Choć oczywiście nie jest to w żaden
sposób mój problem, od czasu do czasu dręczy mnie myśl, że nie jestem absolutnie
w stanie zrozumieć logiki, jaka stoi za całością propagandowych przedsięwzięć podejmowanych
przez naszą opozycję. I kiedy mówię „całością”, to faktycznie mam na myśli
owych przedsięwzięć całość, a więc wszystko co się rozciąga pomiędzy
najbardziej tępą medialną propagandą wymierzoną w program 500+, a tak naprawdę
we wrażliwość zwykłego człowieka, a ściśle politycznymi strategiami głównych
partii opozycyjnych, a więc Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej,
ograniczonymi do owej zimnej agresji, która poniosła tak ciężką przecież
porażkę w zeszłym roku. Ja wiem, przy dzisiejszym stanie rzeczy, kiedy Prawo i
Sprawiedliwość jest niesione choćby wspomnianym projektem 500+, a opozycja jest
pogrążona w ciężkim kryzysie, trudno się zachowywać sensownie, tego jednak co
oni pokazują niemal każdego dnia, moja myśl zwyczajnie nie ogarnia.
Od pewnego już czasu zjednoczona
antypisowska propaganda próbuje grać rzekomym polskim szowinizmem, który, jak
słyszymy, kiełkował w nas całe lata, a dziś, czując moralne wsparcie
faszystowskiej władzy, triumfalnie rozkwita. Kilka tygodni temu pisałem o
kompromitującej wpadce „Agory”, która, może i nawet kierując się szczerymi
intencjami, przedstawiła kompletnie fikcyjną historię brutalnego ataku
„polskiej hołoty” na czarną, ciężarną kobietę z dzieckiem i w swojej naiwności
pomyślałem, że oni w przyszłości jednak będą już bardziej ostrożni. Okazuje
się, że nic z tego. Nagle się okazuje, że nie ma dnia, by jakiś zwolennik
obecnej władzy nie zaatakował Bogu ducha winnego Azjaty, Afrykanina, czy
Niemca. Nagle, jak się okazuje, nie ma dnia, by gdzieś – swoją drogą, ciekawe,
że głównie w Warszawie – nie doszło do rasistowsko motywowanej agresji, która
przez antyrządowe media jest natychmiast rozdmuchiwana do takich rozmiarów, że
chyba nawet najgłupszy „obrońca demokracji” poczuje niepokój. Proszę bowiem
spojrzeć na kontekst, w jakim się to wszystko dzieje. W lipcu mieliśmy w Polsce
Światowe Dni Młodzieży i pozostawiając przez chwilę na boku to, co stanowiło
ich podstawowy sens, a więc ową eksplozję żywej religijności, większość z nas
przez cały czas miało w głowie świadomość, że dzisiejsza Polska to autentyczna
oaza w świecie zepsutym, złym i przede wszystkim skrajnie niebezpiecznym. Jednocześnie,
każdy niemal dzień przynosi nam kolejną wiadomość, że w Wielkiej Brytanii
ciężko i uczciwie pracujący Polacy znów zostali brutalnie zaatakowani przez
lokalną żulownię, a brytyjskie władze nie są w stanie nic na to poradzić. I na
tym tle, wspierani przez antyrządowe media politycy opozycji zwracają się do
społeczeństwa z apelem o refleksję, „Gazeta Wyborcza” organizuje ogólnopolską
akcję czytania niemieckich gazet w tramwajach, a internet zalewają memy z
wytłuszczonym na czarno napisem „Nur für Deutsche”. Przepraszam bardzo, ale co
oni jedzą?
Syn mój jechał dziś pociągiem z Przemyśla
do Krakowa i cała podróż upłynęła mu w towarzystwie bandy Niemców w różnym
wieku, która zachowywała się tak jakby uważała, że są tam sami, a w dodatku u
siebie. Z relacji mojego syna wynika, że w pewnym momencie tam się zrobiła taka
atmosfera, że gdyby nagle ci Niemcy wysiedli, a zamiast nich do pociągu
wtoczyła się banda pijanych kibiców Wisły Kraków, pozostali pasażerowie
odetchnęliby z ulgą. Czy może któryś z tych Januszów z Przemyśla, Rzeszowa czy
Tarnowa może któremuś z tych Niemców dał w pysk, albo przynajmniej mu zwrócił
uwagę na niestosowność ich zachowania, albo może ich ostrzegł przed polskim
dzikim szowinizmem? Absolutnie nie. Zero. Oni w całkowitym przeświadczeniu o
tym, że nic im nie grozi, dojechali do samego Krakowa i, jak się domyślam,
ruszyli na tak zwane miasto. I tam też, jak się domyślam, włos z głowy im nie
spadł.
I co? Jutro do wszystkich tych ludzi,
którzy byli świadkami owego niemieckiego zbydlęcenia, zwróci się Ryszard Petru
i im zacznie tłumaczyć, żeby się nie kompromitowali przed cywilizowanym
światem? Na co licząc? Że oni jak jeden mąż założą koszulki z napisem „KOD” i
wyjdą na ulicę? No bo zakładam, że im w tej ich desperacji nie przyszło do
głowy, że słysząc o tych wszystkich okropnościach, Komisja Wenecka unieważni
wynik ostatnich wyborów. Mimo to, powtórzę swoje pytanie raz jeszcze: czym ich
tam w tej Warszawie karmią?
Miniony weekend upłynął nam na załamywaniu
rąk nad tym, co szeroko pojęty obóz władzy pod bacznym okiem Jarosława
Kaczyńskiego wyprawia wokół Katastrofy Smoleńskiej, a dominujący wniosek, jaki
z naszych rozważań płynął był taki, że Prawo i Sprawiedliwość nieubłagalnie
zmierza do ostatecznego upadku. Oczywiście, jeśli weźmiemy pod uwagę ich
kolejne popisy, nie możemy nie przestać myśleć o nadciagającej katastrofie. Z
drugiej strony, kiedy oczami wyobraźni widzę tych z kolei durniów, jak jeżdżą
tam i z powrotem między Młocinami a Kabatami i czytają „Süddeutsche Zeitung”,
natychmiast się uspokajam i otwieram kolejną flaszkę. Za nasze zdrowie.
Z przyjemnością informuję, że już
bardzo niedługo w księgarni pod adresem www.coryllus.pl
pojawi się moja nowa, ósma już, książka pod intrygującym, mam nadzieję, tytułem
„O samotnej wyspie, zapomnianej łodzi i oceanie bez kresu”. Oczywiście cały
czas zachęcam do kupowania książek wcześniejszych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.