Historia, jaką chciałbym tu dziś opowiedzieć
jest przede wszystkim już dość stara, bo jeszcze z grudnia 2017 roku, no a poza
tym, o czym się za chwilę przekonamy, wyjątkowo głupkowata, ale pomyślałem
sobie, że tyle ostatnio się nam trafiło – i jak najbardziej wciąż trafia – przeróżnych
mądrości, że zgodnie ze starą brytyjską zasadą, że aby doszczętnie nie zwariować,
trzeba od czasu do czasu na chwilę oszaleć, proponuję, byśmy zajrzeli w te właśnie
rejony.
Oto w kwietniu zeszłego roku, 79-letni Philip
Clements, anglikański ksiądz z wioski Eastry w hrabstwie Kent, po 50 latach
wiernego posługiwania swoim parafianom, poznał na jednym z portali randkowych
24-letniego modela z Rumunii nazwiskiem Florin Marin, jak najbardziej z
wzajemnością, zakochał się w nim, i po niedługim czasie w pobliskim Ramsgate panowie
wzięli skromny ślub i zamieszkali w miasteczku Sandwich. Ponieważ wspólne życie
układało się nadzwyczaj dobrze, któregoś dnia ksiądz Clements zaproponował
swojemu mężowi, by przeprowadzili się wspólnie do Rumunii. Marin chętnie się na
propozycję męża zgodził i nie minęło parę tygodni, jak Clements sprzedał za £214 750 swój dom w Eastry i
szczęśliwa para zamieszkała w Bukareszcie.
Początki były jak z bajki. Jak wspomina
sam ksiądz Clements: „Było cudownie.
Chodziliśmy razem do kina i na zakupy. On mnie naprawdę utrzymywał w dobrym
nastroju. Wciąż się śmialiśmy”. I znow nie minęło wiele czasu, kiedy z tego
szczęścia Ksiądz postanowił za głupie €100 000 kupić mieszkanie w Bukareszcie i
po paru dniach przepisać je w całości na Marina. Czemu tak się stało, możemy
oczywiście spekulować, ale w tym momencie coś się w dotychczas szczęśliwym
małżeństwie zaczęło psuć. Oddajmy znów głos Księdzu: „Nie znając języka i nie mając żadnych znajomych czułem się bardzo samotny. Florin
wciąż spędzał czas w klubach, lub po nocach oglądał filmy. Chodził spać bardzo
późno, czasem nawet o 5 rano. Powiedział mi, że nie mogę z nim chodzić się bawić,
bo jestem zbyt stary. Głęboko w duszy, trudno mi było to zaakceptować, ale
ufałem mu”.
No i
wreszcie doszło do tego, że ksiądz
Clements postanowił wrócić do Anglii. Tak wspomina ów smutny czas: „Odprowadził mnie na lotnisko. Straciłem
dosłownie wszystko, dom, wszystkie pieniądze i byłem w bardzo złym stanie.
Przez jakiś czas mieszkałem u różnych znajomych aż wreszcie zaoferowano mi dom
pewnej staruszki. Żałuję, że sprzedałem swój dom i kupiłem tamto mieszkanie. To
był mój pomysł by wyjechać do Rumunii i Florinowi on się spodobał, ale z
pewnościa byłoby dla nas lepiej, gdybyśmy zostali w moim domu w Eastry. Nie
czułbym się tak samotny, a on też przecież miałby co robić”.
I
moglibyśmy już w tym momencie zakończyć tę smutną historię, gdyby nie fakt, że
oto pojawiło się światełko w tunelu. Otóż Florin nie zapomniał o swoim mężu i
od czasu rozstania odwiedził go nawet parę razy. Jak opowiada sam Ksiądz, „Florin znów nawiązał ze mną kontakt, a ja
odwzajemniłem jego uczucie. Zaczęliśmy słać do siebie esemesy i rozmawiać na
Skypie i wciąż jesteśmy w kontakcie. Czuję, że mnie kocha i tak naprawdę żałuje
tego, co się stało. Osobiście wierzę w to, że zawsze trzeba człowiekowi dać drugą
szansę. Wiem, że on nie robi tego dla pieniędzy, bo przecież ja nie mam nic. To
wręcz on mi obiecał, że wynajmie mieszkanie w Bukareszcie i za część uzyskanych
w ten sposób pieniędzy pewnego dnia sami wynajmiemy mieszkanie w Dover lub w
Canterbury, i wspólnie tam zamieszkamy. Nie
chcę rozwodu, i on też oświadczył mi, że pragnie tylko mnie. Powiedziałem mu
zresztą, że jeśli znajdzie kogoś innego, może mi powiedzieć, a ja to zrozumiem”.
Żeby nie
kończyć tej opowieść tak zupełnie bez komentarza, może tylko zaproponuję,
nawiązując do tego, o czym tu pisaliśmy choćby i wczoraj, byśmy się aż tak nie
martwili. Ja rozumiem, że Żydzi wspólnie z socjalistycznym państwem prezesa
Kaczyńskiego trzymają nas za gardło, że premier Morawiecki przepisał na żonę
część majątku i że w ogóle sprawy idą w złym kierunku, ale czyż nie lepiej się
żyje wiedząc, że gdzieś na świecie słońce nigdy nie zachodzi?
Zachęcam wszystkich do odwiedzania księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl i kupowania moich książek.
A pozostałe ponad 100 tysięcy funtów rozpieprzył w rok? To co on kupował? Heroinę? Historia grubymi nićmi szyta. Z naciskiem na grubymi.
OdpowiedzUsuń@Lucas Beer
UsuńMoże nic nie kupował. Może zakupy robił Marin.
Też mi to przyszło do głowy. Ale wtedy stawiam, że była to kokaina.
UsuńPrawie się popłakałem...
OdpowiedzUsuń@Anonimowy
UsuńJa też w poczuciu beznadziejnego oczekiwania na to, że anonimowi komentatorzy zechcą przyznajmniej na końcu się podpisać.
Ta historia skojarzyła mi się z filmem "Cruising". Obie opowieści znakomicie oddają naturę tego, co ruscy agenci wpływu nazwali kiedyś "wolną miłością".
OdpowiedzUsuń@Kozik
OdpowiedzUsuń"Cruising" to lektura obowiązkowa.
"zgodnie ze starą brytyjską zasadą, że aby doszczętnie nie zwariować, trzeba od czasu do czasu na chwilę oszaleć". Autorze, jak ta zasada brzmi dokładnie w języku angielskim? :)
OdpowiedzUsuń@pani Jola
OdpowiedzUsuń"To maintain your sanity you have to allow yourself to go slightly dotty".
Dziękuję
Usuń