wtorek, 21 stycznia 2020

Uniwersytet według Kiepskich

      Parę dni temu, na portalu TVN24, który, owszem, obserwuję, wpadłem na rozmowę z nieznaną mi, ale posiadającą nazwisko, prof.dr hab. Krystynę Skarżyńską, naukowczyni z dziedziny tak zwanej psychologii społecznej, która zabrała głos na tematy bieżące – w końcu, czym się mogą dziś zajmować psychologowie, nawet z tytułami profesorskimi, jak nie tematami bieżącymi – i wyraziła rozczarowanie faktem, że mimo tragicznej śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, wbrew nadziejom ludzi wrażliwych i kulturalnych, poziom nienawiści nie zmalał, lecz, wręcz przeciwnie, nawet się podniósł. Zaproszona przez TVN24 pani psycholożka – przypomnijmy, że profesorka jak najbardziej zwyczajna – przeprowadziła w tej sprawie badania i z owych badań wyszło jej, że od ubiegłorocznego nieszczęścia doszło do takich przejawów nienawiści, potraktowanie przez opinię publiczną strajkujących nauczycieli, czy dziś marszałka Grodzkiego. Dokładnie rzecz biorąc, interesujący nas fragment wypowiedzi pani profesor brzmiał tak:
Poziom agresji w polskiej polityce w zeszłym roku tylko się zwiększył. Atakowano nauczycieli, sędziów, Adama Bodnara, teraz atakuje się marszałka Grodzkiego. Choć nie było kolejnej tragedii, nie znaczy to, że jest dobrze. Powinniśmy jak najszybciej zacząć pracować nad polityką opartą na współpracy”.
      Przeczytałem sobie ten tekst i nie mogłem nie pomyśleć sobie, że to jest naprawdę niezwykłe, że oto z jednej strony mamy do czynienia z jak najbardziej koncesjonowanym pracownikiem uniwersytetu, z tytułem profesora doktora habilitowanego, osobę jak rozumiem z na tyle wielkim autorytetem, że zaprasza się ją do głównych polskich mediów, by się tam wypowiadała na tematy, którymi się zajmuję w sposób czysto naukowy i ona to robi w taki oto sposób, że chyba nawet dwie tępe nauczycielki na długiej przerwie by się nie powstydziły.
      - No i popatrz tylko, ile tej nienawiści, gdzie tylko człowiek nie spojrzy. Ledwo co skończyli z nami nauczycielami, to wzięli się znowu za tego marszałka Grodzkiego.
     - No i jeszcze ten Bodnar. Wyobrażasz sobie? To jest naprawdę okropne. A wydawało się, że po tym jak ten pisowiec zasztyletował prezydenta Gdańska, ludzie się opamiętają i zaczną wspólnie pracować nad polityką współpracy.
      - Jak o tym myślę, to ja bym tego Kaczora rozszarpała na drobne strzępy. Jak w ogóle można tak traktować ludzi?
      - Szkoda gadać, no ale za chwilę dzwonek, muszę iść się użerać z tym idiotą Kowalskim.
     Oto mamy przed sobą kogoś takiego jak owa Skarżyńska, profesor doktor habilitowana, od lat trudniąca się zawodowo badaniem zachowań społecznych z punktu widzenia nauk psychologicznych, nauczająca jak rozumiem studentów tych wszystkich tajemnic, występująca przed nimi ze swoimi niezwykle głębokimi wykładami, i okazuje się, że jedyne co ona wie, to to, że mimo tak strasznej śmierci Pawła Adamowicza, owa pisowska nienawiść wciąż się szerzy, to na nauczycieli, to sędziów, to na rzecznika Bodnara, no i wreszcie dziś na marszałka Grodzkiego. Czy to możliwe, że ktoś o tak wysokiej pozycji w owej hierarchii mógł się doprowadzić do takiego stanu, że nagle stosunek części obywateli do rzecznika Bodnara i marszałka Grodzkiego stały się dla niego tematem do refleksji naukowych?
        Kiedy się zadręczałem pytaniem, co się do cholery dzieje z tymi wszystkimi profesorami, objawił mi się jak flaszka pierwszej klasy singla z samego nieba, tym razem znany mi już od dłuższego czasu krakowski profesor Jan Zimmermann, który swą medialną karierę buduje na fakcie, że był promotorem pracy doktorskiej prezydenta Andrzeja Dudy, no i wciąż ma pod jego adresem różne żale pod tytułem „Jak ja mogłem wypuścić takiego durnia?” Tym razem, w związku z jednoznacznie krytyczną wobec środowisk sędziowskich wypowiedzią Prezydenta na którymś z wieców, ów profesor nie wytrzymał i oświadczył co następuje:
 Tą wypowiedzią, i tymi poprzednimi sprzed paru dni, jestem zupełnie wstrząśnięty. Jestem od prawie pięćdziesięciu lat pracownikiem Uniwersytetu Jagiellońskiego, w tym prawie trzydzieści lat profesorem prawa. Jestem także profesorem, który opiekował się panem Dudą i był promotorem jego doktoratu. Pan prezydent studiował na uniwersytecie i uczył się od bardzo wielu wybitnych profesorów i powinien szanować ten zawód profesora prawa, a w tej wypowiedzi po prostu obraża autorytet tego zawodu, autorytet profesorów prawa.
Pan prezydent przekroczył jakąś linię, której się dotąd trzymał. Robił różne błędy, robił różne rzeczy, które były niezgodne z prawem, które politycznie były naganne, które nawet były może żenujące czy zawstydzające obywatela, ale teraz przekroczył tę granicę. Zaczął atakować ludzi i zaczął wkraczać w teren zostawiony normom etycznym, już nie tylko prawnym. Zaczął naruszać te normy etyczne. Obraża sędziów, obraża profesorów, obraża przedstawicieli Unii Europejskiej, którzy przyjeżdżają do Polski z dobrą wolą”.
        Czytam jeszcze raz tę wypowiedź i myślę sobie, że ona jest do tego stopnia obłąkana, że Czytelnicy pewnie pomyślą, że ja ją zwyczajnie zmyśliłem, a w najlepszym razie podrasowałem tak, by brzmiała zabawniej. Otóż nie. Ona jest jak najbardziej prawdziwa i zacytowana dosłownie, a jedyne co my z niej powinniśmy moim zdaniem wiedzieć, to to, że przede wszystkim oni są najzwyczajniej w świecie nie dość, że głupi, to jeszcze tak strasznie prymitywni, że tu już chyba nawet te wcześniej wspomniane panie nauczycielki nie dadzą rady. Przychodzi do nas ktoś taki jak ten Zimmermann i zapluwa się z oburzenia, że ktoś, choćby i sam Prezydent RP, nie dość że śmie obrażać sędziów i profesorów, to jeszcze posuwa się do tego, by brzydko mówić o „przedstawicielach Unii Europejskiej, którzy przyjeżdżają do Polski z dobrą wolą”. Czy Państwo to słyszą?
      W tych też dniach zabrał głos któryś z tej części sędziów, którzy zamiast przerzucać te tony akt, spod których oni rzekomo nie mogą się wygrzebać, siedzą na Twitterze, dając tam upust swoim kompleksom, i zwracając się do Prezydenta per „Panie Duda”, poinformował go,  że ten jest przede wszystkim złym człowiekiem, a ponadto marnym, ziejącym nienawiścią prezydentem, który w imię doraźnych celów szkodzi Polsce. W obronę owego sędziego zaangażował się poseł Platformy Obywatelskiej Paweł Zalewski, wyjaśniając, że w słowach sędziego nie było nic obraźliwego, bo jest przecież kwestią oceny, czy prezydent jest zły, czy dobry.
      A skoro tak, to – mając nadzieję, że nie tylko Paweł Zalewski zgodzi się ze mną, że ja nie mam zamiaru nikogo obrazić – powiem tylko, że każde złe słowo, każda obelga, każdy gest pogardy pod adresem tej bandy idiotów, nie jest w stanie ich dotknąć, a to z tego prostego powodu, że cokolwiek byśmy powiedzieli czy uczynili, to, gdy idzie o nich, będzie zawsze dużo za mało. Bo oni są zwyczajnie Kiepscy; właśnie tak – Kiepscy. A jeśli ktoś tu ma do mnie jakieś pretensje, to dodam, że przecież nie ma nic obraźliwego w tym, że porównuję profesorów prawa do sympatycznych bohaterów popularnego serialu.



Przypominam, że od pewnego czasu na moim blogu mogą zostawiać komentarze tylko tak zwani uczestnicy bloga. Aby zostać wciągniętym na listę, należy się o to zwrócić bezpośrednio do mnie i już. Mój adres k.osiejuk@gmail.com


    
    
    

5 komentarzy:

  1. Po prostu lata zabijania sumienia oraz robienia głupich rzeczy rzuciły się tym Kiepskim na mózgi i serca co zaowocowało obłędem.
    To trudno zracjonalizować, no ale widocznie są potrzebni do epatowania z mediów obłędem zarażając jak zombie innych...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogą mieć pretensje, ze w tymkraju jak mówią nie ma pracy dla osób z ich wykształceniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygląda na to, że uczoność wzięta z reklam proszków do prania zawojowała psychologię społeczną. Trudno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mniejsza o psychologię społeczną, cokolwiek by to znaczyło. Z naukowego punktu widzenia bardzo ciekawy jest powrót prof. Zimmermana do sławnej stalinowskiej praktyki samokrytyki. Nie tylko w meritum jego wypowiedzi, ale i w jej niezwykle oryginalnej stylistyce, nasuwającej na myśl mowę wiązaną p. Wałęsy. Tedy należy zapytać: Czy prof. Zimmerman był ministrantem? Jeśli tak, czemu o tem milczy? Jeśli nie, takoż.
      Ps. Swego czasu sama Wyborcza opublikowała wywiad z pewnym profesorem, który wspominał przymus samokrytki na studiach w latach 50-tych. Opublikowała zapewne po to, żeby pamięć o niej nie zaginęła. No i proszę.

      Usuń
  4. @2,718
    I to jest chyba wszystko, co nam zostało. Machnąć ręką i zaakceptować.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...