Jak wiemy, wczoraj wystąpił na
konferencji prasowej wiceprzewodniczący Timmermans i ogłosił, że Unia
Europejska wszczęła wobec Polski procedurę, która ma nas odpowiednio
zdyscyplinować na przyszłość, i jest to oczywiście wydarzenie dnia. Oglądałem przez
chwilę wieczorem fragmenty tego wystąpienia, no i tam trafiłem na coś, co mnie
autentycznie zainteresowało. Otóż w pewnym momencie zabrał głos dziennikarz
francuskiej telewizji i zapytał Timmermansa, czy przypadkiem to, że oni po
dwóch czy trzech latach demonstrowania kompletnego braku politycznej skuteczności wobec Polski, nagle wyskakują z
tymi sankcjami, ich nie kompromituje, na co Timmermans odpowiedział, że jest
wolność i każdy ma prawo uważać, co chce, a zatem pan dziennikarz może tak
myśleć.
Kiedy skończyłem z Timmermansem i jego
pajacowaniem, przejrzałem resztę wiadomości, jakie nam regularnie dostarcza
portal tvn24 i trafiłem na coś, co zmieściło się wręcz idealnie w temacie, a
przy tym ma wszelkie szanse, by się stać idiotyzmem roku, a może i dekady. Oto
w audycji „Fakty po faktach” wystąpił znany jeszcze być może starszym
czytelnikom profesor Marcin Król i – tu mniej odpornych czytelników zachęcam do
założenia masek gazowych – powiedział co następuje:
„Zapanowała w naszym kraju tyrania. To
jest tyrania większości. Tego obawiali się ojcowie demokracji. Polska jako kraj
demokratyczny po raz pierwszy wprowadziła ustrój tyranii większości. Taki stan
przeczy prawom jednostki i człowieka. Tyrania większości to jest także tyrania
kłamców i głupców. Ja nie chcę nikogo obrażać i nie będę mówił, kto tutaj jest
głupcem, ale myślę, że prawie wszyscy, jak ich widzimy. Moim zdaniem to,
co uprawia PiS w tej chwili, to jest granie na poczuciu bezpieczeństwa i
jednocześnie na tym, że w każdym z nas jest skłonność do dobra i zła, czyli
granie na skłonności do zła. To jest zło. PiS dla mnie uosabia w całości i
niektórzy z przedstawicieli PiS-u uosabiają zło, diabła”.
Mam nadzieje, że wszyscy zrozumieliśmy
myśl, która ulęgła się pod czaszką Profesora. Oto ogłasza on, że kiedy tak
zwani „ojcowie demokracji” meblowali nam świat, bali się jednego – co będzie
jeśli ludzie potraktują ten projekt poważnie, jeśli wszystkie zabezpieczenia
gwarantujące utrzymanie kontroli nagle przestaną działać, i jeśli w efekcie
ludzie zaczną gadać i robić nie to co się od nich oczekuje, ale to co im w
duszy śpiewa? I oto właśnie nadszedł czas, gdy owe obawy zyskały wymiar jak
najbardziej realny i okazuje się, że ta cała demokracja to jest jednak
diabelska robota.
Jak mówię, dla wielu Czytelników tego
bloga ktoś taki jak Marcin Król to dziś już postać kompletnie nieznana, ja go
jednak pamiętam z dawnych bardzo lat, jako niezwykle przenikliwego komentatora,
który jeszcze przed wielu laty czuł pismo nosem i dawał wyraz swoim niepokojom.
Zapamiętałem choćby pewną jego wypowiedź, która dziś jako żywo stanowi dowód na
to, że kto jak kto, ale on wiedział. Wiedział i przestrzegał. Niestety wówczas
nikt go nie chciał słuchać i mamy dziś to co mamy. Posłuchajmy więc Marcina
Króla z maja 2009 roku, kiedy on, podobnie jak dziś, jako osoba bardzo
kulturalna i inteligentna, nie chciał nikogo obrażać, ale miał jeszcze siłę, by
dmuchać w ten gwizdek, który oto najwyraźniej właśnie połknął:
„Nie chciałbym nikogo obrażać, ale
odnoszę wrażenie, że blog jest czymś – proszę darować to określenie –
idiotycznym. Pozwala każdemu wygłaszać opinie na tematy kompletnie dowolne.
Tymczasem wcale nie uważam, że tak być powinno”.
No i proszę! Czyż nie trzeba było wtedy
zacząć działać, kiedy widać było wyraźnie, że z tą demokracją tak słodko nie
będzie? I nie chodzi mi o to, by od razu strzelać, no ale choćby jakieś małe
egzorcyzmy.
Może nie będę się tu więcej popisywał,
tylko normalnie, przypomnę swój tekst jeszcze wcześniejszy, bo z roku 2008. Kto
wie, czy to nie tę właśnie notkę miał wówczas na myśli Marcin Król? Kto wie?
Właściwie, wobec dzisiejszej, a
może jeszcze wczorajszej, śmierci tego niewinnego dziecka, traci sens pisanie
nawet o Lechu Wałęsie, a co dopiero o innych codziennych potyczkach. Niestety
nowe czasy przyzwyczaiły nas do tak przeróżnych barbarzyństw, że nic tu nie
zmieni ani jakakolwiek powszechna demonstracja, ani pojedynczy nawet gest. Jedyne,
co można zrobić, to uczcić to smutne wydarzenie, pisząc o zjawisku, które
stanowi początek i jednocześnie koniec tego samego sznura, czyli o demokracji,
jednak demokracji szczególnej, bo demokracji we władzy ciemności.
Dziś „Rzeczpospolita”, po raz
już któryś, relacjonuje rozpaczliwe ruchy wokół sytuacji w Europie po
irlandzkim referendum. Już sam tytuł artykułu wieści ciekawą przyszłość: Czy
Irlandię można wyrzucić z Unii. Chodzi o to, że niejaki Martin Schultz,
niemiecki socjalista, zaproponował, że jeśli Irlandia okaże się jedynym
państwem, które nie ratyfikuje traktatu, trzeba będzie być może Irlandię z
Europy pogonić.
Co prawda, nie zostaliśmy poinstruowani, co zrobić, jeśli będą te państwa
dwa, ale za to odezwał się inny prawdziwy, znowu jednak niemiecki, Europejczyk,
który powiedział, że może nie będziemy Irlandii wyrzucać, ale niech Irlandczycy
coś zaproponują.
I znów, wprawdzie nikt nie powiedział,
że jeśli w następnych wyborach w Polsce motłoch wybierze PiS, to niech motłoch
zaproponuje co z tym fantem zrobić, ale żeby nie było tak, że to tylko Niemcy
popadli w histerię, odezwał się jeden Czech i powiedział, że trzeba zmienić
zasady. Mianowicie, demokracja powinna funkcjonować dalej, owszem, tyle, że
troszkę zmodyfikowana.
I teraz jest tak, że ja się na
Europie znam mało. To znaczy wiem, gdzie leży jaki kraj i pamiętam, że jeszcze
niedawno były niemieckie marki, francuskie franki i włoskie liry, natomiast nie
wiem, co Europa kombinuje. Z tego, co dotychczas usłyszałem, wnioskuję, że plan
był taki, że najważniejsze kwestie uchwalamy wspólnie, bo jesteśmy jednością i
chcemy dawać przykład. Jeśli ktoś natomiast będzie miał inne zdanie, niż
wszyscy inni, to się będziemy zastanawiać tak długo, aż wymyślimy, żeby było
lepiej. Spodziewałem się oczywiście, że ten głupkowaty pomysł jest tylko
strzałem na wiwat i nawet nie narobi większego huku, co ciekawsze jednak,
wiedziałem też, że wszystko będzie dobrze, dopóki i ja i oni i każdy będziemy
demokratycznie chcieli tak, jak chcą ci, którzy o tym, co należy chcieć,
decydują. W momencie, jak ktoś zechce inaczej, to dostanie po uszach. Bo
demokracja, jak wiemy, jest okay, pod warunkiem, że pozwala decydować tym,
którzy wiedzą lepiej. W telewizji niedawno widziałem posła Niesiołowskiego,
który się pieklił, że nie może być tak, żeby paręset tysięcy ludzi decydowało o
losach Europy. Ja oczywiście się z nim zgadzam, tylko pragnąłbym się dowiedzieć,
kto to taki i z jakiego powodu na samym początku wymyślił system, w którym
paręset tysięcy będzie decydowało?
Więc kto to wymyślił, nie wiem, bo aż tak głęboko w ciemność moja głowa nie sięga. Natomiast wiem, po co. Po to mianowicie, żeby można było tym alibi o nazwie demokracja całej wystawionej do wiatru Europie machać pod nosem.
Więc kto to wymyślił, nie wiem, bo aż tak głęboko w ciemność moja głowa nie sięga. Natomiast wiem, po co. Po to mianowicie, żeby można było tym alibi o nazwie demokracja całej wystawionej do wiatru Europie machać pod nosem.
Demokracja jest oczywiście
jakimś tam rozwiązaniem, nawet jeśli wynikającym z chwilowego kaprysu historii,
i nawet jeśli wolelibyśmy coś bardziej absolutnego, a przez to bardziej
oświeconego, niż rządy tłumu, czy (w rzeczywistości rządy bezwzględnych
manipulatorów), to akurat to nie my jesteśmy tymi, którzy demokracją gardzą. W
rzeczywistości, to są ci, którzy kiedyś wpadli na pomysł, że najlepszy będzie
system, w którym przy pomocy najróżniejszych technik najpierw ogłupi się
społeczeństwa, a potem pozwoli im się rządzić zgodnie z wolą ich
przedstawicieli – oczywiście przedstawicieli starannie wyselekcjonowanych. Kiedy
od czasu do czasu okazuje się, że ci dziwni inżynierowie jak zwykle za bardzo
się przejęli swoimi możliwościami i, jak wiele razy wcześniej, nie docenili
siły ludzkiego ducha, to my wszyscy musimy z zażenowaniem obserwować, jak w
efekcie tej swojej chorej kalkulacji ci wszyscy panowie i panie raz po raz wybuchają
gniewem, bo demokracja im nie działa.
Tak jest oczywiście na całym
świecie, że przedstawiciele tej – w ich własnej opinii – mądrzejszej i bardziej
światłej części społeczeństwa, męczą siebie i innych nieustannym i notorycznym
zawodzeniem skierowanym na pozostałą część grupy, w której przyszło im żyć. I
wciąż bezwstydnie krzyczą: “Daliśmy wam tę demokrację, a wy jesteście tacy
niewdzięczni”. Ten dziwaczny stan mamy też, owszem, i w Polsce od początku tzw.
władzy ludowej, a potem solidarnościowej i wreszcie post-ludowej by skończyć na
post-solidarnościowej. Wygrał Wałęsa – naród głupi; wygrał AWS – naród nie
zasługuje; wygrał PiS – naród odrzucił demokrację; wygrał Kaczyński – coś chyba
z tą demokracją trzeba zrobić. Dlaczego? No jak to dlaczego? Bo naturalnie
decyzję tłumu zagrażają demokracji.
No i żyjemy w tym
pseudodemokratycznym chaosie, gdzie demokracja jest piękna i zła i głupia i
niebezpieczna i upragniona i jedyna i najgorsza. A jej jedyny stały, niezmienny
i potężny efekt to ten, że raz do roku, a jak trzeba, to i kilka razy do roku,
można wypuścić na ulicę bandę poprzebieranych onaninistów, a jak komu przyjdzie
ochota, to zabić w majestacie prawa jakieś dziecko.
Nie pamiętam już
dziś, co to było za dziecko, nad którym się tak wówczas użalałem, ale obawiam
się, że nie było ono ani pierwsze, ani ostatnie. Nic się tu niestety nie
zmienia. Tyle tylko może, że Marcin Król zobaczył diabła. I to jest wiadomość
nieco optymistyczna. Moje książki jak zawsze są do kupienia w ksiegarni na stronie
www.basnjakniedzwiedz.pl. Zapraszam.
Właśnie widziałem w TVN24 wypowiedź jakiegoś pana, który twierdzi, że to, że demokratyczna większość w Polsce robi co chce, to jest bezbożne!
OdpowiedzUsuńNo przecież sam profesor Szczaw von Mirabelka stwierdził,że po uzyskaniu większości można przegłosować sobie wszystko,a teraz to pretensje.Dziwne człowieki.
OdpowiedzUsuńTo trzeba jednak naprawdę wierzyć, że jest się jakimś lepszym gatunkiem stworzenia. A mi psychiatra mówi, że to chore i trzeba leczyć. Jak żyć?
OdpowiedzUsuń