Wczoraj przez media przeleciała sprokurowana oczywiście przez „Gazetę Wyborczą” informacja, że list, jaki polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych skierowało do być może przyszłego prezydenta Francji Emmanuela Macrona roi się od błędów. Mało tego, że roi się od błędów, rzecz w tym, że błędy, ich jakość i ilość, jest na poziomie wręcz kompromitującym. Spójrzmy może, w jaki sposób „Wyborcza” buduje atmosferę:
„Już na pierwszy rzut oka widać, że w komunikacie roi się od błędów - stylistycznych, gramatycznych, interpunkcyjnych... Poprosiliśmy więc ekspertów o jego sprawdzenie. ‘MSZ popełnia w oficjalnym piśmie błędy gramatyczne, wprowadza polski szyk zdania w anglojęzycznym tekście i ewidentnie tłumaczy z użyciem Google Translatora’ – krytykuje Jacek, wieloletni nauczyciel kilku warszawskich szkół językowych, który poprawił dla nas ten tekst. Jak zwraca uwagę Paulina Labuda, nauczycielka języka angielskiego w I LO im. Stefana Żeromskiego w Pucku, jest spora szansa, że licealiści na poziomie B2 napisaliby ten komunikat o wiele lepiej. ‘Moi maturzyści raczej nie popełniliby takich błędów w szyku wyrazów i używaniu przedimków. Nie tłumaczyliby też dosłownie polskich sformułowań, ale zastosowaliby angielskie konstrukcje gramatyczne’ - oceniła w rozmowie z portalem Gazeta.pl”.
Proszę zwrócić uwagę, w jaki sposób rozwija się akcja. Tekst listu trafia do redaktorów „Gazety Wyborczej” i oni już „na pierwszy rzut oka” widzą, że tam „roi się od błędów”. No ale ponieważ są ludźmi skromnymi, mającymi swoje wątpliwości, zwracają się po ostateczną opinię do fachowców, a więc najpierw do Jacka, „wieloletniego nauczyciela kilku warszawskich szkół językowych”, a następnie do nauczycielki języka angielskiego z liceum w Pucku. Obie opinie są dla MSZ-u druzgocące. Ekspert Jacek stwierdza, że tłumaczenie zostało „ewidentnie” zrobione przy pomocy translatora Google, natomiast Paulina Labuda z Pucka zapewnia, że jej, uczący się na poziomie średniozaawansowanym uczniowie, „napisaliby ten komunikat o wiele lepiej”. A zatem – mamy kompromitację i to kompromitację jakiej cywilizowany świat nie widział. Dobra Zmiana pokazała pazur.
Ja tu wielokrotnie zwracałem uwagę na problem, jaki mamy z językiem angielskim i ciężkim kompleksem, jaki wykazuje w tym temacie znaczna część polskiej inteligencji. I tu również, ale może przede wszystkim w swojej książce „Kto się boi angielskiego listonosza”, pokazałem, z jak ciężkim kryzysem mamy do czynienia, gdy chodzi o organizację nauczania języka, poziom tego nauczania, oraz niestety również profesjonalny upadek tak zwanej „kadry”. Otóż rzecz polega na tym, że podczas gdy z jednej strony tak naprawdę znajomość języka, oraz umiejętność posługiwania się nim, stanowi walor czysto praktyczny i nie ma nic wspólnego z wartością człowieka w sensie, który traktujemy jako podstawowy, to z drugiej natomiast nawet tak zwani „native speakerzy” bardzo często nie mają nawet formalnych podstaw, by w kwestiach naprawdę spornych występować w roli śędziów, owa znajomość języka jest traktowana powszechnie jako fetysz, a ci, którzy posiedli umiejętność posługiwania się nim na poziomie prostej komunikacji, często zachowują się jak niemal czarownicy.
I to jest to z czym mamy do czynienia w przypadku, którym się dziś zajmujemy. Zdaję sobie sprawę z tego, że tu akurat ze zwykłą brudną akcją propagandową „Gazety Wyborczej” mamy do czynienia w równym stopniu jak z żałosnymi wręcz kompleksami jej autorów tych, do których wrażliwości ona jest adresowana, ja bym jednak chciał się skupić na owych kompleksach. Może tylko, zanim przejdę do sedna, drobna refleksja. Wydaje się wielce prawdopodobne, że na pismo MSZ-u Francuzi odpowiedzą i jeśli owej odpowiedzi nie nadeślą po francusku – co jest jak wiemy bardzo możliwe – ona również będzie sformułowana w języku angielskim. Czy ktoś z nas jest w stanie sobie wyobrazić sytuację, że francuscy dziennikarze rozsyłają ów list do zaprzyjaźnionych nauczycieli, żeby ci sprawdzili go pod kątem poprawności, a następnie urządzali ogólnofrancuską „bekę” z powodu rzekomego wstydu, jaki sobie właśnie ktoś tam narobił wobec Polski i świata? Ktoś powie, że gdzie Francja, a gdzie Polska, że za wysokie progi i trzeba nam znać swoje miejsce? No tak, jasna sprawa. Nie mam już nic do powiedzenia.
Tekst skierowany do Macrona jest napisany poprawnie. Jest tam być może parę drobnych błędów, no i oczywiście nie ulega wątpliwości, że gdyby pisał go Brytyjczyk, czy Amerykanin, zostałby on sformułowany inaczej, natomiast, powtarzam, jest ów tekst napisany poprawnie. I nie ma najmniejszych wątpliwości, że on ani nie został sporządzony przy pomocy translatora Google, ani też, że nawet najlepsi uczniowie tej pani z Pucka nie napisaliby go choćby w jeden dziesiątej tak dobrze. To jest coś tak oczywistego, że – i tu pozwolę sobie na sztuczkę podobną do tej zastosowanej przez redaktorów z Czerskiej – każdy z moich uczniów operujących na poziomie zaawansowanym byłby w stanie to bez problemu potwierdzić. Nie mam tu miejsca, ale też nie bardzo widzę sens, by wchodzić w szczegóły, ale dam jeden przykład. Otóż każdy – podkreślam KAŻDY – nauczyciel z mojego pokolenia (obecne pokolenie nauczycieli, nie ma pojęcia, co to jest przedimek) wie, że problem przedimków dla polskiego użytkownika jest czymś zabójczym. Przedimek tak naprawdę jest bronią zabójczą również dla osób używających języka angielskiego jako języka ojczystego i jeśli oni stosują przedimki poprawnie, to robią to wyłącznie automatycznie, bez jakiejkolwiek świadomości wyboru. Jeśli ich spytać, czemu tak, a nie inaczej, 99 procent z nich nie jest w stanie nawet podjąć dyskusji. Krótko mówiąc, przedimki to jest dla każdego ucznia prawdziwe piekło. I oto ta idiotka na zlecenie innych idiotów przychodzi i zapewnia mnie, że jej uczniowie w tym całym Pucku z przedimkami nie mają problemu? Przepraszam bardzo, ale to jest bezczelność jakiej świat nie widział. Brałem udział kiedyś w spotkaniu ze znakomita autorką podręczników Kathy Gude i opowiadała nam ona, jak to tam na miejscu w Londynie, czy w Oxfordzie – nie pamiętam – uczestniczy w egzaminach dla nieanglojęzycznych studentów na poziomie zaawansowanym i że Polacy są naprawdę świetni. Oni, zdaniem Gude, są wręcz zachwycający. Jedyny problem to ten, że oni w ogóle nie radzą sobie z przedimkami. A ja sobie tylko myślałem: biedna pani Gude, nawet ona nie wie, w czym problem. No i teraz ja mam poważnie traktować krytykę „Gazety Wyborczej” pod adresem MSZ-u za to, że tam nikt nie wie, jak się stawia przedimki?
Ale, jak mówię, to jest zaledwie drobny przykład tego, z czym my mamy do czynienia. Całość została nam sprzedana przez propagandzistów z „Wyborczej” w specjalnej prezentacji w postaci owego listu do Macrona, całego pobazgranego przez czy to tego Jacka, czy przez te lalunię z Pucka. To jest dokładnie to samo. Tam, owszem, są fragmenty, które ja – ale też pewnie każdy inny nauczyciel języka – sformułowalibyśmy inaczej, na swój sposób, wedle swojego osobistego wyczucia. Czy lepiej? Nie mam pojęcia. Trzeba byłoby to skonsultować – podkreślam, skonsultować, a nie zapytać – z jakimś Brytyjczykiem. A i tak, jego opinia nie musiałaby być wiążąca. Proszę zwrócić uwagę, że nawet ten tekst można by było poddać krytycznej językowej ocenie grupy językoznawców i nie mam najmniejszych wątpliwości, że wielu z nich – a już z całą pewnością ci, którzy dziś biorą udział w Marszu Wolności – pomazaliby go od początku do końca czerwonym długopisem. Bo i czemu nie.
Czytelnicy tego bloga są w większości ludźmi bardzo dotkliwie doświadczonymi przez owe lata wręcz morderczej propagandy, jaką wszyscy musimy znosić od tak wielu lat. Znamy świetnie to kłamstwo, które dla nich stało się jedynym sposobem na przeżycie. Kiedy patrzę na to, co oni zrobili z tym listem, jaki minister Waszczykowski w obronie dobrego imienia naszej Polski skierował do tego Francuza, mam wrażenie, że czegoś równie perfidnego jeszcze nie było. To jest szczyt. No dobra, może jeszcze ów fotomontaż zdjęcia Bartłomieja Misiewicza, jaki w paranaukowym artykule na temat antropologii twarzy zamieścił portal tvn24.pl. Swoją drogą, to że Misiewicz nie wynajął z tej okazji paru żydowskich adwokatów z Nowego Jorku i za tego rodzaju wykorzystanie jego wizerunku nie pozwał ITI o parę baniek odszkodowania, świadczy o tym, że z niego cienki bolek. Podobnie jak ów tłumacz z MSZ. Ten to nawet jeszcze bardziej.
Wszystkich serdecznie zapraszam do zwiedzenia księgarni pod adresem www.coryllus.pl i ewentualnego kupowania naszych książek.
Wszystkich serdecznie zapraszam do zwiedzenia księgarni pod adresem www.coryllus.pl i ewentualnego kupowania naszych książek.
@toyah
OdpowiedzUsuńWysłanie listu w języku angielskim do żabojadów uuu brawo minister Waszczykowski.
Szkoda że nie w języku niemieckim, tak by Berlin wiedział co myślimy w Warszawie o nowym owczarku niemieckim z Paryża.
@bazyl
UsuńI to jest wszystko co zrozumiałeś z mojego tekstu? Dołączam się do braw.
Mnie się bardzo pomysł Bazyla podoba. Po niemiecku, to by było coś. Skoro nie moli czemuś po francusku. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, że ten list został napisany po angielsku, żeby się nim nasze media łatwiej zainteresowały, bo każdy inny język wykluczyłby taką możliwość. A po angielsku każdy u nas rozumie i każdy świetnie się zna, to faktycznie rodzaj fetyszu.
UsuńJakby to było po francusku napisane, to nie doczekałoby się nawet wzmianki.
Przyznam się przy okazji, bo to pewnie kompleksy, że razi mnie angielska wymowa francuskich słów i nazw własnych w rodzaju kerfura. Uważam, że to trochę obciach.
W kwestii dotyczacej jezyka angielskiego ma Pan 100% racji. Pytaniem jest dlaczego MSZ wystosowalo ten list wlasnie w jezyku angielskim? Przeciez jezyk francuski do niedawna byl jezykiem dyplomacji.
OdpowiedzUsuńTeż myślę, że to nie problem, minister Waszczykowski napisał po angielsku, bo angielski zna i używa w takich sytuacjach. To zdaje się nie jest żadna oficjalna nota, bo od takich rzeczy jest ambasador. Waszczykowski z takimi ludźmi raczej po angielsku rozmawia, więc tak też napisał.
UsuńJa o całej sprawie dowiedziałem się tutaj i nie zamierzam tego drążyć, dlatego nie czytałem nawet tego listu, nie mówiąc już o jego recenzji w gazecie, bo w ciemno zakładam, że nic szczególnego tam nie ma, a intencja i myśl w nim zawarta jest jasna. Roztrząsanie jego formy pod kątem poprawności i walorów literackich nie ma raczej sensu.
@Tereska
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem to w ogóle nie jest problem.
Moze i nie, nie bede kopi kruszyc...
UsuńTutaj cos a'propos jezyka angielskiego:
http://www.bbc.com/news/world-europe-39816044
Taki lekki pstryczek dla GB
To jest juz wojna totalna z polskościa, Polską i wszystkim, co z Polską ma związek, bezkrwawa ale powoli nad wyraz skuteczna. A jej symbolem jest Tusk, człowiek z Polski, walczący z nią.
OdpowiedzUsuńNie znam j.angielskiego ponad to, co mi tutaj wytarczy i nie zamierzam poznac go, po co?
@cbrengland
UsuńJeśli Ci wystarczy, to znasz.
Myślę, że istotą sprawy jest cały "montaż" gazowni. Nie chodzi tutaj ani o język angielski ani o prawidłowość jego używania. Nie jest to też emanacje kompleksów gazowni, tylko intencjonalnym podtrzymywaniem "naszego" kompleksu związanego z językiem angielskim i jego znajomością lub nie, który jeszcze od czasów poprzednich wisi jak smog nad nami, a gazownia wykorzystuje to aby nas gnębić, pokazując jaki to obciachowy jest obecny establishment. Gdyby to oni pisali ten list to zapewne wytłumaczyli by nam , ze angielski dzisiaj jest tak różnorodny i w większości swoich odmian odbiegający od prawidłowości, ale w istocie stanowi on wspólny kod porozumiewania i ważne jest jedynie to aby był zrozumiały przekaz a nie jakieś tam gramatyki , stylistyki itd. Czyli chodzi o to żeby nadmuchać temat i przy okazji wszystkim zrobić źle.
OdpowiedzUsuń@sąsiad Grula z Sieprawia
UsuńNo więc dobra, sprawę Gazowni mamy wyjaśnioną. Co w takim razie z tym Jackiem i tą nauczycielką z Pucka? Czy mozliwe, że tpo są dzieci redaktorów "Wyborczej"/
Używają autorytetów, które sami kreują dla potrzeb danego tematu przy okazji oswajając publikę z kłamstwem używanym bez żenady w życiu publicznym. Chyba już nie zrezygnują z tych osobiście sprawdzonych schematów, z ulubionych chwytów poniżej pasa. To ich norma i chcą, aby stała się naszą.
OdpowiedzUsuń@Emi
UsuńNiestety najczęściej osiągają przy tym bardzo dobre wyniki.
@toyah
OdpowiedzUsuńMasz, oczywiście, rację. Prawdopodobnie nie tylko różni tłumacze wobec cudzego tłumaczenia, ale nawet ten sam tłumacz za swoim kolejnym podejściem stwierdziłby, że w jego poprzedniemu tłumaczeniu przydałyby się zmiany. To tyle w sprawach "techniczno-językowych".
Chcę jednak nawiązać do jednego z komentarzy
@Terseka 11:25
Waszczykowski wypowiedział się jako osoba oficjalna adresując wypowiedź do osoby, która na razie nie jest oficjalną (ten Macron). Przypuszczam, że dlatego Waszczykowski użył "innego stopnia swobody formalnej".
Trzeba zaś uwzględnić, że z samego faktu, wypowiedzi czynionej w imieniu Polski, już wynikała czynność dyplomatyczna, choćby - z całym szacunkiem, na jaki Macron zasługuje - wypowiedź dotyczyła dowolnej francuskiej łajzy.
W tym miejscu trzeba przejść do zagadnienia języka dyplomatycznego jako takiego. Jedna z najcelniejszych definicji, jakie spotkałem, jest nieco wulgarna, ale przez to po żołniersku celna:
Język dyplomacji polega na tym, żeby tak komuś powiedzieć: "spierdalaj", aby ten ktoś poczuł dreszcz radosnej emocji przed czekającą go podróżą pełną niepewności.
Gazeta ma kompleksy typowe dla tych, co "w d..e byli, g...o widzieli" (jak mawiała moja ś.p. babcia). W Anglii, rodowici Anglicy notorycznie mylą their, there i they're, używają "could of" zamiast "could have", "those", zamiast "these", itd. Polak wykształcony na podręcznikach jest zazwyczaj zdziwiony, jak bardzo jęz. angielski "szkolny" różni się od codziennej praktyki jego użytkowników w samym centrum Imperium. To samo tyczy się w ogóle mitu jakiejś cywilizacyjnej wyższości "Europejczyków" nad nami. Wystarczy tam jechać na miejsce i zobaczyć, że to mit.
Usuń@insane
UsuńThey can't get no satisfaction.
@orjan
UsuńChodzi o to, że ani ta nauczycielka z Pucka, ani też ten tłumacz z MSZ-u, ani oczywiście ja nie jesteśmy na tyle kompetentni, by autorytatywnie poprawiać tego typu teksty, o ile oczywiście nie chodzi o kwestie najbardziej podstawowe. Ja w życiu bym się nie odważył przedstawić opinii na temat jakiegoś tłumaczenia w oparciu o argument typu "ja bym to ujął inaczej". A tam nie ma praktycznie nic ponadto. Pamiętasz jak ja zrobiłem tłumaczenie napisów do tego filmu o żołnierzach wyklętych, oni to dali to sprawdzenia jakiemuś nejtiwowi, a on to najpierw całe pokreślił, skasował honorarium i wrócił do codziennych zajęć. Kiedy zrobiłem z tego aferę on sie odezwał i zaczął coś tłumaczyć właśnie w tym sensie, że jego praca korektorska składa się z trzech poziomów i jeden z nich to właśnie ten, że "ja bym to ujął inaczej", no i że faktycznie moje błędy zawierały się w tym przedziale.
Chodzi o to, że jeśli teraz znajdziemy jakiegoś eksperta i go zapytamy, czy powyższy komentarz jest napisany poprawnie po polsku i w dodatku obieca mu się za tę robotę jakieś pieniądze, on znajdzie kupę powodów, by to zmienić choćby i dziesięciokrotnie, tylko po to, by udowodnić, że się napracował.
Nie ukrywam, że wielu nauczycieli, czy tłumaczy, to wybitnie niekompetentne towarzystwo, jednak tego nie są w stanie ocenić ani redaktorzy z "Wyborczej", ani tym bardziej oni sami.
@insane
UsuńZgoda, ale to jest już inna kwestia.
@toyah 12:42
UsuńNo pewnie. W tamtej sprawie szczególnie utkwił mi w pamięci ten moment, w którym jakiś ktoś skrytykował (cytuję z pamięci) Twoje tłumaczenie: "wynośmy się stąd" od angielskiego "beat it", że wcale nie chodzi o pobicie.
Gostek miał braki w wyrobieniu kulturalnym, bo do jego jaźni nie dotarł Michael Jackson
https://www.youtube.com/watch?v=Ym0hZG-zNOk
Mi kiedyś tłumacz korektor zjechał tłumaczenie bardzo fachowego tekstu za "niski ogólny poziom" i "błędy merytoryczne". Sęk w tym, że tekst dotyczył mojej "działki" i mogę się zgodzić, że językowo nie był na poziomie Goethe'go, ale merytorycznie z pewnością poprawny, a przede wszystkim jednoznaczny. Ten korektor wiedział przy tym po kim poprawia. Elokwentny ignorant zawsze postawi na swoim.
Usuń@orjan
UsuńFajne, ale to jest szczegół. Ja takich historii znam dziesiątki.
Ja myślę, że nauczycielka z Pucka i Jacek są po prostu pożytecznymi idiotami, a możne Jacek jest jakimś stałym współpracownikiem gazowni, w każdym razie jeżeli są po tamtej stronie to samo powołanie się na nich "organu" ich przecież nobilituje, no i niejeden poleci później do nich jako do ekspertów od j.angielskiego...
OdpowiedzUsuń@@sąsiad Grula z Sieprawia
UsuńTeż mi to przyszło do głowty.
@sąsiad ...
UsuńW kwestii formalnej:
1) Paulina Labuda, nauczycielka języka angielskiego w I LO im. Stefana Żeromskiego w Pucku promieniuje wiedzą i wieloletnim doświadczeniem tłumackim, które można tu obejrzeć:
http://www.lo-puck.gda.pl/index.php/nasza-szkola/kadra
2) natomiast tzw. "Jacek, wieloletni nauczyciel kilku warszawskich szkół językowych" jest człowiekiem chroniącym swoją anonimowość w zacnej sprawie tłumackiej. Możemy to rozpoznać na wiele sposobów, od skromności, po wstyd, lecz i tak powszechnie wiadomo, co uczciwy człowiek robi z anonimami. Na pewno nie robi z nich autorytetów.
@orjan
UsuńTo ja już wiem, jak to jest, że jej uczniowie są tacy biegli w przedimkach. Ja kiedyś pracowałem
z kobietą, która sprawdzała testy w ten sposób, że czytała uczniom odpowiedzi, a oni tylko potwierdzali, że tak właśnie napisali. Ona też twierdziła, że oni są tak dobrzy, że ona już nie ma pomysłów, jak ich uczyć.
@sąsiad Grula z Sieprawia
UsuńNie sądzę. Ja znam paru takich, co są głęboko przekonani o swojej wyjątkowości.
A swoja drogą możne to być jakaś gazowniana progenitura..
OdpowiedzUsuńJa nie mam żadnych problemów z angielskim, nie umiem i już
OdpowiedzUsuńProszę Pana.Jeśli publikuje się coś w języku obcym na szczeblu MSZ,to WYPADALOBY sprawdzić publikowany tekst pod katem zawartości,gramatyki i stylu.Taka mała rada,ktora wskazuje na profesjonalizm irzędu,ktory reprezentuje nasz kraj.Czy pracują tam ćwokibez wiedzy podstawowej?Przecież nie pracują tam charytatywnie.Jeśli tak,to wymaga się POPRAWOŚCI szerko rozumianej,w tym i z zakresu przedimków.Czyli wedle Pana rozumowania,to fajnie,ze w MSZ teksty pisane są przez dyletantów,nie są korygowane?Uwaza pan to za sytuację calkiem normalną?Na takim szczeblu?Taka pokretna logika.
OdpowiedzUsuń@Wieminiepowiem
UsuńJa mam dla ciebie propozycję (krok jeden). Weź ten tekst już z poprawkami wybiórczej i sprawdź go "pod kątem zawartości, gramatyki i stylu" dodając swoją intencję, że szukasz byle okazji, aby się tylko przyczepić.
Po takim doświadczeniu może zrozumiesz, o czym tu naprawdę jest mowa.
Wtedy (krok dwa) przeczytaj swój komentarz z 16:15 i zobacz jak on niechlujnie jest napisany. I z czymś takim chcesz tu robić za arbitra elegancji?
Weź się napij.
@Wieminiepowiem Ja
UsuńJa naprawdę nie jestem w stanie głupszej części publiczności osobno tłumaczyć sensu moich notek. Przepraszam.
A,być może wedle piszacych tu i autora wpisu GW się "czepia",ale nasuwa się takie pytanie:czy jeśli w tak "błahej"kwestii jak jakiś tekst po angielsku jest slabo,to jak to wygląda w przypadku grubszych kwestii w MSZ?Totalna zapaść i degrengolada?
OdpowiedzUsuń@wieminiepowiem
UsuńTa zapaść i degrengolada to jest twoja ocena, czy powtarzasz ją po kimś.
Jeśli twoja, to powinieneś rozumieć istotną różnicę treści między zwrotem:
statement in connection with
a
statement regarding (sth)
Oświadczenie w związku z czymś, to jest coś istotnie innego innego, niż oświadczenie dotyczące czegoś, tzn. jakiejś sprawy. Dla Polski w wynurzeniach wyborczych tego Macrona nie ma bowiem żadnej sprawy
Najpierw trzeba umieć korzystać z języka polskiego. Ja znam angielski piąte przez dziesiąte, ale polski i obowiązki polskie znam dobrze.
@toyah
Przepraszam, ale tego idioty już nie wytrzymałem.
Ale o czym Pan pisze?Przecież związku z moim wpisem nie ma żadnego.Pisze Pan dla samego pisania?Czy odpowiada Pan na pytania?
Usuń@Wieminiepowiem Ja 17:09
UsuńZakładając, że zwracasz się do mnie, lecz z niechlujstwa zapomniałeś zaadresować wypowiedź, wskazuje co następuje:
1) tu żadnego twojego wpisu nie ma. są komentarze.
2)pytania żadnego nie zadałeś. W języku polskim (w odróżnieniu od onetowskiego) nie wystarczy na zakończenie twierdzenia umieścić znak zapytania.
3)zaproponowałem ci, weź się sam za sprawdzenie także tego, co naplotła wybiórcza bowiem: "nauczyli gówniarza, a ten chodzi i powtarza (z przysłów polskich).
4) dla pokazania ci dyletanctwa tej całej wybiórczej z jej angielskimi tłumaczeniami, sięgnij sobie do słowników, to dowiesz się, że użyty przez Waszczykowskiego w tytule oświadczenia zwrot "in connection with" (tożsamy znaczeniem z ang. "apropos of") nie ma zaproponowanego przez wybiórczą synonimu "regarding".
Możemy bowiem oświadczać w związku z czymś, ale dyplomatycznie nie mamy zamiaru tego dotykać. To może pojęciowo trudne, ale da się zrozumieć. Potrzebny rozum.
"Czy ktoś z nas jest w stanie sobie wyobrazić sytuację, że francuscy dziennikarze rozsyłają ów list do zaprzyjaźnionych nauczycieli, żeby ci sprawdzili go pod kątem poprawności, a następnie urządzali ogólnofrancuską „bekę” z powodu rzekomego wstydu, jaki sobie właśnie ktoś tam narobił wobec Polski i świata? Ktoś powie, że gdzie Francja, a gdzie Polska, że za wysokie progi i trzeba nam znać swoje miejsce? No tak, jasna sprawa. Nie mam już nic do powiedzenia."
OdpowiedzUsuńNo ale tak wlasnie mysla i postepuja dziennikarze Gazety Wyborczej i ci wszyscy inni ktorzy usiluja nas utrzymac na poziomie wioski Pigmejow.
Nikt nie rozsyłalby tekstu do "zaprzyjaźnionych"nauczycieli,celem ich korekty,bo zostałyby napisane przez profesjonalistów.Takie błędy nie powinny mieć miejsca w MSZ.Takie błędy mogą robuć właśnie owi wspomniani już maturzyści,a nie eksperci w MSW.Bo przecież ten rząd to sami eksperci są,czyż nie?;-)Poza tym,zwracają się do prawdopodobnue przyszłej glowy panstwa.I rzeczywiścue Francuzi znający angielski mogą mieć niezłą bekę z angielszczyzny i stylu naszego MSZ.Czasem wartałoby posypać glowę popiołem,przyznać się do błęsu i po sprawie.No,ale to jest ponad mozliwościami naszych rządzacych.
Usuń@Wieminiepowiem Ja 17:46
UsuńIle razy potrzebujesz powtarzać dowód na swój idiotyzm? Poza tym jesteś nudny.
@Krzysztof
Wywal go.
Oj,Orian,Orian.Jak nie pasują argumenty,prawda w oczy kole,nie wiesz co mądrego odpisać,to od razu ma Pan Krzysztof mnie wywalać?Podyskutuj ze mną merytorycznie,bez wyzwisk,wyrzucania,itd.Czy to kółko wzajemnie poklepujacych się po plecach?To po co bloga publicznie pisać,kiedy przy wódce mozna spokojnie poładować w "onych" bejsbolem bez konieczności polemiki?
Usuń@Wieminiepowiem Ja 18:41
UsuńA co ty dotychczas napisałeś merytorycznego?
Jakie konkretne argumenty dotychczas wskazałeś i w związku z konkretnie czym?
Weź to jakoś zrekapituluj, to zobaczymy.
Argumenty merytoryczne z mojej strony:
Usuńpismo jest napisane z błędami-masz pecha,bo jestem po filologii angielskiej
od urzędów tej rangi wymaga się bycia PROFESJONALNYM-czyż nie?Za to się im płaci oraz z tego rozlicza.
kolejno,każdy ma prawo do błędów,ale również tak poważny urząd jak MSW powinien się przyznać do błędów i poprawić je.Tak nakazuje przyzwoitość i klasa.Czy myślisz w tej kwestii inaczej niż ja?Robi się to po to,by wlaśnie powoaga urzędu MSW została zachowana,żeby sobie nikt podśmiechujek nie urządzał kosztem wizerunku naszego kraju.
kolejno:mniemam,ze MSW stać na oplacenie tlumaczy języka nie tylko angielskiego,ale także każdego innego.By się nie ośmieszał i nie szedł w zaparte.
@Wieminiepowiem Ja
UsuńNo, jakże mi miło porozmawiać ze specjalistą anglistą. A jak - ty fachowiec - oceniasz tekst z poprawkami GW, że uprzejmie wrócę do pytania, które zadałem ci parę godzin temu?
No już. Wskaz tam błędy poprawiacza.
With interest-polonizm
Usuńan allied country that like Poland-strasznue niezdarnie ujete.
Make comparisons-się używa.
Its domestic...
Wie Pan,dyplomu nie znalazłam na śmietniku.I nie muszę udowadniać swoich kompetencji.A MSW powinien miec świetnych tłumaczy,którzy na głowe biliby "zaprzyjaźnionych nauczycieli GW."To tylko kilka przykładów,a i brak czasu present perfect w zdaniach.
Pisze pan bez sensu, MSZ nie jest agencją tłumaczeń, tylko instytucją powołaną do pilnowania polskich interesów. Matura z angielskiego będzie w poniedziałek, proszę się wykazac przy sprawdzaniu prac. Oczywiście mogoby to być napisane lepiej, ale to bez większego znaczenia. Proszę sobie posłuchac obrad ONZ, czy innego międzynarodowego gremium, to uświadomi pan sobie, co to znaczy język angielski. Będzie pan miał niezłą bekę.
UsuńTrudno mnie nazwać fanem ministra Waszczykowskiego, ale angielski to on zna i swobodnie się nim posługuje. Co do tłumaczy, to akurat tak się składa, że znam paru, pracujących dla rządu, w tym MSZ i nie tylko dla tego rządu, ale również dla poprzedniego i jeszcze poprzedniego, a jak będzie rząd następny, to i dla niego będą pracować. Pan mówi, że to ta ekipa? Twierdzi pan, że Waszcz przyszedł do resortu z tłumaczami? Sprzątaczki też wziął swoje? Zdziwiłby się pan, jak niewielu ludzi się zmieniło.
@Wieminiepowiem 19:41
UsuńBardzo mi przykro, ale nie rozumiesz, co się do ciebie mówi. Miałeś zrecenzować tłumaczenie tego poprawiacza z GW, a nie podpinać się pod nie.
Jeśli dotychczas się nie domyśliłeś, to główną tezą tutejszej dyskusji jest, że każdy następny tłumacz potrafi skrytykować swojego poprzednika tłumacza. Widocznie ty nie potrafisz.
W ogóle sposób twojego wyrażania się, słownictwo, składnia, itd. kojarzy się raczej z kimś młodym, słabo wykształconym z dużego miasta z dostępem do internetu.
W tę twoją anglistykę raczej nie uwierzę, przynajmniej w jej należyty poziom, bo najwyraźniej nie potrafisz rozróżnić zaproponowanego przez GW "(we are) carefully following ..." = "starannie śledzimy..." od oryginalnego "(we are) following with interest ...", co w tym i dalszym kontekście wypowiedzi MSZ oznacza: "przyglądamy się z uwagą /zdziwieniem ...".
Jeszcze raz powtarzam: tematem tu jest, że każdy kolejny tłumacz przetłumaczy inaczej. Tym bardziej, gdy jak te dyletanty z wybiórczej (i ty sam), tłumacz nie potrafi zrozumieć, co tekst ma wypowiedzieć, albo - co gorsza - tłumacz usiłuje sam wypowiedzieć się, zamiast przetłumaczyć zgodnie z intencją autora.
Jeśli rzeczywiście jesteś anglistą, potrenuj na razie tłumaczenia na tekstach prawniczych (najbliższe dyplomatycznym). A najlepiej zacznij od traktatu unijnego w jednobrzmiącej wersji wielojęzycznej. Zrozumiesz, czym jest oficjalny język angielski w porównaniu z literackim.
Bardziej ci pomóc nie potrafię.
@Wieminiepowiem Ja
UsuńTam nie ma błędów. A jednak uległem, cholera.
@WieminiepowiemJa
UsuńTo że jesteś po filologii jest bez znaczenia. Ja znam dziesiątki osób po filologii bez śladu kompetencji.
Ja też:-)
Usuń@Wieminicniepowiem Ja
UsuńWięc nie używaj tego jako argumentu.
Ja też nie rozumiem,gdy na temat języka angielskiego wypowiadają się dyletanci. Niech Pan zapyta swoją Żonę!
Usuń@Wieminicniepowiem Ja
UsuńMoją żonę? Bezczelność waszego pokolenia jest wręcz porażająca.
@Wiemniepowiem Ja
UsuńJa sobie zdaje sprawę z tego, że życie Panią potraktowało okrutnie, ale to naprawde nie powód, bym miał tolerować tego typu zachowanie. Jak mówię, może Pani już iść spać, bo każdy kolejny komentarz będę usuwał.
@Toyah
UsuńTrudno zdzierżyć. Sądzę, że w necie to jest możliwe, bo nie działają pozawerbalne sposoby komunikacji. One i w życiu realnym coraz mniej działają, bo młodzi ludzie są systematycznie szkoleni, że w podręcznikach znajduje się wiedza objawiona i każdy, kto ją posiądzie automatycznie staje się guru.
@All
OdpowiedzUsuńKomentarze niemerytoryczne będę konsekwentnie usuwał.
No coż.Pogadaliśmy z filologami angielskimi.Pogadaliśmy z filologami falszywymi,tymi z wyksztalceniem i bez.I co? I żaden,oprócz mnie nie podał konkretnych błędów. TYLKO WIDZIMISIĘ..STRASZNE.
OdpowiedzUsuń@Wieminicniepowiem Ja
UsuńTy tu liczyłas na to, że my będziemy podawac błędy? Pomyliłaś adresy. Trzeba było pisać do Pucka.
Nie,ja sądziłam,ze Pan jako nauczyciel angielskiego zamilknie w tej kwestii,by się nie ośmieszać.Nie ideologicznie,ale zawodowo.
Usuń@Wieminiepowiem Ja
UsuńNajpierw o mojej żonie, teraz o moim statusie zawodowym? Zanim przyjdzie kolej na moje dzieci, będę musiał Panią komentarze stąd usuwać. Jak mówię, pewnego poziomu bezczelności u w gruncie rzeczy smarkaczy ja nie toleruję.
@wieminiepowiem - może mieszkają w innych miastach/wsiach i nie moga za bardzo iść na wódkę-zostaje wiec blog do naparzania bejspolem...
OdpowiedzUsuń@orjan - on wie ale nie powie - nick wydatnie oddaje rzeczywistość :-)
Wódka jest wraz z bejsbolem dostępna bez ograniczeń.Bejsbol był niezbyt literalny.
Usuń@Wieminiepowiem Ja
UsuńNo to ci podpowiem: Literalna jest wódka. Bejsbol jest dobitny.
Jak to będzie po angielsku? To ćwiczenie w ramach tłumaczeń sensu w dyplomacji.
Potrafisz?
@Niewieminiepowiem
UsuńTak myślałem, że od razu wymiękniesz
Głos na Macrona jest głosem na narodowe samobójstwo Francji.
OdpowiedzUsuńhttp://www.polskacanada.com/aleksander-rybczynski-francja-barykada-europy/
Wrzuciłem to oświadczenie MSZ z poprawkami na Reddit, pytając osoby z zagranicy, czy rzeczywiście jest tak źle napisany.
OdpowiedzUsuńNajbardziej spodobał mi się komentarz o tym, że jedyny prawdziwy błąd, czyli użycie słowa "recall" w sensie "przypomnieć, zauważyć" został przez anglistów Wyborczej przeoczony.
Reszta poprawek to czepianie się tekstu, który wg innego z komentujących mógł spokojnie zostać napisany przez native speakera.
I na koniec bardzo dobre podsumowanie kolejnego użytkownika:
"Te poprawki przypominają mi internautów, którzy rozbijają w stu procentach poprawny komentarz na czynniki pierwsze, szukając drobnych błędów, aby je wyolbrzymić, w poczuciu samozadowolenia i urojonej wyższości"
Świetnie piszesz, co nie przeskodzi mi stwierdzić, że użycie "recall" to nie jest błąd. Wprawdzie dość często używa się tego w znaczeniu, cytuję:
UsuńRECALL, bring (a fact, event, or situation) back into one's mind; remember
...niemniej, już na czwartym wysokim miejscu u Collinsa podają uważnym lingwistom znakomicie odpowiadające sytuacji znaczenie:
4. to cause (one's thoughts, attention, etc) to return from a reverie or digression
Macron, a z nim fantaści, snujący niejasne myśli, zostali tym nakazem "NOW, RECALL!" przywołani z marzeń i majaczeń (reverie) do rzeczywistości. Cały ten akapit, i następny, wyjątkowo mi się podoba. It's fine diplomacy at its very best.
Tu nie ma się o co sprzeczać. Nawet jeśli ci oceniający, jakich cytujesz, skupili się na podstawowym znaczeniu, to rzadziej używane znaczenie było już zupełnie poprawne - punkt dla polskiego MSZ-tu, raczej pracujących dla MSZ tłumaczy.
@L
UsuńA zatem lepiej być nie może.
@A.
OdpowiedzUsuńNo i jesteśmy w domu.
Momentami troche drewniane to pismo. Ale b2 by lepiej nie napisal. Wszystko jak piszesz.
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie za notkę. Gdyby nie Ty, nie wiedziałbym wcale, że GazWyb znowu się na siłę wygłupia w jawnie chederski, antypolski sposób. "I zatkali sobie uszy i podnieśli wielką wrzawę, ogłuszając się własnym wrzaskiem" jak to oni mają, od kiedy jest Pismo. Piszę z pamięci, ale popatrzyłem gdzie to jest: Dz, 7, 57. Dwa tysiące lat mija, a oni to jedno tylko potrafią, zagłuszać — po tym można rozpoznawać ich dzisiaj tak samo, jak wtedy, na początku.
OdpowiedzUsuń@L
UsuńCzasem wręcz nie potrafię uwierzyc, jak oni od zawsze są tacy sami.
@L
UsuńPrzed chwilą kliknąłem na link do tej notki i Twoje tutejsze komentarze przeczytałem z prawdziwą satysfakcją. Przyczyny wyjaśniam tutaj:
https://toyah1.blogspot.com/2017/05/o-kamstwie-na-dugich-nogach.html?showComment=1494322902888#c3382739696130945369