sobota, 16 grudnia 2017

O trzech tysiącach, których nikt nie chciał internować

Szczerze powiedziawszy, wspomnienie 13 grudnia 1981, nigdy w moich myślach nie wiązało się z  jakimś szczególnie ponurym przełomem. Pamiętam oczywiście tamten dzień dość dobrze, ale przede wszystkim jednak przez to, że to właśnie wtedy zrozumiałem się, że swoje plany, tak już bliskie ostatecznej realizacji, a związane z opuszczeniem Polski być może na zawsze, mogę odłożyć na półkę, a potem, wraz z upływem lat, nabierałem tylko coraz większego przekonania, że pradoksalnie ten dzień stanowił dla mnie wybawienie, no a dziś to już mogę tylko dziękować Jaruzelskiemu, że mnie tamtej nocy złapał za gardło, przydusił do ziemi i trzymał tak długo aż się opamiętałem. Tak zatem, to nie 13 grudnia jest dla mnie dniem żałoby, lecz ów czas, który nastąpił trzy dni później, a konkretnie to co się wydarzyło tu niedaleko, zaledwie o rzut beretem, a więc rozstrzelanie górników z Kopalni Wujek. Co ciekawe – a daję słowo, że dotychczas nawet nie miałem tego świadomości –  nawet w swoim „Elementarzu” nie znalazłem miejsca dla hasła „Stan Wojenny”. Owszem, są Górnicy z Wujka, jest sama Kopalnia, jest też oczywiście Grzegorz Przemyk, są Jaruzelski i Kiszczak – Stanu Wojennego jako takiego nie ma. Także tu na blogu, jeśli w ogóle wspominałem o Stanie Wojennym, to w kontekście 16 grudnia właśnie. Bardzo zatem proszę, skoro obchodzimy dziś kolejną rocznicę tamtej masakry, przypomnijmy sobie ów tekst, zamieszczony tu przed laty, o trzech tysiącach, których nkt nie zechciał internować.



       Minęła kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego, a chwilę po niej kolejna – rozstrzelania dziewięciu górników z Kopalni „Wujek”. Nie wiem jak inni, ale mam wrażenie, że ile razy powraca pamięć o tamtych dniach, wraz z nią pojawiają się ludzie, którzy w zdecydowanej większości, przez swoją tępą bezmyślność – lub, kto wie, czy niekiedy też nie przez wyrachowanie – do tego, co się wówczas stało doprowadzili, a dziś bardzo pragną krążyć wśród nas w glorii naszych bohaterów, a może i wręcz naszych zbawicieli. Ludzie, którzy kiedy to wszystko się działo, i kiedy tak naprawdę się dopiero zaczynało, siedzieli gdzieś w tych swoich ośrodkach internowania, grali w karty, czytali książki i wzywali tych co na zewnątrz do działania. Ludzi wreszcie, którzy dziś się spotykają w telewizyjnych studiach i jeden z drugim wspinają jak to oni się tam musieli za nas z tymi strażnikami męczyć. A ileż to jeszcze pozostało tych anegdot nieopowiedzianych?
      W tej sytuacji ja opowiem historię o Kopalni „Wujek”, a raczej o pewnym górniku, z którego dziś prezydent Komorowski może się spokojnie pośmiać, że go nie internowano. Ale najpierw Kopalnia. Z Kopalnią „Wujek” jest tak, że tam właściwie nie ma nic ciekawego. Są te dwa kominy, jest ten podwójny krzyż, ten pomnik z dziewięcioma krzyżami, jest ten mur i na tym murze pamiątkowe tablice, za murem główny budynek Kopalni i ten napis „Kopalnia Wujek”, a przed murem te dziwne pudełkowate domy, w których wciąż jeszcze mieszkają ludzie, pamiętający tamten grudzień sprzed 30 lat. To jest naprawdę bardzo mało ciekawe miejsce.
      A zatem, kiedy się tam idzie po raz drugi i trzeci, to właściwie nie ma na co patrzeć i czym się wzruszać, w związku z czym tam się głównie przychodzi i odchodzi. Jak ktoś ma ochotę, robi jeszcze zdjęcie. Ale można też zatrzymać się, postać i tak się zwyczajnie pogapić na ten budynek z czerwonej cegły i ewentualnie popatrzeć na jakichś zawsze się tam po coś kręcących robotników, czy górników. Więc można tak sobie gdzieś tam z boku przysiąść i popatrzeć na ten budynek i tych ludzi, przynajmniej na tyle długo, żeby nabrać odpowiedniego nastroju. A daje słowo, że tam można uzyskać nastrój nie byle jaki.
      No i wreszcie nadejdzie czas, by się ruszyć, zrobić może jeszcze jedno zdjęcie, pokiwać głową i zajść do znajdującego się obok muzeum. Prawdę powiedziawszy, nie jest to muzeum w sensie powszechnie nam znanym. Raczej taka skromna izba pamięci z kilkoma zdjęciami, makietą terenu kopalni z dnia szturmu, jednym przestrzelonym kaskiem, figurą zomowca w pełnym rynsztunku i tą salą projekcyjną, gdzie się wyświetla dokument o tym, jak to swego czasu polskie państwo zabiło dziewięciu górników. Można więc wejść do tego muzeum i, normalnie, tak jak to zawsze bywa, obejrzeć najpierw tę makietę, popatrzyć na zomowca, następnie przyjrzeć się uważnie dziurce w tym biednym górniczym kasku, i wtedy okaże się, że się zepsuł projektor i filmu w żaden sposób nie da się puścić. Można oczywiście spróbować jakoś pomóc, ale wszystko stanęło, i w końcu wyjdzie na to, że nic z tego nie będzie. A potem, tak męcząc się z tym projektorem, raczej z grzeczności, niż z faktycznej potrzeby, można zapytać człowieka, który nas próbuje obsłużyć, i który tam się po tym muzeum kręci, jako ktoś w rodzaju ciecia, czy on był w kopalni, kiedy to wszystko się działo i on nam – nawet nie mrugnąwszy okiem, nawet nie próbując wydąć warg, czy unieść czoła w dumnym geście informowania świata o swoim bohaterstwie, mniej więcej tak, jakby potwierdzał fakt, że owszem, mamy ładną jesień – odpowie, że to on właśnie dowodził tym strajkiem. I że się nazywa Stanisław Płatek.
      I oto, nadszedł właściwie idealny moment, żeby zamknąć ten dzisiejszy tekst zdaniem: „I to by było na tyle”, i pozwolić wszystkim go czytającym zanurzyć się w swoich własnych refleksjach, no ale tak się niestety zrobić nie da, bo trzeba powiedzieć jeszcze parę rzeczy. Koniecznie. Najpierw jednak zajrzyjmy wspólnie do wikipedii:
      „Stanisław Płatek, ur. 5 II 1951 w Katowicach. Ukończył Technikum Górnicze dla Pracujących w Katowicach (1979). 1969-1973 pracownik Zakładów Aparatury Doświadczalnej Biprokwas w Katowicach. Od 1973 górnik KWK Wujek. IX 1978 – III 1981 członek PZPR. 1-3 IX 1981 uczestnik strajku w KWK Wujek, od IX 1980 w „S”. XII 1980 – 1981 sekretarz Komisji Rewizyjnej „S” KWK Wujek. 13-16 XII 1981 przewodniczący KS w KWK Wujek; 16 XII 1981 ranny podczas pacyfikacji, internowany, przewieziony do szpitala MSW; 31 XII 1981 aresztowany, przewieziony do Okręgowego Szpitala Więziennego w Bytomiu, gdzie przebywał do VI 1982. 9 II 1982 wyrokiem Sądu Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu na sesji wyjazdowej w Katowicach skazany na 4 lata więzienia i 3 lata pozbawienia praw publicznych, w VI 1982 przeniesiony do AŚ w Zabrzu, VIII 1982 – II 1983 w ZK we Wrocławiu. W II 1983 zwolniony ze względu na stan zdrowia, VII 1983 objęty amnestią. 1983-1986 pracownik Klubu Sportowego Gwarek Tarnowskie Góry, 1986-1993 AZ Sp. z o.o. w Tarnowskich Górach. 1983-1989 (we współpracy z Ludwikiem Dziwisem) kolporter pism podziemnych (m.in. „Głos Śląsko-Dąbrowski”, „Górnik Polski”, „Wujek”) na terenie Katowic. W II 1989 współzałożyciel, przewodniczący Tymczasowej KZ, następnie do 1991 przewodniczący KZ „S” AZ Sp. z o.o. 1993-2006 zatrudniony w KWK Wujek. 1995-1998 wiceprzewodniczący, 1998-2002 przewodniczący KZ „S” KWK Wujek, 1998-2002 delegat na WZD. 1998-2002 wiceprzewodniczący Regionalnej Komisji Rewizyjnej „S” Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. 1989-1991 członek Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Ku Czci Górników KWK Wujek w Katowicach Poległych 16 XII 1981, 1991-1998 przewodniczący (od 16 XII 1994 przekształconego w Społeczny Komitet Pamięci Górników KWK Wujek Poległych 16 XII 1981). W 1994 jeden z założycieli, od 2000 przewodniczący Zarządu Krajowego Związku Więźniów Politycznych Okresu Stanu Wojennego. Organizator Międzynarodowego Memoriału Szachowego Dziewięciu z Wujka (1997-2001). Od 2006 na emeryturze. Współtwórca albumu i przewodnikaKrzyż Górników. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2007)”.
      Zostajemy więc z tym zepsutym projektorem i Stanisławem Płatkiem jeszcze dłuższy czas i, czując, jakie to nas szczęście spotkało, że ten projektor się nagle zepsuł, możemy naciągnąć Płatka na wspomnienia. No i opowie nam Płatek, że jak był strajk, to on miał trzydzieści lat, żonę i syna, że, kiedy się pochylał nad rannym kolegą, został trafiony w ramię zomowską kulą – ciekawe, że mówiąc o innych górnikach, używa wyłącznie formy „kolega” – i to pewnie uratowało mu życie, bo inaczej dostałby z boku w okolice brzucha, że w sumie w tych starciach brało udział 3 tysiące górników, że z tych dziewięciu, pięciu dostało w głowę, a dwóch w serce, i że jak go wieźli karetką pogotowia, to milicja karetkę zatrzymała, wyciągnęli go stamtąd i on pamięta, jak przed nim stanął wysoki bardzo milicjant i chciał mu wlać, ale między milicjanta a niego wszedł wojskowy lekarz i go przed tym ciosem zasłonił.
      Opowie nam też Stanisław Płatek, że jeszcze dziś w okolicy kopalni pojawia się niekiedy pewien kolega – tak, właśnie kolega – który nie brał udziału w strajku, bo w tym czasie akurat siedział u siebie w domu, ale zomowcy wrzucili mu przez okno do mieszkania jakiś ciężko trujący gaz i on od tego się pochorował tak, że dziś jest raczej ludzkim wrakiem. No ale, jak mówię – kolega.
      Jak już wspomniałem wyżej, z tym by Stanisława Płatka naciągnąć na wspomnienia nie powinno być problemu, bo to jest miły i grzeczny człowiek. Taki on właśnie jest. Jednak nie możemy się spodziewać, że on nam powie zbyt wiele. My będziemy pytać, on grzecznie i bardzo spokojnie nam będzie odpowiadał, ale trochę tak jakby już dawno znalazł się w świecie, do którego dostępu nie ma nikt z nas. I wtedy też zrozumiemy, dlaczego Stanisław Płatek, emerytowany górnik, ani w jednym momencie naszej rozmowy ani jednym słowem nie wspomniał o bieżącej polityce. Ani nie pluł na Tuska, ani na Kaczyńskiego, ani nic nie mówił o wyborach, ani nawet nie narzekał na ogólną sytuację. Ten temat jakby w jego świadomości w ogóle nie istniał.
      Już, kiedy już zajmiemy się wszyscy sobą, znajdziemy w Sieci informację, że Płatek gardzi PiS-em. Co sądzi o Platformie, nie wiadomo. I nagle może też przyjdzie nam do głowy, że te 3 tys. ludzi, to nie byle co. To musiała być walka, jakiej współczesny świat nie widział. 3 tys. ludzi – takiego starcia nie było nawet w Powstaniu Warszawskim. I ten obraz Stanisława Płatka, jak go wyciągają z karetki, z tym rozpieprzonym w drobny mak ramieniem, i z tym wysokim dowódcą, który zamierza się na niego pałką i tym wojskowym lekarzem, odgradzającym tych dwóch od siebie.
      I co powiedzieć? Co powiedzieć? Wajda z tego filmu nie zrobi. A jak idzie o młodych – oni niech się lepiej za to nawet nie biorą, bo jeszcze im wyjdzie komedia. Może niech kręcą filmy o tym, jak to było w jakimś cholera Jaworzu czy gdzie to Wałęsa siedział? W Arłamowie?
      I to właśnie jest ten moment, kiedy musimy kończyć, bo czuję, że jeszcze jedno słowo, a zacznę wzywać do tego, by zacząć strzelać. A to mi na sucho nie ujdzie. 

Zachęcam wszystkich do kupowania moich książek. Wprawdzie wspomniany „Elementarz” jest już wyczerpany, natomiast, owszem, są inne, równie warte uwagi. Tu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...