Mija pierwszy tydzień, jak ukazała się
drukiem korespondencja, jaką przez trzy lata prowadziłem z Zytą Gilowską, a
wokół panuje twarda i, moim zdaniem, bardzo znamienna cisza. Oczywiście,
książka idzie ja złoto, sam pan Andrzej Gilowski, mąż zmarłej Pani Profesor,
zamówił jej sześć egzemplarzy, nie zmienia to jednak faktu, że wokół panuje
kompletna cisza. I to jest oczywiście coś, na co warto zwrócić uwagę.
Otóż zupełnie niezależnie od tego, że
autorem owej książki nie jest Zyta Gilowska i że to czym ona przez te miesiące
zechciała mnie zaszczycać, to zaledwie część znacznie większej całości, fakt
pojawienia się tej książki na rynku jest – ze względu na te właśnie listy – oczywistym
i bezdyskusyjnym wydarzeniem literackim, politycznym, ale i społecznym. Przy
zachowaniu wszelkich należnych proporcji, nie wydarzyło się w mijającym roku,
jak sądzę, wiele rzeczy, które można by było porównać z publikacją listów,
jakie Zyta Gilowska pod koniec swojego pracowitego życia pisała do autora lubianego
przez siebie bloga. A mimo to, wokół panuje cisza.
W najnowszym numerze tygodnika „W Sieci”,
w jednym z felietonów, ukazała się bardzo sprytnie, bo pod pretekstem nauki
języka angielskiego, ukryta reklama książki zatytułowanej „Spowiedź
grzesznika”, „autorstwa Zygmunta Przetakiewicza – grzesznika, który przestał
grzeszyć, zaczął mówić i chce tym odkupić winy”. Autor felietonu podaje miejsce
i dzień uroczystej promocji, wymienia nazwiska zaproszonych gości, a na końcu
zapewnia, że obecność na spotkaniu jest, z moralnego przynajmniej względu,
obowiązkowa. Nie wiem, kto to jest Przetakiewicz, podobnie zresztą, jak
Przetakiewicz nie wie, kim jestem ja, natomiast nie ulega wątpliwości, że oni
wszyscy wiedzą, kim była Zyta Gilowska, i jeśli dziś ukazuje się książka
zawierająca jej najbardziej osobiste listy, dotyczące w najmniejszym stopniu
ekonomii i polityki, ale za to życia, śmierci, Wiary, cierpienia, i tego
wszystkiego, o czym ona, kiedy jeszcze żyła być może chciała powiedzieć
publicznie, ale jej zwyczajnie nie wypadało, można by było się spodziewać, że
świat przynajmniej podniesie głowę. Nic z tego. Wokół zapadło wyłącznie krępujące
milczenie.
Część z nas miała okazję obejrzeć w
telewizji uroczystości pogrzebowe Zyty Gilowskiej. Widzieliśmy więc, z jak
wielkim staraniem zostało to pożegnanie zorganizowane. Przemawiał Prezydent,
głos zabrał Prezes, obecna była pani premier Szydło, i gdyby Ziemia potrafiła na
tego typu zdarzenia reagować, to by zapewne zadrżała. I oto ukazuje się
książka, zawierająca najbardziej nieznaną, a jednocześnie tak niezwykle piękną,
prawdę o Zycie Gilowskiej w całej jej wielkości… a wokół panuje cisza,
przerywana informacją, że zarówno prezydent Duda, jak i premier Szydło bardzo
lubią powieści Elżbiety Cherezińskiej. Dlaczego tak? Otóż, w moim rozumieniu
rzeczy, dlatego mianowicie, że w tym wszystkim najmniej chodzi o Zytę Gilowską.
Zyta Gilowska mogła być tematem, kiedy z kompletnie niezrozumiałego powodu, nie
oglądając się na to, co się mówi na tak zwanych „pokojach”, ile razy miała
chwilę dla siebie, zaglądała do Internetu i próbowała znaleźć coś dla siebie. A
jak już znalazła, to nikogo nie pytała o zdanie, lecz szła za głosem serca.
Wtedy jeszcze można było interweniować. Gdyby ona podzieliła się swoimi
spostrzeżeniami ze znajomymi z polityki, oni być może by jej powiedzieli, żeby
się nie wygłupiała i wyjaśnili kto tu jest kim. Dziś jest za późno. Jedyne co
można zrobić dziś, to udawać, że tego nie było.
Myślę dziś o Zycie Gilowskiej, polityku, ministrze
finansów, wicepremierze, członku Rady Polityki Pieniężnej, wybitnym nauczycielu
akademickim, w pewnym momencie jednej z najważniejszych osób w państwie, i
wciąż nie mogę się nadziwić, że ona, będąc w samym środku tego wszystkiego,
była jednocześnie aż tak wolna. I powtórzę po raz kolejny, sam już nie wiem,
który to już raz. Tu nie chodzi o mnie, ani o moje książki. One sobie poradzą,
a ta akurat, z tego co widzę, radzi sobie szczególnie dobrze. To co boli, to
owa małostkowość. Ona jest tak uderzająca, że ja autentycznie nie potrafię
zrozumieć, jak to możliwe, że są jeszcze ludzie, którzy wierzą, że po tamtej
stronie są choćby resztki dobrej woli.
Książka
„O samotnej wyspie, zapomnianej łodzi i oceanie bez kresu” dostępna jest w
księgarni na Coryllusa pod adresem http://coryllus.pl/?wpsc-product=o-samotnej-wyspie-zapomnianej-lodzi-i-oceanie-bez-kresu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.