czwartek, 30 sierpnia 2018

Jakich grzybów w polskich lasach szukają żony arabskich książąt?


      Jak już od pewnego czasu jesteśmy to tu to tam informowani, w miejscowości Stobnica, 50 kilometrów od Poznania, w samym środku Puszczy Noteckiej, na wyspie na kanale Kończak, od kilku lat w kompletnej tajemnicy trwa budowa ogromnego zamku, zaprojektowanego w taki sposób, by przypominał dawne, otoczone fosą, zamki warowne. Początkowo plany zakładały, że zamek będzie pełnił funkcję eleganckiego hotelu, jednak już w trakcie budowy zdecydowano, że to jednak nie będzie hotel, lecz klasyczny apartamentowiec. Budowla, aktualnie ukończona już w 90 procentach, to 14 kondygnacji, wieże sięgające ponad 40 metrów wysokości, 46 mieszkań dla 97 osób plus 10 dla obsługi. Dodatkowo podziemne garaże, kotłownia, przepompownia i oczyszczalnia ścieków. Jak mówię, wszystko w samym środku Puszczy, na końcu świata, otoczone najpierw wodą, a potem murem. Apartamentowiec.
     Sprawa oczywiście trafiła najpierw do Internetu, jako plotka, że oto rzekomo zmarły Jan Kulczyk powiększa swój majątek, no a potem, kiedy już wszystkim zajęły się media tak zwanego głównego nurtu, cała uwaga skupiła się na tym, że ów tajemniczy inwestor, wspólnie z miejscowymi urzędnikami zdemolował lokalne środowisko, które powinno być pod szczególną ochroną. Ponieważ sprawy przyrody, ze względu na  obawę przed manipulacją, interesują mnie średnio, wolałem się jednak skupić na sprawach sciśle praktycznych, a mianowicie związanych z kwestią kto tam, na końcu świata, planuje sobie kupić mieszkanie i po ciężką cholerę. Ja rozumiem sytuację, kiedy to w centrum Warszawy powstaje ogromny apartamentowiec, gdzie kolejne mieszkanie za ciężkie miliony kupuje sobie piłkarz Lewandowski, bo choć on tam będzie prawdopodobnie mieszkał parę razy do roku i to zaledwie przez chwilę, to jednak, jak by na to nie patrzeć, jest środek Warszawy, skąd wszędzie jest blisko i nic nie stoi na przeszkodzie, by w jednej chwili znaleźć się to tu to tam i wieczorem wrócić do domu. Ja rozumiem też ludzi, którzy za grube miliony budują sobie pałace pod Warszawą, czy pod Poznaniem właśnie, ale w takim miejscu, by stamtąd w ułamku chwili znaleźć się w dowolnym miejscu Polski, czy nawet świata. Ale na wyspie w środku ogromnego lasu, na kompletnym odludziu? Jak te blisko 100 osób zamierza tam żyć i jaki interes nimi kieruje, by ze wszystkich miejsc na świecie wybrać akurat to? I gdzie człowiek, który już w tej chwili na tę inwestycję wyrzucił niewyobrażalne wręcz pieniądze, znalazł lokatorów, którzy gwarantują mu zwrot kosztów? A może on planuje wynajmować te mieszkania dla bogatych wczasowiczów? Z jaką intencją? Że oni tam będą oglądali telewizję, a w przerwie chodzili na grzyby?
      I proszę sobie wyobrazić, że kiedy tak wczoraj siedziałem sobie i nad tą zagadką dumałem, zadzwonił do mnie mój kumpel, wybitny adwokat spod Wrocławia, w którego interesy siłą rzeczy staram się nie wchodzić, ale o którym nie bez cienia dumy myślę, jak o owym Tomie Hagenie, którego nikt nie znał, bo on miał tylko jednego klienta, i zapytał, czy zastanawiałem się może, kto będzie chciał mieszkać w tym pieprzonym zamku i wedle jakiej logiki. Odpowiedziałem mu oczywiście, że owa myśl męczy mnie od rana, a więc od chwili gdy przeczytałem na portalu tvn24, że to jednak nie będzie hotel, tylko mieszkania, a on mi opowiedział historię, która mnie poraziła.

       Jeszcze w latach 90 skontaktował się z nim znajomy biznesmen, który poprosił go o radę. Otóż do owego biznesmenena zgłosiło się paru przedstawicieli rodów książęcych z Arabii Saudyjskiej i poprosili, by on ich reprezentował w biznesie mającym polegac na tym, że oni w Lądku Zdroju, na opuszczonych i kompletnie zaniedbanych terenach uzdrowiskowych, wybudują serię czy to hoteli, czy to pensjonatów, czy może właśnie apartamentowców, które zostaną objęte saudyjskim zarządem i ostatecznie staną się czymś co będzie funkcjonować jako obszar eksterytorialny. Kolega swojemu znajomemu oczywiście angażowania się w interesy z owymi szejkami stanowczo odradził i do dziś nie wiemy, jak by się ów biznes potoczył, gdyby nie przyszedł rok 2001 i wszystko się zmieniło, przynajmniej jeśli chodzi o tak zwany „problem arabski” i robienie interesów z muzułmanami.

       Ktoś się pewnie w tym momencie zapyta po ciężką cholerę arabskim szejkom Lądek Zdrój. Już wyjaśniam i proszę się przygotować na tak zwana jazdę. Otóż proszę sobie wyobrazić, że owi szejkowie mają taki kłopot, że ich żony – co warto podkreślić, nie znalezione na ulicy, ale poślubione w ramach bardzo poważnych kontraktów – wraz z upływem czasu dramatycznie tyją, przez co nie dość że tracą swój dawny urok, to obok tego są niszczone przez przeróżne choroby, przy których cukrzyca brzmi jak żart. I, jak słyszę, to nie jest żart, ale naprawde poważny problem. Co zatem owi szejkowie mogą zrobić, by dało się jakoś znosić niesutanne pretensje tych najczęściej starszych już kobiet, muszących z kolei znosić widok kolejnych, młodzszych i piekniejszych żon swoich mężów? Oczywiście, można je wysłać gdzieś do Paryża, czy Londynu, by sobie tam korzystały z życia, jednak, pomijając już koszta tej zabawy, diabli wiedzą, co im tam strzeli do głowy. Można je oczywiście też wysłać na leczenie gdzieś do Szwajcarii, jednak tam też ich się nie da za bardzo kontrolować, a jak one wyjdą na tak zwane „miasto”, pies z kulawą noga na nie nie zwróci uwagi. Otóż, jak sprawę relacjonuje mój kolega prawnik, owi szejkowie, z którymi on się szykował do zawarcia umowy, uznali, że Polska to jest kraj, gdzie je będzie można umieścić w taki sposób, by im nawet do głowy nie przyszło, by wyjść z pokoju i pokazać się wśród ludzi, a jednocześnie się jakoś podleczyć. I do tego miał służyć ów Lądek Zdrój, a dziś – tak, tak – sam środek Puszczy Noteckiej, jako przestrzeń całkowicie wyjęta spod władzy miejscowej administracji, z każdej strony otoczona odpowiednimi zabezpieczeniami, przez które nie przejdzie czy to człowiek czy ptak.

       I to tyle. Nie ma absolutnie żadnej pewnosci, czy wszystko to co powyżej napisałem ma oparcie w faktach, natomiast nie mam najmniejszej wątpliwości, że taki rozwój zdarzeń można sobie bardzo ławo wyobrazić. I nie zaszkodzi nam już zacząć wypatrywać dnia, gdy nad Polskę zaczną nadlatywać wypasione samoloty z dramatycznie roztytymi kobietami w burkach, z bandą swoich uzbrojonych po szyję ochroniarzy. Zwłaszcza gdy pytanie o sens stawiania tego typu apartamentowca w tego typu miejscu napotyka na wysoki i gruby, jak ten otaczający wspomniany zamek, mur kompletnego absurdu, a los tych ptaszków i drzew traci nagle jakiekolwiek znaczenie.

 

Moje książki niezmiennie czekają na odważnych i bezkompromisowych czytelników w księgarni pod adresem www.basnjamniedzwiedz.pl, ewentualnie tu za ścianą przez kontakt emailowy k.osiejk@gmail.com.

6 komentarzy:

  1. Nie rób sobie jaj z ludzi...
    wybitny prawnik, zbieg okoliczności/siedzę i myślę i bach telefon/ :)
    "I proszę sobie wyobrazić, że kiedy tak wczoraj siedziałem sobie i nad tą zagadką dumałem, zadzwonił do mnie mój kumpel, wybitny adwokat spod Wrocławia, w którego interesy siłą rzeczy staram się nie wchodzić, ale o którym nie bez cienia dumy myślę, jak o owym Tomie Hagenie, którego nikt nie znał, bo on miał tylko jednego klienta, "
    ps
    pilnuj Sfrajerów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Anonimowy
      A cóż w tym takiego dziwnego? Wczoraj temat tego zamku był pierwszym newsem we wszystkich mediach.

      Usuń
  2. Dosyć to karkołomne,ale na końcu jest pytanie.Dlaczego nie ?Z talibów Leppera też się śmiano.

    OdpowiedzUsuń
  3. słyszałam, myślałam, że ktoś poważny już się tym zajął, co na to wszystko lokalne gazety? my tutaj mamy piękną puszczę kurpiowską i nie życzymy sobie, żeby ten precedens miał przełożenie na nasze wewnętrzne sprawy, nie znam naszych pismaków lokalnych, ale nie mam złudzeń, wszak pismaki są zawsze na usługach, tacy niespełnieni artyści
    psyt.
    przepraszam uczciwych dziennikarzy, jeśli jesteście, to trzymajcie się razem, zawsze to raźniej wam będzie obrywać po łapach

    OdpowiedzUsuń
  4. Mialem niedawno okazje podrozwac troszke po Polsce w towarzystwie Brytyjki, ktora byla w Polsce pierwszy raz w zyciu. Byla zaskoczona, ze w Polsce tak duzo sie buduje, a w dodatku nierzadko "in a middle of nowhere". Zwazywszy, ze Polakow od co najmniej 20 lat ubywa, rzeczywiscie sporo sie w Polsce buduje. Brytyjsa zwrocila m.in. uwage na okazaly hotel z restauracja, ktory stal literalnie w szczerym polu, w miejscu, gdzie oprocz tego hotelu, w ktora strone by nie spojrzec, nie bylo widac absolutnie zadnych zabudowan az po horyzont, a najblizsza, nieduza wies znajdowala sie ladnych kilka kilometrow dalej. Brytyjka zapytala, jakim cudem taki hotel sie utrzymuje. Zona probowala zgadnac i wyjasnila - pewnie zyja glownie z wesel i podobnych imprez, w Polsce sa huczne wesela, a ze trwaja do rana, to goscie potrzebuja nie tylko wyszynku, ale i zakwaterowania. Moze rzeczywiscie tak jest. Ale moze wesela to tylko tymczasowka? Moze nawet nie jest to rentowne, a poki co kreci sie tam wesela, czekajac na docelowych lokatorow? Moze sa na swiecie mozni ludzie, ktorzy chca osiedlic sie w Polsce w wygodnych warunkach i skads wiedza, ze taka wygodna "miejscowka" akurat w naszym kraju bedzie za jakis czas z jakichs powodow potrzebna? Moze takich ukrytych "in a middle of nowhere" budow, jak ten zamek w Stobnicy, jest w Polsce wiecej? Takie tam domorosle spiskowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Anonimowy
      Jeśli powiedziała "in a middle..", to raczej nie była Brytyjką.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...