Dziś z rana, swoją drogą mocno niesławny, dziennik „Rzeczpospolita” gruchnął wieścią, że serwis Politico opublikował listę 28 najbardziej wpływowych osób w Europie i wśród nich zdecydował się umieścić jednego Polaka, a mianowicie prezydenta Karola Nawrockiego. Wyjaśniając metodę wyboru oraz sam wybór, Politico pisze tak:
„Jeśli władza to zdolność do sprawiania, by coś się wydarzyło – lub do zapobiegania temu – pto bogactwo, popularność i oficjalna władza mają znaczenie. Jednak tak samo jak odwaga polityczna, jasność wizji, gotowość do kwestionowania konwencji i zdolność inspirowania innych. A w dzisiejszej Europie tych składników brakuje”. I dalej: „Ranking powstał jako efekt wielomiesięcznej pracy dziennikarzy Politico z całej Europy, na podstawie reportaży i rozmówA opracowano listę, które następnie została zrewidowana pod kątem nie tylko wizerunku, ale też zdolności umieszczonych na niej polityków, biznesmenów, naukowców i innych osób publicznych do wpływania na decyzje w nadchodzącym roku”. Odnośnie Karola Nawrockiego Politico wyjaśnia: „Polski premier Donald Tusk miał nadzieję, że ten rok będzie momentem, w którym przejmie pełną kontrolę nad krajem i zdecydowanie przeniesie go do centrum europejskiej polityki. Karol Nawrocki zadbał o to, by tak się nie stało”. Dalej pisze Politico, że pojawienie się na scenie politycznej Nawrockiego i stworzenie przez niego nowego ośrodka władzy, dla Europy nie jest dobrym rozwiązaniem, bo wprowadza niebezpieczny chaos i „pozostawia wschodnią flankę UE bardziej podzieloną niż kiedykolwiek”. Ale jest jak jest i na fakty nie ma się co obrażać.
Pod informacją „Rzeczpospolitej” zamieszczoną na Facebooku pojawiły się naturalnie, w liczbie grubo ponad tysiąca komentarze internautów i co ciekawe, choć nie zaskakujące, o treści niemal identycznej, z niewielkimi tylko zmianami. Oto kilka przykładów:
„Rezydent Batyr to może sobie wpływać na to co i ile dzisiaj przyćpa”;
„Chyba w półświatku”;
„A listę sporządzał Nawrocki czy Przydacz?”;
„Lista układana pod Grandem, w kawalerce pana Jerzego, w lesie podczas ustawki i po kilku snusach”;
„Napisał ten ranking pod pseudonimem Batyr?”;
„Wpływać to on może na swojego klocka w kiblu”;
„On ma wpływ na sutenerów”;
„Kto stworzył tę listę?”;
„Lista z Białorusi?”;
„Wpływ to on ma ale na to skąd snusa kupi”;
„On jest najlepszy w ćpaniu i sutenerstwie”;
„Ćpun nie może nawet wpłynąć na swoje ćpanie”;
„Snus robi swoje”;
„Czyja to lista?”;
„Lista powstała w Tworkach?”;
„Chyba ruskie boty głosowały”;
„W kiblu miejskim”;
„Chodzi zapewne o wpływy w półświatku. No przecież jakiś towar musi sobie ogarniać. Ja bym proponował Monar, zdrowszy na umyśle by się zrobił”…
I tak dalej i tak dalej, bez końca. Setki komentarzy sugerujących, że lista Politico powstała na albo na Białorusi, albo w kiblu, gdzie Nawrocki wciągał snusa, albo w Grandzie, gdzie ten sam Nawrocki organizował kurwy dla kolegów gangsterów.
Ktoś powie, że ogromna większość z komentujących nie przeczytała artykułu „Rzeczpospolitej” lecz zaledwie jego tytuł i żę to jest dziś absolutny standard, któremu nawet nie powinniśmy się dziwić. I ja w rzeczy samej się temu nie dziwię, natomiast owszem, nie jestem w stanie uwierzyć w to, że jakiś ranking jakiegoś Politico, nawet jeśli umieszczający na swojej liście akurat Karola Nawrockiego, a nie Donalda Tuska, potrafił aż tak wzburzyć aż tyle osób. To jest zwyczajnie niemożliwe. I proszę zwrócić uwagę, że publikując ową listę, oni przede wszystkim zaznaczają bardzo wyraźnie, że ona nie ma charakteru ocennego w tym sensie, że ktoś jest lepszy lub gorszy, lecz im chodzi o faktyczny wpływ na losy Europy w nadchodzącym roku, a poza tym wyraźnie deklarują – co już zresztą robili wcześniej – że Nawrocki jako prezydent to zagrożenie dla Europy, a nie jej zbawienie. Tyle że to dla komentujących nie ma znaczenia. To co się liczy to to, że Nawrocki się tam w ogóle znalazł; nie Nawrocki prezydent, ale Nawrocki – ćpun, kolega gangsterów i sutener, no i oczywiście rozkaz, że trzeba natychmiast na ten skandal zareagować, i to zareagować możliwie najradykalniej.
Skąd się bierze ten kompletnie szalony odruch? Otóż moim zdaniem to jest wynik wieloletniego chowania, uprawianego przez polityków, ale głównie przez media. Popularne jest przeświadczenie, że wcześniej TVP Info, a dziś TV Republika tak strasznie korumpuje ludzkie mózgi, że ludzie wsłuchujący się w ich przekaz już nie muszą nawet myśleć, tylko reagują jak niesławny pies Pawłowa. A mnie ciekawi dlaczego wśród tego grubo ponad tysiąca komentarzy pod informację „Rzeczpospolitej” nie ma praktycznie głosów osób zachwyconych tym, że prezydent Nawrocki osiągnął tak spektakularny sukces, a „ryży Niemiec” został po raz kolejny równie spektakularnie spuszczony? Odpowiedź jest moim zdaniem prosta. Zwolenników Karola Nawrockiego jeśli owa lista interesuje, to tylko w tym sensie, że ona w przestrzeni europejskiej potwierdza tylko to, co oni już dawno sami wiedzieli, no i to ich jakoś tam cieszy. Podobnie by było zresztą wtedy, gdyby Politico zamiast Nawrockiego umieściło tam Donalda Tuska, czy nawet Radka Sikorskiego. Cała ta informacja to niewiele znaczący szczegół.
Owa wściekła piana, tak jak ewentualnie wyszczerzone dziką satysfakcją zęby, to domena tamtej strony. Tak zwanej uśmiechniętej Polski.
Przedwczoraj senator Szejnfeld opublikował na platformie X zdjęcie makreli w folii z informacją, że taka właśnie makrela parę lat temu kosztowała 25 zł., potem 35, jeszcze później 40, a dziś on idzie do sklepu kupić sobie swoją ulubioną rybkę, a ona tymczasem kosztuje już ponad 50 zł. Tyle. żadnego komentarza. Makrela, cena i podpis Szejnfelda. I oto, proszę sobie wyobrazić, tego samego dnia nieszczęsnym przypadkiem zasiadłem przed włączonym telewizorem, a tam właśnie skończyły się tak zwane „Fakty po Południu” i w studio pojawił się wezwany na rozmowę rzeczony senator Szejnfeld i odbyło się przesłuchanie, pod tytułem, o co mu chodziło z tą makrelą. Ja jeszcze w życiu nie widziałem Szejnfelda tak zaszczutego. On autentycznie rozwścieczonemu dziennikarzowi tłumaczył, że on nie miał nic złego na myśli, ale lubi makrele i okazało się, że ona nagle jest dwa razy droższa niż parę lat temu. Ale po cholerę mu makrela w święta? Przecież jeszcze dwa tygodnie do świąt. Nie szkodzi, w święta się je karpia. No ale Szejnfeld jeszcze nie je karpia, on chciał makrelę. A kogo obchodzi cena makreli, jeśli większość osób nastawia się na karpia? Ale on miał ochotę na makrelę... Wszystko na nic. I jeśli ta rozmowa się w ogóle skończyła, to chyba tylko dzięki temu, że tefauenowski redaktor się bał, że mu pęknie potężna czerwona opryszczka na wardze, którą ten przez całą rozmowę próbował nieudolnie zasłaniać dłonią, i która to niewykluczone że była pierwszym powodem jego wściekłości.
Ale to akurat nieważne. To co ważne, to to, że ja doskonale zobaczyłem to, co nastąpiło dwa dni później na Facebooku. Szejnfeld pokazuje makrelę z ceną, a w Ministerstwie Prawdy ogłaszają alarm: „Wołać tu tego skurwysyna! Tego nie wolno tak zostawić”. I to jest ten mechanizm. Każdego dnia, na każdym kroku, w każdym miejscu. I tam się nie bierze jeńców.
Zaraz po rozmowie z Szejnfeldem ten sam redaktor zaprosił do studia dwoje psychologów, żeby w związku ze zbliżającymi się Świętami porozmawiać na temat tego, jakie to nieszczęście, że w ostatnich dwóch latach społeczeństwo jest tak podzielone, że wyłącznie z powodu różnych poglądów, ludzie potrafią się tak głęboko nienawidzić, że nawet ci, których jeszcze niedawno kochaliśmy, stają się z dnia na dzień najgorszymi wrogami.
Cała trójka była prawdziwie zatroskana.
Byłbym zdania, że te komentarze to w znacznej większości produkty botów internetowych
OdpowiedzUsuń