sobota, 24 marca 2018

DIY, czyli zróbmy sobie papieża

      Dzisiejszy tekst powinien był się tu pojawić już parę dni temu, jako uzupełnienie niezwykle, moim zdaniem, cennej notki Eski, jednak z powodu przeróżnych tematów, które się tu przed nią wepchały, sprawa wraca dopiero dziś. Trochę też dlatego, że oto w Internecie pojawiło się ostatnio pewne wzmożenie, gdzie paru z tak zwanych „naszych”, powołując się na paru anonimowych oczywiście kardynałów, na których powołał się jakiś włoski pisarz, na którego powołała się gazeta London Times, na którą z kolei powołał się jeden z ostatnio wyrastających jak grzyby po deszczu patriotycznych portali, zaczęło się podniecać, że wspomniani kardynałowie założyli ruch, który ma zmusić Franciszka do abdykacji, ponieważ jego dalsza działalność musi rzekomo doprowadzić do schizmy, a im zależy, żebyśmy wszyscy byli razem.  Dla przypomnienia więc, w swojej refleksji zwróciła Eska uwagę na niezwykle skomplikowaną sytuację, wobec której stoi dziś Kosciół i którą musi opanować może nie tyle tu w Polsce, gdzie właściwie póki co jakoś tam próbujemy sobie radzić, czy w Zachodniej Europie, gdzie został dość skutecznie wypędzony, lecz tam, skąd 5 lat temu Duch Święty wyciągnął nam papieża Franciszka, czyli w Ameryce Południowej i Środkowej, ewentualnie w Afryce, a więc w miejscach, gdzie przed Kościołem stoją zadania, o których my tu nie mamy nawet pojęcia. Napisała Eska swój tekst, moim zdaniem w sposób nadzwyczaj uczciwy i przejrzysty i, tak jak się niestety można było spodziewać, znaczna część komentarzy pokazała równie przejrzyście, co miał na myśli Jezus, kiedy wypowiadał Swoje słynne słowa o zatwardziałości serc naszych, a jednocześnie też i to, że owa zatwardziałość potrafi zaatakować ze strony, po której, mogłoby się wydawać, że nie mogliśmy się spodziewać.
      Na Katechizmie znam się  umiarkowanie, na tyle może tylko, żeby wiedzieć, że „Kościoła należy słuchać w każdy czas”, natomiast tak się składa, że w swoim życiu spotkałem księży, których bardzo szanuję i, gdy chodzi o sprawy Wiary, traktuję jak kogoś, kogo opinii nie mogę lekceważyć. Przytoczę więc tu dziś może trzy historie, które, jak sądzę znakomicie uzupełniają właśnie to, na co nam zwróciła uwagę Eska. Otóż miałem kiedyś okazję rozmawiać z pewnym księdzem, który ponad 50 lat spędził na misjach, najpierw przez parę lat w Afryce, a potem już wyłącznie w Brazylii. Otóż opowiedział mi on, jak to którejś niedzieli miał okazję uczestniczyć w bardzo uroczystej, koncelebrowanej Mszy Świętej, z udziałem lokalnego biskupa, gdzie na samym jej początku ów biskup poprosił zebranych, by wypisali na kartkach swoje grzechy, następnie wrzucili je do specjalnie na tę okazję przygotowanej urny, po czym owe „grzechy” zostały spalone i w ten sposób wszyscy już mogli przyjąć Komunię.
        Inny ksiądz opowiadał mi, jak to jakiś czas temu niektórzy proboszczowie w Polsce polecili swoim księżom, by dyżurowali w konfesjonałach 24 godziny na dobę, a to w związku z tym, że papież Franciszek rzekomo wydał im takie zalecenie. Oczywiście, żadnemu z tych proboszczów nawet do głowy nie przyszło, że Papież mówił nie do nich, ale do tych, do których został tak naprawdę w pierwszej kolejności posłany, czyli do tych nieboraczków z urną i karteczkami.
      No i wreszcie na koniec, jeszcze jedna refleksja, którą się całkiem niedawno podzielił ze mną pewien zaprzyjaźniony zakonnik, a która już dotyczy nas tu na miejscu i która chyba najbardziej się może odnosić do tego, o czym pisała Eska. Otóż powiedział mi on, że czuje się bardzo dobrze potraktowany przez los, że nie musi prowadzić nauk przedślubnych dla par wstępujących w związek małżeński, a to z tego powodu, że z tego, co mu się udało zaobserwować, mimo owych nauk, choćby niewiadomo jak solidnie prowadzonych, przez jak madrych księży, z jakim zapałem i poświęceniem, jakieś 90 procent małżeństw, które są obecnie zawierane w naszych kościołach, jest już na samym starcie nieważnych. A to przez to mianowicie, że zdecydowana większość tych par nie ma kompletnie pojęcia, że ma do czynienia z sakramentem, a tym bardziej, co ten fakt dla każdego z nich powinien oznaczać. A zatem, kiedy po kilku latach część z tych ludzi nagle dochodzi do wniosku, że żeniąc się, nie wiedzieli, na co się decydują i w jakim towarzystwie, to mają jak najbardziej rację. Bo z ich punktu widzenia, to jest dokładnie to samo, co wtedy, gdy ona nie wiedziała, że to jest pijak i złodziej z dwojgiem nieślubnych dzieci, a on nie wiedział, że bierze za żonę robiąca na boku prostytutkę. I to jest też dokładnie taka sama sytuacja, jak w przypadku rodziców, którzy przynoszą swoje dzieci do Chrztu, następnie prowadzą je do Pierwszej Komunii, a wreszcie każą im iść do Bierzmowania, i naturalnie też w przypadku owych księży, którzy bez mrugnięcia okiem udzielają Chrztu dzieciom – o imieniu oczywiście Jessica i Denis – trzymanym na rękach przez jakieś tłuste, cycate cizie w mini spódniczkach z wytatuowanym smokiem na dupie, u boku jakichś gangsterów, w sandałach i stylowo rozdartych bermudach, i ze świeczką trzymaną w również, jak najbardziej, wytatuowanej łapie, a dalej dokładnie tak samo przy każdej kolejnej okazji, aż wszyscy oni będą się wykłócać o katolicki pogrzeb dla któregoś z nich i go naturalnie dostaną.
      I co? My teraz nagle się zastanawiamy, co z tym Franciszkiem jest nie tak, kiedy on mówi, że warto by było się zastanowić nad losem tych wszystkich pobożnych i świadomych swojej sytuacji katolików, którzy żyją porządnie, porządnie wychowują swoje dzieci i jak najbardziej porządnie przestrzegają kościelnego prawa, które im, co zrozumiałe, zakazuje przystępowania do sakramentów, bo żyją w grzechu z powodu nieważnego małżeństwa?
      Zrozummy wreszcie może, że papież Franciszek, podobnie jak wcześniej Jan Paweł II, czy Benedykt XVI, nie są tu po to, by spełniać nasze osobiste i lokalne zachcianki i leczyc nasze kompleksy, ale by dbać o zbawienie całego świata. Owszem, o nasze jak najbardziej również, dla nas jednak ten akurat element jest w tym wypadku mniej istotny, jeśli tylko zechcemy mieli świadomość, że o nie akurat powinniśmy umieć spróbować zadbać sami.


Przypominam, że moje książki można kupować albo tu u mnie pod adresem toyah@toyah.pl, ewentualnie też w księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl. Bardzo wszystkim polecam.

3 komentarze:

  1. Niedawno wrzucił mi znajomy link do dyskusji nad memem jakiegoś księdza przypominającym, że osoba poddająca się aborcji jest automatycznie ekskomunikowana. Opisane były również warunki powrotu do wspólnoty. Pod tym memem było, bez przesady, ponad 150 komentów w stylu - to ja się wypisuję, niech mnie wyrzucą, chcę być apostatą itp. Jeden jedyny koment, mój, dotyczył tego, że jak już wyjdą z tego strasznego KK to niech zapewnią, że rodzina nie będzie błagała proboszcza o katolicki pochówek na katolickim cmentarzu. Zaskoczyły mnie odpowiedzi, że taki pochówek należy się każdemu jak psu zupa (dosłownie tak). I to by było na tyle w temacie apostazji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oni może uważają że Kościół to takie 500+, i możesz chodzić na czarne marsze i machać parasolkami i wieszakami ale pincet się należy.

      Usuń
    2. @Remo
      Oczywiście. I dofinansowanie wszelkiego rodzaju projektów.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...