W ostatnich dniach, niemal
jedna po drugiej, zmarły dwie osoby, których ja akurat pod żadnym względem nie
szanowałem, a których nazwiska w ten czy inny sposób funkcjonowały w publicznej
świadomości, a więc piosenkarka Kora, oraz jazzowy muzyk Tomasz Stańko, i ja na
ten temat nie mam naprawdę nic do powiedzenia, a to z tego jednego powodu, że o
zmarłych albo w ogóle, albo już tylko dobrze. Oczywiście najchętnie bym
zacytował – co, jak zresztą widzimy, czynię – komentarz jednego z czytelników
tego bloga, który reagując na mój tekst o laleczce voodoo, którą gdzieś tam na
ścieżce swojego żywota zbudowała pisarka Nurowska z przeznaczeniem dla posła
Piotrowicza, zauważył, że, jak wiele na to wskazuje, ona tę laleczkę wydłubała
z kory, i już tylko przypomniał swój dawny bardzo tekst o wysłuchanych
modlitwach, ponieważ jednak nie bardzo mi wypada ten temat ciągnąć, zamknę się
i już tylko zajmę się księdzem o nazwisku Drozdowicz. Wojciech Drozdowicz. Ale
zacznijmy może od początku.
Otóż kiedy dotarła do nas
wiadomość, że piosenkarka Kora nie dała rady tej strasznej chorobie i odeszła z
tego świata, ktoś niemal natychmiast rozpuścił wiadomość, że ona tuż przed
śmiercią pojednała się z Bogiem. Na tę, jak się okazuje, plotkę, na swoim
profilu na Facebooku, natychmiast zareagował nie kto inny jak prof. Magdalena
Środa, jak rozumiem osoba dobrze poinformowana, następującym oświadczeniem:
„Ktoś propaguje wieści, że Kora w szpitalu wzięła ‘ostatnie
namaszczenie’. Raz, że nie była w szpitalu, dwa, że nigdy nie wzięłaby
ostatnich namaszczeń, nigdy nie pozwoliłaby na obecność przypadkowych księży
wokół siebie. Mało było spraw równie jej obcych jak religia katolicka z jej
‘urzędnikami’, sztywnymi rytuałami, coraz większą hipokryzją i zbrodniami
pedofilii. Sama była ich ofiarą. Nie znosiła kościoła katolickiego jako
instytucji. Może myślała o jakiejś Transcendecji, bo na Transcendencję, jako
osoba uduchowiona, była bardzo wrażliwa ale na pewno nie w wydaniu panów w
czarnych sukienkach, którzy nienawidzą wszystkiego co naturalne i wolne a
którzy dziś, (poza nielicznymi wyjątkami), dorzynają demokrację wraz z PiSem
licząc, że upasą się na nowym dyktatorskim reżimie”.
I oto, co za ulga! Powiem
uczciwie, że po tym, co nasz Kościół uczynił przed wielu już laty z nieświętej
pamięci prof. Bronisławem Geremkiem, ja bym podobnego świetokradztwa już drugi
raz nie zdzierżył. Niech już bowiem nasza gwiazda dołączy do tak wybitnych
przeciwników Kościoła jak choćby Wisława Szymborska i przynajmniej zostanie w
naszej pamięci, jako osoba bezkomromisowa do końca, ta która, jak to zabawnie w
swojej żałobnej mowie ogłosił partner piosenkarki, Kamil Sipowicz, „do końca była wierna religii słońca, wiatru
i kwiatów”.
Oto jednak w tym momencie na
scenę wchodzi wspomniany ksiądz Drozdowicz, którego ja osobiście naprawdę
bardzo dobrze wspominam, jako pierwszego autora programu telewizyjnego
„Ziarno”, a który dziś, jak się okazuje, jest proboszczem kościoła pod
wezwaniem błogosławionego Edwarda Detkensa na Bielanach, i który podczas
odprawianej przez siebie niedzielnej Mszy Świętej nagle stanął przed wiernymi w
towarzystwie znanego kiedyś trochę muzyka Wojciecha Morawskiego i na takiej
wielkiej zakręconej trąbie zagrał dla Kory jej piosenkę „Krakowski Spleen”.
Nie muszę tu zapewne
wspominać, co ja sądzę o tego typu demonstracji i rzeczywiście proszę nie
liczyć na jakikolwiek odnośnie tego głupstwa komentarz, natomiast stało się
tak, że ponieważ, przeczytawszy te informację, chciałem się czegoś bliżej
dowiedzieć na temat bieżącej działalności księdza Drozdowicza, to nie oglądając
się już na nic, zajrzałem na youtube’a i tam trafiłem na jego krótki wykład pod
frapującym tytułem: „Jestem fanem pogrzebów”. I oto, proszę sobie wyobrazić, po
pierwszym odruchu, gdzie pomyślałem sobie, że zdziwień nie ma i nie będzie,
wysłuchałem słów tego dziwnego księdza i oto co usłyszałem:
„Tu na Bielanach mamy dużo ślubów, sporo chrztów, ale powiem szczerze,
że ja jestem największym fanem pogrzebów. Nie ma lepszej rzeczy w życiu, co się
może nam przydarzyć, jak śmierć. Śmierć jest jedyną rzeczą w Europie
Zachodniej, której ta biedna Europa, skupiona tutaj w swojej głowie, nie jest w
stanie wyjaśnić. I człowiek się z nią zderza jakby ze ścianą. I to jest
fantastyczne, bo nagle podstawowe pytania o życie wieczne, o istnienie Pana
Boga, o sens Ewangelii, Zbawienia, w sposób brutalny oczywiście, okrutny, ale
do nas docierają. I ja uważam, że na cmentarzach powinni pracować najlepsi
księża, jakich ma w ogóle diecezja i w tym okresie, kiedy ktoś odchodzi, żeby
mu towarzyszyć, żeby go nie opuścić. I pogrzeb jest najwiekszą katechezą
naszego życia. Dla bliskich. Tysiąca innych kazań nie jesteśmy w stanie
przyjąć, [natomiast] w śmierci najbliższej osoby przemawia do
nas Pan Bóg. […] A u nas nagle w Europie człowiek umiera i znika. Nie ma go.
Nawet bliscy nie przychodzą na cmentarz, bo nawet nie wiadomo co to jest
śmierć. Czytaliście pewnie tę książkę Mariusza Szczygła o tych pochówkach w
Czechach, gdzie najbliźsi nie odbierają urny nawet z prochami zmarłych. No tak
się dzieje w krajach już niektórych. U nas na szczęście ta tradycja
wspomnienia, modlitwy, zapalenia zniczy na grobach najbliższych, jakoś ciągle
jeszcze jest żywa”.
Wysłuchałem z uwagą tych słów
i pomyślałem sobie nagle, że nie wiem oczywiście, czy to wspomnienie zmarłej
piosenkarki było w jakikolwiek skonsultowane z tym całym Sipowiczem, i kto tam
jeszcze dbał o to, by jej się po śmierci nie przydarzyła jakakolwiek krzywda ze
strony kościelnych „urzędników”, czy może Drozdowicz z Morawskim postanowili
tak sami z siebie pokazać tym durniom, czym jest śmierć. Ale też nie wiem, czy ktokolwiek
z zebranych tam w tym kościele coś z tego zrozumiał. Obawiam się jednak, że
niewiele. Boję się, że jeśli tam w ogóle
pojawiła się jakakolwiek refleksja, to najwyżej ta, że ona jednak nie rozpoczęła
procesu prostego gnicia, lecz przeszła do Krainy Słońca, Wiatru i Kwiatów. A jeśli
tak, to obawiam się też, że cała ta gadka księdza Drozdowicza, że już nie
wspomnę o całym tym występie podczas Mszy Świętej w kościele na Bielanach, nie
ma najmniejszego sensu. Choć, przyznaje, że co do zasady, zgadzam się z nim.
Śmierć to jest naprawdę coś. I to że on to tak plastycznie przedstawił zaliczam
mu na plus. 500 plus.
A już na koniec przepiękny
wiersz e.e.cummingsa:
dying is fine)but Death
?o
baby
i
wouldn't like
Death if Death
were
good:for
when(instead of stopping to think)you
begin to feel of it,dying
's miraculous
why?be
cause dying is
perfectly natural;perfectly
putting
it mildly lively(but
Death
is strictly
scientific
& artificial &
evil & legal)
we thank thee
god
almighty for dying
(forgive us,o life!the sin of Death
?o
baby
i
wouldn't like
Death if Death
were
good:for
when(instead of stopping to think)you
begin to feel of it,dying
's miraculous
why?be
cause dying is
perfectly natural;perfectly
putting
it mildly lively(but
Death
is strictly
scientific
& artificial &
evil & legal)
we thank thee
god
almighty for dying
(forgive us,o life!the sin of Death
Moje książki są
do kupienia w ksi,egarni na stronie www.basnjakniedziwedz.pl. Niestety, w tej chwili mamy tam już tylko Zytę,
Marki, Rock and Rolla i 39 wypraw. Gdy chodzi o Listonosza i Licho – których
cztery egzemplarze obiecał mi przysłać Michał – proszę o kontakt pod adresem
k.osiejuk@gmail.com. Dedykacja na życzenie.
Dzień dobry,
OdpowiedzUsuńMnie się wydaje, że x Drozdowicz ma taką misję, aby docierać to tych najbardziej oddalonych od Kościoła. W tej parafii przy lasku Bielańskim jest bardzo liberalna polityka, że tak się wyrażę. Dlatego, jak sam ksiądz pisze, jest tam dużo ślubów i chrztów. Nie są wymagane nauki przedmałżeńskie, nawet brak sakramentu bierzmowania nie jest przeszkodą, by przyjąć sakrament małżeństwa. Znam parę osób, które są antyklerykalne, ale tylko tę parafię tolerują. To trochę taka parafia dla zsekularyzowanych członków społeczeństa, którzy tego typu ceremoniał traktują tylko jako formę kultury. Myślę, że ksiądz Drozdowski ma tego świadomość. To jest jego sposób wyjścia do ludzi tak oddalonych.
A swoją drogą ten kościół pokamedulski jest w słabym stanie, wymaga wielu nakładów finansowych na remont, ogrzewanie...
Piszę to, bo byłam tam zarówno na ślubie, jak i chrzcie. Tak to dla mnie wygląda.
Pozdrawiam Pana serdecznie!
@Ewa
UsuńBardzo dziękuję za ten komentarz. Bardzo. I pozdrawiam równie serdecznie.