Gdyby ktoś nie wiedział, to
chciałem poinformować, że Krzysztof Pieczyński, to, jak wielu innych polskich
aktorów, zaledwie polski aktor, dla nas natomiast interesujący z dwóch powodów.
Pierwszy to ten związany z jego karierą aktorską, a więc rolami w takich perłach
polskiego kina, jak „Krzyk”, „Tanie pieniądze”, „Prowokator”, „Pokuszenie”,
„Grający z talerza”, „Enduro Bojz”, „Daleko od okna”, „Uwikłanie”, „Ziarno
prawdy” i daję słowo, że wielu, wielu innych – a przy okazji równie wybitnych –
a drugi, dotyczący już jego życia osobistego, które potoczyło się w taki
sposób, że on pewnego dnia doszedł do wniosku, że jest tak przystojny, że powinien
zaryzykować w samym Hollywoodzie, wyjechał tam, po pewnym czasie wrócił, rozpił
się, a następnie oszalał i dziś – oczywiście nadal wystepując w kolejnych
arcydziełach polskiej kinematografii – stanął na czele założonej przez siebie
organizacji, której celem statutowym jest zdelegalizowanie Kościoła
Katolickiego.
Choć pewnie nie jest to dla mnie
powodem do szczególnej chwały, ja o tym Pieczyńskim słyszałem wcześniej, a to
mianowicie przy okazji jego działalności społecznej, która staje się niekiedy
tak ekstrawagancka, że o kolejnych jego wybrykach donoszą wszystkie spragnione
krwi media, no a ja, chcąc nie chcąc, muszę w tym brać jakiś tam udział.
Ostatnio na przykład dowiedziałem się, że ów Pieczyński – przypominam, że w
pierwszym rzędzie aktor filmowy – ogłosił ni mniej ni więcej, jak to
mianowicie:
„Co to za świat, ten świat
snów? To jest świat uwolniony od ego, od tej męskiej zasady. Świat bliższy tej
części bóstwa, która reprezentuje żeńskość, księżyc, boginie. Ten świat bogini
rodzi, czyli nadaje formę wszystkiemu. Mężczyzna zapładnia. Ten świat daje nam
nieustanne impulsy. Nasza dusza, kiedy jest pozbawiona ego, jest zabierana z
ciała, jest informowana przez kolory i przez światło wyższych inteligencji
kosmicznych, jest pouczana. Przez kody światła ta dusza wraca i odbywa się
nieustanny proces ewolucji. Dlatego Kościół chce kontrolować sny”.
A zatem, jak widzimy, jest nieciekawie, ale nikt nie powie, że
nieinteresująco.
I
oto, proszę sobie wyobrazić, że w dniu wczorajszym wszystkie nasze media
obiegła sensacyjna wręcz informacja, że ów Krzysztof Pieczyński szedł sobie
ulicą gdzieś w Warszawie i nagle zatrzymał się przy nim obcy człowiek, i nazwał
go „pedałem”. Pieczyński na to, zamiast wzruszyć ramionami i pójść dalej, wdał
się z tym dziwakiem w dyskusję, no i od słowa do słowa doszło do bijaktyki,
która skończyła się wezwaniem policji i wszystkim tym, co się zwykle z tym
wiąże. Stan rzeczy na dziś jest więc taki, że obaj panowie oskarżają się
wzajemnie o napaść, policja prowadzi dochodzenie, a ja się zastanawiam, jak ja
bym się zachował w sytuacji, gdyby ktoś do mnie na ulicy powiedział „pedale”.
Przyznaję, że raz zdarzyło mi się, że grupa młodzieży na pobliskim osiedlu
zaczęła na mnie krzyczeć „Owsiak, ty chuju”, ale raz, że ja na te złośliwości
nie zareagowałem, a dwa, że nawet gdybym jednak zareagował i za to dostał od tych
dzieciaków po łbie – zwracam uwagę na to, że ani Pieczyńskiemu, ani temu
drugiemu nic się poważnego nie stało – to nie bardzo sobie wyobrażam, bym miał
wzywać w tej sprawie policję, a tym bardziej, by z tego zdarzenia ktokolwiek
miał ochotę czynić sprawę publiczną... No dobra, ja wiem, że tytuł „Został
pobity, bo wzięli go za Jurka Owsiaka” brzmi nieźle, jednak bez przesady. Jest
w końcu jakaś hierarchia.
Tymczasem mamy dziś do czynienia z sytuacją, gdy jakiś wariat wdaje się
w bojkę z innym wariatem, który go nazwał „pedałem” i w jednym momencie sprawa nabiera
wagi ogólnopaństwowej. Proszę zwrócić uwagę raz jeszcze na to, co tu się
dzieje. Mamy dwie osoby, o zbliżonej publicznej rozpoznawalności, które się
pokłóciły, a następnie się nieco poprzepychały i całe ogólnokrajowe media nie
mówią o niczym innym, jak o tym właśnie.
Mało
tego. Jak się okazuje, sprawa nabrała charakteru wydarzenia o takiej randze, że
głos zabrał sam wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, który na – jak by
inaczej – Twitterze oświadczył co następuje: „Pobicie Krzysztofa
Pieczyńskiego to skandal. Musimy z takimi zachowaniami walczyć. Jutro poproszę
o nadzór MS na tą sprawą”. A więc, jak widzimy, sprawa już idzie na biurko
samego ministra Zbigniewa Ziobro i dopóki nie wyjaśni się, jak to było z tym
„pedałem” i całą resztą, Polska nie zazna spokoju.
Prowadzę ten blog już niedługo 10 lat i
bywało różnie, włącznie z epitetami typu „mieszanka żydowsko-katolicka” z
bezpośrednim odniesieniem do „Tygodnika Powszechnego”. Przepraszam bardzo, ale
ja już naprawdę wolałbym być „pedałem”. No ale w tej sytuacji, co ja mam robić?
Prosić Patryka Jakiego, by się za mną ujął i moją sprawę objął bezpośrednim
nadzorem rządu Dobrej Zmiany?
Nie
jest dobrze. Powtarzam: nie jest dobrze. Ale damy radę. Nawet jeśli od czasu do
czasu ktos taki jak aktor Pieczyński będzie musiał otrzymać fangę w nos.
Moje książki niezmiennie są tam, gdzie były wczoraj, a więc w księgarni
pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl. Zapraszam z całego
serca.
''jest nieciekawie, ale nikt nie powie, że nieinteresująco'' :D perełka...
OdpowiedzUsuń