środa, 1 stycznia 2020

O kulturze niskiej i niższej


      Jak się własnie dowiedziałem, Hanna Lis –  nie wiem, czy była, czy wciąż jeszcze aktualna – żona Tomasza Lisa, obejrzała w telewizyjnej „Dwójce” transmisję z tak zwanego „Sylwestra Marzeń”, dostała ciężkiej cholery i na Twitterze opublikowała następujący komentarz:
Sowieci i hitlerowcy wymordowali lwią cześć polskiej inteligencji. Ciąg dalszy nastąpił za komuny. Dzieło domyka towarzysz Kurski. Bez jednego wystrzału”.
       Ponieważ z własnej i nie przymuszonej woli obejrzałem jakieś pół godziny owego koncertu, w dodatku przeplatając owo oglądanie fragmentami zorganizowanej przez telewizję TVN sylwestrowej zabawy na Placu Bankowym w Warszawie, doskonale wiem, o co chodziło Hannie Lis i w pewnym sensie nawet rozumiem jej wzburzenie, nawet w sytuacji, gdy, jak widać, odbiera jej ono rozum. Oglądałem więc to jedną, to drugą zabawę, i nie mogłem się pozbyć wrażenia, że telewizja TVN, choćby nie wiem, jak bardzo się starała, nie jest w stanie przebić Kurskiego, choćby z tego względu, że nie pozwalają jej na to ograniczenia budżetowe. Właściwie wystarczyło parę minut, by zauważyć bardzo wyraźnie, że gdy chodzi choćby o tak zwaną wystawę, to co prezentują obie stacje, to jest niebo i ziemia. Przy tym, co zaprezentowała publiczna telewizja, warszawski koncert robił wrażenie skromnej imprezy w jakiejś wiejskiej remizie strażackiej. Te trzy kamery, pokazujące scenę albo z daleka, albo z bliska, albo ze środka, plus dwie dodatkowe po bokach, tworzyły tak dramatyczną nędzę, że przy niej nawet Sylwia Grzeszczak robiła wrażenie pełnego profesjonalizmu.
       Ale to nie wszystko. Owszem, Kurski przebił towarzystwo reprezentowane dziś przez Hannę Lis nie tylko całą tą oprawą. W Zakopanem bowiem mieliśmy autentyczne rozrywkowe szaleństwo, do którego ani wspomniana Grzeszczak, ani tym bardziej zespół Perfect, ani Edyta Górniak, ani Beata Kozidrak nie byli w stanie zbliżyć choćby na kilometr. I wcale nie chodzi o to, że – tak jak to się wydaje Hannie Lis – Edyta Górniak to rozrywka dla inteligencji, której eksterminację rozpoczęli Hitler oraz Stalin, a z której Kurski już tylko czyści to co pozostało. Gdy chodzi o estradowy profesjonalizm, Edyta Górniak nie jest w stanie się choćby zbliżyć do Zenka Martyniuka i tych wszystkich jego kolegów po fachu, których nazwisk nie mam ani chęci, ani potrzeby pamiętać. Ale też gdyby nawet założyć, że Martyniuk i spółka to estradowe oszustwo, to ono jest tworzone na poziomie, o którym gwiazdy telewizji TVN mogłyby tylko marzyć. A zrozumiemy to w pełni, kiedy zauważymy, że na owej disco polowej estradzie jest tak strasznie silna konkurencja, że tam faktycznie, aby się stać gwiazdą trzeba przynajmniej wymyślić kilka hitów na miarę „Ona tańczy dla mnie”, czy „Przez te oczy zielone”, a daję słowo, że to nie jest ani w jednym procencie tak proste, jak napisanie piosenki typu „Idź precz”, gdzie wystarczy zerżnąć parę riffów od któregoś z lokalnych zespołów ze Stanów, czy z Belgii.
      No i jeszcze coś. Nie jest to dla mnie wiadomość dobra, bo ja bym oczywiście wolał, żeby ludzie, których spotykam na ulicy i uważam za osoby sympatyczne, grzeczne i inteligentne i które w dodatku na takie wyglądają, słuchały Nicka Cave’a, Johna Coltrane’a, czy z większą przyjemnością niż „Ranczo”oglądały serial „The Office”, a kina wyświetlające polskie komedie omijały szerokim łukiem. Niestety tak nie jest. Niestety jest tak, że z jakiegoś nieznanego mi powodu, owi ludzie, których uważam za inteligentnych, grzecznych i miłych mają głęboko w nosie  to co ja uważam za sztukę i dobrze jeśli oni przynajmniej od czasu do czasu czują, że jeśli rozrywka służy wyłącznie do zabawy, to lepiej się bawić przy Golcach niż przy zespole Boys.
        Nie wiem, czego słucha Hanna Lis, nie wiem, jakie filmy ona lubi oglądać i nie mam pojęcia co ona sądzi o książkach Olgi Tokarczuk wtedy, gdy nikt nie patrzy i nikt nie słucha. Niewykluczone, że gdy chodzi o wybory estetycznie, ona i ja jesteśmy sobie nawet dość bliscy. Natomiast nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości, że jeśli ona faktycznie słucha Nicka Cave’a i śmieje się oglądając „Fawlty Towers”, to wyłącznie dlatego, że ktoś jej powiedział, że tak wypada. A poza tym ona jest po stokroć głupsza i pozbawiona gustu od najgłupszej parki podskakującej wczoraj w Zakopanem w rytm piosenek tej jakiejś Oreiro. A wiem to stąd, że jakimś cudem udało mi się trafić na ten jej kuriozalny wpis na Twitterze.







30 komentarzy:

  1. Proszę mi wybaczyć ale kto tu jest profesjonalistą? Czy jeśli rodzinom zostaną jakieś nadwyżki z owego 500+ to czy kupią bilety do opery czy raczej wybiorą benefis Zenka Martyniuka? Jak to precyzyjnie określiła kilka dni temu Środa wszyscy oni siedzą w piwnicy by nie powiedzieć, że w dupie.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Unknown
    Nie wiem. Ja bym do opery nie poszedł za żadne pieniądze. A z tą Środą to o co chodzi? Te kolekcjonujesz jej złote myśli.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Unknown

    Sylwester to zabawa. Ludzie sami wiedzą, czego im potrzeba do zabawy. Tej potrzeby nie da się zamówić, ani kupić. Nie w tej skali.

    Od polityki po zabawę powodzenie zależne jest od rozpoznania i zastosowania właściwej oferty we właściwym miejscu i czasie. TVP (i Zenek) rulez.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja przeglądałem wczoraj wszystkie 3 kanały z imprezami sylwestrowymi. Chwilę leciał Polsat, potem dłużej TVP. Tego co pokazywał TVN oglądać się po prostu nie dało.

    Natomiast co do disco polo, w latach 90-tych, gdy powstawały jeszcze masowo ostatnie dobre zespoły i albumy (w muzyce rock czy też pop), sprawa była jasna. Patrząc na to, co oferuje rynek pop do zabawy od 10-15 lat, nie jestem już wcale pewny. Niedługo się jeszcze okaże, że nasze disco polo będzie jedną z ostatnich nisz w popkulturze, gdzie jest normalny chłop i jest baba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @marcin d.
      I to jest komentarz z najwyższej półki. Ja tylko dodam od siebie, że podobno w Polsacie ludzi zabawiał Maciej Maleńczuk.

      Usuń
    2. @marcin d.

      Trzeba sprawiedliwie zauważyć, że disco polo rozwija się w sensie artystycznym. Widać to najlepiej po Zenku. Bo trzeba też docenić, że akurat on bardzo się stara. Mam nadzieję, że inni także.
      Z drugiej strony, to jest ciągle młoda muzyka i jeśli w ogóle ma ustalić się jej dojrzały styl, to musi trochę trwać.

      Napędem nadziei jest właśnie ogromna popularność tej muzyki i jej wykonawców. To musi spowodować zainteresowanie świata muzycznego niejako odgórne w odróżnieniu od dotychczasowego rozwoju oddolnego. Trzeba więc ufać, że przyjdą twórcy, którzy podniosą disco polo tak jak zostało podniesionych do rangi stylu wiele już kierunków muzyki.

      Żeby zakończyć z grubszej rury, to krytycy zapominają, że młody Szopen też czerpał z wiejskiego gumna i wcale się nie brzydził.

      Oto meksykański odpowiednik disco polo - cumbia, która doszła do rangi stylu nadal pozostając tym samym umpa-umpa. Wzięło to jakieś 40 lat, ale nikt się już nie krzywi nawet w USA, a współpracy nie odmówią ani symfonicy, ani rockmani. Tego życzę Zenkowi, bo każda muzyka jest potrzebna.

      https://www.youtube.com/watch?v=kcKOd_wy0XI&list=PLRxgw8Ykd-Doala5mH9Xm2Bqb9b36sJAz&index=6

      Usuń
  5. Przecież muzyka country to takie disco americo. A kochamy country (ja!). A co do Opery to jakby ktoś zasunął cios w szczękę. Nie poszedł by Pan do opery?? Dziękuję, że Pan to głośno powiedział. To stawia Pana w moich oczach w zupełnie innym miejscu niż dotychczas. Dorosły facet, który ma się za konesera muzyki, popisuje się pisaniem o muzyce i nie docenia zjawiska tak wielkiego jak opera? Nie musi pan się zachwycać, jak woli Pan jakiś angielskich mizernych wyjców spod trzepaka, ale żeby nawet nie doceniać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @zuzuakras586@gmail.com

      Nie tylko country, ale wszystko w muzyce zaczynało się i zaczyna tak samo. Z upływem czasu i postępowaniem powodzenia kolejnego muzycznego wynalazku kształtuje się (albo i nie) odrębny styl i od tego momentu dana muzyka jest sztuką.

      Gdy ten styl podejmie jakiś Szopen, Puccini, czy Marley, R.Johnson, nie zapominając o Gershwin'ie, itd., to dana muzyka staje się wysoka. Ot i cała tajemnica!

      Są muzycy, którzy na takich poszukiwaniach oparli niemal całą SWOJĄ twórczość i dlatego stali się wybitni. Np. Bob Dylan.

      Muzyka nie znosi granic. Teraz w odniesieniu do Zenka i innych znowu obserwujemy to samo co w latach 60 wobec rodzącego się polskiego rocka. Wszyscy rozumni (przypadkiem także aktyw partyjny) rwali włosy nad upadkiem gustów u młodzieży, bo ta sama ujawniła gust nie korzystając ze światłego kierownictwa.

      Teraz samozwańczy esteci swój niesmak przenieśli na całość gustu tubylców. Ale to oni są kulturowo prymitywni, a nie fani Zenka. Ci mają zawsze rację, bo kultura jest dla nich i do nich należy, a nie do obsługi. Obsługa, która się odcina jest zbędna.

      Usuń
    2. @zuzuakras586@gmail.com

      Wprawdzie Krzysztof sam sobie daje radę, ale Ty wyraźnie coś pomyliłeś(aś). To, czy ktoś czuje potrzebę pójścia do opery jest sprawą gustu lub emocjonalnej potrzeby. Nie ma natomiast nic wspólnego z rozumem. Jeśli u kogoś ma, to należy przyjrzeć się, czy ów nie jest snobem.

      Ja tu jestem niemal od początku a na muzyczne uwagi Krzysztofa zawsze reaguję, bo mamy w muzycznych gustach wiele zbieżności (także pokoleniowych), ale także wiele rozbieżności. Dlatego wiem, że operę ceni, ale się nie zaciąga. Tu jesteśmy zbieżni.



      Usuń
    3. @zuzu coś tam
      Zgłaszam poprawkę. Poszedłbym pod warunkiem - nawet za darmo - że byłbym jedyną osobą na widowni. Ja się bardzo źle czuję w towarzystwie ludzi z którymi mnie nic nie łączy.

      Usuń
    4. @orjan
      W tych dniach ktoś na Twitterze napisał, że podczas gdy Austria ma Operę Wiedeńską, my mamy Sylwestra Marzeń. Na to mój syn wrzucił komentarz, w którym zauważył, że my mamy NOSPR, a Austria ma Conchitę Wurst.
      Tu moim zdaniem leży cały problem z tak zwaną sztuką "wyższą" i "niższą". Ja kiedyś rozmawiałem z jednym z muzyków z NOSPR-u i chciałem od niego wyciągnąć jakieś refleksje na temat grania Góreckiego w wykonaniu Beth Gibbons pod batutą Pendereckiego i on się zachował jakby równie dobrze mógł grać pod batutą Zenka Martyniuka. I to, wyobraź sobie, wcale nie ze względu na Gibbons.
      Rzecz w tym, że im nie jest wszytsko jedno, a mi owszem.

      Usuń
    5. Przepraszam, nie otwiera się po adresie, tylko po wrzuceniu nazwy: "FARINELLI • aria, Imeneo: 'Vaghi amore, grazie amate' (La festa d'Imeneo_Porpora/ Metastasio, 1736)". Śpiewa Cecilia Bartoli. :)

      Usuń
    6. @zuzu...
      Przepraszam, ale czego to ma dowodzić?

      Usuń
  6. Wszystko można podnieść do poziomu sztuki byle miało styl.

    https://www.youtube.com/watch?v=SlgtjRq5AXs&list=RDSlgtjRq5AXs&start_radio=1&t=4

    OdpowiedzUsuń
  7. @toyah @orjan
    Cały problem sprowadza się to tego, że Lisowej się wydaje, że jak śpiewa Zenek Martyniuk to jest obciach i ludowa przaśność, a występy Edyty Górniak i Maleńczuka to wysublimowana sztuka. To jest dla niej płaszczyzna porównania. I nawet nie przyjdzie jej do głowy, jak bardzo się myli.
    To oczywiste, że ludzie lubią się bawić przy skocznych rytmach i nieskomplikowanych melodiach.
    O tym, że z odbiorem muzyki klasycznej nie jest w Polsce tak źle, świadczy fakt, że aby się dostać na koncert do NOSPRu, to trzeba rezerwować bilety kilka miesięcy wcześniej, a jak się idzie na koncert do filharmonii czy opery to też prawie zawsze widownia jest zapełniona. Gdyby Lisowa chodziła w te miejsca, to wiedziałby, że holokaust na polskiej inteligencji (czy też raczej potrzebie sztuki wyższej) się nie dokonał.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Ginewra

    Oczywiście, że z odbiorem muzyki klasycznej nie jest źle. Zwracasz jednak uwagę na trudności dostępu, zatem rozpowszechnienia. Z drugiej jednak strony to daje odbiorcom podstawy poczucia swojej elitarności. Biorą się one z manifestacji "co to ja słucham".

    Ciekawe, czy kankan już należy do muzyki klasycznej? Bo jeśli należy, to szansę ma także hip-hop. Musi bowiem istnieć muzyka do poskakania we współczesnych ciuchach. Albo i bez.

    OdpowiedzUsuń
  9. W pełni zgadzam się z Panią Hanną Lis,mam nadzieje,że jej nie obrażam,ale nie jestem na bieżąco z rodzajem płci z którą się w tej chwili utożsamia i twierdzę,że Sylwestra powinniśmy spędzić tańcząc przy rytmach Koncertów Brandenburskich Bacha,Requiem Mozarta a szampana otwierać przy dźwiękach Nokturn Es-dur nr 2 Op. 9.Fryderyka Chopina.Wtedy wejdziemy do elity narodów.Kużwa jego mać!

    OdpowiedzUsuń
  10. @Dariusz
    Jest gorzej. Ona uważa że w Sylwestra powinniśmy tańczyć w rytm Autobiografii Perfectu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Panu,że mógłbym,ale wówczas miałbym przed oczyma tego wariata w kapeluszu.

      Usuń
    2. @Dariusz
      Mnie wystarczy ten.
      https://youtu.be/XCZwcvA0q6A

      Usuń
  11. Do opery pójdzie Pański wnuk, bo smoking leży dopiero na trzecim pokoleniu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O poziomie danej osoby decyduje to jaka ona jest a nie z kim i gdzie przebywa.

      Usuń
    2. @Przekaz

      To ciekawe ale wątpliwe, bo Hanna to chyba właśnie trzecie pokolenie.

      Usuń
    3. @PrzeKaz
      Pan gdy idzie do opery, zakłada smoking? I nie boi się Pan, że wszyscy będą na Pana patrzyli jak na dziwadło?

      Usuń
    4. @orjan
      Chyba jednak nie bo ona nie ma smokingu. Ani chyba nawet kapelusza z kwiatem.

      Usuń
    5. Smoking nie był ubraniem do opery tylko do wieczornego posiłku. Nie bez przyczyny, jak wiemy, nazywa się dinner jacket po angielsku.

      Do opery obowiązywał frak.
      Fraka dotyczy powiedzenie o trzecim pokoleniu.

      Usuń
    6. @Jacek Wiktor
      Tym bardziej on by tam wyglądał głupio.

      Usuń
  12. Ciekawe te refleksje i w komentarzach też. Dla mnie wiele nowego. Od wielu lat straciłem kontakt ze światem muzyki w Polsce, szczególnie classic. Ten tutaj jest tak zakłamany, zarówno pop, jak i classic, że już nie dotykam. Kiedyś stosunkowo niedawno dałem komentarz u Coryllusa i zdjęcie, gdy jednak pojechałem na recital Chopinowski polskiego pianisty do Londynu. Wyszedłem przed przerwa. Poszedłem do Westminster Abbey. A stamtad wyszedłem po pierwszym utworze. Był recital organowy. Nigdy więcej. Może zajrzę kiedyś do Liverpoolu i tamtejszej Filharmonii, często gra w moim radio ClassicFm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @cbrengland
      Ciekawe? No popatrz tylko. I żałuj, że swego czasu postanowiłeś bojkotować moje książki. Większość z nich jest już sprzedana.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...