Jak już się zdążyłem pochwalić,
wybraliśmy się z moją żoną do Przemyśla, i, co należy tu mocno podkreślić, tego
typu okazja stanowi dla nas praktycznie jedyną szansę, żeby sobie normalnie
porozmawiać. Czemu tak? Powód jest bardzo prosty. Rzecz w tym, że ona na co
dzień jest tak zarobiona i przez to tak skupiona na swoich sprawach, że ja
nawet nie probuję się do niej odzywać, bo wiem, że i tak mnie nie usłyszy. Miała
ona wprawdzie w tym roku parę okazji, by się urwać z tego kieratu, ostatnio
nawet aż do włoskiej Cerignoli, no ale ponieważ ja w tym czasie musiałem mieć
oko na dom, z tego punktu widzenia te chwile były kompletnie bez znaczenia.
Taki los.
No ale zacznijmy może od końca.
Otóż jest tak, że wsród całej kompanii moich byłych uczniów jest kilku, których
nazwiska są dziś powszechnie znane, a wśród tych, jestem wciąż mocno
zaprzyjaźniony z liderem blackmetalowego zespołu o nazwie Furia, który ostatnio
zadaje szyku podczas przedstawienia „Wesela” w Teatrze Starym w Krakowie w
reżyserii niejakiego Klaty. I oto wczoraj właśnie otrzymałem od mojego ucznia
informację, że jakimś cudem udało mu się dla nas załatwić dwa bilety na jedno z
tych przedstawień, a ja oczywiście natychmiast o tym ponformowałem swoją żonę.
Ona się naturalnie ucieszyła, a przy okazji powiedziała mi coś takiego:
„Wesele? Wyspiańskiego? Fajnie. Ja to czytałam jakieś 40 razy i znam to na
pamięć”.
Gdy chodzi o mnie, ja w
kwestii, czy to fajnie, że to jest akurat „Wesele”, czy nie, nie mam za wiele
do powiedzenia, bo „Wesela”, z tego co pamiętam, nie przeczytałem ani razu.
Natomiast, owszem, tego, że moja żona
czytała to wielokrotnie, jestem w stu procentach pewien. Ona bowiem jest taką
właśnie osobą, że, gdy chodzi akurat o czytelnictwo, przeczytała wszystko, w
tym nawet „Nad Niemnem” Orzeszkowej. I nie mówię tylko, a nawet nie przede
wszystkim, o tak zwanych lekturach obowiązkowych, ale o rzeczach, których nie
czyta praktycznie nikt. A ona, jak najbardziej. Co w związku z tym? Otóż to
mianowicie, że, ponieważ ona czyta świadomie i ze zrozumieniem, wie znacznie
więcej, niż naprawdę wielu z nas.
I teraz, skoro już to co
najważniejsze zostało powiedziane, proszę mi pozwolić, że przejdę do sedna i
jednocześnie zakończę te dzisiejszą refleksję. Jak wiemy, wczoraj rozmawialiśmy
tu trochę o Konstantym Gebercie, jego ojcu i smrodzie, jaki się ciągnie za tą
rodziną i jej historią. Ponieważ, jak mówię, moja żona ma wreszcie dla mnie
czas, wiedząc, że mnie usłyszy, opowiedziałem jej o tym, jak to się ostatnio
zachował ten ciekawy człowiek, przy okazji oczywiście wspomniałem i tym, kim
był stary Gebert… i co się okazało? O jednym i drugim ona nawet nie wiedziała.
Tyle tylko, że nie dość że nie wiedziała, nie dość że nie uznała tego za
problem, to wręcz przeciwnie, bardzo się zdziwiła, że my się w ogóle zajmujemy
czymś tak jałowym, jak rozważanie tego typu postaw. Nie zdążyłem nawet
skończyć swojej opowieści, kiedy ona powiedziała: „I co was tak to dziwi? Poczytajcie sobie choćby pamiętniki Korczaka, to
dowiecie się wszystkiego. Dla was to
w ogóle nie powinien być temat”.
A ja sobie myślę, że w gruncie
rzeczy, ja to wszystko zawsze wiedziałem, no ale myślę sobie dziś o tym
Korczaku i tych jego pamiętnikach. Może jednak faktycznie nie byłoby źle coś w
końcu przeczytać?
Zapraszam
niezmiennie do ksiegarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie można kupować nasze książki. Bardzo polecam.
Zazdroszczę Szanownej Małżonce dystansu, zdroworozsądkowegoego myślenia. Mnie od razu skacze ciśnienie i tętno, choć wiem
OdpowiedzUsuń@Jola Plucińska
UsuńMnie też. Jeśli idzie o nią, to ona też nie jest taka spokojna. Ten jej lekceważący ton, to trochę taka poza.
Nie skończyłam, a się wysłało, ale co tu więcej gadać. Też tak bym chciała, ale się nie da. Charakter rządzi i niech mu tak będzie. Napiszę na Toyah, bo mam kłopot z markami i dolarami
OdpowiedzUsuń@Jola Plucińska
OdpowiedzUsuńJaki masz kłopot z "Markami, dolarami..."?