Szczerze
powiedziawszy, wspomnienie 13 grudnia 1981, nigdy w moich myślach nie wiązało
się z jakimś szczególnie ponurym
przełomem. Pamiętam oczywiście tamten dzień dość dobrze, ale przede wszystkim
jednak przez to, że to właśnie wtedy zrozumiałem się, że swoje plany, tak już bliskie
ostatecznej realizacji, a związane z opuszczeniem Polski być może na zawsze,
mogę odłożyć na półkę, a potem, wraz z upływem lat, nabierałem tylko coraz
większego przekonania, że pradoksalnie ten dzień stanowił dla mnie wybawienie,
no a dziś to już mogę tylko dziękować Jaruzelskiemu, że mnie tamtej nocy złapał
za gardło, przydusił do ziemi i trzymał tak długo aż się opamiętałem. Tak
zatem, to nie 13 grudnia jest dla mnie dniem żałoby, lecz ów czas, który
nastąpił trzy dni później, a konkretnie to co się wydarzyło tu niedaleko,
zaledwie o rzut beretem, a więc rozstrzelanie górników z Kopalni Wujek. Co
ciekawe – a daję słowo, że dotychczas nawet nie miałem tego świadomości – nawet w swoim „Elementarzu” nie znalazłem
miejsca dla hasła „Stan Wojenny”. Owszem, są Górnicy z Wujka, jest sama
Kopalnia, jest też oczywiście Grzegorz Przemyk, są Jaruzelski i Kiszczak –
Stanu Wojennego jako takiego nie ma. Także tu na blogu, jeśli w ogóle
wspominałem o Stanie Wojennym, to w kontekście 16 grudnia właśnie. Bardzo zatem
proszę, skoro obchodzimy dziś kolejną rocznicę tamtej masakry, przypomnijmy
sobie ów tekst, zamieszczony tu przed laty, o trzech tysiącach, których nkt nie
zechciał internować.
Minęła kolejna rocznica
wprowadzenia stanu wojennego, a chwilę po niej kolejna – rozstrzelania
dziewięciu górników z Kopalni „Wujek”. Nie wiem jak inni, ale mam wrażenie, że
ile razy powraca pamięć o tamtych dniach, wraz z nią pojawiają się ludzie,
którzy w zdecydowanej większości, przez swoją tępą bezmyślność – lub, kto wie,
czy niekiedy też nie przez wyrachowanie – do tego, co się wówczas stało
doprowadzili, a dziś bardzo pragną krążyć wśród nas w glorii naszych bohaterów,
a może i wręcz naszych zbawicieli. Ludzie, którzy kiedy to wszystko się działo,
i kiedy tak naprawdę się dopiero zaczynało, siedzieli gdzieś w tych swoich
ośrodkach internowania, grali w karty, czytali książki i wzywali tych co na
zewnątrz do działania. Ludzi wreszcie, którzy dziś się spotykają w
telewizyjnych studiach i jeden z drugim wspinają jak to oni się tam musieli za
nas z tymi strażnikami męczyć. A ileż to jeszcze pozostało tych anegdot nieopowiedzianych?
W tej sytuacji ja opowiem
historię o Kopalni „Wujek”, a raczej o pewnym górniku, z którego dziś prezydent
Komorowski może się spokojnie pośmiać, że go nie internowano. Ale najpierw
Kopalnia. Z Kopalnią „Wujek” jest tak, że tam właściwie nie ma nic ciekawego.
Są te dwa kominy, jest ten podwójny krzyż, ten pomnik z dziewięcioma krzyżami,
jest ten mur i na tym murze pamiątkowe tablice, za murem główny budynek Kopalni
i ten napis „Kopalnia Wujek”, a przed murem te dziwne pudełkowate domy, w
których wciąż jeszcze mieszkają ludzie, pamiętający tamten grudzień sprzed 30
lat. To jest naprawdę bardzo mało ciekawe miejsce.
A zatem, kiedy się tam idzie po
raz drugi i trzeci, to właściwie nie ma na co patrzeć i czym się wzruszać, w
związku z czym tam się głównie przychodzi i odchodzi. Jak ktoś ma ochotę, robi
jeszcze zdjęcie. Ale można też zatrzymać się, postać i tak się zwyczajnie
pogapić na ten budynek z czerwonej cegły i ewentualnie popatrzeć na jakichś
zawsze się tam po coś kręcących robotników, czy górników. Więc można tak sobie
gdzieś tam z boku przysiąść i popatrzeć na ten budynek i tych ludzi,
przynajmniej na tyle długo, żeby nabrać odpowiedniego nastroju. A daje słowo,
że tam można uzyskać nastrój nie byle jaki.
No i wreszcie nadejdzie czas,
by się ruszyć, zrobić może jeszcze jedno zdjęcie, pokiwać głową i zajść do
znajdującego się obok muzeum. Prawdę powiedziawszy, nie jest to muzeum w sensie
powszechnie nam znanym. Raczej taka skromna izba pamięci z kilkoma zdjęciami,
makietą terenu kopalni z dnia szturmu, jednym przestrzelonym kaskiem, figurą
zomowca w pełnym rynsztunku i tą salą projekcyjną, gdzie się wyświetla dokument
o tym, jak to swego czasu polskie państwo zabiło dziewięciu górników. Można
więc wejść do tego muzeum i, normalnie, tak jak to zawsze bywa, obejrzeć
najpierw tę makietę, popatrzyć na zomowca, następnie przyjrzeć się uważnie
dziurce w tym biednym górniczym kasku, i wtedy okaże się, że się zepsuł
projektor i filmu w żaden sposób nie da się puścić. Można oczywiście spróbować
jakoś pomóc, ale wszystko stanęło, i w końcu wyjdzie na to, że nic z tego nie
będzie. A potem, tak męcząc się z tym projektorem, raczej z grzeczności, niż z
faktycznej potrzeby, można zapytać człowieka, który nas próbuje obsłużyć, i
który tam się po tym muzeum kręci, jako ktoś w rodzaju ciecia, czy on był w
kopalni, kiedy to wszystko się działo i on nam – nawet nie mrugnąwszy okiem,
nawet nie próbując wydąć warg, czy unieść czoła w dumnym geście informowania
świata o swoim bohaterstwie, mniej więcej tak, jakby potwierdzał fakt, że
owszem, mamy ładną jesień – odpowie, że to on właśnie dowodził tym strajkiem. I
że się nazywa Stanisław Płatek.
I oto, nadszedł właściwie
idealny moment, żeby zamknąć ten dzisiejszy tekst zdaniem: „I to by było na tyle”,
i pozwolić wszystkim go czytającym zanurzyć się w swoich własnych refleksjach,
no ale tak się niestety zrobić nie da, bo trzeba powiedzieć jeszcze parę
rzeczy. Koniecznie. Najpierw jednak zajrzyjmy wspólnie do wikipedii:
„Stanisław Płatek, ur. 5 II
1951 w Katowicach. Ukończył Technikum Górnicze dla Pracujących w Katowicach
(1979). 1969-1973 pracownik Zakładów Aparatury Doświadczalnej Biprokwas w
Katowicach. Od 1973 górnik KWK Wujek. IX 1978 – III 1981 członek PZPR. 1-3 IX
1981 uczestnik strajku w KWK Wujek, od IX 1980 w „S”. XII 1980 – 1981 sekretarz
Komisji Rewizyjnej „S” KWK Wujek. 13-16 XII 1981 przewodniczący KS w KWK Wujek;
16 XII 1981 ranny podczas pacyfikacji, internowany, przewieziony do szpitala
MSW; 31 XII 1981 aresztowany, przewieziony do Okręgowego Szpitala Więziennego w
Bytomiu, gdzie przebywał do VI 1982. 9 II 1982 wyrokiem Sądu Śląskiego Okręgu
Wojskowego we Wrocławiu na sesji wyjazdowej w Katowicach skazany na 4 lata
więzienia i 3 lata pozbawienia praw publicznych, w VI 1982 przeniesiony do AŚ w
Zabrzu, VIII 1982 – II 1983 w ZK we Wrocławiu. W II 1983 zwolniony ze względu
na stan zdrowia, VII 1983 objęty amnestią. 1983-1986 pracownik Klubu Sportowego
Gwarek Tarnowskie Góry, 1986-1993 AZ Sp. z o.o. w Tarnowskich Górach. 1983-1989
(we współpracy z Ludwikiem Dziwisem) kolporter pism podziemnych (m.in. „Głos
Śląsko-Dąbrowski”, „Górnik Polski”, „Wujek”) na terenie Katowic. W II 1989
współzałożyciel, przewodniczący Tymczasowej KZ, następnie do 1991
przewodniczący KZ „S” AZ Sp. z o.o. 1993-2006 zatrudniony w KWK Wujek.
1995-1998 wiceprzewodniczący, 1998-2002 przewodniczący KZ „S” KWK Wujek,
1998-2002 delegat na WZD. 1998-2002 wiceprzewodniczący Regionalnej Komisji
Rewizyjnej „S” Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. 1989-1991 członek Społecznego Komitetu
Budowy Pomnika Ku Czci Górników KWK Wujek w Katowicach Poległych 16 XII 1981,
1991-1998 przewodniczący (od 16 XII 1994 przekształconego w Społeczny Komitet
Pamięci Górników KWK Wujek Poległych 16 XII 1981). W 1994 jeden z założycieli,
od 2000 przewodniczący Zarządu Krajowego Związku Więźniów Politycznych Okresu
Stanu Wojennego. Organizator Międzynarodowego Memoriału Szachowego Dziewięciu z
Wujka (1997-2001). Od 2006 na emeryturze. Współtwórca albumu i przewodnikaKrzyż
Górników. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2007)”.
Zostajemy więc z tym zepsutym
projektorem i Stanisławem Płatkiem jeszcze dłuższy czas i, czując, jakie to nas
szczęście spotkało, że ten projektor się nagle zepsuł, możemy naciągnąć Płatka
na wspomnienia. No i opowie nam Płatek, że jak był strajk, to on miał
trzydzieści lat, żonę i syna, że, kiedy się pochylał nad rannym kolegą, został
trafiony w ramię zomowską kulą – ciekawe, że mówiąc o innych górnikach, używa
wyłącznie formy „kolega” – i to pewnie uratowało mu życie, bo inaczej dostałby
z boku w okolice brzucha, że w sumie w tych starciach brało udział 3 tysiące
górników, że z tych dziewięciu, pięciu dostało w głowę, a dwóch w serce, i że
jak go wieźli karetką pogotowia, to milicja karetkę zatrzymała, wyciągnęli go
stamtąd i on pamięta, jak przed nim stanął wysoki bardzo milicjant i chciał mu
wlać, ale między milicjanta a niego wszedł wojskowy lekarz i go przed tym
ciosem zasłonił.
Opowie nam też Stanisław
Płatek, że jeszcze dziś w okolicy kopalni pojawia się niekiedy pewien kolega –
tak, właśnie kolega – który nie brał udziału w strajku, bo w tym czasie akurat
siedział u siebie w domu, ale zomowcy wrzucili mu przez okno do mieszkania
jakiś ciężko trujący gaz i on od tego się pochorował tak, że dziś jest raczej
ludzkim wrakiem. No ale, jak mówię – kolega.
Jak już wspomniałem wyżej, z
tym by Stanisława Płatka naciągnąć na wspomnienia nie powinno być problemu, bo
to jest miły i grzeczny człowiek. Taki on właśnie jest. Jednak nie możemy się
spodziewać, że on nam powie zbyt wiele. My będziemy pytać, on grzecznie i
bardzo spokojnie nam będzie odpowiadał, ale trochę tak jakby już dawno znalazł
się w świecie, do którego dostępu nie ma nikt z nas. I wtedy też zrozumiemy,
dlaczego Stanisław Płatek, emerytowany górnik, ani w jednym momencie naszej
rozmowy ani jednym słowem nie wspomniał o bieżącej polityce. Ani nie pluł na
Tuska, ani na Kaczyńskiego, ani nic nie mówił o wyborach, ani nawet nie
narzekał na ogólną sytuację. Ten temat jakby w jego świadomości w ogóle nie
istniał.
Już, kiedy już zajmiemy się
wszyscy sobą, znajdziemy w Sieci informację, że Płatek gardzi PiS-em. Co sądzi
o Platformie, nie wiadomo. I nagle może też przyjdzie nam do głowy, że te 3
tys. ludzi, to nie byle co. To musiała być walka, jakiej współczesny świat nie
widział. 3 tys. ludzi – takiego starcia nie było nawet w Powstaniu Warszawskim.
I ten obraz Stanisława Płatka, jak go wyciągają z karetki, z tym rozpieprzonym
w drobny mak ramieniem, i z tym wysokim dowódcą, który zamierza się na niego
pałką i tym wojskowym lekarzem, odgradzającym tych dwóch od siebie.
I co powiedzieć? Co powiedzieć?
Wajda z tego filmu nie zrobi. A jak idzie o młodych – oni niech się lepiej za
to nawet nie biorą, bo jeszcze im wyjdzie komedia. Może niech kręcą filmy o
tym, jak to było w jakimś cholera Jaworzu czy gdzie to Wałęsa siedział? W
Arłamowie?
I to właśnie jest ten moment,
kiedy musimy kończyć, bo czuję, że jeszcze jedno słowo, a zacznę wzywać do
tego, by zacząć strzelać. A to mi na sucho nie ujdzie.
Zachęcam
wszystkich do kupowania moich książek. Wprawdzie wspomniany „Elementarz” jest
już wyczerpany, natomiast, owszem, są inne, równie warte uwagi. Tu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.