Szczerze powiedziawszy, ile razy
zdarzy mi się kupić tygodnik o zmiennej nazwie „Sieci” i „W Sieci” i w efekcie,
wręcz z automatu, nie mogę się powstrzymać, by bandę tych cwaniaków potraktować
dokładnie tak, jak oni sobie na to zasłużyli, obiecuję sobie, że to już po raz
ostatni. Kwestia honoru. To jednak, że ja tu sobie coś obiecuję, nie oznacza
oczywiście nic i wynik owego mojego braku zdecydowania jest taki, że te niemal
już dziesięć lat na tym blogu, gdy rozmawiamy o prawicowych mediach, wciąż nam
mijają w atmosferze graniczącej albo z rozbawieniem, albo z rozpaczą, a
najczęściej, jako główni animatorzy owych emocji, występują albo albo Witold
Gadowski, albo Łukasz Warzecha, albo Rafał Ziemkiewicz, albo Jan Pietrzak, albo
Krzysztof Feusette, albo Tomasz Sakiewicz… można wymieniać, krótko mowiąc, tak
zwani „niepokorni dziennikarze”.
Dziesięć lat to szmat czasu i można
się przyzwyczaić. Tak jak do wszystkiego.
Efektem owego przyzwyczajenia jest akceptacja, która wynika prosto z
uznania, że tak jak jest, jest normalnie i inaczej już nie będzie. Podobne
zresztą zjawisko obserwujemy na poziomie znacznie szerszym, a więc obejmującym
w ogóle wszystko to co się dzieje w dzisiejszym świecie i nas absorbuje przez ten
jeden kolejny dzień i ani chwili dłużej. Ktoś coś ukradł? Ktoś kogoś zabił?
Gdzieś ktoś się ostatecznie skompromitował kłamstwem nie do opisania? I cóż z
tego? Taki to jest świat i naprawdę nie ma możliwości, byśmy się pochylali nad
każdym podobnym zdarzeniem i traktowali je jak jakąś sensację.
Kupiłem jakiś czas temu wspomniany
tygodnik „Sieci” – jak już tu pisałem, chodziło o zdjecie na okładce
przedstawiające Witolda Gadowskiego przebranego za wojennego korespondenta –
przeczytałem rozmowę, jako bracia Karnowscy przeprowadzili z Gadowskim,
niechybnie głównie po to, by podać nam namiary na adres pod którym można
wpłacać pieniądze na jego nowy film, uznałem, że szkoda moich słów, by się tą
nędzą zajmować, ale oto dziś przy śniadaniu sięgnąłem po to coś i wszedłem na
stronę, na której zwyczajowo swoimi przemyśleniami dzieli się poeta Wencel. I
oto, proszę sobie wyobrazić, tym razem wprawdzie Wenclowi nie przyszło nic
ciekawego do głowy – co rozumiem – jednak w zamian za to – czego już zrozumieć
jest mi naprawdę ciężko – uraczył on nas parodią Zbigniewa Herberta w postaci trzech swoich wierszy. Bez
komentarza, bez słowa wyjaśnienia, bez żadnej dodatkowej refleksji. Trzy wiersze, zajmujące mniej
więcej tyle samo miejsca na stronie, co zdjęcie ich autora, a z których
fragment jednego (daję słowo, że wybrany przeze mnie na chybił trafił) brzmi
tak:
Najważniejsze
– przetrwać: nie dać się
złamać wychłodzić zagłodzić nie
gardzić
zupą z korzeni ani nadgniłą cebulą
nie tracić ducha: szeptem powtarzać
dziecięce modlitwy imiona
wszystkich
świętych i strofy z „Pana Tadeusza”
gimnastykowac się o świcie rzeźbić
krzyżyki i szachy z drewna
pocieszać się
wzajemnie: co nas nie zabije, to
nas…
A więc tak to działa. Mamy najważniejszy
prawicowy tygodnik, który, obok TVP Info, gdy chodzi o media, stanowi publiczną
twarz Dobrej Zmiany, a każdemu średnio przytomnemu obserwatorowi wystarcza
chwila, by zauważyć, że i tu i tam nie chodzi o nic innego, jak się uczepić
tego koryta i nie zważać już na nic, tylko na to, co tam jest w środku i jak
zrobić, żeby nikt się nie wrył tam przed nas.
Jak zdarza mi się to dość często,
oglądałem wczoraj wieczorny program TVP Info „Zawsze po 20” i kiedy już
przestał żartować syn Janusza Rewińskiego, na ekranie pojawił się Cezary Gmyz i
ostrzegł wszystkich, by bardzo uważali na dziennikarzy piszących w takich
pismach jak „Warszawska Gazeta”, bo oni tam, przedstawiając się jako polscy patrioci,
tak naprawdę realizują interesy ruskiej agentury. Ponieważ to było również do
mnie, jako do kogoś kto od kilku już lat co tydzień we wspomnianej
„Warszawskiej Gazecie” publikuje swój felieton, chciałem dziś powiedzieć, że
może rzeczywiście – o czym nie wiem – ja faktycznie piszę na zlecenie Putina,
jednak w życiu by mi nie przyszło do głowy, by przy tym atakować papieża
Franciszka, prezydenta Dudę, czy samego prezesa Kaczyńskiego, zarzucając im, że
każdy z nich, razem i osobno, występują przeciwko Ojczyźnie, Kościołowi i
Honorowi, czemu ostatnio ci ciekawi ludzie wyjątkowo często i z autentycznym
zaangażowaniem się oddają.
A gdyby ktoś mi zarzucił, że ja
zaledwie odbijam piłeczkę i mówię, że to nie ja, lecz oni, chciałbym zapewnić
wszystkich, że ani mi w głowie zarzucać Gmyzowi, że za jego postępowaniem stoją
jakieś niedobre związki. Nic podobnego. Tu chodzi wyłącznie o to, że według najnowszych,
jak najbardziej oficjalnych danych, wydawana przez Piotra Bachurskiego
„Warszawska Gazeta”, gdy chodzi o wielkość sprzedaży, wyprzedziła właśnie
zarówno „Gazetę Polską”, jak i „Do Rzeczy” i dziś zajmuje piątą pozycję na
liście najpoluparniejszych tygodników w Polsce, przegrywając zaledwie o włos ze
wspomnianymi wierszami Wencla.
Naprawdę trudno się dziwić. To prawda
jest dobra, a kłamstwo złe i tego nie zmieni nic. To jest czysta fizyka. Można tylko dostawać cholery.
Zapraszam wszystkich do księgarni
pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie są do kupienia moje książki. Polecam serdecznie.
Hmmm chyba mnie przekonałeś, aby kupić ową Gazetę Warszawską, a ja naprawdę b. żadko kupuje jakiekolwiek gazety.
OdpowiedzUsuń@piter
UsuńSpróbuj. Najwyżej dalej będziesz żył bez gazet.