Już wkrótce
ukaże się kolejne wydanie tygodnika „Warszawska Gazeta” z moim nowym
felietonem, a tymczasem wszystkich tych, co z dowolnych powodów do tego
fantastycznego pisma dostępu nie mają, zachęcam do czytania mojego ostatniego
tekstu.
Temperatura tak zwanego politycznego
sporu, a w rzeczywistości najbardziej klasycznego sporu cywilizacyjnego,
jakiego jesteśmy niemymi świadkami od czasu gdy Prawo i Sprawiedliwość objęło w
kraju władzę nie spada, a wręcz przeciwnie, wydaje się, że zmieniła się w
ciężką gorączkę, która miejscami przechodzi w zwyczajne majaczenie. Wszyscy
pamiętamy czasy, gdy bywało naprawdę ciężko, choćby w latach 2005-2007, czy w
miesiącach bezpośrednio po Smoleńskiej Katastrofie, jednak tego co się wyprawia
dziś, wydaje się, że ludzkie oko dotychczas nie widziało, a ucho nie słyszało.
Pisarka Nurowska publicznie ogłasza, że ulepiła sobie laleczkę voodoo symbolizująca
posła Piotrowicza i wbija w nią szpilki modląc się dla niego o szybki i
ostateczny wylew, reżyser Holland przyznaje, że ona w młodości w ten sposób
zamordowała dwie osoby, filozof Środa opowiada o swoim uczestnictwie w sabatach
czarownic, a na deser, gitarzysta i piosenkarz estradowy Hołdys informuje, że
on ze swoja rodziną rozmawia wyłącznie przez „szyfrowany telefon”. Mało tego,
wspomniana wcześniej prof. Środa opowiada jak to towarzysząc umierającej
piosenkarce Korze w jej ostatnim tchnieniu rozpaliła przed jej domem
„szamańskie” ognisko w nadziei, że jej przyjaciółka nawet jeśli umrze, to nie
umrze.
Poza tym, to co zawsze, czyli
grupki oszalałych z rozpaczy nad deptaną Konstytucją mieszkańców Warszawy
kierujący najbardziej wulgarne bluzgi w stronę ochraniających publiczną
przestrzeń polcjantów, kandydat Trzaskowski deklarujący, że jako nowy prezydent
Stolicy jako swój podstawowy cel przyjmie pozbawienie władzy Prawo i
Sprawiedliwość, no i Komisja Europejska szykująca się do zadania ostatecznego
ciosu faszyzmowi.
A ja już się tylko zastanawiam
dlaczego rząd polski nie wpadł jeszcze na pomysł, by ruszyć z ogólnopolską
kampania billboardową, na którym będzie jeden tylko tekst:
„Jeśli PO wygra jesienne wybory, to ma wszystko: parlament, rząd,
prezydenta, swój Trybunał Konstytucyjny, rzecznika praw obywatelskich, wkrótce
IPN. Ma telewizje, radia, swoje media. Będą mieli pod kontrolą wszystko,
łącznie ze sportem. Ja się tego nie boję, bo nie bardzo wierzę w despotyczne
skłonności PO. Pocieszam się, że to byłby raczej miękki reżim. Dziennikarze
będą się bali mocniej zaatakować Platformę, niezależni eksperci nie będą się
tak wyrywać do krytykowania rządu, sędziowie będą brali pod uwagę to co powie
prezydent Komorowski. Wszyscy będą wiedzieć, że z nimi trzeba się liczyć. Ale
będzie to wszystko jakieś miękkie, da się to przeżyć. [Paweł Śpiewak 2011]”
Ktoś powie, że ja sobie stroję
żarty. Że to niemożliwe, żeby kto jak kto, ale Paweł Śpiewak powiedział coś
podobnego. To musi być jakiś fejk. Otóż nie. Te słowa, wobec nadchodzących
wyborów, zostały wypowiedziane przez Śpiewaka w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”
w roku 2011 i można powiedzieć, że on wszystko znakomicie przewidział.To się
autentycznie dało przeżyć, o czym świadczy fakt, że w końcu daliśmy im w kość. I
to jak!
Tylko skąd nagle to oburzenie?
To musi być jakaś egzotyczna zaraza.
Książki tam
gdzie zawsze. Jeśli komuś zależy, to sobie z pewnością poradzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.