Już na samym początku, jak się
domyślam na zachętę, znajomi Krysiaka z redakcji „Faktu” – przy okazji
dowiedziałem się, że również tygodnika „Wprost” – piszą tak:
„’Dziewczyny z Dubaju’ Piotra Krysiaka to lektura, od
której włos jeży się na głowie. Autor raczej nie fantazjował, gdyż jego książka
opiera się na m.in. sądowej dokumentacji. Krysiak opisał proces sutenerek,
które skazano za wysyłanie polskich celebrytek do ‘seks-rajów’. Sutenerki też
nie były osobami zupełnie nieznanymi w branży rozrywkowej w Polsce.
Jedna z nich wygrała nawet konkurs Miss
Polonia, druga zdobyła kilka europejskich tytułów, inna była uczestniczką
popularnego programu ‘Top Model’, kolejna zagrała epizod w filmie ‘Sfora’, a
jeszcze inna, jak pisała prasa, została dziewczyną popularnego serialowego aktora”.
Potem już tylko atmosfera się
zagęszcza i otrzymujemy cytaty z samej książki, a wśród nich informację, że
chodzi o sprawę sprzed 10 już lat, kiedy to córka i teściowa gitarzysty zespołu
Lady Pank Jana Borysewicza, stanęły przed sądem oskarżone o sutenerstwo i w
efekcie dostały po trzy lata z zawieszeniem. Oto więc całe dziennikarskie
śledztwo „znanego dziennikarza”, którego, z tego co czytam na stronie fakt.pl,
jedyny sukces to było dotarcie do zapisów rozmów telefonicznych Borysewiczówny
z którąś z tych biednych dziewcząt i to wystarczy, żeby największe polskie
media informowały nas o tym, że już za chwilę największa polska sieć księgarni,
czyli EMPiK, wypuszcza kolejny hit.
Ktoś mi powie, że ja już zupełnie
oszalałem, skoro uważam, że to jest temat, na który zasłuzyli czytelnicy mojego
bloga. Otóż proszę spać spokojnie.
Pamiętamy może jeszcze film Terry’ego Gilliama „Fisher King” i scenę, kiedy to
Robbin Williams idzie sobie przez punurą nowojorską dzielnicę z Ammandą Plummer,
znajduje porzucony drucik od szampana i mówiąc, że nawet w śmieciach można znaleźć
coś co ma jakąś wartość, robi z niego krzesełko. Moim zatem zdaniem,
ogólnopolska promocja pod hasłem „dziennikarz sledczy ujawnia nieznane fakty” książki
Piotra Krysiaka dotyczącej sprawy sprzed
dziesięciu lat, sprawy w związku z którą wszyscyśmy się już skutecznie
porzygali dziesięć lat temu, to ów śmieć, z którego możemy uzyskać coś cennego.
Cennego nie w sensie rewolucyjnym, ale na nasze skromne oczekiwania w sam
raz. Oto po raz nie wiadomo który –
ostatnio przy okazji Targów Wydawców Katolickich – dowiadujemy się, że rynek
nie istnieje. Istnieją wyłącznie grupy czysto prywatnych interesów,
zjednoczonych wokół jednego celu, i wbrew pozorom, celu wcale nie aż tak
ambitnego. Z tego co rozumiem, tu chodzi wyłącznie o tę przysłowiową flaszkę i
stówę do jutra. I jest naprawdę obojętne, czy mówimy o literaturze, filmie, czy
piosenkach Jana Borysewicza. To co natomiast w tym jest pocieszającego, to to,
że jest naprawdę duża szansa, że bezczelność, z jaką oni się tu wśród nas
poruszają, doprowadzi ich w końcu do miejsca, gdzie jedyne co im zostanie to ów
znaleziony gdzieś w śmieciach drut od szampana, z którego będą mogli sobie
zrobić cokolwiek.
Dzisiejsza
okazja jest taqk samo dobra, jak każda inna, by zachęcić wszystkich do kupowania
mojej książki „39 wypraw na dziewiąty krąg”, najlepiej tu:
Piękne:)
OdpowiedzUsuń