Od
paru dni próbujemy tu ostatecznie zamknąć, najpierw rozpętaną, a następnie
odpowiednio podsycaną przez tak zwaną katolicką prawicę, dyskusję na temat
nowoczesności, która pod okiem papieża Franciszka rzekomo coraz bardziej
rujnuje nasz Kościół, i mam wrażenie, że mimo iż nasze słowa sięgają niewiele
dalej niż sięgnąć od samego początku są w stanie, to ich brzmienie w ten czy
inny sposób się roznosi, a to jest dla mnie wiadomość dobra. I myślę sobie, że
zarówno to, co mnie samemu udało mi się w tych notkach powiedzieć, jak i to, co
do tego wszystkiego dodali komentatorzy, zarówno tu, jak i pod tekstem na
Szkole Nawigatorów, ale też trochę w dyskusji na Facebooku, naprawdę solidnie
rozprawia się z publicystyczną działalnością naszych współczesnych „uczonych w
Piśmie”.
Ktoś
w pewnym momencie – na Facebooku właśnie – wspomniał list, z jakim jakiś czas
temu do Franciszka zwróciło się czterech kardynałów, próbując go sprowokować do
dyskusji na temat adhortacji „Amores leatitia”, a zwłaszcza tego jej fragmentu,
gdzie papież odnosi się do problemu stosunku Kościoła do ludzi żyjących w
nowych związkach. Gdyby ktoś nie pamiętał, ciekawy bardzo był ów list, właśnie
ze względu na jego niemal bliźniacze podobieństwo do sposobu, w jaki przed
dwoma tysiącami lat samego Jezusa zaczepiali faryzeusze. Z jednej strony oni
zwrócili się do Papieża z oczywistą intencją napomnienia go, że „wprowadza
zamieszanie w sercach kapłanów i wiernych”, a
z drugiej, solennie zapewniali, że oni „tylko pytają”. Kiedy Papież na
ów list uprzejmie nie zareagował, ci zwrócili się do niego ponownie, tym razem
jednak już z prośbą o audiencję, podczas której oni mu wszystko to, czego on
nie rozumie, wyjaśnią osobiście, zapewniając jednoczesnie, w sposób wręcz
modelowo obłudny, o swoim
„absolutnym oddaniu i bezwarunkowej
miłości do Stolicy Piotrowej i Jego Świątobliwości, w którym widzą następcę
Piotra i Wikariusza Jezusa”. I tym razem jednak papież ani nie drgnął.
Oczywiście z różnych stron podniosła się
wrzawa, że zachowanie Papieża w stosunku do kardynałów wyłącznie potwierdza
jego zdradę, a ja sobie myślę, że może jednak trzeba było zareagować. Nie mówię
od razu, że on miał ich przyjąć i każdego zdzielić po tych ich kardynalskich kapeluszach
swoją papieską laską, no ale pismo mógł wystosować, przytaczając może tylko
jeden fragment z Mateusza, z owym kluczowym adresem – „plemię żmijowe”. O
tak:
„31 Dlatego powiadam wam: Każdy grzech i bluźnierstwo będą
odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie
odpuszczone. 32 Jeśli
ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli
powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani
w przyszłym. 33 Albo
uznajcie, że drzewo jest dobre, wtedy i jego owoc jest dobry, albo uznajcie, że
drzewo jest złe, wtedy i owoc jego jest zły; bo z owocu poznaje się
drzewo. 34 Plemię
żmijowe! Jakże wy możecie mówić dobrze, skoro źli jesteście? Przecież z obfitości
serca usta mówią. 35 Dobry człowiek z dobrego skarbca
wydobywa dobre rzeczy, zły człowiek ze złego skarbca wydobywa złe rzeczy. 36 A
powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą
sprawę w dzień sądu. 37 Bo na podstawie słów twoich będziesz
uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony”.
I nawet nie chodzi mi o tych czterech
najwidoczniej słabo przytomnych
staruszków, bo im już pewnie nic niestety nie pomoże, ale o naszych lokalnych
mądrali. Pomyślmy tylko, jak oni by na te słowa zareagowali. Może by się
zakrztusili gumą do żucia, trafili do kliniki „Budzik” i tam mieli szansę
zacząć wszystko od nowa?
Zapraszam jak zawsze do księgarni
pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie niezmiennie są do kupienia moje książki. Polecam
gorąco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.