Wspomniałem o tym we
wczorajszej notce, jednak z silnym postanowieniem, by się tym razem może już
nie powtarzać, jednak minął kolejny dzień, a ja wciąż myślę o tym 22-letnim
kierowcy z Kobyłki, który w wigilijną noc zabił powracające z Pasterki kobiety.
Otóż, jak się okazuje, choć ów chłopak w tę świętą noc, jak Pan Bóg przykazał,
nie wypił ani kropelki, to, owszem, był upalony jak zawsze, a ja sobie myślę,
że gdyby on jednak wcześniej się napił, to albo by się czuł na tyle źle, że by
do samochodu nie wsiadać, albo by jakoś sobie w krytycznej sytuacji jakoś jednak
poradził. Niestety, on się jak zawsze zaćpał, a to przede wszystkim, w jego najgłębszym
przekonaniu nie stanowiło najmniejszej przeszkody do tego, by prowadzić, ale
też, co najgorsze, w najmniejszym stopniu nie obniżyło jego zwykłego
przekonania, że zachowuje pełną kontrolę. Dlaczego? A to dlatego, że wódka, o
czym wie każdy pijak, odbiera rozum, podczas gdy marihuana traktowana jest przez
tych, co się nią regularnie bawią, jako niemal edukacyjna zabawka.
W swoim życiu niejednokrotnie
zdarzyło mi się zarówno zachlać, jak i ućpać i choć to drugie traktuję zaledwie
jako pewien incydent, myślę, że moja wiedza co do obu kwestii jest dość
solidna. Gdy chodzi o to, co się z nami dzieje po alkoholu, większośc z nas
pewnie żadnych lekcji nie potrzebuje, natomiast w kwestii marihuany, chciałbym
poinformować, że tu sprawa przedstawia się o tyle gorzej, że do momentu, gdy
już wsiądziemy w ten samochód i zabijemy powracające z Pasterki trzy Bogu ducha
winne kobiety, nawet nam przez mysl nie przejdzie, że, cholera, chyba
przesadziliśmy. Wręcz przeciwnie: im więcej i bardziej, tym lepiej i bardziej
pewnie. Zgoda, można zauważyć pewne problemy z koncentracją, czy poczuciem
czasu, ale nie ma najmniejszych powodów do niepokoju, zwłaszcza że nie ma mowy ani
o kacu, ani o głodzie, ani nawet o owej ponurej melancholii. Przerwać można
zawsze, tyle że po co? Zresztą oni sami wciąż powtarzają, żeby się od nich
odpieprzyć, bo wodka jest znacznie gorsza. I owszem. Do czasu.
No i tu by mi pewnie wypadało
nawiązać bardzo sprytnie do dyskusji na temat legalizacji tak zwanej leczniczej
marihuany, jaka z koszmarną wręcz regularnością jest nam prezentowana przez
polityków i media, ponieważ jednak ja od zawsze bardzo starannie unikam nurzania
się w tak zwanych oczywistościach, pozwolę sobie przypomnieć fragment pewnej
starej już dość notki o pewnym Danielu i jego męczeństwie. Fragment naprawdę
niewielki. Powinno wystarczyć.
Jak informuje internetowe
wydanie telewizji tvn24, pewna Magda i jej kolega Mariusz, z, jak to
relacjonuje brytyjska policja, „niewyobrażalnym okrucieństwem”, zakatowali
pozostającego pod ich opieką czteroletniego Daniela, głodząc go do granic
wytrzymałości, a kiedy już błagał o zmiłowanie, karmiąc go solą (tak, tak!),
systematycznie podtapiając w wannie, wreszcie bijąc go tak, że ostatecznie od
tego pobicia zmarł.
Jak dalej informuje portal
tvn24.pl, Magda, Polka przebywająca w Anglii na emigracji, była „uzależniona od
marihuany, amfetaminy i alkoholu”. I to jest coś, co – przepraszam bardzo
wszystkich, którzy liczyli na to, że się dowiedzą czegoś wiecej na temat tak
zwanego mięsa – wypełni dalszą część tej notki. Rzecz bowiem w tym, że ja
przede wszystkim nie bardzo wiem, jak to jest możliwe, że owa Magda i Mariusz
mieszkali sobie w tym Coventry, ona była uzależniona od „marihuany, amfetaminy
i alkoholu”, natomiast Mariusz był czysty. Że niby jak oni sobie organizowali
życie? Magda ćpała i chlała, a Mariusz tylko wpadał od czasu do czasu do domu w
przerwach od pracy w fabryce i przytrzymywał głowę tego dziecka, gdy Magda sama
była na to zbyt słaba?
Poza tym, co to znaczy, że ona
była uzależniona od „marihuany, amfetaminy i alkoholu”? Sam – mimo że na widok
flaszki porządnego singla oczy mi jak najbardziej błyszczą – ani nie chleję,
ani tym bardziej nie ćpam, niemniej jednak, ponieważ mam już swoje 58 niemal
lat, wiem, czym jest marihuana. Otóż, jeśli ktoś jest, jak to formułuje portal
tvn24.pl, „uzależniony od marihuany”, wszystko inne ma głęboko w nosie.
Marihuana wypełnia jego życie od początku do końca. Dla kogoś, kto pali trawę,
alkohol, a tym bardziej jakaś głupia amfetamina, to jest zabawa dla durniów.
Marihuana załatwia wszystko. A jak ktoś mi nie wierzy, niech się skontaktuje z
Kamilem Sipowiczem, jego tak zwaną partnerką Korą i ich psem, to otrzymają
pełną i fachową relację. Oni nie chleją, nie biorą w żyłę, nie żrą żadnych
tabletek, u nich wreszcie się po domu nie walają puste flaszki. Oni zwyczajnie
się upalają. I więcej im nie trzeba.
A zatem, jestem absolutnie
przekonany, że informacja podana przez redaktorów internetowego wydania tvn24, jakoby
owa Magda była uzależniona od marihuany, amfetaminy i alkoholu była pustą paplaniną.
Ona od rana do wieczora była zwyczajnie zaćpana, a, co dla mnie oczywiste, ów
Mariusz podobnie. I to właśnie w ten sposób, będąc w stanie kompletnego
obłąkania, oni to dziecko krok po kroku doprowadzili do śmierci.
[…] I proszę mnie nie
podejrzewać o to, że ja komuś tak wybitnemu, jak Kamil Sipowicz, który z
marihuaną jest za pan brat od 40 lat, zarzucam, że on wraz z piosenkarką Korą
Ostrowską mordują małe, bezbronne dzieci. Oczywiście że nie. Sipowicz to
człowiek o wybitnie łagodnym usposobieniu. On tylko płynie. Ewentualnie, od
czasu do czasu się wyrzyga i płynie dalej. Ci, co z nim rozmawiają w różnego
rodzaju mediach – podobnie. To wszystko są dzieci Boba Marleya. A więc mamy tu
jedynie „love, peace and harmony”.
Zapraszam
wszystkich do ksiegarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie sa do kupienia moje książki. Polecam
serdecznie i szczerze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.