W życiu bym nie przypuszczał, że
przyjdzie taki moment w życiu tego bloga, że wśród kto wie, czy nie kilkunastu
tysięcy etykiet, jakimi oznaczałem te teksty znajdzie się również nazwisko
europosłanki Sylwii Sprurek. Mało tego. Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że
nadejdzie dzień, gdy ja postanowię poświęcić cały tekst obronie Sylwii Spurek
przed atakami tak zwanych „naszych”, to w ogóle bym wzruszył ramionami i w
jednej chwili o tym czymś zapomniał. Ponieważ jednak z jednej strony uznałem
dziś za stosowne wziąć ją w obronę, przy tym jednak sumienie nie pozwala mi, by
ją bronić w sposób bezwzględny, to umówmy się, że w pierwszej części tego
tekstu wezmę tę wariatkę w obronę, a następnie jej przyłożę tak, że się od tego
nie pozbiera.
O co poszło? Otóż, jak pewnie część z nas
już wie, owa Spurek, kobieta dotychczas znana głównie ze swojej działalności na
rzecz walki z systemowym gwałceniem krów w tym jednym jedynym celu, by, kiedy
one urodzą i wejdą w fazę karmienia, móc je następnie w nieskończoność
bezkarnie doić, opublikowała na swoim profilu na Twitterze obraz przedstawiający
prowadzone na rzeź krowy w oświęcimskich pasiakach. Wspomniany obraz nie był
wprawdzie ani dziełem Spurek, ani nawet jej pomysłem, lecz pracą malarską
pewnej australijskiej artystki, która całą swoją twórczość poświęciła walce z
mordowaniem zwierząt, stało się jednak tak, że wszystkie możliwe gromy, jakie
po owej publikacji się posypały, nie spadły na ową artystkę z Australii –
która, zauważmy swoją drogą, że nie tylko ten jeden raz i nie tylko wczoraj,
czy przedwczoraj, nawiązała w swojej twórczości do Holocaustu – lecz na Spurek
właśnie. Ktoś się zapyta, czy nie było może tak, że ów wpis Spurek zawierał
jakieś kontrowersyjne sformułowania w rodzaju sugestii, że Żydzi gazowani w
Auschwitz to bydło, czy że picie mleka to nowy Holocaust. Otóż nic podobnego.
Ów twit jest całkowicie niewinny i brzmi następująco:
„Jo Frederiks daje do myślenia, otwiera oczy
na to, jak traktujemy zwierzęta. Ten obraz przypomniała Fundacja_Viva dobrze,
bo czas na poważną dyskusję o traktowaniu zwierząt, o warunkach, w jakich żyją,
o tym, jak je zabijamy. Czy to jest humanitarne? Czy to nadal rolnictwo?”
Co my tu mamy? Nic takiego, moim zdaniem,
co by w ogóle zasługiwało choćby na splunięcie. Tekst – a przy okazji i obrazek
– taki jak setki tysięcy, czy miliony, jakie ukazują się w przestrzeni
publicznej od lat, i to nie tylko gdy chodzi o środowiska histeryzujące na
temat hodowli zwierząt, ale nawet w kwestii używania symboliki Holocaustu do podkreślania
wszelkich innych, choćby nawet nieporównywalnych z Holocaustem zjawisk. A
czymże innym, jak nie tym właśnie była kultowa wręcz w wielu bardzo
postępowych, ale i nie tylko, środowiskach piosenka „Donna Donna”, napisana, co
warto podkreślić, przez dwóch utalentowanych autorów o nazwiskach Sholom
Secunda i Aaron Zeitlin, a zaśpiewana przez Joan Baez, której leitmowtyw
stanowi obraz wagonów wiozących bydło na rzeź. I co się stało, kiedy owa
piosenka po raz pierwszy zabrzmiała w publicznej przestrzeni? Ktoś się obraził?
Ktoś protestował? Nowojorscy Żydzi może podnieśli wrzask na owo rzekome obrażanie
pamięci mitycznych „pięciu milionów”?
A to się dzieje właśnie dzisiaj. Spurek,
za wklejenie tego beznadziejnego obrazka, jest atakowana i to nie tylko przez
takie organizacje jak Amerykański Komitet Żydowski, From The Depth znanego nam
skądinąd Jonny’ego Danielsa, czy nasze Stowarzyszenie Polskich Rodzin Ofiar
Obozów Koncentracyjnych, ale również przez takie instytucje jak kandydat na
Prezydenta RP, Krzysztof Bosak, który zarzuca Spurek, że ta „porównuje obozy koncentracyjne do hodowli
bydła”, czy – uwaga, uwaga – portal TVP Info tytułujący swój główny
materiał na swojej stronie internetowej: „Porównała
bydło do ofiar III Rzeszy”. Swoją drogą, mógłby się Pereira dogadać z
Bosakiem, kogo Spurek porównała do kogo: bydło do Żydów, czy Żydów do bydła.
Skoro już to mamy załatwione, chciałbym wejść,
nomen omen, into the depth i poruszyć
kwestie, które jakimś cudem poruszane nie są. Otóż przede wszystkim, ja nie mam
pretensji do Spurek, że ona tak strasznie przeżywa los zwierząt. Jak już tu
wspomniałem, nie ona jedna i nie ona najbardziej. Powiem więcej, ja tę postawę,
zakładając, że ona jest szczera, tak jak to jest niewątpliwie w przypadku piosenkarza
Morrisseya, w pewnym sensie szanuję. Ten rodzaj wrażliwości, kiedy człowiek patrzy
na te wszystkie mordowane świnie, owce, czy cielęta i nagle widzi Auschwitz,
robi naprawdę wrażenie. Co więcej, ja wierzę głęboko, że Spurek w istocie
rzeczy przejmuje się losem tych krów. Wbrew pozorom, granica między rozsądkiem,
a obłąkaniem wcale nie jest taka gruba. Natomiast bardzo mnie tu zastanawiają
dwie rzeczy. Pierwsza to ta, że reakcja – pomijając oczywiście TVP Info i
Bosaka, którzy Spurek nienawidzą i tylko czyhają na to, by jej się przydarzyła
jakaś przykrość – opinii publicznej na to co ona zrobiła, publikując obraz tej
Australijki, jest w sposób oczywisty dęta. Jeśli dziś się okazuje, że cała masa
Żydów, którym nie dość, że dotychczas nie przeszkadzała ani piosenka „Donna
Donna”, ani nawet wegańskie manifestacje owej Frederiks, chce Spurek za to co
zrobiła wsadzić za kraty, to znaczy, że coś tu jest bardzo grubo szyte. I
podejrzewam, że świetnie wiem, o co chodzi. Dziś jak wiemy, rozpoczyna się niesławny
rusko-żydowski event w Jerozolimie, podczas którego, jak można podejrzewać,
dojdzie do próby linczu na Polsce i Polakach. Ponieważ Polska, dzięki
godnościowej polityce swojego rządu, oraz godnej jak najbardziej postawie samych
Polaków, nie jest tu wcale taka bezbronna, a dodatkowo jeszcze już za parę dni
dojdzie do bardzo poważnych uroczystości na terenie Auschwitz, gdzie parę słów
prawdy świat usłyszy, nie zdziwiłbym się gdyby ktoś tam gdzieś tam postanowił
wykorzystać szaleństwo Spurek i użyć ją w swoich wcale już nie tak szaleńczych
celach.
I znów ktoś powie, po co komu
kompromitacja Spurek? Komu może zależeć, szczególnie na wyższych poziomach tej
sceny, by tę nieszczęsną kobietę wbić w ziemię? Otóż tu wcale nie chodzi o
Spurek. Ona sobie świetnie poradzi i nic jej nie będzie. W końcu nawet Jarosław
Kaczyński wie, że miłość do zwierząt potrafi człowiekowi zawrócić w głowie. Jest
jednak bardzo możliwe, że ona, przy okazji swojej dbałości o los krów,
postanowiła upiec dwa sojowe kotlety – a kto wie, czy nie trzy, jeśli przyjąć,
że jej za jej twitterowy komentarz zapłacono – na jednym ogniu, i załatwić
swoje porachunki z Polską właśnie. A zatem tu moim zdaniem wcale nie o Spurek
chodzi, ale o, jak to wciąż słyszymy, polską europarlamentarzystkę. Nikt bowiem
na świecie nie zastanawia się dziś, co to za jedna ta Spurek i co ona ma
wspólnego z Polską, poza tym, że w owym Europarlamencie reprezentuje Polskę
właśnie. I taka zatem dziś płynie wiadomość w świat: Polska porównała
zagazowanych w Auschwitz Żydów do bydła.
I, powiem szczerze, niewiele by mnie to
obchodziło, gdyby nie fakt, że to jest również informacja, którą przekazuje
portal TVP Info. I nie ma znaczenia, że oni zamiast słowa „Polska” dają
nazwisko Spurek. To już akurat obchodzi tylko małą grupkę interesujących się
polityką pasjonatów, takich jak my. Reszta wejdzie w to kłamstwo jak te krowy
do wagonów.
Akcja p. Spurek nasunęła mi takie pytanie: czemuż, ach czemuż obrońcy zwierząt nie poświęcą się dla nich i sami nie podstawią się pod niektóre przynajmniej wybrane, co inteligentniejsze, ofiary tej nieludzkiej rzezi. Nie mówię tu o jakimś samobójstwie, bo to by wstrzymało ubój. Kanibalizm jeszcze nie wszedł do programu ratowania ziemi. Może w przyszłości, ale teraz nic by im nie groziło, a za to byłoby skuteczne. Marycha im trochę zaćmiła jasność osądu?
OdpowiedzUsuń