Regularnie powracająca już od wielu lat
debata na temat handlu w niedzielę wywołuje u mnie nieodmiennie dwa rodzaje
refleksji. Pierwsza z nich dotyczy intencji, a druga jest już natury, że tak to
ujmę, politycznej. Zacznijmy od intencji. Otóż, jeśli wsłuchamy się w padające
z obu stron argumenty, będziemy potrafili niemal natychmiast opisać pozycje
zajmowane przez zwolenników i przeciwników tak zwanego – zauważmy, że mocno zresztą
niefortunnie – zakazu handlu w niedzielę. Jeśli się oprzeć na publicznie
formułowanych deklaracjach, a jak wiemy, innych możliwości śledzenia intencji
nie mamy, można przyjąć, że ludzie którzy chcą ustawowo uregulować kwestię
handlu w niedziele i święta, kierują się głównie troską o dobro rodzin. Chodzi
o to, że jeśli matka, żona, lub córka siedzą w niedzielę na kasie w sklepie
sieci „Tesco”, przez co często nie można nawet zjeść wspólnie tzw. niedzielnego
obiadu, to rodzina istnieje wyłącznie teoretycznie, a to, zdaniem, zwolenników
„zakazu” jest złe ze względów zarówno indywidualnych, jak i społecznych. Staram
się wyszukać w pamięci jeszcze jakiś poważny argument, przychodzi mi jednak do
głowy tylko to: rodzina.
Z drugiej strony stoją przeciwnicy ustawy
ze swoim głównym hasłem: „Nie chcemy być uszczęśliwiani na siłę”, która to
deklaracja stanowi mocno uproszczone podsumowanie teologii liberalnej, której
inne wersje znane są z takich bon motów, jak „każdy może robić, co chce”,
„człowiek jest panem własnego losu”, „nie ryba, lecz wędka”, czy wreszcie, „jak
komuś się nie podoba, niech zmieni pracę, a jak ktoś nie ma kwalifikacji, niech
się zapisze na szkolenie” (© ks.Stryczek).
I znów, chcąc być tu maksymalnie uczciwym, szukam jeszcze jakiś innych
poważnych argumentów, ale nic odpowiednio dużego nie znajduję. Wydaje się, że
poza owymi wyznawcami nauk liberalnych, pozostaje już tylko grupka wariatów,
którzy krzyczą, że nie będą nam księża dyktować, jak mamy spędzać czas, albo że
skoro już zakazywać, to może dajmy też wolne pracownikom telewizji (tu z kolei © Łukasz Warzecha w TVP Info). No ale ich nie
bierzemy pod uwagę, bo, jak mówię, nie zależy mi na tym, by sobie na siłę
ułatwiać.
A zatem poznaliśmy już intencje i widzimy
jasno, że – powtarzam, wciąż wyłącznie na poziomie deklaracji – z jednej strony
mamy współczucie, a z drugiej ideologię. Ktoś powie, że to nieprawda, bo z
ideologią mamy do czynienia po obu stronach sporu. Przeciwnicy ustawy, owszem,
kierują się wartościami liberalnymi, natomiast zwolennicy, nauką Kościoła, a to
jest również jakaś tam ideologia. Otóż ja osobiście nie słyszałem nigdy, by ktoś
mówił, że sklepy mają być w niedzielę zamknięte, bo praca w niedzielę to
grzech. Z tego co słyszę, mówi się niemal wyłącznie o aspekcie cywilizacyjnym. Poza
tym, z tego co wiem, przeciwko zmuszaniu kobiet do pracy w niedzielę występują
też ludzie, którzy z Kościołem nie mają wiele wspólnego, a często są wszelkich religii
ideowymi przeciwnikami. A oni też deklarują, że przymus pracy w niedzielę to
wyzysk. I proszę mi nie mówić, że nikt nikogo do niczego nie zmusza, bo problem
Łukasza Warzechy omówiliśmy już w poprzednim akapicie.
Zgadzamy się więc, że z jednej strony jest
współczucie, czy jak ktoś woli „sprawiedliwość społeczna”, a z drugiej
ideologia. A skoro sprawiedliwość społeczna i ideologia, to jesteśmy już blisko
polityki, a więc drugiego rodzaju zapowiedzianych na początku refleksji. Otóż
mam wrażenie, że spór wokół ustawy ograniczającej niedzielny handel jest sporem
w znacznym stopniu politycznym. Oczywiście musimy przyjąć, że zarówno ci,
którzy mówią o społecznej sprawiedliwości, jak i tamci, zdaniem których jedyną
szansą na normalny i niezakłócony kolejnymi szaleństwami historii rozwój jest
przestrzeganie reguł sformułowanych przez głównych teoretyków myśli liberalnej,
mają jak najbardziej dobrą wolę i chcą dla nas jak najlepiej, a w tej sytuacji na
tych poziomach nie ma jak dyskutować. Sam oczywiście uważam, że cały ten
liberalizm nadaje się wyłącznie do przemielenia i użycia w formie nawozu pod
buraki, tym bardziej nie mam najmniejszych trudności z wykazaniem błędów w
myśleniu tym wszystkim, którzy plotą coś o tym, że skoro kasjerki w Tesco, to
czemu nie kierowcy autobusów, lub kelnerki w pubach, albo o tym, że jak się
komu nie podoba, to nikt mu nie każe pracować tam, gdzie jest mu źle, jednak,
jak mówię, jeśli ktoś szczerze jest przekonany, że wszelka interwencja państwa
w wolność obywatela niesie wyłącznie zniszczenie, to mogę na to jedynie
wzruszyć ramionami. Problem jednak w tym, że moim zdaniem, gdyby nie polityka,
problemu by w ogóle nie było. Gdyby nie różne polityczne interesy i tak zwane
agendy, w Polsce już dawno w niedzielę by się nie handlowało z zasady i
mielibyśmy tu dokładnie ten sam porządek, co w Wiedniu, Monachium, czy w
Avignionie, czy w Brukseli, i nagle by się okazało, że owi mityczni
liberałowie, to zaledwie garstka pryszczatej młodzieży wychowanej na książkach
Janusza Korwina-Mikke plus wspomniany już Łukasz Warzecha.
Dlaczego tak myślę? Dlatego, że nie mam
najmniejszych wątpliwości, że każde szanujące się społeczeństwo ma świadomość,
że jeśli ono samo nie zadba o swoją fizyczną, psychiczną i duchową kondycję, to
już nikt o nią nie zadba. W zeszłym roku pojechaliśmy do Bratysławy, gdzie
wynajęliśmy tani pokój w jakimś akademiku i stamtąd każdego ranka jeździliśmy
szybkim pociągiem do Wiednia, skąd wracaliśmy wieczorem, by się przespać i rano
znów wsiąść w pociąg. Przyszła niedziela, zajechaliśmy do naszego Wiednia i
okazało się, że poza kościołami, praktycznie wszystko jest zamknięte: małe,
rodzinne sklepy, duże sieci typu „Billa”, puby, kawiarnie, restauracje, nawet
wielka galeria handlowa. Wszystko stało puste. Dopiero po południu, nieśmiało,
to tu to tam, zaczęto wystawiać jakieś stoliki i parasole. Oczywiście był to
dla nas pewien problem, bo to był nasz ostatni dzień w Wiedniu i liczyliśmy na
to, że sobie kupimy na pamiątkę parę flaszek austriackiego wina, no ale nie
mogliśmy mieć do nikogo pretensji. Wróciliśmy na Słowację, a tam oczywiście –
impreza trwa. Wszystko, w tym, dwie jak najbardziej austriacka, „Bille”,
otwarte do 21, a niekiedy nawet dłużej. I co teraz myśmy mieli sobie pomyśleć?
Że ten Wiedeń to jakaś buraczana dziura? Otóż mnie akurat natychmiast przyszło
do głowy, że cwani są ci Austriacy. Podczas gdy sami odpoczywają, w tej samej
chwili próbują coś tam zarobić, przeganiając po swoich sklepach tam i z
powrotem głupich Słowaków, ewentualnie Polaków, którzy tam wpadli na chwilę. I
moim zdaniem, tego typu refleksja jest tak naturalna i oczywista, że poza
kompletnie zaczadziałymi ideologicznie wariatami, rozpozna ją każdy.
A zatem - polityka i interesy. To jest
to, co każe się nam dziś spierać o coś tak bezdyskusyjnie prostego. Skoro
Kościół, a za nim PiS, chce dać ludziom możliwość zaczerpnięcia oddechu od
pracy i owej trucizny handlu, to Platforma, Nowoczesna i wspierające je media
będą sączyć swoje kłamstwa na temat „wolności wyboru” i „uszczęśliwianiu na
siłę”. I ja nie mam wątpliwości, że gdyby dziś posłowie Gowin i Żalek byli
wciąż w Platformie, a Kluzik, Kamiński i Wołek uchodzili, jak kiedyś, za
polskich patriotów, tamci od rana do wieczora siedzieliby w studiu TVN24 i
opowiadali, jak to PiS chce ludzi pozbawić prawa do pracy i możliwości
decydowania o swoim losie, a ci z kolei z zatroskanymi minami mówiliby coś o
prawie do wypoczynku i braku zgody na wyzysk. Dlaczego tak? To proste. Bo nie
ma takiego moralnego odruchu, który okaże się silniejszy od partyjnego
interesu, zwłaszcza gdy ten dodatkowo jest wsparty odpowiednio tłustym lobbyingiem.
Nie dajmy się więc nabrać i nie pozwólmy
sobie wmówić, że wystarczy tylko zacisnąć zęby, zakasać rękawy i nastawiać uszy
na gwizdek, a zakupy, na które przecież kiedyś znajdziemy czas, nam wszystko co
straciliśmy oddadzą.
Polecam wszystkim księgarnie pod
adresem www.coryllus.pl, gdzie można
kupować nie tylko moje książki.
.
Ja tam uważam, że Warzecha powinien przećwiczyć argumentację oznajmiając małżonce,że będzie walczył o jej święte prawo do wolności i pracy do niedzielnego śmigania ze szmatą i mopem. Podejrzewam, że za argumentację lewicową zaliczy strzał szmatą, a za liberalną mopem.
OdpowiedzUsuńChyba się nieco zdziwił czytając komentarze pod swoją argumentacją na portalu "W polityce" ale świadczy to tylko o tym, że z żoną nie ćwiczył...
@betacool
OdpowiedzUsuńMyślisz, że on ma żonę?
Jak nie ma to niech na randka ćwiczy.
OdpowiedzUsuńPs. Tylko nie pytaj, czy myślę, że on chodzi na randki.
Żonę ma nawet ją zabiera na wczasy po Polsce. Kiedyś opisywał wyjazd do Bytowa.
OdpowiedzUsuńTrafił Pan w samo sedno oni tam sobie nad Dunajem lub Renem śpią a tu nad Wisłą tłuką grubą kasę.
Pana ulubieniec WC nawet e-sklep ma w niedzielę zamknięty.
@bazyl
OdpowiedzUsuńWC? Kto to, bo nie kojarzę.
Wojciech Cejrowski 😉
OdpowiedzUsuń