Być może część z nas jeszcze
sobie przypomina kampanię przeprowadzoną parę lat temu przez którąś z
przykościelnych fundacji pod hasłem „Nie ma miłosierdzia dla osób żyjących w
związkach niesakramentalnych”. Rozwieszone w całym kraju billboardy
przedstawiały parę dłoni, splecionych, zamiast ślubnej obrączki, wężem, a
podpis głosił: „Konkubinat to grzech – nie cudzołóż”. Bezmyślna drastyczność
owej kampanii, a jednocześnie ów ton świętoszkowatej pewności siebie, autoryzowany,
jak się okazało, przez pewnego księdza nazwiskiem Drąg, a do której ja akurat pogardę
wyssałem z mlekiem matki, sprawił, że poświęciłem wspomnianej kampanii osobną
notkę, w której napisałem słowa, które pozwolę sobie tu dziś przypomnieć, jako
z każdym dniem coraz bardziej aktualne:
„Ja wiem, że z księżmi nie ma sensu dyskutować, a publicznie to już
zwyczajnie nie wypada, ponieważ jednak mam głębokie przekonanie, że za
projektem, którego tak pięknie broni ksiądz Drąg, stoi ktoś zupełnie inny, komu
jest znacznie bliżej do wydawnictwa ‘Czarne’, niż do Kościoła, chciałbym
Księdzu zwrócić uwagę na fakt, że przeróżnych grzechów, poza cudzołóstwem jest
cała kupa, w tym takie, o których znaczna większość z nas myśli jak najgorzej.
A więc nawet ludzie, którzy z Kościołem nie chcą mieć nic wspólnego, wiedzą, że
nie należy kraść, kłamać, zabijać, być niedobrym dla swoich rodziców, obżerać
się, wybuchać gniewem, lenić się, zazdrościć, pysznić się, wstrzymywać zapłatę.
Tak się też składa, że, jak to pięknie określa ksiądz Drąg, ‘od pewnego czasu
obserwujemy wzrost’ większości z nich. Na przykład, jestem pewien, że nawet
ksiądz Drąg, który najwidoczniej najbardziej dziś jest przejęty tym, że pary,
zamiast się żenić, żyją w wolnych związkach, zauważył, że coraz więcej ludzi,
szczególnie młodych kobiet, nieumiarkowanie się obżera. Zauważył on też zapewne,
że wielu z nas nie czci tak jak należy dnia świętego. Jestem przekonany, że
ksiądz Drąg widzi, jak ostatnio często wielu z nas popełnia grzech wołający o
pomstę do nieba, polegający na wstrzymywaniu zapłaty. Myślę również, że musiał
ksiądz Drąg zauważyć, jak ostatnio coraz częściej ludzie kłamią i oszukują. Mam
też silne podejrzenie, że zaobserwował też ksiądz Drąg gwałtowny wzrost osób,
które z różnych powodów popadają w rozpacz, a która, jak wiemy, jest grzechem
niezwykle ciężkim. Widząc to wszystko, on postanowił jednak nie wyjść do ludzi
z paskudnym wężem na billboardzie i hasłem: ‘Weź się w garść – rozpacz jest
grzechem’, lub ‘Zapłać pracownikowi i nie żyj w grzechu’, lecz wszcząć na całą
Polskę kampanię przeciwko ludziom, którzy postanowili żyć w tak zwanym
konkubinacie. Bo ich jest coraz więcej, a konkubinat, jak wiemy, to cudzołóstwo”.
Skąd dziś ten temat? Czyżby papież Franciszek
znów rozjuszył część naszych lokalnych uczonych w piśmie, prosząc o
miłosierdzie dla osób, którzy nie dali sobie rady z życiem i dziś są poza
Kościołem? Nie. Z tym na razie jest spokój, natomiast, owszem, ze strony tych
właśnie specjalistów od świadomej pobożności, tym razem, jak się okazuje, z
dwóch stron posypały się kamienie w jego kierunku zarówno za pedofilię w Kościele,
jak i za to, że on śmiał za nią przepraszać. Jeśli już mam się trzymać tak
zwanej „naszej” strony sceny, najpierw nasza koleżanka Pantera wrzuciła – swoją
drogą nadzwyczaj interesujący i bogaty w informacje – tekst, zatytułowany mocno
i w punkt „’Pedofilia w Kościele’, czyli ostateczne rozwiążanie kwestii
katolickiej”, w którym bardzo solidnie pokazała to, z czym od pewnego czasu mamy
do czynienia, jako niezwykle agresywny i z gruntu zafałszowany atak na Kościół
jako taki. Nie atak motywowany moralnym odruchem wobec zła, ale atak, gdzie
pedofilia nie jest w żadnej mierze wrogiem, ale bardzo cennym sojusznikiem. I
pewnie nie zawracałbym Czytelnikom głowy tymi uwagami, gdyby wszystko zostało
tak jak to wyżej opisałem, jednak stało się tak, że do dyskusji włączyła się ze
swoim unikalnym wręcz wdziękiem komentatorka Paris, pisząc tak:
„Skoro w senacie amerykanskim przechodzi zbrodnicza i zlodziejska
ustawa 447, o ktorej ten ZDRAJCA i
FOLKSDOJCZ Gorny wraz z ‘naszymi’ presstytutkami nawet sie nie zajaknal,
kiedy byla procedowana... przypominam, ze jeszcze za zycia tego calego
HIPOKRYTY McCaine'a, po ktorego wlasnie przyszla kostucha...
‘naszego sojusznika’ i pSZyjaciela... jakim go obwolala ta
merdiana ‘nasza’ TARGOWICA wczoraj...
... to pewnie
mysli ta banda bandytow, ze i z Kosciolem sie uda... ale sie nie uda !!!”
Ja w prawdzie z Paris zasadniczo
nie rozmawiam, jednak ow fragment, w którym ona wyraziła ową satysfakcję z
faktu że McCain został ostatecznie zabity przez nowotwór, odpisałem Paris
krótkim komentarzem: „Brawo śmierć!” i się zamknąłem.
I tu niestety doszło do
zdarzenia, które ostatecznie sprawiło, że piszę tę notkę. Oto w roli adwokata
Paris wystąpiła Pantera pisząc tak:
„Każdy może oczywiście obchodzić żałobę po polityku, ale [podkreślenie moje] akurat katoliccy dziennikarze winni
wiedzieć, że akurat ten ‘drogi zmarły’ miał wpadkę ‘względem
matrymonium’. Kiedy bowiem siedział w wietnamskej niewoli, jego małżonka co
tydzień jeździła przez te 5 lat na pocztę i nadawała paczkę dla ukochanego
małżonka. Aż jednego razu, chyba w 4-tym roku niewoli małżonka, jadąc z paczką
na pocztę miała wypadek i to w Wigilię Bożego Narodzenia, w efekcie czego przez
wiele miesięcy była w gipsie a ostatecznie po wyjściu ze szpitala musiała
chodzić o kulach.
Ukochany małżonek wrócił z niewoli, popatrzył na żonę i początkowo zwiększył ilość delegacji służbowych a potem znalazł sobie śliczną, młodą i bardzo posażną blondynkę a małżonce dał ‘zwolnienie z pracy’. […] Niech mu tam ziemia lekką będzie. Swoje przeszedł w tym Wietnamie i biorąc pod uwagę, w jakim stanie psychicznym byli więźniowie obozów po uwolnieniu, to kariera polityczna, gdzie jest wiele stresów, była najgorszym możliwym wyborem”.
Ukochany małżonek wrócił z niewoli, popatrzył na żonę i początkowo zwiększył ilość delegacji służbowych a potem znalazł sobie śliczną, młodą i bardzo posażną blondynkę a małżonce dał ‘zwolnienie z pracy’. […] Niech mu tam ziemia lekką będzie. Swoje przeszedł w tym Wietnamie i biorąc pod uwagę, w jakim stanie psychicznym byli więźniowie obozów po uwolnieniu, to kariera polityczna, gdzie jest wiele stresów, była najgorszym możliwym wyborem”.
Tekst jak każdy tego typu
paszkwil, gdzie wszystko się właściwie zgadza, pomijając te fragmenty, które są
czystą manipulacją. Jednak pewnie i on by mnie nie zainteresował, gdyby nie
dwie rzeczy, a mianowicie owo podkreślone przeze mnie „ale”, oraz „wpadka
‘względem matrymonium’”. To jest bowiem to, co mnie doprowadza do furii: przede
wszystkim to nieśmiertelne zakłamanie, typu „każdy może, ale”, po to aż
pociekające równie nieśmiertelnym fałszem „matrymonium”. W wieku 28 lat McCain poślubił
26- letnią, rozwiedzioną modelkę z dwojgiem dzieci, Carol Shepp. Ponieważ niemal
natychmiast trafił do wojska, najpierw ze swoją młodą żoną widzywał się tylko w
weekendy, a następnie został wysłany na wojne do wietnamu, gdzie trafił do
niewoli w wieku 31 lat, zostawiając Carol daleko w Ameryce. Siedział w tym Wietnamie
ponad pięć lat, dzień w dzień znosząc najbardziej okrutne tortury, z powodu
których niemal nie popełnił samobójstwa, przez ten czas jego głupia żona słała
do niego listy i paczki z żywnością, które jego oprawcy albo niszczyli, albo
osobiście zżerali, a kiedy wrócił do domu był niemal wrakiem człowieka, na
którego czekała w gruncie rzeczy kompletnie obca mu kobieta, w dodatku już,
podobnie jak on, poruszająca się o kulach.
I ja oczywiście rozumiem, że
żonę trzeba kochać, trzeba jej być wiernym i w ogóle należy trzymać fason,
zwłaszcza gdy się jest tak zwanym „bohaterem wojennym”. I ja sobie o tym mogę
porazmawiać z każdym, w każdej chwili. Co innego jest jednak sytaucja, gdy ktoś
zaczyna się zwyczajnie dopieprzać do kogoś kto właśnie zmarł po straszliwej
chorobie, za to, że przed wielu, wielu laty zdradził żonę, a następnie się z nią
rozwiódł, i traktując ten fakt jako argument na rzecz prawa każdego do
traktowania zmarłych w wybrany przez siebie sposób.
Przypomnę na koniec, że ja nie
mam ochoty dyskutować z Panterą, ani tym bardziej Paris, moje podejrzenia co do
której zaczynają się ostatnio wręcz poruszać i wydawać dźwieki, na temat tego,
czy McCain był człowiekiem dobrym, czy złym i czy Pan Bóg mu wybaczył, czy
jednak uznał owo „matrymonium” za grzech McCaina dyskwalifikujący. Nie chcę
nawet się odnosić do kwesti, czy McCain, skoro wrócił z Wietnamu taki
poraniony, miał wchodzić w politykę, czy tak jak uważa Pantera, zachować się
bardziej rozsądnie, a więc żyć na łonie rodziny z żołnierskiej, zapewne w tym
wypadku bardzo solidnej, emerytury i pisać wspomnienia. To w ogóle nie jest
moja sprawa. Moją sprawą jest natomiast to, że wśród moich znajomych są ludzie,
którzy się zachowują tak jakby uważali, że zostali właśnie przez Pana Boga zatrudnieni
w roli Jego osobistych sekretarzy. A ich liczba przyrasta ostatnio w tempie
geometrycznym.
A teraz, proszę bardzo, możemy
sobie na ten temat porozmawiać.
PS. Przy okazji gorąco polecam wspomniany artykuł Pink Panther. Bardzo cenne refleksje.
Przypominam, że
moje książki są do kupienia w księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, no i jak
najbardziej tu na miejscu. Kontakt mailowy: k.osiejuk@gmail.com.
toyahu miły ... cały problem zaczyna się od słów, które napisałeś: "McCain poślubił 26-letnią, rozwiedzioną modelkę z dwojgiem dzieci, Carol Shepp"
OdpowiedzUsuńJa wiem, że to teraz niemodne, nienowoczesne i nie-trendy, ale (w dobrym tegoż "ale-a" znaczeniu) warto się zastanowić nad wartością tego, co kiedyś nazywało się "danym słowem". Nie znam formuły małżeńskiej dawanej przez protestantów (domniemywam, że Czcigodny Zmarły do WASP-ów się zaliczał), ale jeśli przyjąć za standard małżeński katolicką deklarację "że Cię nie opuszczę aż do śmierci", to zarówno Pani Carol Shepp, jak i Pan John McCain okazali się wiarołomcami. Wymieniane przez Ciebie w artykule osoby, jak i Ty sam, przeszliście nad tym do porządku dziennego, przyjmując to jako stan normalny. A to nie jest stan normalny, że najpierw się coś komuś obiecuje, a potem się tej obietnicy nie dotrzymuje. I to, tak czystko po ludzku mówiąc, bez dośpiewów ideologicznych z religijnymi łącznie. Może zatem warto podrążyć elementy źródłowe - przyczyny określonych stanów faktycznych, a nie tych przyczyn efekty.
PS. coryllus słusznie w mojej ocenie Cię odwodził (odwiódł?) od robienia bloga muzycznego; piszesz ciekawiej bez tej perspektywy :-)
@Grek_Zorba
UsuńMoim problemem nie jest grzech McCaina i jego żony. Mój tekst dotyczy grzechów naszych.
Sprawa bloga muzycznego jest bardziej skomplikowana.