Od ponad
tygodnia jest w kioskach do nabycia kolejny numer „Polski Niepodległej”, a w
niej moje krótkie kawałki do śmiechu. Gdyby ktoś nie miał okazji, bardzo
proszę. Oto wszystko jak na dłoni.
Kończąc swój poprzedni zestaw „Wezwanych do tablicy” wyraziłem obawę, że
część z przedstawicieli „Obywatelskiego Ruchu na Rzecz Odsunięcia Faszystów
od Władzy” może już wkrótce transformować
się w zombie i zaatakowac nas od tej nowej strony. Nie minęły dwa tygodnie, jak
kolejnemu z nich zaczęło się coś sączyć ust. Oto Konstanty Gebert, niesławny
przedstawiciel diaspory żydowskiej w Polsce, w wywiadzie dla „Newsweeka”
ogłosił, że Polacy boją się debaty na temat swojej odpowiedzialności za
Holokaust, ponieważ w jej efekcie, może wyjść na jaw, „co nasz dziadek robił podczas wojny”. Ciekawe w tym jest nawet nie
to, że Gebert mówi to co mówi, ale że to mówi właśnie on, człowiek, którego
ojciec, Bolesław Gebert, jako agent NKWD zakładał w Stanach ZJednoczonych
partię komunistyczną, w 1920 r., kiedy na ziemiach odrodzonej Polski
trwała wojna polsko-bolszewicka, Gebert szerzył propagandę prosowiecką
wśród robotników amerykańskich, oraz organizował także akcje mające
na celu torpedowanie finansowego wsparcia Polonii Amerykańskiej dla obrony
Polski. Występował też jako gorący zwolennik sowieckiej inwazji na Polskę
17 września 1939 i wzywał do uznania skutków zawartego przez ZSRR i III
Rzeszę Paktu Ribbentrop-Mołotow. I dziś jego syn nie dość, że publicznie
oskarża naszych ojców i dziadków o współudział w Holokauście, to jeszcze mówi
coś o naszym wstydzie? Nie. To nie może być zwykła ludzka ślina.
***
Skoro już się zgadało na temat tej szczególnej rodziny, należy wspomnieć,
że stary Gebert, nie niepokojony przez nikogo, jest pochowany na Wojskowych
Powązkach, obok starej Gebertowej, ze starannie wypisanym na solidnej płycie
nazwiskiem. I tu nasuwają się dwie refleksje. Przede wszystkim, to jest bardzo
ciekawe, że on zdecydował się spocząć na ziemi, której przez całe życie tak
nienawidził. Przez większą część swojego podłego życia krążył między Stanami
Zjednoczonymi, a Związkiem Sowieckim, w przedwojennej Polsce był traktowany
jako persona non grata, a tu nagle zamarzyło mu się w ten szczególny sposób
zaznaczać teren. Druga refleksja jest jeszcze bardziej ponura. Otóż, jak wiemy
okrutny kat narrodu węgierskiego, Mátyás
Rosenfeld, wydelegowany tam przez Sowietów jako Rákosi, również gnije ani w
Moskwie, ani w Tel Awiwie, lecz na miejscowym cmentarzu, z tą jednak różnicą,
że z jego grobu usunięto nazwisko, a zamiast niego pozostawiono zaledwie inicjały
M.R., by nie prowokować ludzi do, jak by nie patrzeć, grzesznych zachowań.
Swoją drogą, czy to nie jest sensowna propozycja, żeby już tych śmieci nie
ruszać, a tylko zamienić nazwiska na inicjały. W.J., B.B., J.M., W.G…. Czyż nie wyglądałoby to pięknie?
***
Inna sprawa, że czasy mamy takie, że łatwo sobie
wyobrazić sytuację, kiedy to my zaczynamy umieszczać tam kolejno te inicjały, a dzieci, wnuki i ideowi
spadkobiercy tej hołoty wybuchają na to wszystko gromkim śmiechem, pokazują nam
kolejno Różę Thun, Janusza Lewandowskiego, Borysa Budkę, sędziego Rzeplińskiego
i dziesiątki, dziesiątki innych pytają:
„Przepraszamy bardzo, ale w jaki to sposób oni są bardziej niż my Polakami?”
Przesadzam? Ani mi w głowie. Oto całkiem niedawno, poseł Nowoczesnej Paweł
Pudłowski, występując w TVP Info, w taki oto sposób skomentował fakt, że
ulicami Lwowa, pod hasłem „Lwów nie dla polskich panów”, przeszedł marsz
ukraińskich nacjonalistów: „To bardzo smutne obrazki. Ta relacja
mogłaby być lepsza. Uważam, że dyplomacja polska powinna zabiegać
o jak najczęstszy dialog z Ukrainą i o rozmowę
o historii, która jest trudna. Wymagaliśmy, będąc tam, pracy ponad miarę
od ukraińskich pracowników i dlatego właśnie, jak twierdzą sami Ukraińcy,
nastąpiła Rzeź Wołyńska”. Ja
mam świadomość, że poseł Pudłowski to młody człowiek i niech żyje jak
najdłużej, ale jakie mamy argumenty, by, kiedy już przyjdzie na niego czas, nie
potraktować go tak jak Węgrzy tego Rosenfelda?
***
A propos młodych,
bardzo ostatnio uaktywniły się młode feministki, a my już się tylko
zastanawiamy, czy to nie one przepadkiem przejmą pałeczkę z rąk Pudłowskiego i
innych. Jedna z nich, jak się sama przedstawia, „wrocławska artystka/
ilustratorka, hafciarka i aktywistka”, Olga Budzan, najpierw zorganizowała, a potem rozpropagowała przy
pomocy zaprzyjaźnionych mediów, warsztaty artystyczne pod intrygującym tytułem
„Narysuj swoją cipkę”. Gdyby ktoś nie do końca rozumiał, w czym rzecz, mamy też
odautorskie objaśnienie: „Idea łączy w sobie mocny przekaz feministyczny,
pomaga ‘odzyskać kobiece ciało’ na wielu płaszczyznach jednocześnie, wpisując
się w nurt samoakceptacji i wzmocnienia samooceny kobiet”. Ależ się te losy
plotą. Gdyby owej bolszewickiej feministce Aleksandrze Kołłontaj Lenin
powiedział, żeby dała sobie spokój z tym Dniem Kobiet, bo i tak wszyscy wiedzą,
że tu chodzi wyłącznie o „cipkę”, ona by pewnie go własnoręcznie udusiła.
***
A tymczasem, proszę! Niedawno,
jak zawsze bardzo uroczyście, obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Kobiet i jeśli
komuś się wydawało, że za tym pomysłem wciąż stoi zaledwie walka o
równouprawnienie i powszechny szacunek dla ciężkiego losy kobiety, to powinien
wiedzieć, że to są już dawno zapomniane starocie. W tej chwili kobiety walczą o
„odzyskanie własnego ciała”, a dokładniej rzecz biorąc, wspomnianej „cipki”.
Wydaje się, że najbardziej obrazowo sprawę przedstawiła, nie byle gdzie, bo w
wywiadzie dla Wirtualnej Polski, wybitna lewicowa „krytyczka literacka,
doktorantka interdyscyplinarnych studiów w Instytucie Filologii Polskiej UAM”, niejaka
Maja Staśko: „Uwielbiam seks i dlatego nienawidzę seksizmu. Lubię się
pieprzyć i dlatego nienawidzę przemocy seksualnej. Seksizm to nie seks, przemoc
seksualna to nie stosunek seksualny, a wolność seksualna to nie wolność
przemocowych typów do molestowania i gwałtu. Dlatego #metoo to nie
nowy purytanizm. To też nie koniec flirtu ani wolności seksualnej. Ale to
wreszcie koniec zrównywania przemocy z seksem i odbierania wolności seksualnej
kobietom. To koniec pierdolenia o pruderyjności, gdy kobiety solidarnie walczą
z molestującymi gnojami. Jeśli ktoś traktuje walkę z gwałtem jak walkę z
seksem, to zwyczajnie zakłada, że ‘zawsze się troszeczkę gwałci’. #metoo to
wreszcie walka o lepszy seks i wolność seksualną dla wszystkich, do cholery”.
Swoją drogą, to by dopiero była zabawa na 14 fajerek, gdyby red. Rachoń
urządził w TVP Info debatę tej Staśko z posłem Pudłowskim. Nie żeby od razu o
cipce, ale, powiedzmy, o stosunkach polsko-żydowskich.
***
Zaczęliśmy od naszych
starozakonnych braci, i na nich przyszło nam kończyć. Ciekawa sprawa z tym
Konstantym Gebertem. Starsi z nas pamiętają z pewnością czasy dawnego
„Tygodnika Mazowsze”, ale też wprowadzającej nas dopiero w nowe czasy „Gazety
Wyborczej”, i jednocześnie przypominają sobie niechybnie, że wtedy jeszcze
nikomu do głowy nie przyszło sądzić, że wybitny działacz niepodległościowy,
Dawid Warszawski, to syn „tego” Geberta. W tamtych latach, jemu nie dość, że
nawet do głowy nie przyszło paradować w jarmułce, to nawet słowo „Żyd” nie
przeszło przez gardło w jakimkolwiek kontekście. Czy można się temu dziwić?
Oczywiście że nie. I nie oszukujmy się. Tu nawet niekoniecznie problemem był
sam Gebert, ale i cała kupa jego towarzyszy, a więc Henio Wujec z żoną i Janek
Lityński, profesor Bronisław, że już o Jacku Kuroniu i Adasiu Michniku nie
wspomnę. To były czasy, kiedy człowiek musiał być podwójnie zabezpieczony i
musiał uważać na każde słowo, żeby rewolucja solidarnościowa odniosła sukces.
***
Swoją drogą, to okropne,
że oni wszyscy tak marnie skończyli. Tyle wysiłku przy takich pieniądzach i
wszystko jasny szlag trafił. Jak się zastanowić, to im już tylko został Lech
Wałęsa i ewentualnie Francis Fukuyama, który wciąż ich pociesza, że wystarczy
tylko odsunąć od władzy Kaczyńskiego i Orbana, a historia, tak jak oni to
wszystko w pierwszej kolejności wspólnie zaplanowali, ostatecznie i
nieodwołanie się zakończy.
Zachęcam wszystkich do
korzystania z oferty księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie są również do kupienia moje książki. Gdyby ktoś życzył sobie
dedykację, proszę o kontakt mailowy na toyah@toyah.pl. Myślę, że sobie jakoś
poradzimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.