niedziela, 28 stycznia 2018

Srebrna Brygada, czyli o jeden most za daleko

      Mój zmarły niedawno teść pochodził ze Lwowa i tak jak to się dzieje w przypadku chyba wszystkich tych, którzy się choćby tylko tam urodzili, trzymał w sobie przez całe życie ów słynny lwowski sentyment. Z tego też względu moja żona, gdy tylko się dowiedziała o tym, że tam we Lwowie, z myślą o ludziach między innymi takich jak on, wydawany jest dwutygodnik pod tytułem „Kurier Galicyjski”, pierwsze co zrobiła, to mu tę gazetę zaprenumerowała, no i on ją regularnie otrzymywał, czytał i do samego końca bardzo sobie chwalił. Dziś naszego taty i dziadka z nami nie ma, a ponieważ „Kurier Galicyjski” nadal przychodzi, zwłaszcza moja żona go sobie regularnie przegląda.
      Gdy chodzi o mnie, ja ze Lwowem mam tyle wspólnego, co daje mi moje małżeństwo, no i jedna tam wizyta, a w kwestii sentymentów, to o wiele bardziej jestem przywiązany do Przemyśla, gdzie od dziesiątek lat spędzam jakąś część wakacji, by już nie wspomnieć o mojej wsi, to ona bowiem jest moją prawdziwą miłością.
      No ale mamy ów Lwów, a przy okazji czasy, które już nie wrócą, a ja po tym, wyjątkowo przydługim i jak się za chwilę okaże zupełnie niepotrzebnym wstępie, przejdę do rzeczy, a więc do tekstu, który zamieścił wspomniany „Kurier Galicyjski”, a który mnie aż tak zainspirował, że zacząłem opowiadać o Lwowie i o moim świętej pamięci teściu. Oto więc mamy tam rozmowę z dr. Wojciechem Markertem, pracownikiem Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku na temat postaci generała Stanisława Sosabowskiego, którego historię mniej więcej wszyscy znamy i gdyby wszystko sprowadzało się tylko do tego, pewnie bym się dziś zajął czymś innym, natomiast w pewnym momencie ów Markert zaczyna opowiadać o naszej pierwszej, powojennej emigracji do Wielkiej Brytanii i mówi co następuje:
       „To są niestety typowe losy polskich oficerów. Kiedy poznałem Joannę Pieciukiewicz, reżyser ‘Honoru generała’, która chciała zrobić film o powojennych losach dwóch generałów Sosabowskiego i Maczka, podjęła decyzję trochę też pod wpływem moich opowieści, że Maczek był bardziej znany i nie był tak zniesławiany. A jakie to były losy? Sosabowski był magazynierem, Maczek kelnerem… o oficerach mawiano: ‘srebrna brygada’. To byli starzy już ludzie, niewiele prac mogli wykonywać, jedną z tych, które mogli wykonywać, było czyszczenie sreber w hotelach. W eleganckich hotelach byli zatrudnieni jako lokaje. Każdy wariant był zły. Ci, którzy wracali do Polski, byli skazani na represje wojsk komunistycznych. Tych, którzy zdecydowali się pozostać, czekała nędza. Nie mieli emerytur brytyjskich. Byli to na tyle zaawansowani wiekowo ludzie, że już nie mogli nauczyć się angielskiego, więc wykonywali proste prace ‘poza społeczeństwem brytyjskim’. Oni całe życie byli związani z wojskiem i nic innego nie umieli robić. Określenie ‘srebrna brygada’ było przecież ironiczno-pogardliwe. Poznałem panią w Anglii, która mówiła: ‘Przy tym stole siedziałam z Borem-Komorowskim, robiliśmy ozdoby ze sztucznej biżuterii i próbowaliśmy sprzedawać, żeby przeżyć’. To były typowe losy Polaków, którzy znaleźli się na emigracji, wcale nie było im lekko! Wielu z nich bardzo gorzko wspomina postępowanie Brytyjczyków. Na tym tle wyróżniała się Holandia, oni szacunkiem darzyli polskich żołnierzy, mieli trochę wyrzutów sumienia, ale oni ze wszystkich narodów na Zachodzie, najlepiej się odnosili do Polaków. Mieli wyrzuty sumienia, ale tam od dawna stał polski pomnik, od dawna były zadbane cmentarze. Dzieci holenderskie składały tam kwiaty, w porównaniu z innymi, zwłaszcza Brytyjczykami, Holendrzy umieli się zachować!
      A ja nie dość że nie mam już więcej nic do dodania, to tak naprawdę w ogole nie mam nic w tym akurat wypadku do powiedzenia. I myślę, że teraz już każdy wie, skąd się wziął ów bezsensowny wstęp. W końcu głupio jakoś tak zupełnie nic nie napisac od siebie. Zwłaszcza że mamy jeszcze jeden fragment tekstu owego Markerta, który bardzo pięknie komemntuje ostatnią najświęższą debatę na temat słynnego polskiego nazizmu. Posłuchajmy:
      „Udało się przywrócić pamięć i honor Sosabowskiemu. Powiedzieć czego dokonał, z czego zasłynął. A teraz trzeba powiedzieć, skąd on się taki wziął. Kim był, że mógł takich czynów dokonać? Wychował się w Stanisławowie w ciężkich warunkach. Żył w środowisku wielonarodowościowym. To ostatnie, na przykład, miało wpływ na traktowanie przez niego żołnierzy, wśród których nie czynił różnic z powodu przynależności narodowościowej”.
      I tyle. Kto będzie naprawdę zainteresowany, wszystko sobie znajdzie, a kto leń, to kiep.


Książki są do kupienia w księgarni na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl. Polecam. Dalej naprawdę nie trzeba szukać.

       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...