Wiadomość, jakoby wśród najmłodszych wyborców, Prawo i Sprawiedliwość miało ostatnio poparcie wyższe od Platformy Obywatelskiej, i że ten obraz nie odzwierciedla chwilowego kaprysu, lecz wyraża stałą tendencję, dociera do nas z małymi przerwami od pewnego już czasu. Jak za Newsweekiem podają internetowe portale, według jakichś tam badań, wśród osób, które nie ukończyły jeszcze 30 roku życia, przewaga PiS-u nad Platformą w tej chwili wynosi już 33-29. W wypowiedzi dla Uważam Rze, Jarosław Kaczyński twierdzi, że wśród osób młodszych, ta różnica jest jeszcze większa. To tu to tam, możemy spotkać opinie, że, jak idzie o ludzi bardzo młodych – no i oczywiście, jak zawsze, starszych – Prawo i Sprawiedliwość praktycznie nie ma konkurencji.
Oczywiście, pierwszą reakcją na te doniesienia może być zdziwienie, czy nawet niedowierzanie. Przede wszystkim z tego powodu, że od wielu już lat opinia publiczna karmiona jest analizami, z których wynika, że akurat jeśli idzie o ludzi młodych, Jarosław Kaczyński nie stanowi żadnej oferty, ale również dlatego, że i bez tych mądrych analiz, każdy kto mniej więcej orientuje się w stanie umysłów, pragnieniach i oczekiwaniach, jakie przeciętny uczeń, czy student kieruje pod adresem świata, wie, że Jarosław Kaczyński stanowi dokładne przeciwieństwo tego, za co oni gotowi są płacić. I oto nagle wychodzi na to, że czego tu nie zauważyliśmy. Że jest coś takiego, zarówno po stronie brutalnego kłamstwa, jak i po stronie najbardziej brutalnej prawdy, co przebije się przez wszystkie mody i uprzedzenia. I że do tego, by to coś odkryć, nie trzeba ani wielkiej wiedzy, ani dużego doświadczenia, ani umiejętności liczenia, lecz wystarczy serce i trzeźwość spojrzenia. Podejrzewam, że z tym własnie ostatnio mamy do czynienia. Z otwartymi sercami i trzeźwością spojrzenia. A może jeszcze z tęsknotą do obrazów prostych i jeszcze prostszych słów.
Czytam omówienie bardzo bieżącej analizy, jaką Newsweek zaprezentował, żeby swoim skołowanym czytelnikom wyjaśnić, co się takiego dzieje. Ktoś więc tłumaczy, że to poszło o Smoleńsk. Że młodzi ludzie nagle zrozumieli, że jest niebezpiecznie i odpowiedzialnością za ten lęk obciążyli Tuska i jego środowisko. Ktoś inny nagle podejrzewa, że to mogło chodzić o straszliwe bezrobocie, jakie spotyka absolwentów wyższych uczelni w Polsce, kiedy to w ciągu trzech lat ów współczynnik podskoczył z 15 do 50 procent. Pojawia się nawet spekulacja, że młodzież znielubiła Platformę za pozbawianie ich możliwości studiowania dwóch kierunków, lub za jej próby kontrolowania Internetu. Wszystko to bardzo możliwe, tyle że ja mam tu jednak poważne wątpliwości. Uważam, że to wszystko stanowi plan drugorzędny. Wydaje mi się, że – zwłaszcza ludzie młodzi – są bardziej nastawieni na odczuwanie, niż praktyczną analizę. Mogę się mylić, ale takie mam wrażenie. Jeśli w pewnym momencie oni znienawidzili Jarosława Kaczyńskiego, to wcale nie przez to, że nie mogli znieść upokorzenia, jakie spotkało doktora G, czy za to, co CBA zrobiło posłance Sawickiej. Ale też nie przez to, że Donald Tusk i jego koledzy przedstawili bardzo dobry plan naprawy zrujnowanego państwa. Mam wrażenie, że na pierwszym miejscu stało niejasne – i ono jak najbardziej im akurat wystarczyło – przeczucie, że Kaczyński jest „do dupy”, a Tusk „w porzo”, czy jak to tam się teraz mówi.
A zatem, dziś też mamy do czynienia zaledwie z tym co się dzieje na poziomie serca i emocji, z tą różnicą, że o ile wtedy na ich początku stało znudzenie i najbardziej prymitywna blaza, dziś mamy do czynienia z pragnieniem wyjścia z wszechogarniającego, zarówno fizycznego jak i moralnego, chaosu. Oczywiście, nie ma wątpliwości, że Smoleńsk mógł tu mieć decydujące znaczenie, bo trzeba być kimś kompletnie odurzonym, by nie zauważyć, kto w konfrontacji, jaką ta tragedia stworzyła, był ofiarą, a kto agresorem. I to ofiarą w sensie heroicznym, a agresorem w znaczeniu najbardziej tchórzliwej podłości. Wydaje mi się, że takie rzeczy młodzież jednak widzi i rozumie. Lub czuje. Przypominają mi się tu nagle słowa klasycznej już piosenki Jethro Tull ‘Thick As A Brick’: „I may make you feel, but I can’t make you think”. Tak to chyba się dzieje. Skoro nie da się sprawić, by ktoś zaczął myśleć, przynajmniej zawsze można sprawić, że zdoła poczuć. A ja osobiście mogę zapewnić z dumą, że to wystarczy. A wiem to z własnego doświadczenia.
Jak to działa na poziomie najbardziej podstawowym, wydaje mi się, pokazuje sprawa niedawnej kompromitacji Bronisława Komorowskiego z owym „bulem”. Ja świetnie wiem, że wielu młodych, ale przecież nie tylko młodych, ludzi wali byki ortograficzne gdzie bądź. I wiem, że jest to przypadłość bardzo powszechna. Do tego stopnia powszechna, że równie powszechnie lekceważona. Wiem też przy tym jednak, że dokładnie ci sami, którzy sami nie potrafią poprawnie napisać jednego zdania, lub poprawnie skonstruować ustnej wypowiedzi, bardzo źle znoszą, kiedy to samo widzą u innych. Nie wiem na czym to polega, ale świetnie to widać choćby w Szkle Kontaktowym – czy w ogóle w TVN24 – gdzie wszyscy – dokładnie wszyscy – dziennikarze mają dramatyczne problemy z poprawnym wysławianiem się w języku polskim, a jednocześnie wciąż zwracają wszystkim uwagę na językowe błędy jakie tamci popełniają. Za tym stoi jakiś bardzo ciężki, i bardzo powszechny kompleks, którego ja nie rozumiem, ale go widzę bardzo dobrze na co dzień. Nie mam więc przy tym najmniejszej wątpliwości, że dla większości młodzieży, to co zrobił Komorowski z tym „bulem” stanowiło kompromitację największą. Tak jak mówię – największą.
Ale wiem też jeszcze coś. Że natychmiastowa, desperacka próba wymigania się Prezydenta od odpowiedzialności przez wygrzebanie tamtego starego restauracyjnego wpisu Jarosława Kaczyńskiego, dla wielu z nich było czymś jeszcze gorszym. I choć można by było sądzić, że to już jest szczyt, to stało się jeszcze coś gorszego. To mianowicie, że Kaczyńskiemu dostało się wyłącznie za bazgranie. Wyłącznie. I każdy z tych, którzy tą sprawą się interesowali i mieli czas i ochotę sięgać aż tak głęboko, nie musiał już wiedzieć nic więcej, by od tego momentu na dźwięk nazwiska Komorowski już tylko rzygać. A jeśli przy tym zobaczył rozbawioną, i spokojnie pewną siebie twarz Jarosława Kaczyńskiego, wiedział już wszystko. Lub czuł już wszystko. A jak już zostało to powiedziane – wystarczy czuć.
A nie zapominajmy, że sprawa prezydenckiej ortografii, to zaledwie drobny fragment tego wszystkiego, z czym ci, którzy są choćby mimowolnymi świadkami naszej współczesnej historii, mają do czynienia. Każdy dzień, każda pojedyncza chwila, przynosi nowe fakty i nowy, płynący z nich przekaz. A przekaz ten nadchodzi ze wszystkich możliwych stron, nie tylko przecież z Belwederu, i jest jednoznaczny w sposób wręcz karykaturalny. Tusk, Sikorski, Pitera, Niesiołowski, Węgrzyn, Graś – można tak wymieniać od samej góry do samego spodu – to wszystko jest, jak to zgrabnie określił Newsweek w swojej analizie, znak czystego, nieskażonego niczym obciachu. Żeby to widzieć, nie trzeba myśleć. Wystarczy czuć. Choćby i samym nosem.
Bardzo mi się podoba ta młodzież, która, jak wszystko na to wskazuje, czuje prawdę w sposób przepiękny. Jestem tym bardziej pełni podziwu, gdy widzę, w jakim stanie znajdują się pewni starcy. Trochę tacy jak ja. Oto w ostatnich dniach miałem okazję parę razy posłuchać wypowiedzi Andrzeja Olechowskiego. Każdy kto zna tego człowieka, nie musi mu się dłużej przyglądać, by wiedzieć, że on całą swoją postawą i każdym swoim słowem od zawsze uosabia prawdziwie, że tak to złośliwie określę, ‘służbowy’ rozsądek. Andrzej Olechowski przychodzi, siada, zaczyna mówić i od razu wiadomo, że tam nie ma miejsca ani na emocje, ani na niepewność, ani nawet na opinie. To jest jak najbardziej rzeczywisty „pokój 101”. Tam idą już tylko czyste fakty. I nagle słucham Olechowskiego i słyszę następujący komunikat: Donald Tusk i jego rząd, Platforma Obywatelska jako projekt i tego projektu realizacja, ci ludzie i wszystko co oni reprezentują, to czysta i ostateczna porażka. A za rok będzie już tak źle, że nawet jeśli dziś są jeszcze gdzieniegdzie tacy, którzy tego nie widzą, to się o tym już niedługo z bólem przekonają. A jednocześnie, niemal na tym samym oddechu, ten sam Andrzej Olechowski mówi, że on ma nadzieje, że Platforma wygra najbliższe wybory, bo on pamięta dobrze, co się działo za rządów Prawa i Sprawiedliwości, i on nie życzy sobie żadnej powtórki. I to jest dla mnie prawdziwe horrendum. Bo ja bym bardzo chciał, żeby Andrzej Olechowski powiedział mi, co to on takiego sprzed trzech, czterech, czy pięciu lat pamięta? I czego to on się tak boi? Przecież to jest jakieś szaleństwo. Ja skłonny jestem uznać, choć bardzo niechętnie, że Prawo i Sprawiedliwość przez te dwa lata doprowadziło Polskę do stanu, który u normalnych, wrażliwych ludzi powoduje mdłości. Sam wprawdzie tego nie widzę, ale mogę się zgodzić, że… no, jak mówię – nie widzę. Jednak nie ma takiego sposobu, żeby faktyczne rządy PiS-u były aż tak rażąco groźne, by Andrzej Olechowski wpadał w nastrój pod tytułem Niech Ten Kraj Spłonie, Byle Nie Wrócili Ziobro Z Kamińskim. Jeśli Olechowski mówi to co mówi, to znaczy, że on intelektualnie znalazł się na poziomie skrajnego opętania. To co on robi, to jest irracjonalizm posunięty do granic karykatury. Jeśli on to co mówi, mówi poważnie, to znaczy, że on autentycznie zwariował. Bo w przyrodzie nie istnieją sytuacje aż tak czarnobiałe. Czegoś takiego nie ma nawet w Kościele. Coś takiego dzieje się wyłącznie w sektach.
Mam ja oczywiście ten swój PiS. No ale mogłoby się tak tez stać, że PiS-u by nie było i ja bym do wyboru miał między Platformą Obywatelską i komunistami, albo PSL-em, lub… ja wiem? Jakimś PJN-em, czy Partią Kobiet. No i trudno. Platforma pokazała, że się nie nadaje – co przecież Olechowski przyznaje jednoznacznie – to ja albo macham na wszystko ręką, albo głosuję na kogoś innego. Ale nie widzę takiej możliwości, żebym popierał kogoś, kogo uważam za kompletnie beznadziejnego i – co gorsza – nie rokującego poprawy, tylko dlatego że mam jakieś chore koszmary. Przecież to jest jakiś absurd! Tu nie ma śladu myśli. Ale przy okazji tez nie ma śladu serca. Tu nie ma nic poza prostym, bezprzytomnym, obsesyjnym zaczadzeniem.
No ale załóżmy inną możliwość. Że PiS jak najbardziej istnieje, tyle że ja dochodzę do wniosku, że Kaczyński jest nieudacznikiem i kłamczuchem i że jeśli on wygra najbliższe wybory i zostanie premierem, to Polska zleci z miejsca, w którym jest dziś, jeszcze niżej. Załóżmy, że ja ten swój PiS mam, tyle że jestem w stosunku do niego choćby w dziesięciu procentach tak krytyczny, jak dziś ludzie tacy jak Olechowski są w stosunku do Platformy. Czy ja bym tu załamywał ręce i krzyczał, że ja się obawiam, że PiS NIESTETY przegra najbliższe wybory? A niech przegra. Niech mi zejdą z oczu. Skoro są tacy beznadziejni – niech nikną. A że wygra Platforma? Trudno. Nie takie nieszczęścia już nas dopadały. Tyle że ja jestem w stanie sobie taka swoją reakcję wyobrazić, bo ja nie należę do sekty. Ja mam swój rozum i swoją uczciwość. Przypomina mi się taki kawał, jak to nagle zmarli sobie antysemita i ateista, i wyruszyli w podróż ku Niebu. Ponieważ ateista już z góry wiedział, że i tak nie ma na co liczyć, to w pewnym momencie skręcił i zaczął się błąkać gdzieś tam między Piekłem a Niebem. W pewnym momencie patrzy, a tu obok niego pojawia się jego kumpel antysemita. Pyta go więc, co on tu robi? Czemu nie jest w Niebie? Na co ten odpowiada: „W sumie już miałem tam iść, ale w bramie chciał mnie legitymować jakiś ewidentny, cholera, Żyd, to mu powiedziałem, żeby się walił”.
A zatem z Olechowskim – ale przecież nie tylko z nim – jest dokładnie tak samo. On i cała ta reszta, to są właśnie tacy sami ludzie, jak ci którzy po prostu z Żydami nie rozmawiają. Dlaczego? Bo nie. Bo kto to widział coś takiego? Tfu! Idź precz, maro przeklęta. Jeszcze czego! Z Żydem? W życiu! A ja tym bardziej z sympatią patrzę na tę młodzież, która, jak się dowiaduję, nagle poczuła, że ktoś ich przez całe lata próbował wydymać. I kiedy to poczuła, nie zaczęła odmawiać zaklęć, nie zaczęła filozofować, nie zabrała się za wymyślanie jakichś bon motów na temat Jarosława Kaczyńskiego i jego kota. Nie zaczęła sobie gwałtownie przypominać jakieś plotki z przed lata o ojcu Ziobry, czy o Irasiadzie. Poczuła zmęczenie. I ja czuję do niech sympatię nawet, jeśli ta ich irytacja jest tak wielka tylko dlatego, że ten ktoś, co nagle się okazało, nie wie, że słowo ‘ból’ pisze się przez ‘ó’. Bo to jest zdecydowanie bardziej ludzkie, niż wiara w to, że jak się napluje na kupę, to ona ożyje. To zostawmy Olechowskiemu i tym, którzy zdecydowali się dzielić z nim swój los.
Powyższy tekst od piątku jest do czytania również w Warszawskiej Gazecie.
Młodzież jest zawsze nonkonformistyczna. Jej romans z PO musiał się wcześniej czy później skończyć.
OdpowiedzUsuńOczywiście piszę o ludziach normalnych, bo degeneraci zapisujący się do Hitlerjugend, Komsomołu, czy urządzający seanse nienawiści do Polski i Polaków pod Pałacem Prezydenckim, zawsze się znajdą.
@karakuli
OdpowiedzUsuńZ taką też nadzieją pisałem ten tekst.
@toyah
OdpowiedzUsuńpoprzednie dwa posty przemilczałem, ponieważ spowodowały zwiększenie mojego pesymistycznego nastroju, trudno mi było coś jeszcze dodać do tego co napisałeś. Wolałem milczeć niż podzielić się z Tobą wrażeniem, że gdy ostatnio myślę o Grossie czy Holland, i gdy ich tak ostatnio pełno wszędzie, to zauważam, że to staję się cholernym antysemitą?
Czy też to, że prawie całe ostatnie 20 lat to prosta kontynuacja PRL'u, tylko te rządy są jeszcze gorsze ponieważ prowadzą nas do totalnego "zdziadzienia". Ludzie zdziadzieli nie mają już sił by nawet specjalnie coś odczuwać, nie mówiąc już o myśleniu.
I dzisiejszy tekst, pocieszający - Olechowski człowiek tamtego systemu, współzałożyciel PO, zawiedziony jej rządami będzie dalej na PO głosował. Świadczy to o tym, że za nimi już tylko ściana. Bo tym razem, jeżeli wygra Jarosław Kaczyński - nie nie będzie już żadnych sentymentów. Wszyscy oni zostaną wyrzuceni na śmietnik - tam gdzie ich miejsce.
Tekst pocieszający - ponieważ ja widziałem tą młodzież 10 marca i było jej więcej niż miesiąc wcześniej i jeszcze miesiąc wcześniej. A 10 kwietnia będzie ich jeszcze więcej.
Może jest tak jak piszesz, ale może być też inaczej.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak tam wokół Ciebie, ale tu gdzie ja mieszkam "krajobraz" bardzo się zmnienił. Poznikały tak mniej więcej w ciągu ostatniego roku te bohomazy ze ścian budynków. Graffiti toto się chyba nazywa, czy murale, czy jakoś tak. Może wyszło to z mody, a może po prostu nie ma na farby. Ja stawiam na to drugie.
@raven59
OdpowiedzUsuńU mnie ten nastrój raz idzie w górę, raz spada. Dziś na przykład patrzyłem na te antyrządowe demonstracje w Londynie i pomyślałem sobie, jak to będzie, jeśli PiS wygra mocno najbliższe wybory, a oni urządzą Polsce coś takiego. Ich stać na wszystko. Dla zwycięstwa demokracji zrobią wszystko.
@AndrzejR
OdpowiedzUsuńJednak chyba skoczyła się moda.
@toyah
OdpowiedzUsuńa ja się boję, że PiS wygra wybory ale przegra na papierze.
@raven59
OdpowiedzUsuńZ tego co słyszę, tym razem planujemy zorganizować skuteczne pilnowanie.
@toyah
OdpowiedzUsuńAle CHWDP też poznikało.
Kibole też porzucili twórczość literacką i już zdążyłem zapomnieć, którzy to rzydzi, a którzy to Pany. I nie tylko cukier podrożał. Po perturbacjach na rynku artykułów kolekcjonerskich, ceny ulubionych łakoci młodzieży też chyba poszły w górę.
@toyah
OdpowiedzUsuńteorie bywają piękne, tylko z realizacją w praktyce często kłopot.
@raven59
OdpowiedzUsuńTo prawda. Tyle że ona dotyczy obu stron.
@AndrzejR
OdpowiedzUsuńTo by dopiero była ironia losu, gdyby się miało okazać, że Donald Tusk, likwidując te lokale z dopalaczami, wykopał sobie grób.
@Toyah
OdpowiedzUsuńja tu już chyba pisałam na tym blogu, że w środowisku mojej córki (lat 20)liczy się tylko Kaczyński.
Komoruski to obciach, któremu zgoda wybudowała drogi i coś tam jeszcze.
I wydaje mi się, ze ta opinia jest miarodajna, bo moja córka jest mocno lewicująca, a mimo to, uważa że Komoruski to obciach. PO się nie liczy, bo to też obciach.
PiS jest teraz trendy.
@molier
OdpowiedzUsuńPisałaś. Tylko ja zrozumiałem, że Ty się swoim dzieckiem martwisz. A tu się nie ma czym martwić. Z lewicowości się skutecznie wyrasta.
Toyahu napisałeś kolejny wartościowy i refleksyjny tekst, oraz zadałeś czytającym bardzo intrygujące pytanie - Co się takiego dzieje?.....
OdpowiedzUsuńWg. mnie coraz więcej nie tylko młodych Pol-aków(ek) uświadamia sobie, jak bardzo różni się, od pozostałych np: irracjonalnie i uporczywie uprzedzonych, do J.Kaczyńskiego, a opowiadających się za wyczynami, bądź zaniedbaniami ekipy PO&PSL. Przede wszystkim tym chyba różnią się, że nie muszą, aż tak bardzo ukrywać i wstydzić się swoich dotychczasowych wyborów, ani znaczących decyzji życiowych.
A zatem należy sądzić, że ludzie prawi, dobrej woli w chwili pierwszych, czy kolejnych wyborów na pewno zignorują i odrzucą kandydatów, którzy już skompromitowali się, bo ich oszukali lub okradli albo rozczarowali i zawiedli.
Natomiast obdarzą zaufaniem jedynie tych, którzy na to zasługują albo potrafią wyzwolić szczególnie u młodszych, silne pragnienie, a nawet pożądanie i emocje, które zdominują zdrowy rozsądek.
Nie wiem jednak jeszcze dokładnie, jakie to będą pragnienia, emocje i aspiracje?...
Rzeczywiście osoby popełniające różne błędy w życiu, "bardzo źle znoszą" cudze błędy, grzechy i występki. A to chyba z prostej przyczyny, bo popełniony błąd i grzech oddziałuje negatywnie nie tylko na złoczyńcę, lecz również, a nieraz bardziej na osoby inne, w tym bliskie, dzieci i młodzież.
Stąd ich naturalny i uzasadniony sprzeciw, protest, a nawet gniew i bunt.
Próba wymigania się, bądź umniejszania, czy usprawiedliwiania swoich podłych, nikczemnych czynów - zawsze wzbudza jeszcze większą antypatię, pogardę i inne naturalne reakcje.
Pozdrawiam Ciebie i wszystkich bliskich serdecznie - Zbigniew
@Zibik
OdpowiedzUsuńJeśli udało mi się zainspirować Ciebie i innych do dobrych refleksji, to już jest coś.
Must boi się o własną doopę.
OdpowiedzUsuń