Mój zmarły niedawno teść
pochodził ze Lwowa i tak jak to się dzieje w przypadku chyba wszystkich tych,
którzy się choćby tylko tam urodzili, trzymał w sobie przez całe życie ów
słynny lwowski sentyment. Z tego też względu moja żona, gdy tylko się
dowiedziała o tym, że tam we Lwowie, z myślą o ludziach między innymi takich
jak on, wydawany jest dwutygodnik pod tytułem „Kurier Galicyjski”, pierwsze co
zrobiła, to mu tę gazetę zaprenumerowała, no i on ją regularnie otrzymywał,
czytał i do samego końca bardzo sobie chwalił. Dziś naszego taty i dziadka z
nami nie ma, a ponieważ „Kurier Galicyjski” nadal przychodzi, zwłaszcza moja
żona go sobie regularnie przegląda.
Gdy chodzi o mnie, ja ze Lwowem
mam tyle wspólnego, co daje mi moje małżeństwo, no i jedna tam wizyta, a w
kwestii sentymentów, to o wiele bardziej jestem przywiązany do Przemyśla, gdzie
od dziesiątek lat spędzam jakąś część wakacji, by już nie wspomnieć o mojej
wsi, to ona bowiem jest moją prawdziwą miłością.
No ale mamy ów Lwów, a przy
okazji czasy, które już nie wrócą, a ja po tym, wyjątkowo przydługim i jak się
za chwilę okaże zupełnie niepotrzebnym wstępie, przejdę do rzeczy, a więc do
tekstu, który zamieścił wspomniany „Kurier Galicyjski”, a który mnie aż tak
zainspirował, że zacząłem opowiadać o Lwowie i o moim świętej pamięci teściu.
Oto więc mamy tam rozmowę z dr. Wojciechem Markertem, pracownikiem Muzeum
Józefa Piłsudskiego w Sulejówku na temat postaci generała Stanisława
Sosabowskiego, którego historię mniej więcej wszyscy znamy i gdyby wszystko
sprowadzało się tylko do tego, pewnie bym się dziś zajął czymś innym, natomiast
w pewnym momencie ów Markert zaczyna opowiadać o naszej pierwszej, powojennej
emigracji do Wielkiej Brytanii i mówi co następuje:
„To są niestety typowe losy polskich oficerów. Kiedy poznałem Joannę
Pieciukiewicz, reżyser ‘Honoru generała’, która chciała zrobić film o powojennych
losach dwóch generałów Sosabowskiego i Maczka, podjęła decyzję trochę też pod
wpływem moich opowieści, że Maczek był bardziej znany i nie był tak
zniesławiany. A jakie to były losy? Sosabowski był magazynierem, Maczek
kelnerem… o oficerach mawiano: ‘srebrna brygada’. To byli starzy już ludzie,
niewiele prac mogli wykonywać, jedną z tych, które mogli wykonywać, było
czyszczenie sreber w hotelach. W eleganckich hotelach byli zatrudnieni jako
lokaje. Każdy wariant był zły. Ci, którzy wracali do Polski, byli skazani na
represje wojsk komunistycznych. Tych, którzy zdecydowali się pozostać, czekała
nędza. Nie mieli emerytur brytyjskich. Byli to na tyle zaawansowani wiekowo
ludzie, że już nie mogli nauczyć się angielskiego, więc wykonywali proste prace
‘poza społeczeństwem brytyjskim’. Oni całe życie byli związani z wojskiem i nic
innego nie umieli robić. Określenie ‘srebrna brygada’ było przecież
ironiczno-pogardliwe. Poznałem panią w Anglii, która mówiła: ‘Przy tym stole
siedziałam z Borem-Komorowskim, robiliśmy ozdoby ze sztucznej biżuterii i
próbowaliśmy sprzedawać, żeby przeżyć’. To były typowe losy Polaków, którzy
znaleźli się na emigracji, wcale nie było im lekko! Wielu z nich bardzo gorzko
wspomina postępowanie Brytyjczyków. Na tym tle wyróżniała się Holandia, oni
szacunkiem darzyli polskich żołnierzy, mieli trochę wyrzutów sumienia, ale oni
ze wszystkich narodów na Zachodzie, najlepiej się odnosili do Polaków. Mieli
wyrzuty sumienia, ale tam od dawna stał polski pomnik, od dawna były zadbane
cmentarze. Dzieci holenderskie składały tam kwiaty, w porównaniu z innymi,
zwłaszcza Brytyjczykami, Holendrzy umieli się zachować!”
A ja nie dość że nie mam już
więcej nic do dodania, to tak naprawdę w ogole nie mam nic w tym akurat wypadku
do powiedzenia. I myślę, że teraz już każdy wie, skąd się wziął ów bezsensowny
wstęp. W końcu głupio jakoś tak zupełnie nic nie napisac od siebie. Zwłaszcza
że mamy jeszcze jeden fragment tekstu owego Markerta, który bardzo pięknie
komemntuje ostatnią najświęższą debatę na temat słynnego polskiego nazizmu.
Posłuchajmy:
„Udało się przywrócić pamięć i honor Sosabowskiemu. Powiedzieć czego
dokonał, z czego zasłynął. A teraz trzeba powiedzieć, skąd on się taki wziął.
Kim był, że mógł takich czynów dokonać? Wychował się w Stanisławowie w ciężkich
warunkach. Żył w środowisku wielonarodowościowym. To ostatnie, na przykład,
miało wpływ na traktowanie przez niego żołnierzy, wśród których nie czynił
różnic z powodu przynależności narodowościowej”.
I tyle. Kto będzie naprawdę
zainteresowany, wszystko sobie znajdzie, a kto leń, to kiep.
Książki są do
kupienia w księgarni na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl.
Polecam. Dalej naprawdę nie trzeba szukać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.