Nie
planowałem już więcej pisać na temat Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy,
jednak dwie rzeczy mnie do tego zachęciły. Przede wszystkim, jak się okazuje,
dwa ostatnie teksty, jakie owemu tematowi poświęciłem, spotkały się tu ogromnym
zainteresowaniem, generując za każdym razem niemal 3 tysiące unikalnych odsłon, a to świadczy o tym, że temat żyje. Poza tym, to że atmosfera, jaka przy tej okazji kreowana jest rok w rok przez ów
moralny terror, jakiemu poddawani są nawet ludzie, którzy w tę styczniową
niedzielę jedyny kontakt jaki mają ze światem, to wyjście rano do kościoła na
Mszę, znów nie wytrzymałem. Oto dziś z samego rana media podały informację, że
wiceprezydent Białegostoku na swoim Twitterze zamieścił zdjęcie, na którym w
towarzystwie innych osób świętuje kolejny sukces Jerzego Owsiaka i ktoś
natychmiast zauważył, że w tej rozradowanej grupce, tuż obok wiceprezydenta stoi
człowiek, który dziesięć lat temu, podczas wpychania penisa do odbytu, pragnąc wzmocnić
wspólne erotyczne wrażenia, przy pomocy sznurka, udusił swojego homoseksualnego
partnera. Przyznaję, że owa wiadomość zrobiła na mnie podwójne wrażenie i to
wcale nie z Jerzym Owsiakiem w roli głównej. Przede wszystkim, przypomniał mi
się znakomity film Friedkina „Cruising”, który przez to, że w sposób niezwykle
graficzny prezentował środowisko homoseksualne z tej właśnie perspektywy,
został skazany na wieczną publiczną niesławę, no a poza tym zacząłem sobie
myśleć o owym mordercy, który zamiast zdychać w więzieniu dziś zadaje szyku w
pierwszym rzędzie festiwalu WOŚP w Białymstoku. I o nim właśnie chciałem dziś
napisać parę słów.
Otóż
zastanawia mnie czemu on wziął wczoraj udział w tej zabawie i to w tak
spektakularnym stylu. Czy podczas pobytu w więzieniu – myślę, że coś tam jednak
odsiedział; w końcu w roku 2009 sędziowie nie mieli jeszcze powodu, by
terroryzować społeczeństwo z którym są w stanie wojny – doznał nawrócenia i
uznał, że od tej chwili będzie już tylko czynił dobro? A może już po odbyciu
wyroku doszedł do wniosku, że najpewniejszą drogą do resocjalizacji będzie
nawiązanie kontaktu z ludźmi o czystych sercach i dobrych intencjach? Może
wreszcie, całkiem przeciwnie, wpadł na pomysł, że to tam, podczas tych
corocznych finałów będzie mógł wyszukiwać kolejnych partnerów do seksualnych
orgii, tyle że takich, którzy mu nie będą od razu walić kity od głupiego
sznurka?
Może tak to właśnie było? Przypominam
sobie książkę Vonneguta „Galapagos”, której jednym z bohaterów jest
psychopatyczny morderca i jak najbardziej gej, który regularnie zakładał sweter
na drugą stronę, tak by metka była na zewnątrz, wychodził na miasto i w ten
sposób prowokował do zaprzyjaźniania się swoje kolejne ofiary. To ta metka właśnie
służyła mu jako znak rozpoznawczy i jednocześnie przynęta. Przypominam sobie ową
vonnegutowską metkę i zastanawiam się nad funkcją serduszek, które lata temu Jerzy
Owsiak zaczął rozprowadzać po całym świecie. Ja oczywiście nie sugeruję, że to
nadzwyczaj miłe i porządne małżeństwo z trójką miłych i porządnych dzieci, którzy
mieszkają w pobliżu i których często spotykam w kościele podczas mszy, a którzy
wczoraj solidarnie i dumnie demonstrowali swoje dobre serca, w ów dziwny sposób
się dekorują, by zakładać sznurki na szyję Bogu ducha winnym gejom. A może,
ktoś powie, że moim zdaniem oni dają sobie przylepiać te serduszka po to, by każdy
wiedział, że oni są dobrymi ludźmi, którzy poszczą, odmawiają różaniec i dają
jałmużnę? Też nie. Im by w życiu nie przyszło do głowy by trąbić w trąby, kiedy
czynią dobro; w końcu z cała pewnością co wieczór czytają Pismo Święte. W moim
rozumieniu, w każdej z opisanej sytuacji chodzi zawsze o to samo, a mianowicie
o to, by się członkowie w gruncie rzeczy sekty wzajemnie rozpoznawali. I to,
moim zdaniem, stanowi największy
biznesowy sukces Jerzego Owsiaka; nie te ukradzione pieniądze, nie to moralne i
intelektualne zepsucie, z którym mamy do czynienia na organizowanych przez niego
eventach, nie wreszcie ta sława i kto wie, czy nie wreszcie od lat wyczekiwana Nagroda
Nobla, ale to, że jemu udało się z tak nieprawdopodobną skutecznością, dzięki
tym serduszkom, zaznaczyć teren i podzielić Polskę na dwie osobne części.
I tu widzę podobieństwo. Jeśli bowiem
wczoraj w kościele podczas Mszy jedna połowa modliła się z przylepionymi do
piersi czerwonymi sercami, a druga bez, to tak naprawdę wcale nie chodziło o
to, by każdy wiedział, że jedni są dobrzy, a drudzy źli, ewentualnie, że jedni
są głupi, a drudzy mądrzy, ani tym bardziej o to, by uczestnicy owej modlitwy
się rozpoznawali i czuli ze sobą więź, która nie ma nic wspólnego ze znanymi
nam celami. Tu nawet nie chodzi o to, że ci wszyscy, którzy odmawiają Ojcze
Nasz, składając dłonie na owsiakowym serduszku, w ten sposób deklarują, że w
majowych wyborach zagłosują na każdego, byle nie Dudę, a pozostali to ciemny
PiS. Nic podobnego. Tu mamy do czynienia wyłącznie z kwestią przynależności do
organizacji, której nazwę, kształt i zadania zna chyba tylko Owsiak, a kto wie,
czy nawet i on. To znaczy, gdy chodzi o mnie, to ja pewne podejrzenia mam i
myślę, że jestem na dobrym tropie, no ale to jest już temat na osobny felieton.
Trzy kwestie na koniec. Przypominam, że ci wszyscy którzy
pragną mieć możliwość komentowania na tym blogu powinni swoją chęć zgłosić pod
adresem k.osiejuk@gmail.com. Druga
rzecz to ta, że ci którzy, choć zapowiedzieli chęć komentowania do końca miesiąca
nie pokażą, że to było na poważnie, zostaną z listy usunięci. No i wreszcie coś
z zupełnie innej beczki. Własnie się dowiedziałem, że w księgarni Kliniki
Języka zostało już tylko ok. 170 egzemplarzy mojej ostatniej książki o Imperium
Brytyjskim. Jak znam Gabriela, dodruku, przynajmniej na razie, nie będzie.
Zainteresowanych zachęcam albo do zamawiania książki pod adresem basnjakniedzwiedz.pl, ewentualnie do kontaktu bezpośredniego. Mam tu też pewną
liczbę egzemplarzy z osobistą dedykacją.
@toyah
OdpowiedzUsuńZ tym końcowym zastrzeżeniem usuwania z listy to ja radziłbym więcej zrozumienia. Chodzi mi o to, że całkiem często Twoje felietony zostawiają czytelnika w niemocy dodania w komentarzu jeszcze czegoś od siebie. Tak jest tym razem, więc nie usuwaj mnie, bo przeczytawszy co wyżej siedzę z rozdziawioną gębą.
@orjan
OdpowiedzUsuńPrzecież Ty tu komentujesz niemal codziennie i od zawsze. Ja mówię o ludziach, których kompletnie nie znam i którzy, z tego co wiem, w życiu tu nie zostawili jednego komentarza, a zgłosili się do komentowania niemal jako pierwsi.
Dla większości, mam taką naiwną nadzieję to nie jest chęć przynależności do organizacji. Raczej w ich rozumieniu taki szczególny czas, kiedy mogą zrobić dobry uczynek. I tak to płynie. Ale z konsekwencjami choćby jeśli chodzi o ten podział. Może nie tyle o to: 'dlaczego nie masz serduszka' , ale że: 'znowu w TVP nie było ani słowa ' , 'a czy Rydzyk się rozliczył ze swoich pieniędzy', etc.
OdpowiedzUsuń@Pavel
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak u innych, ale u nas na pewno, a jak mi się wydaje także co najmniej u Muzułmanów chwalenie się udzieleniem jałmużny uchyla jej zasługę.
To samo z innymi aktami dobroczynności, które powinny być dyskretne. Jest to wymóg obycia i kultury osobistej.
Tak, ale obawiam się że mało kto rozumie czy myśli w takiej kategorii . Jemu nawet te fanfary być może nie zawsze są potrzebne. Chce być dobry i tyle.
Usuń@Pavel
OdpowiedzUsuńI w tym momencie dobry człowiek wystawia siebie jako teren do zaznaczenia.
Czy na pewno zaznaczenia tylko dla tych, którzy "chcą być dobrzy i tyle"?
No to skradł mi Pan temat, że tak powiem :) W niedzielę mieliśmy plan pojechać do centrum i sobie pospacerować. Wtedy przypomniałem sobie, że to jest "ta" niedziela i żeby oszczędzić sobie przykrości, poszliśmy na spacer nad rzekę.
OdpowiedzUsuńNa spacerze naszła mnie refleksja, że oni zawładnęli praktycznie jedną niedzielą w roku w stopniu tak wielkim, że jeśli ktoś nie chce mieć z tym nic do czynienia, musi uciec w puszczę. Bo albo spotka idiotów cieszących się z dobrego uczynku przed kamerami lub znajomymi, albo biedne dzieci ogłupiane i wykorzystywane w tak chamski sposób.
No i te serduszka właśnie, pomyślałem, że to jest główne i najbardziej skuteczne narzędzie działalności szajki pod nazwą WOSP. To jest wręcz geniusz zła. Służą do znaczenia, dzielenia i nagradzania. Czyli przysłowiowe dziel i rządź.
A potem przychodzi do mnie moja mama i pyta mnie czy byliśmy w rynku i daliśmy na orkiestrę. Obruszyłem się zaskoczony, bo przecież już dawno ustaliliśmy, że mamy różne zdania i nie prowokujemy się wzajemnie. No ale właśnie. A dzisiaj rano widzę, że w tajemnicy przywaliła naszym dzieciom na kurtkach serduszka. I one oczywiście nie chcą już ich zdjąć, bo ładne. No i w końcu dobre, czerwone serca? Samo dobro.
@marcin d.
OdpowiedzUsuńGeniusz zała. Bardzo celne określenie. Serdecznie współczuję. My tu na szczęście jesteśmy bardzo skutecznie z każdej strony zabezpieczeni.