Oczywiście, jest całkiem
prawdopodobne, że coś przegapiłem – w końcu nie jest tak, że śledzę wszystkie,
ukazujące się tu i tam, komentarze na temat stanu polskiej polityki – jednak z
tego, co zdążyłem zaobserwować, gdy chodzi o powody zapowiadanej od pewnego
czasu rekonstrukcji rządu, dosłownie nikt nie zwrócił uwagi na coś, co w moim
odczuciu jest czymś tak oczywistym, że aż mi jest niezręcznie o tym pisać. Mamy
panią premier, która cieszy się bardzo dużym i coraz większym społecznym
zaufaniem, mamy rząd, którego notowania utrzymują się na stale wysokim
poziomie, autoryzujące ów rząd Prawo i Sprawiedliwość w sondażach osiąga
kolejne rekordy i, jak wiele na to wskazuje, w wyborach za dwa lata ma dużą
szansę osiągnąć większość pozwalającą mu na zmianę Konstytucji, a co może
jeszcze ważniejsze, opozycja jest w totalnej rozsypce i, jak można
przypuszczać, przez wiele najbliższych lat na politycznej scenie nie pojawi się
żadna nowa siła, która by była w mocy zmienić układ rządzący, a Jarosław
Kaczyński ni stąd ni z owąd wpada na pomysł, by zmienić premiera? A w jakim to
niby celu?
Słuchałem przez kilka ostatnich
dni analiz wypowiadanych przez najważniejszych politycznych komentatorów,
którzy próbowali udzielić odpowiedzi na to pytanie i praktycznie wszyscy oni
najpierw wyrażali zdzwienie, że owa wymiana premier Szydło na czy to ministra
Morawieckiego, czy też nawet samego Jarosława Kaczyńskiego, jest w ogóle
rozważana, następnie informowali, że podobnie jak dla nich, owe plany są też
kompletnie niezrozumiałe dla większości społeczeństwa, by wreszcie sugerować,
że tu może chodzić o to, że skoro Dobra Zmiana osiągnęła zamierzone sukcesy w
polityce społecznej i w wymiarze sprawiedliwości, teraz przyszedł czas na
przyspieszenie gospodarcze i tu premier Morawiecki byłby znacznie lepszy od
Beaty Szydło. Na pierwsze miejsce przy tym wysunął się znany nam skądinąd red.
Stankiewicz, który w Onecie podał siedem powodów owej zmiany, z których mnie
osobiście najbardziej podobaja się te, że „Kaczyński uważa Morawickiego za
wizjonera”, a jednoczesnie „nie jest dla Kaczyńskiego zagrożeniem”. Rozumiecie Państwo? Rząd w ciągu minionych
dwóch lat odniósł wszelkie możliwe sukcesy, zyskał fantastyczne poparcie
społeczne, premier Szydło jest, obok prezydenta Dudy, najbardziej lubianym przez
Polaków politykiem, wspomniany Morawiecki ma wszelkie potrzebne kompetencje, by
postępować wedle uznania, no a przy tym wszystkim, od kilku dobrych miesięcy,
opozycja w Polsce wręcz żąda od Jarosława Kaczyńskiego, by wreszcie wyrzucił
Szydło na zbitą twarz, bo ta kompromituje Polskę w Europie i na świecie… no ale ponieważ Prezes uważa
Morawieckiego za wizjonera, który mu nie zagraża, trzeba to całe towarzystwo rozpędzić
na cztery wiatry i zrobć krok do przodu już w nowym rozdaniu. To nam właśnie
próbują tłumaczyć najwybitniejsi polityczni eksperci. Przepraszam bardzo, ale
czego ja nie zauważam?
Otóż, moim akurat zdaniem, ja mam
oko na wszystko, co ważne i wymagające mojej uwagi, a przy tym, w odróżnieniu
od większości komentatorów, z tego co widzę, potrafię wyciągać wnioski.
Oczywiście, mogę się mylić i nagle okaże się, że jest świetnie i żadnej
rekonstrukcji robić nie trzeba. W końcu, nie posiadam swoich zaufanych
informatorów, którzy podrzucają mi różne ściśle tajne wiadomości, a zatem
wszystko co wiem, to są rzeczy pozyskane z tych czy innych mediów. Jednak to
właśnie z tych mediów wiem, że co najmniej od lipca tego roku między
prezydentem Dudą, a, nazwijmy to ogólnie, środowiskiem Prawa i Sprawiedliwości
istnieje napięcie, które coraz bardziej się przeradza w bardzo poważny kryzys.
I wcale tak naprawdę nie chodzi mi o to nieszczęsne weto, czy nawet o awanturę
z ministrem Macierewiczem o generałów, ale ogólną atmosferę, której symbolem są
nieustanne pretensje, a ostatnio wręcz wyzwiska, jakimi Prezydent jest
zarzucany przez prawicowe media i niektórych polityków, z których chyba
największe publiczne wrażenie zrobiło najpierw nazwanie Prezydenta przez
dziennikarza „Gazety Polskiej” Lisiewicza „Dudaczewskim”, a tym samym
oskarżenie Dudy o związki z WSI, a potem deklaracja samego Tomasza Sakiewicza,
że on od Dudy woli już samego Tuska. Otóż, jestem głęboko przekonany, że dla
projektu pod nazwą Dobra Zmiana nie ma większego zagrożenia – a tak naprawdę,
jest to dziś zagrożenie jedyne – niż otwarty konflikt między dwoma ośrodkami, i
dziś prezes Kaczyński, jeśli uważa podobnie jak ja, nie ma innego wyjścia, jak
ustąpić Prezydentowi wszędzie tam, gdzie on sobie tego życzy, i to bez żadnej
dyskusji. A zatem, na przykład, jeśli Prezydent uzależnia swoją współpracę z
Dobrą Zmianą od tego, czy Beata Szydło, Antoni Macierewicz, Zbigniew Ziobro,
czy nawet Patryk Jaki będą stali na jej czele, Prezes nie ma innego wyjścia,
jak ich poświęcić, bo zwyczejnie bez nich sobie poradzi – bez Prezydenta nie.
I tu akurat pojawia się problem, o którym od
miesięcy, a więc od czasu gdy kwestia
rekonstrukcji rządu po raz pierwszy się pojawiła publicznie, wszyscy świetnie
wiemy. Otóż z jednej strony, rekonstrukcja musi zostać przeprowadzona, a z
drugiej, nie ma dobrego sposobu, by się choćby za nią zabrać. I nie oszukujmy
się. Tu wcale nie najbardziej chodzi o ministrów Radziwiłła, Szyszkę, czy
choćby nawet i Jurgiela. Oni akurat nikomu nie przeszkadzają. Podobnie, moim
zdaniem, nie ma żadnego konfliktu między Prezydentem, a premier Szydło. Nie
jestem nawet pewien, czy Prezydentowi przeszkadzają tak bardzo Zbigniew Ziobro
z Patrykiem jakim. Ich obu akurat znamy na tyle, by wiedzieć, że jeśli tylko
będzie trzeba, obaj się grzecznie podporządkują każdej decyzji i każdemu.
Chodzi o Macierewicza, który osiągnął już taką, zarówno polityczną, jak i
osobistą, pozycję że jego, bez ryzykowania kryzysu, którego Dobra Zmiana, a
przy tym Polska, może nie przetrzymać, wyrzucić się nie da, a wszystko wskazuje
na to, że pozostawić też nie można.
I teraz dochodzę do sedna moich
rozważań. Otóż, moim zdaniem, Jarosław Kaczyński uznał, że jedynym sposobem na
w miarę bezbolesne usunięcie Macierewicza, a tym samym na zapewnienie rządowi
poparcia ze strony prezydenta, jest w pewnym sensie wymiana premiera, oraz
całego rządu, w taki sposób, by Mateusz Morawiecki – oczywiście on, a nie sam
Prezes – został premierem i jako taki dobrał sobie takich współpracowników,
jakich uzna za stosowne. Trudno sobie bowiem wyobrazić sytuację, w której
odwołana bez żadnego wyraźnego powodu premier Beata Szydło z pokorą
podporządkowuje się tej decyzji i ogłasza swoją gotowość pracy dla Polski na
każdym wyznaczonym jej stanowisku, podobnie zachowują się wszyscy inni
ministrowie, a Antoni Macierewicz dostaje ciężkiej cholery i wspólnie z
zaprzyjaźnionymi mediami wszczyna wobec Kaczyńskiego karczemną awanturę i tego
rodzaju zachowanie spotyka się ze społeczną akceptacją.
Ktoś powie, że no dobrze. Niech
będzie że mam rację i że faktycznie całe to zamieszanie z rekonstrukcją ma na
celu zabranie Dudzie sprzed oczu Antoniego Macierewicza. Ale czy w takim razie
tym bardziej ów upór nie świadczy przeciw Prezydentowi? Czy fakt, że prezydent
Duda interes Polski postawił na szali dla swoich marnych kompleksów, nie
dowodzi tego, że coś jednak jest na rzeczy w określeniu go przez Lisiewicza
przezwiskiem Dudaczewski? Otóż wcale nie, i to wcale niekoniecznie dlatego, że,
przy całym szacunku, interes nawet kogos takiego jak Antoni Macierewicz, w tym
wszystkim stoi daleko niżej od interesu Polski. Ja do prezydenta Dudy mam swoje
pretensje i to już od bardzo dawna, a więc choćby od czasu, gdy jedną z
najbliższych mu osób okazał się Marcin Kędryna, że nie wspomnę o owej strasznej
kompromitacji na zorganzowanej przez Zbigniewa Benbenka gali „Super
Expressu”. Nawet, choć bez specjalnego
zaangażowania, mogę przyznać, że nic by się nie stało, gdyby on jednak w lipcu
te ustawy podpisał. Jednoczesnie jednak jestem w stanie wyobrazić sobie, jak
było nie było Prezydent RP się może czuć, gdy przez szereg kolejnych miesięcy
jest traktowany przez Ministra Obrony Narodowej w ów znany nam wszystkim od
niemal już 30 lat, a przy tym tak charakterystyczny, sposób. Przepraszam
bardzo, ale nie trzeba być współpracownikiem Wojskowych Służb Informacyjnych,
by stracić cierpliwość.
A zatem, skoro nie można
inaczej – a moim zdaniem, i wszystko na to wskazuje, że mam rację, inaczej się
nie da – przyjdzie nam już wkrótce ministrowi Macierewiczowi powiedzieć „do
widzenia się z panem” i daje słowo, że nie mam z tym jakiegoś szczególnego
problemu, bo, jak już powiedziałem na początku tych refleksji, nic co dziś
zrobi Prawo i Sprawiedliwość nie jest w stanie zmienić faktu, że przyszłość
jest już zaplanowana na wiele następnych lat. Pomijając oczywiście otwartą
wojnę z prezydentem Dudą. A zatem, śpijmy spokojnie i równie spokojnie czekajmy
na to co przyniosą kolejne dni. A na święta, jak wiemy, i tak będzie ryba i
tego możemy się zawsze bezpiecznie trzymać.
PS. Już po napisaniu tego tekstu dotarła do mnie oficjalna już wiadomość,
że premier Szydło zostanie zastąpiona przez Mateusza Morawieckiego. A oni nadal robią mądre miny i gadają, gadają, gadają. Nic nie
szkodzi.
Zapraszam
wszystkich do księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl i do kupowania moich książek.
Otóż to, nie ma o czym gadać. Chyba wyborcy PiS mają zaufanie do Jarosława Kaczyńskiego?
OdpowiedzUsuń@Leszek152
OdpowiedzUsuńJasne. O ile oczywiście nie sprzedaje się Żydom. A jak wiemy, Morawiecki to Żyd.
@toyah
UsuńWielu prawdziwych patriotów, będzie miało zagwozdkę...
Myślę, że Ziobro też sobie nagrabił, bo o ile Macierewicz stawia prezydenta w trudnej sytuacji w kuluarach gabinetów, to Ziobro czyni to w świetle reflektorów.
OdpowiedzUsuńInna sprawa, że Ziobry nigdy nie lubiłem, i jak się prześledzi jego karierę, to mu się generalnie mało który projekt udało doprowadzić do końca - może potrafi grać surowego szeryfa, ale czasem potrzeba zwykłej ministerialnej pracy zza biurka. No i jeśli nie lubimy środowiska prawników za ich nieskończoną arogancję, to Ziobro jest niewątpliwym synem swojej nadzwyczajnej kasty.
Morawiecki, to zagrywka propagandowa w stylu "Pieniądzie i Spokój"
@Bufor Balast
UsuńKwestię Ziobry próbowałem wyjaśnić w powyższym tekście.
Nie powiem, podoba mi się ten tok myślenia i oby był on prawdą 9naprawdę trzymam kciuki)
OdpowiedzUsuńJednak obawiam się, że może też być zupełnie odwrotnie. Z moich obserwacji na panią Premier Beatę Szydło nie było żadnych haków. Zresztą na pana Prezydenta Andrzeja Dudę też nie ma ich wiele (i mniej więcej są znane, więc to żadne haki).
Natomiast na p. Mateusza Morawieckiego haków może być więcej, poczynając od nieformalnych powiązań w City, poprzez nagrania "U Sowy" i pewnie jeszcze kilka(naście) innych. Co gorsza część z tych haków może być w ręku ministra Antoniego. Co więcej, trudno jest sobie wyobrazić, że ze "zderzenia" p. M.Morawieckiego z p. A.Macierewiczem zwycięsko wychodzi ten pierwszy.
Już wiemy, że zmiany ministerialne mają być dopiero w styczniu, zatem Prezydent Duda teraz będzie musiał ponownie wręczyć nominację A. Macierewiczowi na Ministra Obrony Narodowej (ze szczerym uśmiechem?).
Prezydent Andrzej Duda pewnie widzi/wie więcej - nie zazdroszczę mu położenia.
@Al Batros
UsuńA skąd taki pomysł, że będzie musiał? Wedle jakiego przepisu?
Zgodnie z art. 162 Konstytucji RP dymisja Premiera jest równoznaczna z dymisją rządu. Przyjmując dymisję rządu prezydent powierza dotychczasowym ministrom tymczasowe pełnienie dotychczasowych obowiązków.
UsuńDziś M.Morawiecki dostał nominację na premiera. Nie jest jeszcze pełnoprawnym premierem, bo nie dostał wotum zaufania Sejmu (jest premierem na maksymalnie 14 dni). Zgodnie z artykułem 154 Konstytucji RP na uzyskanie wotum ma 14 dni, czyli musi to zrobić do 22 grudnia. Aby uzyskać wotum musi wygłosić expose w Sejmie, przedstawić kandydatów na ministrów (wotum uzyskuje konkretna Rada Ministrów, aa nie premier i grupa No Name'ów).
Wczoraj wielu przedstawicieli PIS (w tym rzeczniczka partii) wyraźnie twierdziło, że ewentualne zmiany na stanowiskach ministrów będą najwcześniej w styczniu. Logika podpowiada zatem, że w grudniu A.Macierewicz ponownie zostanie powołany na stanowisko MON, co jest równoznaczne z zaprzysiężeniem przez Prezydenta.
Jakby co, A.Macierewicz został powołany ponownie na Ministra Obrony Narodowej. Czyżby kalkulacja się nie sprawdziła?
UsuńAL
@Al Batros
UsuńOwszem, nie sprawdziła się, podobnie jak wszystkie inne kalkulacje serwowane przez najwybitnieszych specjalistów.
Off topic, ale a propos niegdysiejszego tematu Unsound, dowiedziałem się, że moi koledzy z Zespołu Pieśni i Tańca brali udział w takim "projekcie" jak Soft Power do muzyki niejakiego Dominic'a Felicita. Przerażające w jakie rzeczy wchodzą ludzie uznając to za sztukę. Pozdrawiam Panie Krzysztofie. Nie chciałbym narzucać tematu, ale może to jest coś, co mógłby Pan skomentować? http://culture.pl/pl/wideo/soft-power-czyli-felicita-i-zespol-piesni-i-tanca-slask Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń@Greg Shatzky
OdpowiedzUsuńTo jest bardzo ciekawe, ale nie wiem, czy uda mi się to jakoś skomentować.
Przepraszam, nie dopisałem, że chodzi o Zespół Śląsk, jakby nie było finansowany z budżetu.
Usuń@Greg Shatzky
UsuńZauważyłem. Ja jestem uważnym czytelnikiem.
Wczoraj bardzo późno wróciłam do domu, a dziś, tuż po lekkim śniadaniu, przeczytałam, co chciałam. Jestem cierpliwym radykałem, ale cierpliwość mi się kończy, a rad. radykalizuje. Przede mną obiad niedzielny, rodzice zaproszeni, i tylko ja już nie śpię. A emocje miną mi przy cebuli. Bardzo dużo zdrowia Panu życzę, Panie Krzysztofie:)
OdpowiedzUsuń