Daje słowo, że miałem szczere
przekonanie, że wczorajszy wypadek z książką wybitnego dziennikarza śledczego
Piotra Krysiaka pod tytułem „Dziewczyny z Dubaju” i klaką, jaką jej urządził
Onet, „Fakt”, tygodnik „Wprost”, no ale również sieć EMPiK, pozostanie tylko
wypadkiem, jednak w momencie gdy zastanawiałem się nad tym, o czym tu by dziś
opowiedzieć, zajrzałem na portal tvn24.pl, a tam, absolutnie na samej górze,
jako news wieczoru znalazła się informacja, że wywiadu Monice Olejnik udzielił
sam Jerzy Stuhr. Wiadomość zatytułowana jest „Jestem wyczulony na to, że mna
zarządzaja amatorzy”, a jako ilustracja do niej, załączony jest klip z
następującym fragmentem wypowiedzi owego wybitnego intelektualisty:
„Mam ciągle poczucie, że… i co mnie najbardziej tak uwiera, to nawet nie
to, że ktoś mnie wykorzystuje, tylko ja jestem strasznie uczulony na… na… na
to, że mną zarządzają amatorzy. Nie po to jakby zdobywałem ostrogi zawodowe
przez całe życie, e… e... żeby teraz
jakby… bo to jest dla mnie są działania amatorskie, czyli pozbawione
jakiegokolwiek ruchu do przodu, prawda… hm… eee…. hrrr… Nawet jak ja, pamiętam,
piastowałem kierownicze stanowisko na małej naszej szkolnej… po… po…
artystycznej uczelni, to zawsze przecież coś przewidywałem, na coś się
ubezpieczałem… eee… eee… eee… już nie mówię o dbaniu o dobre imię, o szkoły,
swoje…”.
Tego, co to takiego owo „swoje”,
już się niestety nie dowiemy, bo w tym momencie portal tvn24.pl wypowiedż
Jerzego Stuhra uciął, ale domyślać się możemy, że dalej z całą pewnością mogło
być już tylko gorzej. W końcu, jeśli oni zdecydowali się wybrać ten akurat
fragment, żeby namówić nas na to, byśmy się postawili rządom Prawa i
Sprawiedliwości, to ja rozumiem, że to też był fragment wypowiedzi pana Jurka
najmocniejszy.
No i znów, jak sądzę, w tym
momencie podniesie się rejwach, że tu w ogóle nie ma o czym gadać, bo Jerzy
Stuhr, podobnie jak jego syn i ich koledzy aktorzy, to banda durniów, którzy
jedyne co potrafią, to udawać kelnera, kurwę, czy milicjanta, a i to im idzie
raczej słabo. Otóż, przepraszam bardzo, ale znów muszę zaprotestować. My tu
jesteśmy strasznie przyzwyczajeni do bardzo subtelnych dyskusji na jeszcze
bardziej subtelne tematy, wydaje nam się, że to co sobie pomyślimy, a następnie
wypowiemy, ma tak wielkie znaczenie dla przyszłości Polski i nas w niej
żyjących, że taki Stuhr, czy ten wczorajszy jeszcze Krysiak, nie są w stanie
nas choćby dotknąć swym oddechem. Otóż nie. Oni są częścią naszego życia,
choćbyśmy się nie wiem jak tego wypierali, a ów atak postępuje z każdej strony
sceny. Oto proszę sobie wyobrazić, że własnie telewizja zaczęła pokazywać
najnowszy film tak zwanego Vegi, zatytułowany „Botoks”, który, przyznaję, że
wyłącznie na podstawie jednego zwiastuna, mieliśmy okazję tu gnoić. A ja,
sterroryzowany przez moje dziecko, chcąc nie chcąć, obejrzałem dłuższe jego
fragmenty. I proszę sobie wyobrazić, że on jest jeszcze gorszy niż obejrzany
przez nas zwiastun. Ten film to wyłącznie ciąg parominutowych epizodów, nie
pozwiązanych ze sobą jakąkolwiek fabułą, gdzie albo jakaś kobieta jest dupczona
przez psa, albo kobieta w śpiączce karmiona spermą skorumpowanego lekarza, albo
wreszcie chore dziecko obrzygane przez nawalongo sanitariusza. Wszystko w
dodatku z aktorami, którzy bełkoczą tak, że w większości wypadków nie można
zrozumieć jednego słowa. I to jest najlepiej w minionym roku sprzedawany polski
film, autorstwa najlepiej sprzedającego się polskiego reżysera, wyprodukowany
za pieniądze jednego z najpopularniejszych ogólnopolskich dziennikow.
Oto zatem mój apel. Nie
oszukujmy się, proszę, i dajmy sobie to wreszcie powiedzieć: znaleźliśmy się w
pułapce, z której jedyne wyjście to to, co nas ratowało zawsze. Mam na myśli mianowicie
naszą tępą, wieśniacką zawziętość, odporną na wszystko, co przychodzi z
odległości dalszej niż ów kamyk, który leży przed nami na drodze i w który z
odpowiednio umiarkowanym zainteresowaniem wpatrujemy się z naszej ławeczki, a
kiedy obok będą przechodzić Jerzy Stuhr z Partykiem Vegą, wystarczy, że lekko
kopniemy go w ich stronę, z nadzieją, że się o niego wypieprzą. Wszystko co
ponadto, musi nas zaprowadzić do zguby.
Post Scriptum: Już po napisaniu
powyższej notki, otrzymałem od naszego kolegi Onyxa link do całości rozmowy,
jaką Monika Olejnik przeprowadziła z Jerzym Stuhrem, i z satysfakcją informuję,
że moje podejrzenia, iż zacytowany przeze mnie fragment, to jedyne, co nadaje
się do publikacji, były jak najbardziej słuszne. Przy okazji wyjaśniła się zagadka. Otóż "swoje" to już koniec wypowiedzi Mistrza. Nie wiadomo więc, co "swoje". Tym bardziej apeluję, by nie
spuszczać oka z naszego kamyka.
Niezmiennie
zapraszam do księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl,
gdzie można kupować moje książki. Mam też po kilka egzemplarzy z każdego tytułu
tu u siebie, a zatem, jeśli ktoś ma pragnienie otrzymać coś z dedykacją,
zapraszam pod adresesm k.osiejuk@gmail.com.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.