wtorek, 7 sierpnia 2018

Czy Wojciech Smarzowski zastąpi Korę jako wokalista zespołu Maanam?


       Najpierw odpowiedni link na swoim blogu wrzucił nasz kolega Onyx, następnie szerzej sprawę omówił u siebie Coryllus, a ja żeby się bez sensu po raz kolejny nie powtarzać, skomentowałem kwestię bardzo krótko w komentarzu. Przypomniałem tam swój, moim zdaniem nadzwyczaj oryginalny plan, który na moje oko ma mniej więcej podobne jak plan Ministerstwa Kultury szanse skutecznej realizacji, natomiast jego ewentualny wynik jest przynajmniej bardziej wymierny. Moim zdaniem bowiem, jeśli polski rząd już się ostatecznie zdecydował, by zaatakować świat naszą wspaniałą historią od strony kultury pop, to te 70 milionów złotych, które minister Gliński postanowił przeznaczyć na produkcję cyklu hollywoodzkich filmów o Wielkiej Polsce, powinien przeznaczyć na scenariusz do kolejnej części przygód Jamesa Bonda, lub ewentualnie tego co się pojawi w ramach cyklu „Mission Impossible” za dwa lub trzy lata, tak by akcja wspomnianych filmów nie tylko miała miejsce w Polsce – bo to już akurat mieli choćby i Czesi, a nawet i Białorusini – ale by Polska została tam pokazana co najmniej tak atrakcyjnie jak Paryż, czy Londyn. Jak mówię, to jest z oczywistych dla nas wszystkich względów nie do przeprowadzenia, choćby premier Morawiecki znalazł na to jeszcze dodatkowe 70, albo nawet 280 milionów baniek, my natomiast przynajmniej moglibyśmy powiedzieć, że wiemy, na czym stoimy i wtedy dopiero ten cały budżet dałoby się przeznaczyć na jakiś inny, znacznie bardziej zbożny cel. Nawet jeśli związany z przemysłem filmowym.
       Otóż można by było w pierwszej kolejności zrównać z ziemią tak zwany Polski Instytut Sztuki Filmowej, rozgonić całe to towarzystwo na cztery wiatry, a następnie ogłosić tu na miejscu konkurs na propagandowy film o pięknej Polsce i dzielnych Polakach, z budżetem, powiedzmy, 10 milionów złotych, w którym pierwsza nagroda wyniosłaby te 70, czy 140 milionów, jednak pod warunkiem, że będzie to film o takiej jakości, że uzyska on przynajmniej nominację do Oscara. Biorąc pod uwagę fakt, że to nie będzie film o Polakach mordujących Żydów, czy katolickich księżach gwałcących małe dzieci, gwarancja, że skoro on już został nominowany, to musimy mieć do czynienia z czymś autentycznie dobrym. I wtedy reżyserem mógłby być nawet Wojciech Smarzowski, pod warunkiem oczywiście, że on na te 10 milionów weźmie kredyt pod zastaw domu, który zapewne sobie postawił za pieniądze uzyskane z tego gówna, które mu przyszło wcześniej reżyserować. I wtedy dopiero zobaczymy, jakie pokłady talentu drzemią w naszych filmowcach i aktorach.
       O Smarzowskim jednak wspomniałem nie bez przyczyny. Pamiętamy jeszcze z pewnością, jak na początku roku nasze media obiegła informacja, że jedną z głównych nagród na festiwalu filmowym w Berlinie zdobył film „Twarz” Małgorzaty Szumowskiej. Nagrodę przyznano w marcu, polska premiera filmu została zapowiedziana na kwiecień… i w tym momencie zapadła głucha cisza, a o filmie „Twarz” ponownie już nikt nigdzie nie usłyszał. I oto, jak się dowiaduję, minister Gliński i PISF podjęli kolejną próbę pokazania światu, że polski film to wciąż jest pewna marka, Polacy to dumny naród, a Polska to kraj na który warto stawiać, tym razem – jak się domyslam, na 100 rocznicę odzyskania niepodległości – finansując nowy film Smarzowskiego właśnie, pod tytułem „Kler”. Po tym jak ów Smarzowski pokazał światu, jak to swego czasu tacy Ukraińcy w jedną noc wyrżnęli tysiące Polaków w pień, a ci Polacy nawet nie pisnęli, tym razem on temu samemu światu pokaże jak bardzo Polacy na to co ich wciąż spotyka zasługują. A wszystko dzięki pieniądzom przeznaczonym przez rząd Dobrej Zmiany na promocję polskiej kultury.
        Na koniec wrócę do tych 70 milionów na ewentualną hollywoodzką superprodukcję, czy to o bohaterstwie rodziny Ulmów, czy o walce Powstańców o Aleje Jerozoimskie i jednocześnie pozwolę sobie na pewną dygresję. Otóż już bardzo dawno temu kolega z branży opowiadał mi historię o tym, jak to zespół Maanaam próbował zrobić karierę w USA. Przyjechała więc Kora z kolegami do Nowego Jorku i jeszcze przed spotkaniem z agentem zaszli oni do którejś z nowojorskich restauracji, spędzili tam upojny czas, a na drugi dzień dowiedzieli się, że spotkanie zostało odwołane i oni mogą wracać do Polski. Co się okazało? Otóż kiedy oni sobie używali w tej knajpie, gdzieś w rogu sali siedział sobie dyskretnie przedstawiciel firmy impresaryjnej i obserwował zachowanie naszych krakowiaczków, po czym uznał, że oni jednak nie gwarantują odpowiedniego poziomu. A zatem, nawet jeśli przyjmiemy, że plan ministra Glińskiego z tymi pieniędzmi na hollywoodzki film o Polsce ma jakiekolwiek realne szanse sukcesu, to jestem przekonany, że ci specjaliści z Hollywoodu już się wystarczająco napatrzyli na to, co to jest ta cała Polska, by wiedzieć, że od nas lepiej się jest trzymać z daleka. Choćby i za wspomniane wcześnie 280 milionów złotych. W końcu kto chce się zadawać z bandą zakompleksionych nieudaczników bez serc i dusz?


       
Moje książki niezmiennie są do kupienia w ksiegarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, u Michała w warszawskiej księgarni Foto-Mag, no i u mnie drogą mailową k.osiejuk@gmail.com. Zachęcam szczerze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...