czwartek, 16 stycznia 2020

O cienkiej czerwonej linii między miłością a miłością


      Pierwszy powód dla którego piszę dziś ten tekst jest nadzwyczaj błahy, mam jednak nadzieję, że to co się znajdzie na samym końcu okaże się warte wysiłku. Otóż, jak niektórzy z nas wiedzą, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zdecydował, by jedną z ulic w stolicy nazwać imieniem nieświętej pamięci prezydenta Gdańska, Adamowicza. Do tego, czemu zacząłem w tak agresywny sposób, nawiążę krótko później, teraz natomiast chciałbym się skupić na samej decyzji Trzaskowskiego. Otóż w momencie gdy pojawiła się informacja o tym, że powstanie w Warszawie ulica Adamowicza, ktoś zadał pytanie, a co z ulicą Lecha Kaczyńskiego – było nie było, nie tylko prezydenta Warszawy, a nie Gdańska, Lublina, czy Krakowa, ale całego Kraju – na co prezydent Trzaskowski odpowiedział, że to akurat jeszcze nie teraz, ponieważ podczas gdy prezydent Adamowicz przez swoje życie i służbę dla Polski nie wywołuję dziś najmniejszych kontrowersji, to prezydent Kaczyński owszem, a to może spowodować, że każda próba upamiętnienia go nazwą ulicy może wywołać tak silne protesty, że polskie społeczeństwo może tego nie wytrzymać i to zaszkodzi zbliżającej się kampanii wyborczej.
       Zdając sobie sprawę z tego, że wielu z nas, słysząc wypowiedź Trzaskowskiego, zawrzała oburzeniem, ja jednak gotów jestem mu przyznać słuszność. Można bowiem było z góry założyć, że uhonorowanie prezydenta Adamowicza ulicą w polskiej stolicy – a to zresztą zdążyliśmy już chyba skutecznie potwierdzić – nie wywoła jednego głosu sprzeciwu. Wszyscy ci, którzy Adamowicza z różnych powodów nie szanowali, na tę informację najprawdopodobniej zareagowali wzruszeniem ramion, a kto wie, czy nie dobrotliwym uśmiechem i tyle wszystkiego. Co innego, gdyby władze Warszawy znalazły choćby najbardziej zapyziałe miejsce gdzieś na podwarszawskiej prowincji i ogłosiły, że ono od dziś będzie zaświadczało o zasługach Lecha Kaczyńskiego dla Polski, w całym kraju, że już nie wspomnę o samej Warszawie, podniósłby się taki rwetes, że Trzaskowski musiałby już po chwili wycofywać się ze swojej decyzji rakiem.
      I to jest właśnie pierwszy powód, dla którego piszę dziś ten tekst. Nie chodzi mi ani o ulicę Adamowicza, ani o to co się roi w tym tępym łbie, ale o stan, w jakim znaleźliśmy się my Polacy. Mamy mianowicie prezydenta Trzaskowskiego, który z jednej strony ogłasza, że Paweł Adamowicz, w porównaniu do prezydenta Kaczyńskiego, jest postacią niekontrowersyjną, a my musimy uznać, że to co on głosi, to najczystsza prawda, w tym sensie, że o owej kontrowersyjności, czy jej braku zaświadcza obecnie wyłącznie reakcja tak zwanego ludu. A gdy chodzi o ów głos, to sprawa jest jasna: Adamowicz, człowiek, o którym sam przewodniczący Neumann swoim autorytetem zaświadczył, że to jest jedyny polityk związany z obozem opozycji, który nie ma najmniejszej możliwości by się bronić przed prokuratorskimi zarzutami, nie budzi najmniejszych kontrowersji, natomiast prezydent Lech Kaczyński, którego jedyną realną winą  było to, że był bratem Jarosława Kaczyńskiego, jest postacią na tyle kontrowersyjną, że najlepiej by było jego imienia w ogóle nie przywoływać w obawie przed wściekłością tłumu.
       A rzecz w tym, że to jest najprawdziwsza prawda. Gdyby Lech Kaczyński otrzymał dziś w Warszawie swoją ulicę, już na drugi dzień dowiedzieliśmy, że jacyś aktywiści urządzili w danym miejscu relacjonowaną przez antyrządowe media demonstrację, niektórzy z nich albo zamalowali czerwoną farbą jego nazwisko, albo po prostu ową tabliczkę zwyczajnie zerwali, natomiast politycy opozycji w swoich kolejnych wypowiedziach podkreślali, że nie ma się co dziwić reakcji obywateli, jeśli się weźmie pod uwagę, kim tak naprawdę był Lech Kaczyński. A kim był? To już może przy innej okazji.
      Co się dzieje teraz, gdy z wielką pompą władze miasta urządzają Pawłowi Adamowiczowi ową fetę? Czy Kluby Gazety Polskiej zwołują tam na miejscu demonstrację, drąc mordy w oskarżeniach, jakim to ciężkim aferzystą był Paweł Adamowicz? Czy Tomasz Sakiewicz dołącza do kolejnego wydania swojej gazety tekst protestu, który należy wysyłać do warszawskiego Ratusza? Czy politycy Prawa i Sprawiedliwości obrażają jego pamięć, przypominając wszystkie te przekręty, jakie wspólnie z żoną on przez lata realizował w poczuciu całkowitej bezkarności? Czy jakieś prawicowe świry kręcą się tam w okolicy, kombinując ja by tu zdjąć te tabliczki? Oczywiście że nie. Czemu nie? Bo nienawiść jest kompletnie nie tam, gdzie nam się próbuje wmówić, że jest.
      Wczoraj na Facebooku wpadłem na stronę poświęconą kandydatce Kidawie-Błońskiej, której nazwy nie pamiętam, ale krąży ona wokół starego pomysłu łowienia sympatyków na hasła typu „Dobro powraca”, „Nienawiść zabija”, „Pozytywne wibracje”, czy coś w tym stylu. Zajrzałem tam i zapoznałem się ze znajdującymi się komentarzami. Większość z nich nie dotyczyła ani kampanii Błońskiej w wyborach prezydenckich, ani nawet awantury w sprawie wymiaru sprawiedliwości, ale szydzenia z Jarosława Kaczyńskiego, oraz ujawniania pedofilskich występków Kościoła, a wszystko pod hasłem „Niech zdychają”. Piszę ten tekst, rozmyślam o tym i o owym i dochodzę do wniosku, że to jest naprawdę niezwykłe, że można aż tak zwyciężać, tak naprawdę nie mając nic do zaoferowania poza zwykłym życiem i najbardziej prostymi emocjami, najczęściej dotyczącymi tego właśnie życia. A mimo to zwyciężamy i jak wiele wskazuje, będziemy nadal zwyciężać. Im natomiast już tylko pozostaje pluć i głosić, że dobro powraca, a miłość zwycięża.




Przypominam, że każdy kto pragnie komentować na tym blogu, powinien mnie o tym poinformować pod adresem k.osiejuk@gmail.com.



13 komentarzy:

  1. Moja ulica nazywa się Kościelna. Jest to nazwa nadana przez mieszkańców bo ulica nie ma nazwy. Od kilku lat zanosi się na przyłączenie wioski do miasta. Bardzo jestem ciekawy co się wtedy wydarzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Pavel
    Wiele zależy od tego, co to za miasto.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z pewnością zamienią ją na ulicę Ekumeniczną.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Pavel
    Tam aktualnie rządzi komuna, nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, kto tam teraz rządzi. Mało mnie to obchodzi. Prezydent jest nieśmiertelny od kilkunastu lat .

      Usuń
  5. @toyah

    Kiedyś zaryzykowałem tutaj twierdzenie, że platforma i okolice cierpią na brak własnych świętych. Bez nich się bowiem nie da. Tymczasem choć już wielu ichnich tuzów odeszło, to odchodzili w stopniowe zapomnienie. Dopiero Adamowicz ...

    Nie Mazowiecki, nie Geremek, boe cóż tam tacy i owacy mogli byli uosabiać przy Adamowiczu. Ten to przynajmniej miał epizod męczeństwa. Teraz wprawdzie tacy różni sugerują, że najbardziej wymęczyli go ratownicy Jurasa, ale każdy wie, że to są podli ludzie.

    Jak bardzo kształtujące znaczenie może mieć epizod zejścia w męczeństwie wiadomo przynajmniej od czasu pewnego Horsta W. Za życia opinie o nim też były mocno podzielone i także według klucza partyjnego. Zdecydował jednak epizod męczeństwa, aby został nie tylko patronem placu w Raciborzu, ale nawet został on wymieniony w tytule nieoficjalnego (przez czas pewien) hymnu.

    Nie należy więc Adamowiczowi żałować jakiejś tam ulicy. Trzeba jednak przewidywać, że na dalszej drodze ku santo stupore nie wystarczą już jakieś oderwane chansons de geste. Czekamy na poważną hagiografię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest w sumie trafne spostrzeżenie. Oni nawet to muszą zmałpować z naszej kultury (której przecież nienawidzą) i też chcą mieć męczennika, za którym pójdą ludzie. To jest niestety przykład tego, że kto się da się Złemu, pozostaje zupełnie sam i jest w zasadzie bezradny. Szatan kusi, ale nie pomaga.

      Usuń
    2. @marcin.d

      To nie jest sprawa samego "chcenia". W każdym razie, nie sprawa chcenia oddolnego. Tzw. doły, czyli pomniejszy aktyw oraz elektorat partyjny oczywiście potrzebują bohaterów i legend zwierających ich szeregi. To jest obiektywnie potrzebne dla spójności szeregów. Każdych szeregów. PiS-u też to dotyczy.

      Najlepiej nadają się martwi męczennicy, a jeszcze lepiej ci z nich, których zamęczył wróg ideologiczny. Prawdopodobnie w tej chwili obserwujemy formatowanie legendy Adamowicza do takiego użytku. Prawda nie ma tu nic do rzeczy, skoro jest potrzeba. Czy się uda, zobaczymy. Skąd zaś akurat Adamowicz? Bo na bezrybiu i rak ryba.

      Usuń
    3. @orjan
      Czy zdajesz sobie sprawę z tego że przez Twoje aluzje do Horsta przebija nienawiść?

      Usuń
    4. @toyah

      To chyba ocena znacznie na wyrost. Jest tu sprawą drugorzędną, komu i czemu parszywemu ów Horst służył, ani nawet jakim był człowiekiem. Został niejako "pośmiertnie zagospodarowany" i w tej potrzebie, a nie w jego zdolnościach, czy czynach jest geneza jego ubóstwienia. Akurat się programowo nadał.

      Usuń
  6. Dużo emocji w dzisiejszym tekście. Ale tak Pan to mocno ujął, że ciężko przejść wzruszając ramionami. To jest dobre podsumowanie tego, gdzie jest nienawiść i całkowite odwracanie znaczeń - czyli krótko mówiąc, kogo diabeł posyła. Niewiele możemy na to poradzić, ale chociaż można (jeszcze) to powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...