Jak już od pewnego czasu jesteśmy to tu
to tam informowani, w miejscowości Stobnica, 50 kilometrów od Poznania, w samym
środku Puszczy Noteckiej, na wyspie na kanale Kończak, od kilku lat w
kompletnej tajemnicy trwa budowa ogromnego zamku, zaprojektowanego w taki
sposób, by przypominał dawne, otoczone fosą, zamki warowne. Początkowo plany
zakładały, że zamek będzie pełnił funkcję eleganckiego hotelu, jednak już w
trakcie budowy zdecydowano, że to jednak nie będzie hotel, lecz klasyczny
apartamentowiec. Budowla, aktualnie ukończona już w 90 procentach, to 14
kondygnacji, wieże sięgające ponad 40 metrów wysokości, 46 mieszkań dla 97 osób
plus 10 dla obsługi. Dodatkowo podziemne garaże, kotłownia, przepompownia i
oczyszczalnia ścieków. Jak mówię, wszystko w samym środku Puszczy, na końcu
świata, otoczone najpierw wodą, a potem murem. Apartamentowiec.
Sprawa oczywiście trafiła najpierw do
Internetu, jako plotka, że oto rzekomo zmarły Jan Kulczyk powiększa swój
majątek, no a potem, kiedy już wszystkim zajęły się media tak zwanego głównego
nurtu, cała uwaga skupiła się na tym, że ów tajemniczy inwestor, wspólnie z
miejscowymi urzędnikami zdemolował lokalne środowisko, które powinno być pod
szczególną ochroną. Ponieważ sprawy przyrody, ze względu na obawę przed manipulacją, interesują mnie
średnio, wolałem się jednak skupić na sprawach sciśle praktycznych, a
mianowicie związanych z kwestią kto tam, na końcu świata, planuje sobie kupić
mieszkanie i po ciężką cholerę. Ja rozumiem sytuację, kiedy to w centrum
Warszawy powstaje ogromny apartamentowiec, gdzie kolejne mieszkanie za ciężkie
miliony kupuje sobie piłkarz Lewandowski, bo choć on tam będzie prawdopodobnie
mieszkał parę razy do roku i to zaledwie przez chwilę, to jednak, jak by na to
nie patrzeć, jest środek Warszawy, skąd wszędzie jest blisko i nic nie stoi na
przeszkodzie, by w jednej chwili znaleźć się to tu to tam i wieczorem wrócić do
domu. Ja rozumiem też ludzi, którzy za grube miliony budują sobie pałace pod
Warszawą, czy pod Poznaniem właśnie, ale w takim miejscu, by stamtąd w ułamku
chwili znaleźć się w dowolnym miejscu Polski, czy nawet świata. Ale na wyspie w
środku ogromnego lasu, na kompletnym odludziu? Jak te blisko 100 osób zamierza
tam żyć i jaki interes nimi kieruje, by ze wszystkich miejsc na świecie wybrać
akurat to? I gdzie człowiek, który już w tej chwili na tę inwestycję wyrzucił
niewyobrażalne wręcz pieniądze, znalazł lokatorów, którzy gwarantują mu zwrot
kosztów? A może on planuje wynajmować te mieszkania dla bogatych wczasowiczów?
Z jaką intencją? Że oni tam będą oglądali telewizję, a w przerwie chodzili na
grzyby?
I proszę sobie wyobrazić, że kiedy tak
wczoraj siedziałem sobie i nad tą zagadką dumałem, zadzwonił do mnie mój
kumpel, wybitny adwokat spod Wrocławia, w którego interesy siłą rzeczy staram
się nie wchodzić, ale o którym nie bez cienia dumy myślę, jak o owym Tomie
Hagenie, którego nikt nie znał, bo on miał tylko jednego klienta, i zapytał,
czy zastanawiałem się może, kto będzie chciał mieszkać w tym pieprzonym zamku i
wedle jakiej logiki. Odpowiedziałem mu oczywiście, że owa myśl męczy mnie od
rana, a więc od chwili gdy przeczytałem na portalu tvn24, że to jednak nie
będzie hotel, tylko mieszkania, a on mi opowiedział historię, która mnie
poraziła.
Jeszcze w latach 90
skontaktował się z nim znajomy biznesmen, który poprosił go o radę. Otóż do
owego biznesmenena zgłosiło się paru przedstawicieli rodów książęcych z Arabii
Saudyjskiej i poprosili, by on ich reprezentował w biznesie mającym polegac na
tym, że oni w Lądku Zdroju, na opuszczonych i kompletnie zaniedbanych terenach
uzdrowiskowych, wybudują serię czy to hoteli, czy to pensjonatów, czy może
właśnie apartamentowców, które zostaną objęte saudyjskim zarządem i ostatecznie
staną się czymś co będzie funkcjonować jako obszar eksterytorialny. Kolega swojemu
znajomemu oczywiście angażowania się w interesy z owymi szejkami stanowczo
odradził i do dziś nie wiemy, jak by się ów biznes potoczył, gdyby nie
przyszedł rok 2001 i wszystko się zmieniło, przynajmniej jeśli chodzi o tak
zwany „problem arabski” i robienie interesów z muzułmanami.
Ktoś się pewnie w tym
momencie zapyta po ciężką cholerę arabskim szejkom Lądek Zdrój. Już wyjaśniam i
proszę się przygotować na tak zwana jazdę. Otóż proszę sobie wyobrazić, że owi
szejkowie mają taki kłopot, że ich żony – co warto podkreślić, nie znalezione
na ulicy, ale poślubione w ramach bardzo poważnych kontraktów – wraz z upływem
czasu dramatycznie tyją, przez co nie dość że tracą swój dawny urok, to obok
tego są niszczone przez przeróżne choroby, przy których cukrzyca brzmi jak
żart. I, jak słyszę, to nie jest żart, ale naprawde poważny problem. Co zatem
owi szejkowie mogą zrobić, by dało się jakoś znosić niesutanne pretensje tych
najczęściej starszych już kobiet, muszących z kolei znosić widok kolejnych,
młodzszych i piekniejszych żon swoich mężów? Oczywiście, można je wysłać gdzieś
do Paryża, czy Londynu, by sobie tam korzystały z życia, jednak, pomijając już
koszta tej zabawy, diabli wiedzą, co im tam strzeli do głowy. Można je
oczywiście też wysłać na leczenie gdzieś do Szwajcarii, jednak tam też ich się
nie da za bardzo kontrolować, a jak one wyjdą na tak zwane „miasto”, pies z
kulawą noga na nie nie zwróci uwagi. Otóż, jak sprawę relacjonuje mój kolega
prawnik, owi szejkowie, z którymi on się szykował do zawarcia umowy, uznali, że
Polska to jest kraj, gdzie je będzie można umieścić w taki sposób, by im nawet
do głowy nie przyszło, by wyjść z pokoju i pokazać się wśród ludzi, a
jednocześnie się jakoś podleczyć. I do tego miał służyć ów Lądek Zdrój, a dziś
– tak, tak – sam środek Puszczy Noteckiej, jako przestrzeń całkowicie wyjęta
spod władzy miejscowej administracji, z każdej strony otoczona odpowiednimi
zabezpieczeniami, przez które nie przejdzie czy to człowiek czy ptak.
I to tyle. Nie ma absolutnie
żadnej pewnosci, czy wszystko to co powyżej napisałem ma oparcie w faktach,
natomiast nie mam najmniejszej wątpliwości, że taki rozwój zdarzeń można sobie
bardzo ławo wyobrazić. I nie zaszkodzi nam już zacząć wypatrywać dnia, gdy nad
Polskę zaczną nadlatywać wypasione samoloty z dramatycznie roztytymi kobietami
w burkach, z bandą swoich uzbrojonych po szyję ochroniarzy. Zwłaszcza gdy
pytanie o sens stawiania tego typu apartamentowca w tego typu miejscu napotyka
na wysoki i gruby, jak ten otaczający wspomniany zamek, mur kompletnego absurdu,
a los tych ptaszków i drzew traci nagle jakiekolwiek znaczenie.
Moje książki niezmiennie czekają na
odważnych i bezkompromisowych czytelników w księgarni pod adresem www.basnjamniedzwiedz.pl,
ewentualnie tu za ścianą przez kontakt emailowy k.osiejk@gmail.com.
Nie rób sobie jaj z ludzi...
OdpowiedzUsuńwybitny prawnik, zbieg okoliczności/siedzę i myślę i bach telefon/ :)
"I proszę sobie wyobrazić, że kiedy tak wczoraj siedziałem sobie i nad tą zagadką dumałem, zadzwonił do mnie mój kumpel, wybitny adwokat spod Wrocławia, w którego interesy siłą rzeczy staram się nie wchodzić, ale o którym nie bez cienia dumy myślę, jak o owym Tomie Hagenie, którego nikt nie znał, bo on miał tylko jednego klienta, "
ps
pilnuj Sfrajerów
@Anonimowy
UsuńA cóż w tym takiego dziwnego? Wczoraj temat tego zamku był pierwszym newsem we wszystkich mediach.
Dosyć to karkołomne,ale na końcu jest pytanie.Dlaczego nie ?Z talibów Leppera też się śmiano.
OdpowiedzUsuńsłyszałam, myślałam, że ktoś poważny już się tym zajął, co na to wszystko lokalne gazety? my tutaj mamy piękną puszczę kurpiowską i nie życzymy sobie, żeby ten precedens miał przełożenie na nasze wewnętrzne sprawy, nie znam naszych pismaków lokalnych, ale nie mam złudzeń, wszak pismaki są zawsze na usługach, tacy niespełnieni artyści
OdpowiedzUsuńpsyt.
przepraszam uczciwych dziennikarzy, jeśli jesteście, to trzymajcie się razem, zawsze to raźniej wam będzie obrywać po łapach
Mialem niedawno okazje podrozwac troszke po Polsce w towarzystwie Brytyjki, ktora byla w Polsce pierwszy raz w zyciu. Byla zaskoczona, ze w Polsce tak duzo sie buduje, a w dodatku nierzadko "in a middle of nowhere". Zwazywszy, ze Polakow od co najmniej 20 lat ubywa, rzeczywiscie sporo sie w Polsce buduje. Brytyjsa zwrocila m.in. uwage na okazaly hotel z restauracja, ktory stal literalnie w szczerym polu, w miejscu, gdzie oprocz tego hotelu, w ktora strone by nie spojrzec, nie bylo widac absolutnie zadnych zabudowan az po horyzont, a najblizsza, nieduza wies znajdowala sie ladnych kilka kilometrow dalej. Brytyjka zapytala, jakim cudem taki hotel sie utrzymuje. Zona probowala zgadnac i wyjasnila - pewnie zyja glownie z wesel i podobnych imprez, w Polsce sa huczne wesela, a ze trwaja do rana, to goscie potrzebuja nie tylko wyszynku, ale i zakwaterowania. Moze rzeczywiscie tak jest. Ale moze wesela to tylko tymczasowka? Moze nawet nie jest to rentowne, a poki co kreci sie tam wesela, czekajac na docelowych lokatorow? Moze sa na swiecie mozni ludzie, ktorzy chca osiedlic sie w Polsce w wygodnych warunkach i skads wiedza, ze taka wygodna "miejscowka" akurat w naszym kraju bedzie za jakis czas z jakichs powodow potrzebna? Moze takich ukrytych "in a middle of nowhere" budow, jak ten zamek w Stobnicy, jest w Polsce wiecej? Takie tam domorosle spiskowanie.
OdpowiedzUsuń@Anonimowy
UsuńJeśli powiedziała "in a middle..", to raczej nie była Brytyjką.