Kiedy jest się nauczycielem przez całe
długie życie, siłą rzeczy owo życie z biegiem lat wypełniają setki, a niekiedy
zapewne i tysiące imion i twarzy, które pod pewnym względem stają się dla owego
nauczyciela czymś równie podstawowym, jak dla informatyka komputer, lekarza
stetoskop, a dla prawnika kodeks karny. Pamiętam, że kiedyś próbowałem spisać
imiona wszystkich moich uczniów, których uczyłem prywatnie i mi się nie udało.
Ile razy zamknąłem tę listę, pojawiały się nowe imiona, a potem kolejne i
jeszcze kolejne. A nie należy zapominać, że mówię tu wyłącznie o lekcjach
prywatnych, szkołę pozostawiając na boku.
I oto parę dni temu przypomniałem
sobie pewnego Michała i pewną Kasię, którzy przez pewien czas tu przychodzili i
kiedy podczas jednej z lekcji w pewnym momencie Kasia zaczęła szydzić z
księdza, który ich uczył religii, Michał na to powiedział – a ja pamiętam jego
słowa do dziś – „O osobach duchownych należy się wypowiadać z szacunkiem”. Nie
muszę wspominać, że te słowa mnie zaskoczyły. Przede wszystkim dlatego, że
zostały wypowiedziane w tak bezpośredni sposób, no ale też przez to, że ich
autorem był jeszcze jeden licealista, po którym mógłbym się spodziewać wszystkiego,
tylko nie tego typu pryncypialności.
Oczywiście, to wszystko miało miejsce
już tak dawno, że ja o owym Michale kompletnie zapomniałem, stało się jednak
tak, że parę dni temu usłyszałem pewną historię, która zrobiła na mnie takie
wrażenie, że owe w istocie rzeczy niezapomniane słowa wróciły do mnie ze
zwielokrotnioną mocą i wywołały refleksje, którymi chciałbym się podzielić.
Otóż proszę sobie wyobrazić, że jest w
Polsce parafia, która przez minione 250 lat nie zarejestrowała ani jednego
powołania kapłańskiego. Owszem, parę dziewcząt wstąpiło do tych czy innych
zgromadzeń zakonnych, jeśli jednak idzie o chłopców – zero. Powtarzam: nie
mówimy o 25 latach, ani nawet o latach 50, ale o całych 250 latach, w ciągu
których ani jedno dziecko płci męskiej, wychowane w owej parafii, nie zostało
księdzem. I to jest, jak się pewnie wszyscy domyślamy, wynik nie byle jaki.
Osobiście nie znam tu jakichkolwiek statystyk, ale domyślam się, że nawet w
Czechach… co ja mówię – w Szwecji, nie ma takiego miejsca, gdzie przez minione
250 lat nie urodził się chłopak, który następnie został księdzem. Tymczasem,
jak się okazuje, jest w Polsce parafia, gdzie ów cud się nie zdarzył od 250
lat. I to nie jest tak, że tam z jakiegoś powodu panuje upiorny
antyklerykalizm, że tam nie ma kościoła, że tam się na zmianę albo układa
tarota, albo gapi w gwiazdy. Nic podobnego. To jest zaledwie jedna z wielu
polskich parafii, z kościołem, cmentarzem, całą kupą pobożnych ludzi regularnie
uczestniczących w niedzielnych Mszach Świętych, i co ciekawe, z absolutnie
szczególnym zgromadzeniem sióstr zakonnych… tyle tylko że tam od 250 lat nikt
nie zdecydował się na to, by zostać księdzem.
I oto obok tego wszystkiego istnieje też
wspomnienie, którego lokalni mieszkańcy bardzo nie lubią słuchać, jednak
wspomnienie jak najbardziej prawdziwe i przez swoją moc niepozostawiające zbyt
wiele miejsca na dyskusje. A stało się tak, że na początku XX wieku proboszczem
w owej parafii został niezwykle pobożny i pełen energii ksiądz, którego
nazwisko dla głównego przesłania tej opowieści jest równie nieistotne, jak
nazwa samego miejsca, i z równie dla nas nieistotnych powodów, został przez
lokalną ludność odrzucony. Odrzucony do tego stopnia, że przez wszystkie lata
swojej posługi, jedyne co mu przyszło obserwować, to z jednej strony powszechne
zepsucie, a z drugiej nieustanne szyderstwo. Efekt owego stanu rzeczy był taki,
że duszpasterska posługa owego dobrego księdza był naznaczona wieczną i
niezgłębioną samotnością. Współczując swojemu proboszczowi, miejscowe siostry
chciały się księdzem w jakiś sposób zaopiekować, on jednak, stojąc twardo na
stanowisku, że proboszcz jest zależny jedynie od swoich parafian, mężnie znosił
swój los, by wreszcie, po latach upokorzeń, umrzeć w samotności.
I tu dochodzimy do sedna naszej historii.
Otóż jak głosi nigdy oficjalnie niepotwierdzona, a i też, jak to już wcześniej
zostało wspomniane, niechętnie przez miejscową ludność tolerowana, wieść, ów
dobry ksiądz, zanim oddał swoje ostatnie tchnienie, wypowiedział słowa
przekleństwa: „Niech ta parafia przez następne sto lat nie wyda na świat ani
jednego księdza”. Z moich obliczeń wynika, że przed nami jeszcze równe 10 lat
czekania na boże zmiłowanie. W międzyczasie jednak, w miejscowym kościele,
tydzień w tydzień odprawiane są msze, a miejscowy proboszcz za każdym razem
prosi Dobrego Boga, by zdjął z tego miejsca ową straszną klątwę i by wreszcie
któreś z tych dzieci, które dziś służą do Mszy, a kiedy dorosną, idą w świat,
postanowiło poświęcić swoje życie Kościołowi. I kiedy wszystko nam mówi, że nie
ma nic prostszego, zwłaszcza gdy poruszamy się w skali 250 lat, nagle się
okazuje, że to wszystko jest niczym wobec jednego, strasznego grzechu, a
mianowicie potraktowania swojego kapłana z pogardą.
Pamiętajmy więc. Oni są tak samo różni,
jak my. Jedyna różnica jest taka, że bez nas świat się obejdzie, jednak kiedy
ich zabraknie, możemy się zacząć pakować. A i to nawet nie.
Przypominam, że moje książki są
stale dostępne w księgarni pod adresem www.coryllus.pl. Gorąco zachęcam.
@Wszyscy
OdpowiedzUsuńPod dyskusją na osiejuk.salon24.pl jest komentarz Don Paddingtona, naszego drogiego księdza. Serdecznie zachęcam.
Przekleństwa są nie tylko złe, ale i dobre - choćby św. Lutfryd vide: http://www.pch24.pl/lutfryd---swiety-gniewu-sprawiedliwego-i-swietego,19465,i.html
OdpowiedzUsuń@Szakul888
OdpowiedzUsuńJeszcze raz zapraszam do czytania komentarza ks. Krakowiaka:
http://osiejuk.salon24.pl/726307,do-czego-sluzy-ksiadz#comment_11834705
Profetyczny, to słowo chyba najlepiej oddaje pochodzenie przesłania które usłyszeli świadkowie konania tego kapłana. Nie uwierzę że mogły pochodzić z jego serca. Należy pamiętać że celem naszych zmagań jest większa chwała Boga widocznie powołania w okresie tych stu lat by jej nie przyspożyły. Ja widzę w tym ogromną łaskę tj. przemówił Duch Święty skoro maleje liczba powołań wśród ludzi młodych to za dziesięć lat do tamtejszego seminarium zgłosi się mąż swojej żony z jej pisemnym pozwoleniem na zostanie kapłanem. I właśnie ze względu na te protetyczne słowa wypowiedziane 90 lat wcześniej stanie się znakiem dla całego kościoła.
OdpowiedzUsuń