Za chwilę wsiadam w pociąg i wyruszam do Warszawy
na targi. Tak jak już pisałem, odbywają się one od czwartku do niedzieli w
Arkadach Kubickiego pod Zamkiem. Nasze stoisko ma numer 12. Jutro kolejnego
tekstu nie będzie, więc przez dwa dni proszę czytać mój najnowszy felieton z
„Warszawskiej Gazety”.
Mam naturalnie świadomość, że „Warszawska
Gazeta” to miejsce zbyt poważne, byśmy się tu zajmowali sprawami, nie
wykraczającymi poza przestrzeń pomiędzy środowiskiem „Gazety Wyborczej”, a jakimiś
dziwnymi feministycznymi organizacjami, no ale tak się stało, że tam właśnie
doszło do eksplozji, która okazała się na tyle cuchnąca, że owa fala dotarła do
świata zamieszkiwanego przez zwykłych ludzi. Oto na portalu o sympatycznej
nazwie „Codziennik Feministyczny” ukazał się tekst zatytułowany „Papierowi
feminiści. O hipokryzji i nowych twarzach polskiego #MeToo”, a podpisany przez
pięć feministek – feministek, co należy podkreślić, nie tych znanych z tefauenowskiego
prime time’u – w którym owe panie zarzucają dwóm lewicowym publicystom „Gazety
Wyborczej” oraz „Krytyki Politycznej” wyjątkowo brutalne molestowanie zarówno
ich osobiście, jak i ich koleżanek. Nazwisk owych publicystów podawać nie mam
ochoty, raz dlatego, że one nam nic nie powiedzą, a dwa, że, jak się możemy
domyślać, oni tu najpewniej stanowią zaledwie forpocztę tego, co w tamtym
świecie funkcjonuje jako cywilizacyjny i kulturowy standard, natomiast odniosę
się do samego tekstu.
Oto pierwsze wrażenie robi informacja z
samego wstępu owego tekstu, gdzie dowiadujemy się, że „od jakiegoś czasu wśród naszych
przyjaciółek krąży eufemistyczne pojęcie ‘chłopiec lewicy’, stanowiące synonim
hipokryty, który usta pełne ma feministycznych frazesów, podczas gdy jego
deklaracje nie mają przełożenia na rzeczywistość”. Kogo autorki owego doniesienia mają na
myśli? Otóż chodzi o tych lewicowych działaczy, polityków, czy dzienikarzy, którzy
stojąc w awangardzie walki o równouprawnienie kobiet, uczestnicząc z pełnym
zaangażowaniem w organizowanych przez feministki protestach, jednocześnie nie
marzą o niczym innym jak tylko o tym, by z tego tłumu kobiet wyławiać co
ładniejsze i je najzwyczajniej w świecie wykorzystywać jako seksualne
niewolnice. Autorki tekstu w „Codzienniku” podpisują się imieniem i nazwiskiem,
ujawniają nazwiska dwóch dziennikarzy, opisują w sposób naprawdę wstrząsający
swoje przeżycia, jednoczesnie jednak zapewniają, że zarówno one, jak i ich
prześladowcy z „Gazety Wyborczej”, oraz
„Krytyki Politycznej” to zaledwie odprysk tego, co tam stanowi standard
Z tego co czytam, obaj opisani we
wspomnianym tekście dziennikarze dążyli już publicznie swoje ofiary przeprosić
i zostali usunięci ze swoich redakcji, natomiast ja bym bardzo chciał zwrócić
uwagę na ideologiczną podstawę tego, z czym mamy tu do czynienia. Myślę że nie
minął jeszcze rok, jak znany nam aż nazbyt dobrze „Newsweek” opublikował duży,
okładkowy tekst – podkreślić należy, że podany w tonie jednoznacznie
afirmacyjnym – o tym, jak to dziś staje
się coraz bardziej cywilizacyjnie poprawną postawa określana naukowo jako
„poliamoria”. Czym jest owa „poliamoria” wyjątkowo graficznie przedstawia
reklamowana przez wspomnianą „Krytykę Polityczną” książka niejakiej Emily Witt
zatytułowana „Seks przyszłości. Nowa wolna miłość”. My oczwyiście czytać jej
nie zamierzamy, natomiast myślę, że możemy skierować szczery apel do tych
biednych dziewczyn z „Codziennika”: Przyjdźcie w przyszłym roku na Marsz
Niepodległości. Wreszcie poznacie prawdziwych mężczyzn, a nie jakieś zboczone
cioty.
Jeśli ktoś nie może
przyjechać i kupić książki z dedykacją z ręki, zapraszam do księgarni pod
adresem www.basnjakniedzwiedz.pl.
Może to tylko gra absurdów, ale z drugiej strony to ja im nawet wierzę, tym biednym dziewczynom, które trochę bardziej niż trzeba uwierzyły, że to wszystko naprawdę no i się mogły nieco zdziwić.
OdpowiedzUsuń