W kompletnej zupełnie ciszy minęło
10 lat od dnia, gdy opublikowałem na tym blogu swój pierwszy tekst i powiem
zupełnie szczerze, że owa cisza zarówno mnie zadziwia, jak i powoduje całkowicie nowe refleksje. Otóż tak
się złożyło, że w ciągu kilku minionych dni nie napisałem ani jednego nowego
tekstu, a przez to miałem więcej czasu na przyglądanie się temu, co pojawiało
się na innych blogach i nie mogłem nie zauważyć, że dokładnie ta sama niemoc
ogarnęła większość autorów, z tą różnicą, że podczas gdy ja, nie będąc w stanie
wymyślić nic mądrego, milczałem, inni, owszem, starali się zachować
dotychczasową aktywność.
I proszę mnie nie zrozumieć
źle. Ani mi w głowie sugerować, że przez te puste dni nie pojawiło się tu nic
szczególnie godnego uwagi. Chcę tylko powiedzieć, że poza mrozami oraz ogólnie
rozumianym problem „żydowskim”, nie dzieje się nic. Kiedy czytam kolejne notki,
mam wrażenie, że gdyby nie ciągnąca się od już chyba z górą miesiąca owa polsko-żydowska
awantura, wszyscy byśmy się pozamykali w domach i tylko czekali aż się zrobi
cieplej, co być może sprawi, że po kolei wpadniemy w lepszy nastrój i
zainteresujemy się zwyczajnie życiem.
Otóż – nastrój. Odnoszę
mianowicie wrażenie, że z jakiegoś powodu cały początek roku generalnie jest
tak depresyjny, że większości z nas dosłownie nie chce się nic poza tym, by
ewentualnie ponarzekać. I nie chodzi mi nawet o narzekanie w sprawach
konkretnych, ale takie, znane nam bardzo dobrze skądinąd, narzekanie dla samego
narzekania. Niedawno spotkałem jednego z moich dawnych uczniów, dziś już
człowieka bardzo dorosłego, i proszę sobie wyobrazić, że on z miejsca wyskoczył
do mnie z pretensjami o to, że ja popieram PiS, w sytuacji gdy, jak podobno wszyscy
widzą, tak dramatycznie źle, jak jest dziś w Polsce, tu nigdy jeszcze nie było.
Staliśmy sobie na ulicy, wokół chodzili ludzie, jeździły samochody, dzwoniły
tramwaje, nie wykluczam, że nawet ładnie świeciło słońce, a on mi opowiadał,
jak to jest strasznie. Mówiłem mu, że ja oczywiście rozumiem, że on jest
politycznie rozczarowany i że jeśli miał wcześniej jakieś nadzieje i dziś
widzi, że póki co z nich nic nie będzie, to może mu być smutno. Ja sam na jego
miejscu też bym był poirytowany, natomiast nie widzę żadnego powodu, by z tak w
gruncie rzeczy marnego powodu zaczepiać, jak by nie patrzeć, obcych ludzi na
ulicy i ogłaszać koniec świata. Tłumaczyłem mu to wszystko, zachęcałem do
refleksji, a on wciąż swoje: to już koniec i to widać, słychać i czuć.
Przypomniało mi się tamto
spotkanie wczoraj, kiedy czytałem co
poniektóre notki i z przerażeniem odkrywałem, że ich główny przekaz zawiera się
w opinii – swoją drogą, cytowanej przeze mnie słowo w słowo – „To ostatni moment… Jeśli Ciemny Lud znowu to
kupi, to mamy przerąbane już na amen. Zniszczenia w dziedzinie kultury,
tradycji, obyczaju, nauki, a nawet języka są tak straszne, że za kilka lat będą
już tylko tubylcy, Polaków nie będzie”.
Ktoś się być może zapyta, o co
poszło. A propos czego ów szczególny komentarz? Jak to czego? Przecież to
jasne. Minister Gliński powołał na kolejną kadencję nowych członków czegoś, co
nosi nazwę Rady Muzeum przy Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, a wśród nich
byłego ambasadora Ryszarda Sznepfa. No i to w związku z tym prawdopodobnie za
kilka lat Polaków nie będzie, no i to właśnie ta świadomość sprawia, że wielu z
nas wpadła w tak wisielczy nastrój. Rozumiemy, o co chodzi, prawda? Jest w Warszawie
to żydowskie muzeum, swoją drogą tak okropnie nieciekawe, że tam z tych nudów można
się już tylko zgubić, jego faktyczni właściciele tworząc wokół niego coś, co
nosi nazwę „Rady Muzeum przy Muzeum”, instalują tam oczywiście zaufanych ludzi,
a my nagle zaczynamy drżeć z emocji, bo nie podoba nam się skład tej Rady? Bo
tam są Rorfeld, Sznepf i Niezabitowska? A kogo oni mieli tam posadzić? Stanisława
Michalkiewicza?
Ja wiem, że przykład, na który
się wyżej powołałem jest dość drastyczny i generalnie atmosfera nie jest aż tak
bardzo ponura, jednak odnoszę wrażenie, że to jest kierunek, który łatwo można
zauważyć. Obchodziliśmy wczoraj dzień pamięci o Żołnierzach Wyklętych, za nami
cała seria przeróżnych uroczystości, ogólnie rzecz biorąc bardzo podniosłych i
wzruszających, przy okazji wreszcie udało się wręczyć te cholerne nominacje
generalskie, na które w pewnym momencie wydawało się, że nie ma już co czekać,
a tymczasem my gapimy się za okno na te skute mrozem dachy i pomstujemy na
zmianę albo na Żydów, albo na ministra Glińskiego.
Na Słowacji zastrzelono
dziennikarza, który ujawnił współpracę słowackiego rzadu z włoską mafią, „Washington
Post” natychmiast podał, że Słowacja tym samym dołączyła do takich krajów jak
Polska i Węgry, a my się martwimy tym, że minister Gliński to człowiek bez
honoru i już tylko czekamy na wybory, które wreszcie pozbawią władzy ten
cholerny PiS?
Ja oczywiście nie lekceważę
ewentualnych nastrojów wynikających z autentycznego rozczarowania z każdą
chwilą coraz bardziej irytującym zachowaniem polityków Prawa i Sprawiedliwości,
oraz wspierających władzę mediów. To co się jednak dzieje ostatnio w głowach
niektórych z nas woła o pomstę do nieba.
Wiosna już naprawdę za
progiem, po niej przyjdą upały, a po nich znów Święta. A na Święta będzie karp,
którego, w ramach pozbawiania nas naszej „kultury, tradycji i obyczaju”, nie
odbierze nam nawet sam sierżant… jak mu tam? Daniels? Daniels. Nawet on.
A wtedy też być może któryś z
czytelników zechce mi złożyć spóźnione życzenia urodzinowe. W końcu spędziliśmy
tu wspólnie trochę czasu, czyż nie?
Zapraszam
wszystkich niezmiennie do naszej księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie są
do kupienia również i moje książki. Być może najlepszą z nich, „Marki, dolary,
banany i biustonosz marki Triumph” można dodatkowo zamawiać bezpośrednio u mnie
mailowo: toyah@toyah.pl. Bardzo polecam.
Panie Krzysztofie, w tej dziwnej sytuacji (gdzie oni się podziali?) to ja Panu życzę następnych dobrych lat blogowania. I końca tego czegoś, co Panu obecnie się wydarza, chociaż nie wiem co to jest, ale podobno niedobre. Pzdr. ER
OdpowiedzUsuńKochany Toyahu!
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego! Czytam niemal wszystkie Twoje notki i to od początku. Mam kiepską pamięć, więc ten tekst o Kulturkampfie przeczytałam teraz zapewne już ponownie, ale z wielkim zainteresowaniem jak gdyby po raz pierwszy. Narzekasz, że nikt nie czyta długich tekstów. Coś w tym jest i mi samej nie chce się ich czytać. Jednakże ten, o którym mówimy jest akurat niezmiernie pouczający i arcyciekawy. Wszyscy wiedzą coś o polityce Bismarcka jeszcze ze szkoły, ale od Don Paddingtona dowiadujemy się jak to wyglądało. A jest to wiedza pokrzepiająca!
marzec
Dziekuje za wszystkie dotychczasowe notki i zycze wielu kolejnych.
OdpowiedzUsuń(moze przyczyna owej ciszy byl fakt ograniczenia mozliwosci komentowania. W czasie gdy nie bylo opcji 'nazwa' itd. kilka razy napisalam komentarz z konta google, pojawial sie on ale po chwili znikal)
Wszelkiej pomyslnosci zycze
Zdecydowanie Pana pozdrawiam. Jest Pan niespotykanie rzadkim blogerem i pisarzem , który potrafi wnikliwie skomentować to , jest ciekawe i istotne, a jednocześnie zna się na Sex Pistols , Pink Floyd i Davidzie Bowie.
OdpowiedzUsuń