Najpierw odpowiedni link na
swoim blogu wrzucił nasz kolega Onyx, następnie szerzej sprawę omówił u siebie
Coryllus, a ja żeby się bez sensu po raz kolejny nie powtarzać, skomentowałem kwestię
bardzo krótko w komentarzu. Przypomniałem tam swój, moim zdaniem nadzwyczaj
oryginalny plan, który na moje oko ma mniej więcej podobne jak plan
Ministerstwa Kultury szanse skutecznej realizacji, natomiast jego ewentualny wynik
jest przynajmniej bardziej wymierny. Moim zdaniem bowiem, jeśli polski rząd już
się ostatecznie zdecydował, by zaatakować świat naszą wspaniałą historią od
strony kultury pop, to te 70 milionów złotych, które minister Gliński
postanowił przeznaczyć na produkcję cyklu hollywoodzkich filmów o Wielkiej
Polsce, powinien przeznaczyć na scenariusz do kolejnej części przygód Jamesa
Bonda, lub ewentualnie tego co się pojawi w ramach cyklu „Mission Impossible”
za dwa lub trzy lata, tak by akcja wspomnianych filmów nie tylko miała miejsce
w Polsce – bo to już akurat mieli choćby i Czesi, a nawet i Białorusini – ale
by Polska została tam pokazana co najmniej tak atrakcyjnie jak Paryż, czy
Londyn. Jak mówię, to jest z oczywistych dla nas wszystkich względów nie do
przeprowadzenia, choćby premier Morawiecki znalazł na to jeszcze dodatkowe 70,
albo nawet 280 milionów baniek, my natomiast przynajmniej moglibyśmy
powiedzieć, że wiemy, na czym stoimy i wtedy dopiero ten cały budżet dałoby się
przeznaczyć na jakiś inny, znacznie bardziej zbożny cel. Nawet jeśli związany z
przemysłem filmowym.
Otóż można by było w pierwszej
kolejności zrównać z ziemią tak zwany Polski Instytut Sztuki Filmowej, rozgonić
całe to towarzystwo na cztery wiatry, a następnie ogłosić tu na miejscu konkurs
na propagandowy film o pięknej Polsce i dzielnych Polakach, z budżetem,
powiedzmy, 10 milionów złotych, w którym pierwsza nagroda wyniosłaby te 70, czy
140 milionów, jednak pod warunkiem, że będzie to film o takiej jakości, że
uzyska on przynajmniej nominację do Oscara. Biorąc pod uwagę fakt, że to nie
będzie film o Polakach mordujących Żydów, czy katolickich księżach gwałcących
małe dzieci, gwarancja, że skoro on już został nominowany, to musimy mieć do
czynienia z czymś autentycznie dobrym. I wtedy reżyserem mógłby być nawet
Wojciech Smarzowski, pod warunkiem oczywiście, że on na te 10 milionów weźmie
kredyt pod zastaw domu, który zapewne sobie postawił za pieniądze uzyskane z
tego gówna, które mu przyszło wcześniej reżyserować. I wtedy dopiero zobaczymy,
jakie pokłady talentu drzemią w naszych filmowcach i aktorach.
O Smarzowskim jednak
wspomniałem nie bez przyczyny. Pamiętamy jeszcze z pewnością, jak na początku
roku nasze media obiegła informacja, że jedną z głównych nagród na festiwalu
filmowym w Berlinie zdobył film „Twarz” Małgorzaty Szumowskiej. Nagrodę przyznano
w marcu, polska premiera filmu została zapowiedziana na kwiecień… i w tym
momencie zapadła głucha cisza, a o filmie „Twarz” ponownie już nikt nigdzie nie
usłyszał. I oto, jak się dowiaduję, minister Gliński i PISF podjęli kolejną
próbę pokazania światu, że polski film to wciąż jest pewna marka, Polacy to
dumny naród, a Polska to kraj na który warto stawiać, tym razem – jak się
domyslam, na 100 rocznicę odzyskania niepodległości – finansując nowy film
Smarzowskiego właśnie, pod tytułem „Kler”. Po tym jak ów Smarzowski pokazał
światu, jak to swego czasu tacy Ukraińcy w jedną noc wyrżnęli tysiące Polaków w
pień, a ci Polacy nawet nie pisnęli, tym razem on temu samemu światu pokaże jak
bardzo Polacy na to co ich wciąż spotyka zasługują. A wszystko dzięki
pieniądzom przeznaczonym przez rząd Dobrej Zmiany na promocję polskiej kultury.
Na koniec wrócę do tych 70
milionów na ewentualną hollywoodzką superprodukcję, czy to o bohaterstwie
rodziny Ulmów, czy o walce Powstańców o Aleje Jerozoimskie i jednocześnie
pozwolę sobie na pewną dygresję. Otóż już bardzo dawno temu kolega z branży
opowiadał mi historię o tym, jak to zespół Maanaam próbował zrobić karierę w
USA. Przyjechała więc Kora z kolegami do Nowego Jorku i jeszcze przed
spotkaniem z agentem zaszli oni do którejś z nowojorskich restauracji, spędzili
tam upojny czas, a na drugi dzień dowiedzieli się, że spotkanie zostało
odwołane i oni mogą wracać do Polski. Co się okazało? Otóż kiedy oni sobie używali
w tej knajpie, gdzieś w rogu sali siedział sobie dyskretnie przedstawiciel
firmy impresaryjnej i obserwował zachowanie naszych krakowiaczków, po czym
uznał, że oni jednak nie gwarantują odpowiedniego poziomu. A zatem, nawet jeśli
przyjmiemy, że plan ministra Glińskiego z tymi pieniędzmi na hollywoodzki film
o Polsce ma jakiekolwiek realne szanse sukcesu, to jestem przekonany, że ci
specjaliści z Hollywoodu już się wystarczająco napatrzyli na to, co to jest ta
cała Polska, by wiedzieć, że od nas lepiej się jest trzymać z daleka. Choćby i
za wspomniane wcześnie 280 milionów złotych. W końcu kto chce się zadawać z
bandą zakompleksionych nieudaczników bez serc i dusz?
Moje książki niezmiennie są do kupienia w ksiegarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, u Michała w warszawskiej księgarni Foto-Mag, no i u mnie drogą mailową k.osiejuk@gmail.com. Zachęcam szczerze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.