie bez wyroku, który nad nim od lat wisi, będzie prezydentem Opola już 12 lat, a samo Opole będzie rządzone przez osoby z prokuratorskimi zarzutami od 20 lat. Wirtualna Polska – bo to tam czytam te wieści – zastanawia się, jak to się dzieje, że ludzie głosują na ludzi aż tak podejrzanych. I odpowiedzi nie znajduje. Bo trudno nazwać wyjaśnieniem kompletnie chaotyczne spekulacje zawodowych mądrali, zaczynające się od słów: „Być może mieszkańcy…”.
Patrzę na tę wyborczą mapę Polski, i Bóg mi świadkiem, że w ogóle nie myślę o Prawie i Sprawiedliwości. To natomiast co mnie dręczy, to ów socjologiczny obraz tego co się dzieje w moim kraju. A więc przede wszystkim, po co ludzie chodzą w ogóle do wyborów, dlaczego do nich nie chodzą, i oczywiście, co mają w głowach, kiedy podejmują swoje decyzje. I z tych moich myśli już po chwili zaczyna wyłaniać się tak okropny chaos, że myślę sobie, że jak to dobrze, że są gdzieś w Polsce miejsca, gdzie istnieją jeszcze ślady choćby marnego porządku. Gdynia, Gdańsk, Katowice, Wrocław, Poznań, czy mała Bogatynia, nagle w tym całym nieszczęściu jawią się jak oazy rozsądku, a nawet jeśli nie rozsądku, to przynajmniej jakiegoś w miarę stałego poczucia kierunku. Weźmy takiego prezydenta Gdańska Adamowicza. Z tego co o nim wiem, to jest ktoś, kogo ja bym nawet nie chciał na swojego dozorcę. Natomiast zakładam, że mieszkańcy Gdańska kiedyś go wybrali, uznali, że on jest po prostu świetny, lubią na niego patrzeć i słuchać jak do nich gada, są do niego przyzwyczajeni, w dodatku jeszcze cieszą się, że on jest z Platformy, którą oni uwielbiają, i że jest przy okazji kumplem Tuska, który z ich punktu widzenia jest w porządku gościem - i koniec dyskusji. Jestem pewien, że gdybym miał okazję rozmawiać z jakimś mieszkańcem Poznania, Wrocławia, czy Gdańska i spytał ich, dlaczego oni głosowali na tych swoich prezydentów, jestem pewien, że każdy z nich spojrzał by na mnie zdziwiony i zapytał: „A niby czemu nie? Przecież oni są najlepsi”. I miałby oczywiście głęboką rację.
Powiem więcej. Jestem przekonany, że gdybym nawet zapytał jakiegoś Warszawiaka, dlaczego on wolał, żeby prezydentem jego miasta była dalej ta nieszczęsna kobieta, a nie ktoś choćby i nawet minimalnie tylko kompetentny, jak Czesław Bielecki, a on by mi odpowiedział, że „to jest przecież nasza pani Hania, a poza tym nienawidzę PiS-u”, to za tym też by stała jakaś myśl, czy choćby emocja. Jeszcze więcej. Gdyby w moim mieście naprzeciwko Piotra Uszoka stanął mąż Barbary Blidy i by z Uszokiem wygrał, to też bym umiał dojrzeć w tym szaleństwie jakiś sens. No bo wiadomo – Blida to niemal Święta Barbara - Patronka Górnego Śląska, w dodatku męczenniczka za swoje umiłowanie tej ziemi, a jej mąż w tej sytuacji to prawie jak Józef. Natomiast, co mi może odpowiedzieć mieszkaniec Opola, który głosował na tego, wspomnianego wyżej Zembaczyńskiego, czy jakiś obywatel Wałbrzycha, głosujący na tego specjalistę od Dominikany, jeśli będę chciał się dowiedzieć, co im chodzi po łbach? Co się dzieje w głowach mieszkańców Stalowej Woli, którzy najpierw zrobili człowieka prezydentem za to, że jest łagodnym konserwatystą, a cztery lata później wybrali go ponownie za to, że tak pięknie walczy z Polską i Krzyżem? Przecież z ich ust może wypłynąć wyłącznie jakiś grzechot.
No i próbuje znaleźć odpowiedź. Jedna jest optymistyczna, druga mniej. Najpierw ta wesoła. Jest całkiem możliwe, że miejscowi – a już z całą pewnością ci, którzy interesują się życiem w okolicy – świetnie sobie zdają sprawę z tego, kto jest kto. A więc, kiedy mieszkańcy Opola z jednej strony mają tego Zembaczyńskiego, a z drugiej całą resztę, to wiedzą świetnie, że owa cała reszta, to banda idiotów, nie warta nawet splunięcia. I powiem szczerze, że ja nawet nie wiem, czy ten Zembaczyński to jest komunista, PSL-owiec, czy ktoś z PO, czy może jeden z tych "lokalnych niezwiązanych". A może to jakiś przedstawiciel mniejszości niemieckiej. Wiem, że z całą pewnością on nie jest z PiS-u, ale też wiem, że jest wcale niewykluczone, że PiS wystawił przeciwko niemu jeszcze większego cymbała. I ludzie to dobrze czują. Możliwe też, że ludzie wiedzą, że zarówno Jacek Karnowski, jak i ten jego niby rywal, to podejrzane typy, ale jeszcze lepiej się orientują, że PiS tam wystawił jakiegoś kompletnego durnia i dla nich sytuacja jest taka, że każdy, byle nie on.
To może być. I jeśli tak jest, to dobrze. Ład społeczny jest bowiem ważny przede wszystkim. Obawiam się jednak, że ja sobie tylko tak wmawiam. Obawiam się, że sytuacja jest taka, że nawet ci prezydenci Poznania i Gdańska nie zostali prezydentami, bo ludzie myślą i mają swoje plany. Dowodem na to jest i Łódź, gdzie Waszczykowski był o niebo lepszy od całej tej kupy nieudaczników, a mieszkańcy Łodzi go wysłali w cholerę. Dowodem na to jest Warszawa z Gronkiewicz i z Bieleckim. Dowodem może być tu nawet Kraków z Dudą i tymi dwoma. Mam bardzo poważne podejrzenia, że ludzie kierują się czymś zupełnie innym, niż uczciwością, rozumem i sercem. Obawiam się, że po 10 kwietnia , wbrew nadziejom formułowanym na tym blogu również, jako Polacy dramatycznie się obsunęliśmy. Myślę sobie, że to zło, jakie wówczas zaistniało, było tak ogromne, tak straszne, tak wyjątkowe, że ono zatryumfowało. A wszyscy wiemy, w jaki sposób przede wszystkim zło tryumfuje. Otóż ono zaraża grzechem. Jak wirus. Jak jakaś straszna dżuma. I to właśnie to zło, którego byliśmy wszyscy świadkami w tamten sobotni poranek i przez kolejne dni po nim, zniszczyło cały ten czas, który nastąpił już potem.
Po raz pierwszy przyszło mi to do głowy, kiedy dwa tygodnie temu stałem przed drzwiami lokalu wyborczego, w którym sam głosowałem i czytałem wyniki głosowania. Pisałem o tym na blogu. Patrzyłem na ten absurdalny dokument ludzkiego upadku, a obok mijali mnie ludzie, wszyscy pozornie dokładnie tacy jak ja, moi sąsiedzi, czasem i moi znajomi. A ja bezradnie patrzyłem na te mokre od pluchy kartki i nie wiedziałem co powiedzieć. I dziś nie wiem, co powiedzieć, kiedy czytam wyniki wyborów w całej Polsce i wiem, że tam już dziś wszędzie też wiszą jakieś ogłoszenia, stanowiące dokument właśnie tego, co nas spotkało 10 kwietnia. Myślę że przede wszystkim właśnie tego.
Rymkiewicz mówi, że nie należy się martwić. Wręcz przeciwnie. Że skoro mamy Jarosława Kaczyńskiego i te pięć, dziesięć, piętnaście, czy – dzięki Ci Panie! – dwadzieścia procent ludzi, którzy odwrócili się plecami do ucisku, jesteśmy już szczęśliwi. Już jesteśmy wybrani. Może ma rację. Mam nadzieję, że ma rację. Ale pomodlić się i tak nie zaszkodzi.
Tekst w miniony piątek opublikowany w Warszawskiej Gazecie.
Coraz wyraźniej widzę, że ten narodowy wstrząs 10 kwietnia to była ułuda. Nie licząc tych 15-20 procent ludzi, którzy wiedzą, co myślą i co czują, reszta wstrząśniętych była wstrząśnięta dlatego, że tak chciała TELEWIZJA. Byli w ten sam sposób wstrząśnięci, jak cały świat po zgaśnięciu gwiazdy najświętszej księżnej Diany (równie, choć dzięki innym cnotom, świętej jak Barbara Blida). Co i rusz spotykam ludzi, którzy mówią: ach jak te media nas oszukiwały, przecież ten prezydent Kaczyński to był taki wspaniały, mądry człowiek. Ale ten jego brat to kompletny wariat, on powinien zniknąć z polityki... Ja mówię: a nie myśli pan, że może media znów oszukują w sprawie brata? Czy on może się aż tak różnić od swego bliźniaka i czy oni mogli być sobie tak całkiem obcy? Na to człowiek: no, pewnie byli sobie bliscy, i dlatego właśnie ten Jarek zwariował i już jest skończony.
OdpowiedzUsuńI tak dalej, i tak dalej, i ten miły, pełen emocji człowiek każdym kłapnięciem szczęki wypluwa z siebie papkę medialną, aż zaczynam sobie wyobrażać, że jak ona wylezie z niego do końca, to całe ciało nagle zwiędnie jak balon bez powietrza i zamieni się w kupkę szmat.
Czy taka jest Polska - 20:80? - czy może taka jest też reszta świata?
@Marylka
OdpowiedzUsuńTrzy razy racja.
Większość z nich została nakręcona przez telewizję. Absolutnie! To był zwykły festiwal. Jak Biały Marsz i Wielka Orkiestra.
A dziś, czy wczoraj, prezydent Sopotu Karnowski powiedział, że Lech Kaczyński był bardzo dobrym prezydenten. Że między nim a jego bratem zawsze była przepaść. I takie tam.
No i to 80 do 20. Jest jak mówisz. To jest cały świat. Podejrzewam tylko, ze u nas jest jednak lepiej. W końcu nie zapominaj, ze jednak Jarosław przegrał minimalnie. A i to przy założeniu, że wybory nie były sfałszowane.
@Toyah
OdpowiedzUsuńAle, Toyahu, kiedy były wybory, jeszcze nie ogłoszono, że on zwariował. Więc dawali mu głosy i tacy, jak mój rozmówca. Teraz już są naprowadzeni na słuszną drogę.
Chociaż - może i jest nieco lepiej. Bo ja jednak myślę, że wybory były sfałszowane - ta niebywała ilość głosów nieważnych. Robota PSL, jak twierdzą niektórzy.
@Toyah
OdpowiedzUsuńCoś mnie jednak rozweseliło. Kiedyś piekliłam się, jak słyszałam głosy po wyśmiewanych przez media wypowiedziach naszego Prezydenta, że "wstyd na cały świat". To takie żałosne, jak ludzie lubią się wstydzić za kogoś, i to przed"całym światem". Ale teraz mam satysfakcję, bo ci sami wstydzą się za swojego wybrańca:
http://www.pardon.pl/artykul/12985/komorowski_w_lizbonie_swiecace_buty_i_wypiety
@Marylka
OdpowiedzUsuńBardzo śmieszne. Ciekay jestem tylko, jak na niego mówią w Europie? Kartofel, czy jakoś inaczej?
@Toyah
OdpowiedzUsuńTrzeba by mieć tam swojego człowieka, bo z mediów się na pewno nie dowiemy.
Kończę teraz w wielkiej mordędze "Samuela Zborowskiego" Rymkiewicza (nie ukrywam, mam kłopot z tą książką). Tam jest rozdział zatytułowany "Polacy są piwo". Tytuł wziął się ze zdania, jakie miał wypowiedzieć Jan Zamoyski w kontekście inicjatyw podejmowanych przez rodzinę i powinnych Zborowskiego, chcących powstrzymać kanclerza przed wykonaniem na nim (na Zborowskim) wyroku śmierci do czasu zwołania sejmu.
OdpowiedzUsuńZamoyski miał powiedzieć: "Polacy są piwo, które kisa z przodku, a potem za wodę stoi", czyli, mniej więcej: Polacy są jak piwo, które fermentuje tylko na początku i w efekcie warte jest tyle co woda." Czyli, mniej więcej: Polacy są jak kiepskie piwo: zrazu się burzą, nawet gwałtownie, ale zaraz potem im przechodzi, przechodzi im bardzo szybko i nic z tego nie zostaje, za chwilę są już kompletnie nieszkodliwi.
I Rymkiewicz pisze, że to zdanie jest początkiem długiej historii pogardy Polaków, którzy mają władzę wobec Polaków, którzy są rządzeni. I ja się zgadzam z taką oceną, jeżeli tę drugą część zdania ("potem za wodę stoi") rozumieć tak, jak ją interpretuje Rymkiewicz (który nie zawsze trafnie interpretuje). Ale to zdanie można interptretować też w nieco innym kontekście, bez tej przymieszki pogardy. Na przykład tak:
Umysłowość to jednak o ile podatna na wpływy, o tyle mało wytrwała, o ile posiadająca wielkie możliwości, o tyle nie lubiąca wysiłków. Są jak pioruny, które gdy raz uderzą, leżą tak jak każdy inny krzemień. Lepsi jesteśmy w pierwszym zapędzie, niż w stałym dążeniu. Wiele rzeczy w nas natura rozpoczyna, lecz niewiele tylko doprowadza do końca. Żaden naród łatwiej nie popada w gniew i łatwiej nie daje się uspokoić.
- a to już są słowa Macieja Kazimierza Sarbiewskiego, XVII-wiecznego jezuickiego profesora retoryki z akademii w Połocku i Wilnie, najsłynniejszego w Europie polskiego poety łacińskiego. On Polakami nie gardził, przeciwnie, zamierzał nasz naród uświetnić pisząc wielki epos o legendarnych początkach naszej historii.
cdn.
Kiedyś już wrzuciłam na salonie ten kawałek Sarbiewskiego (w wersji obszerniejszej), bo on wydaje mi się bardzo ważny. Tu nie ma żadnej pogardy. Może u Zamoyskiego była, ale nie tu. Sarbiewski pisał o samym sobie - jako przykład niech wystarczy to, że zaczął pisać ten swój wielki, największy poemat o Polsce, pt. Lechiada - "epos jaki w całej starożytności jedyny Wergiliusz stworzył" - ale go nie skończył.
OdpowiedzUsuńJesteśmy jak to piwo Zamoyskiego i jak ten piorun Sarbiewskiego. I tyle. Wiem, co mówię, też jestem Polką, no nie? Najlepsze jest to, że potrafimy się budzić. Mamy fantastyczne przebudzenia. Przed nami kolejne fantastyczne przebudzenie. Mam tylko nadzieję, że dożyję.
Podoba mi się ogromnie ten tekst, który dziś napisałeś. I powiem Ci wreszcie, że ogromnie cieszę się, że piszesz tu, nie na Salonie. I powiem Ci, że długo myślałam, że Twoje odejście to nie był dobry pomysł, tak jak teraz wiem, że to był pomysł znakomity.
Fakt, nie da się wklejać obrazków i czasem są problemy z komentowaniem. Zgłaszał to kiedyś Don Esteban (serdeczne pozdrowienia), ja nie zgłaszałam, tylko klęłam pod nosem. Teraz już nie klnę. Po prostu: cieszę się, że nie piszesz dla Salonu.
@latinitas
OdpowiedzUsuńPięknie. Czekam ma dalszy ciąg.
A tak swoją drogą, czemu masz kłopot z Rymkiewiczem?
@Latinitas
OdpowiedzUsuńPasuje do dzisiejszego obrazu, ale myślę że raczej z pozoru. Tamci Polacy byli z charakteru bardziej południowcami. Łatwo się rozpalali, szybko im przechodziło, bo mieli w sobie miękkość, miłosierdzie i rycerskość wobec pokonanych. To dziedzictwo jest teraz w największej pogardzie. I już dawno straciliśmy czar południa.
Może kłopot to źle powiedziane. Nie mogę mu darować po prostu tego Samuela. To jest niedobra książka. Rymkiewicz jest mój, a teraz napisał niedobrą książkę.
OdpowiedzUsuń@Marylka
OdpowiedzUsuńNie, nie byli miłosierni i żadnej miękkości w nich wtedy nie było, żadnego czaru południa. Tu mi najbardziej pasuje rzeczywiście fenomenalne zdanie z tego Samuela:
[...]wspaniały obraz ówczesnej cywilizacji polskiej - ogolone łby, żelazne buty, łuki i kołczany, a jeśli chcecie z nami mówić, to mówcie do nas po łacinie.
Pozdro serdeczne.
@latinitas
OdpowiedzUsuńTo niedobrze, że niedobra. Jakoś musimy to znieść.
@latinitas
OdpowiedzUsuńWidzisz, to jest tak: ja zawsze wybierałem sobie z tego, co czytam, to co najlepsze, i tylko to. Myślę, że w egoizmie stosowanym ("Rymkiewicz jest mój") jestem jeszcze lepszy niż Ty.
I nie mówię tego teraz wcale, by sobie pochlebić, niente affatto. Wręcz przeciwnie, zasłaniałem się takim podejściem na przykład do "mojego Pascala" - więcej pod poprzednią notką - przed zbytnią idolatrią wobec tych, których autentycznie podziwiam.
To trochę jak z tym powiedzeniem, że "milczenie jest złotem" - oczywiście, że NIE JEST, za to pozwala na dystans, swobodę myśli (tych niepoprawnych), i nabranie sił do prawdziwie znaczącej walki o wartości.
Z bardzo serdecznym pozdrowieniem,
YBK
@Toyah, Yagotta B. Kidding
OdpowiedzUsuńJasne że mężnie znoszę, bardzo mężnie. Każdemu pisarzowi zdarza się wpadka, nawet Homerowi, jak powiadają. Rymkiewicz jest mój, zawsze mówił za mnie, mówił za mnie nawet dużo więcej niż miałabym ochotę kiedykolwiek powiedzieć. I robił to tak (mówię o jego prozie i poezji), że - ha, ja tego powiedzieć na razie nie umiem, w każdym razie bez egzaltacji nie umiem, a egzaltacji nie lubię. Dlatego teraz tak mnie wkurzył.
Nie chcę pisać publicznie, co mam do tej książki. Bo ja Rymkiewicza kocham miłością wierną - od tego nie ma ucieczki. Że napisał Samuela - no napisał, będę z tym żyć.
:-))
@Latinitas
OdpowiedzUsuńMam podobne odczucia wobec tej książki. Męczę się z nią już dość długo, a jestem dopiero w połowie.
Cały czas sobie tłumaczę, że wybitny poeta ma prawo do własnych interpretacji, ale w miejscach, kiedy bierze na tapetę ówczesny język i buduje jakieś dziwaczne konstrukty etymologiczne, cierpię prawdziwie.
Pozdrawiam serdecznie
@All
OdpowiedzUsuńA ja przywołałbym tutaj innego autora, bo coś ciągle tutaj tylko o Rymkiewiczu.A mianowicie Marię Janion i przede wszystkim jej "Niesamowitą Słowiańszczyznę".
Można tam znaleźć sporo odpowiedzi na pytania, które tak nurtują Toyaha.
A że po 10 kwietnia obsunęliśmy się jeszcze bardziej to fakt.
To taka dziwna przekora wobec tragedii i nieszczęścia, podsycana zresztą przez media.
Nie daje się głęboko przeżyć strasznych wydarzeń, bo to może być niebezpieczne.
Już tabuny medialnych aparatczyków dbają o to by mącić w głowach i relatywizować.
I powiedz Toyahu, jak potem ludzie mają wiedzieć co jest dobre a co złe?Przecież to już dokładnie wymieszano w polską breję.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńPowiem Ci uczciwie, że tą Janion mnie rozwaliłeś. I to jeszcze z tym komentarzem, że tu wciąż tylko Rymkiewicz i Rymkiewicz.
Choć właściwie może i dobrze, bo na własnym przykładzie pokazałeś, jak to jest z tym mieszaniem w breji.
Ja bym może Cię tylko prosił, żebyś na jakiś czas wstrzymał się z rekomemdacjami. Już się mniej więcej orientujemy.
@all
OdpowiedzUsuńJa właśnie czytam Samuela, niewiele jeszcze mogę powiedzieć Samuelem masz się stać Polaku, by wyrwać się z historii zaklęcia na przekór do wielkiego Państwa prowadzić.
Samuel jako Punk co na moment przed mieczem Kata woła Jezu Jezu Jezu
Ale mogę się mylić doczytam do końca i albo intuicja mnie zawodzi, albo będę trwał przy swoim.
A wracając do tych wyborów i tego stanu Narodu, a może już trzeba powiedzieć społeczeństwa???
Przypomina mi to trochę stan w jakim znalazła się kapliczka ze św Walentym znajdująca się nieopodal nas. Wywieszony transparent na niej głosi tak: "Geodeta podzielił na pół, konserwator przeoczył, Prezydent połowę przejął, może Ty drogi obywatelu kupisz drugą połowę?"
Zrobię zdjęcie bo tłumaczę z pamięci ale jest coś w tym....
„A niby czemu nie? Przecież oni są najlepsi”
OdpowiedzUsuńPodobno każdy ma coś, w czym jest najlepszy. Tyle, że nawet w dość wymiernych, wydawałoby się, konkurencjach (pozdrowienia dla Justyny Kowalczyk), najlepszość jest dzisiaj kwestią konwencji. Chciałoby się doprecyzować, że jest kwestią umowy, ale częściej chodzi o zmowę.
Co ma zatem zrobić ktoś w sytuacji Justyny? Radykalne rozwiązania są dwa: dalej robić swoje, albo przystać do zmowy.
Jeżeli w świetle kryteriów moralnych ma się rację, to pierwszy wybór zapewni mniej więcej to samo, co (toutes proportions gardées) powstało od epoki rozbiorowej między Polakami a Rosjanami. Pierwsi zachowali tożsamość, a drudzy pierwszych za to znienawidzili.
Ciekawe jest, że u prostych Rosjan tej nienawiści właściwie nie ma, natomiast jej poziom rośnie wraz z wysokością pozycji kulturowej Rosjanina (por. Dostojewski, Sołżenicyn, itp.). Nie mają oni pretensji o problemy stwarzane przez Polacziszków. Tym (nie zapominając o samych Rosjanach) bez specjalnego wysiłku zajmuje się ruska władza, a nie rosyjska kultura.
Wygląda więc, że chodzi o pretensje związane z efektem zwierciadła: „Ja mogę lizać pańskie buty, a oni priwyknut’nie chcą i przez nich muszę sam siebie mniej lubić”. Nie cierpią tego rodzaju cudzego poczucia wyższości, lecz kluczem jest ich własne sumienie niższości.
Zdaje się, że podobne wymagania dotyczą teraz PiS-u w oczach tutejszej elyty kulturowej. Wynikają z jej potrzeby emocjonalnej: „Jak dalece jeszcze musimy się sami spodlić, zanim te bliźniaki i cały ten PiS uznają swoją gorszość i przypadną lizać nasze buty?”
Takie to dylematy rządzą naszą Chamleciarnią. Dla tej nienawiści nie ma znaczenia, ile razy PiS zostanie pokonany, choćby i do gołej ziemi ścięty. Wtedy bowiem pozostanie pamięć! PiS ma się ukorzyć; ma przypaść do tych butów!
W takim ruskim zderzeniu, przede wszystkim trzeba oprzeć się wmawianiu i przyjmowaniu poczucia własnej gorszości. Miarą poziomu człowieka jest odnoszenie samooceny do kryteriów wyższych, a nie niższych. Poza tym, najpierw do kryteriów własnych, a nie cudzych, bo taki jest warunek pozostania sobą.
Niczym zdąży się zostać zawsze.
@oranje
OdpowiedzUsuńW końcu nie muszę chyba umieć mądrze odpowiadać na każdy komentarz, prawda?
Zrób proszę to zdjęcie i mi je prześlij na toyah@toyah.pl
@Ginewra
OdpowiedzUsuń:-)
Serdeczności, Ginewro.
@orjan
OdpowiedzUsuńCo za wstyd! Mózg mi gnije. Nie oranje, tylko orjan. A uwaga o zdjęciu w ogóle nie była do Ciebie. Poza tym ze mną wszystko orajt.
@orjan
OdpowiedzUsuńCo za wstyd! Mózg mi gnije. Nie oranje, tylko orjan. A uwaga o zdjęciu w ogóle nie była do Ciebie. Poza tym ze mną wszystko orajt.
@Cmentarny Dech
OdpowiedzUsuńTo o zdjęciu było oczywiście do Ciebie. Czy możesz, proszę zrobić Walentemu zdjęcie i mi wysłać na toyah@toyah.pl?
Witaj Toyahu
OdpowiedzUsuńJa tam wierze Rymkiewiczowi, On musi miec racje.
A jak to nie wystarcza to przypominam sobie piosenke "Robmy swoje" Mlynarskiego chyba tak z konca lat 80-tych. I zaczynam czuc sie lepiej. Chociaz z tym Mlynarskim ostatnio (a raczej z jego glowa) to chyba najlepiej nie jest.
Co prawda dzisiejszy dzien (13 grudzien) juz sie konczy ale chcialbym przypomniec wiersz "Bluzg" w wykonaniu Emiliana Kaminskiego. Wiekszosc czytelnikow tego blogu pewnie ten wiersz zna ale Ci ktorzy mieszkaja poza Polska to moze juz niekoniecznie. Ja sam odkrylem go dopiero wczoraj.
"Bluzg" czyli zyczenia dla generala
Jestem zdania, że zło zatriumfowało po wyborze Komorowskiego.
OdpowiedzUsuńPo Smoleńsku w Polsce przydarzyła się taka historia jakby Pan Bóg zalożył się z diabłem - nieeee, no nie wybiorą tego Komorowskiego, chyba nie sa tacy głupi. Diabeł zaś odrzekł - jesli wybiorą to czy mogę ten kraj przejąć na własność? Pan Bóg zamyślił się i odpowiedział - jeśli wbiorą Komorowskiego to ja ich nie chcę znać, a ty bierz ich sobie na jak długo chcesz :DDDD.
Jedyna pozytywna okoliczność tańca z diabłem to taka, że on zeżre wszystkich, a największą przyjemność będzie miał z zgryzania tych wszystkich, którzy przyczynili się do jego zwycięstwa.
Z tym diabłem to niby przesada, ale jest coś na rzeczy. Ja też czuję, że polska otworzyła wrota legionom z dołu, różnimy się tylko jeśli chodzi o datę tej tragedii.