Miałem dziś zupełnie inne plany, jednak najpierw
wczoraj mój kumpel Coryllus przysłał mi tekst rozmowy, jaką z Antonim Krauze
przeprowadziła „Gazeta Prawna” (http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/974481,antoni-krauze-o-filmie-smolensk-zamach-byl-bez-dwoch-zdan.html/), no a dziś przeczytałem jego zainspirowany
ową rozmową tekst. No i przyznam, że jestem wstrząśnięty. Wczoraj mieliśmy
premierę filmu „Smoleńsk”, a dziś nagle stoimy wobec informacji, która zmienia
niemal wszystko. No i pojawia się przy tym złowieszcza postać Macieja
Pawlickiego. Ponieważ pisałem o nim już dwa i pół roku temu, uważam za
pożyteczne właśnie dziś przypomnieć tamten tekst. Bardzo proszę.
Zmuszony jestem zacząć tę notkę od lekkiego
ponarzekania. Otóż ja oczywiście spodziewałem się, że mój tekst sprzed paru
dni, zatytułowany „Czy Walt Disney próbuje zamordować Artura Wosztyla?” (http://toyah1.blogspot.com/2014/02/czy-walt-disney-probuje-zamordowac.html)
spotka się ze zrozumieniem częściowym, natomiast faktycznie, tego, że on
natrafi na ścianę niezrozumienia całkowitego, pod uwagę nie brałem. W tej
sytuacji, zrobię coś, czego się wstydzę tak samo, jak objaśniania dowcipów, i
czego w związku z tym zwykle nie robię, ale powiem może bardzo krótko, o co mi
chodziło.
Otóż uważam, że jest czymś w dzisiejszej Polsce
absolutnie przerażającym, że przez jakąś dla mnie kompletnie niepojętą medialną
manipulację, sprawy tak wręcz kluczowe dla naszego codziennego bytowania, jak
Katastrofa Smoleńska, czy owa opisywana przez tygodnik „W Sieci” seria
skrytobójczych mordów popełnianych na świadkach owej katastrofy, zamiast stać
się znakiem, symbolem i sztandarem naszej walki, są systematycznie
wykorzystywane, również przez nas samych, jako… nawet nie wiem, jak to nazwać –
pewien rytuał służący niczemu innemu, jak wspólnej zabawie? Rytuał, w którym
coś tak bezprecedensowego, jak zaplanowana i wykonana przez państwo egzekucja
96 niewinnych osób, i, konsekwentnie, równie brutalna śmierć kolejnych 20
ludzi, którzy musieli umrzeć, bo tak zadecydował System, stają się zaledwie
kolejnym tematem, opracowywanym podczas posiedzeń redakcyjnych kolegiów.
Chodziło mi o
to, że jeśli dochodzi do tego, że prasowa informacja o tym, że System w ciągu
minionych lat z zimną krwią zamordował 20 niewinnych osób, ma robić na nas
dokładnie takie samo wrażenie, jak informacja, że Walt Disney podobno był
antysemita i homofobem, to znaczy, że z nami stało się coś bardzo niedobrego.
Wczoraj zamieściłem kolejny tekst, którego celem było –
niech będzie, że brutalne i pełne zwierzęcej nienawiści –uderzenie w polskich
dziennikarzy. O co poszło tym razem? O to mianowicie, że w ramach swojej
działalności zawodowej, podszywając się pod właśnie wypuszczonego z więzienia
wielokrotnego mordercę – pedofila Trynkiewicza, Kuba Wojewódzki zadzwonił do
redaktora naczelnego „Super Expressu” i zaproponował mu sprzedaż swoich
pamiętników, na co ów dzielny redaktor zgodził się bez namysłu. Wybuchła
oczywiście klasyczna awantura, i na owe odgłosy walki natychmiast przybiegli
tak zwani „nasi” dziennikarze, żeby dorzucić do tego swoje trzy grosze, i
proszę sobie wyobrazić, że żaden z nich nawet się nie zająknął o tym, że oto
jesteśmy świadkiem kolejnego dowodu na upadek świata, jaki znaliśmy dotychczas,
natomiast każdy z nich postanowił zająć się kibicowaniem jednej ze stron.
Czemu tak?
Otóż moim zdaniem – i owo zdanie starałem się wyartykułować w jednym i drugim
tekście – problem polega na tym, że tam, w owej branży dziennikarskiej, tak
naprawdę panuje pełna solidarność celów i idei. Tak naprawdę, każdy z nich, i
to niezależnie od tego, czy mówimy o Kubie Wojewódzkim, Sławomirze
Jastrzębowskim, Macieju Pawlickim, czy Rafale Ziemkiewiczu, wie, że czasy są
takie, że albo się coś sprzeda, albo nie, i jeśli się sprzeda, to się żyje, a
jeśli się nie sprzeda, to się zdycha. I kropka.
Oto Maciej Pawlicki, człowiek, który w swojej
nieprawdopodobnej więc odwadze i bezkompromisowości, nie zważając na to, że oto
wszędzie w koło zorganizowane grupy płatnych zabójców mordują ludzi
niewygodnych dla Systemu, napisał tekst ujawniających ów proceder. I ja bym
pewnie bardzo się zachwycił jego dziennikarską i czysto ludzką postawą, gdyby
nie ostatni, zamykający całość owej strasznej relacji, akapit. Bardzo
dramatycznie nawiązując do Durrenmatta, Pawlicki pisze:
„Czy my, mieszkańcy Priwiślańskiego Kraju,
także gasimy światło, zamykamy okiennice, bo nie chcemy widzieć tego, co się
wydarzy? Czy bezczynnie czekamy na śmierć Artura Wosztyla, by dostać za nią
kolejne miesiące skundlonego spokoju, że Starsza Pani się nie gniewa?”
Przepraszam
bardzo, ale do kogo dokładnie zwraca się Maciej Pawlicki? Do mnie może, czy do
tych miłych ludzi z trójką dzieci, których co niedziela spotykam na mszy w
kościele? No dobra… pewnie do mnie nie, bo ja w końcu, jak wiemy, jakoś tam
walczę. Wprawdzie nie jak Pawlicki z Karnowskimi, ale jakoś owszem. A więc może
do nich. To oni, zdaniem Pawlickiego, się dali skundlić? To oni zgodzili się na
to, by zostać obywatelami „Priwiślańskiego Kraju”. Co oni zatem mają zrobić, by
zasłużyć na dobre słowo spod palca Macieja Pawlickiego, dziennikarza szalenie
poczytnego prawicowego tygodnika. Pojechać do Warszawy i kamieniami obrzucić
pałac na Krakowskim Przedmieściu, czy może siąść tam wspólnie na ławeczce,
oblać się benzyną i podpalić, tak jak tamten biedak, którego nazwiska już dziś
nawet nie pamiętamy? A może nie trzeba uciekać się do tak drastycznych środków?
Może wystarczy kupować tygodnik „W Sieci”, tak by pod względem liczby
sprzedawanych egzemplarzy pokonał on „Politykę” i „Newsweek”? Czy to Pawlickiemu
wystarczy, żeby ci ludzie zasłużyli na jedno dobre z jego strony słowo?
Otóż ja się
obawiam, że to tak naprawdę chodzi o to tylko. Niech oni w każdy poniedziałek
kupią kolejny numer tygodnika, w którym publikuje Pawlicki, i będzie git. No a
jeśli im szkoda pieniędzy, to niech się może rzeczywiście lepiej podpalą.
Pawlicki wtedy napisze o nich ładny artykuł, jego jeden kumpel Korsun narysuje
na ten temat fajny obrazek, a drugi jego kumpel Karnowski zapowiedź owych
wzruszeń da na okładkę, i może te sześć złotych wybuli kto inny.
A więc o to
zapewne w ogólnym rozrachunku chodzi. I Jastrzębowskiemu, i Ziemkiewiczowi, i
Pawlickiemu, i Wojewódzkiemu? O to, by nikt, broń Boże, nie zgasił światła. Bo
diabli wiedzą, co się wtedy stanie z naszymi kredytami.
Przypominam, że
moje książki można kupować w księgarni na stronie www.coryllus.pl. Szczerze zachęcam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.