Dziś pozwolę sobie przedstawić tekst o charakterze bardziej technicznym, co więcej adresowany bardziej do tych czytelników tego bloga, którzy tu są od niedawna, czy powiedzmy od roku czy dwóch. Otóż zarówno podczas niedawnej serii targów, ale też w korespondencji, jaką ostatnio otrzymuję od tak zwanych old-timersów, pojawiły się pytania: „Panie Krzysztofie, kiedy będzie nowa książka?”, czy częściej nawet „Czy coś pan aktualnie pisze?” Oczywiście, nie będę ukrywał satysfakcji z faktu, że są osoby i że jest ich wcale niemało, którym zależy na tym, bym nadal pisał i że owo oczekiwanie na kolejną książkę wiąże się z pewnymi emocjami. Jest to wiedza bardzo przyjemna, dająca dużo siły do pracy, natomiast to co mnie niezmiennie przy tej okazji niepokoi, to świadomość, że owe naciski zaczęły się pojawiać, gdy od wydania listów od Zyty nie upłynęło nawet pół roku. Z tego co nam wiadomo, Olga Tokarczuk, być może najwybitniejsza polska współczesna pisarka, swoją ostatnią książkę pisała 7 lat i nie wydaje mi się, by sympatycy jej talentu nachodzili ją przy różnych okazjach, pytając, kiedy ta książka będzie gotowa i jak długo będą musieli czekać, aż ona wyda powieść następną. Nie sądzę też, żeby z podobną presją spotykał się Szczepan Twardoch, Zygmunt Miłoszewski, czy nawet Piotr Zaremba. Czytelnicy Miłoszewskiego kupują nową książkę Miłoszewskiego, kiedy ją przeczytają, kupują Twardocha, po przeczytaniu Twardocha, kupują Tokarczuk, po Tokarczuk Stasiuka, po Stasiuku Bondę, po Bondzie Zarembę, a kiedy przeczytają już wszystko, co akurat jest w księgarniach, idą do biblioteki i po raz siedemnasty pożyczają sobie Stevena Kinga, ewentualnie oglądają nowy sezon House of Cards na laptopie. I nie dość, że nikt z nich nie pisze maili do swoich ulubionych autorów, pytając kiedy napiszą kolejną książkę, to zapewne nawet niespecjalnie na nią czekają. Gdy natomiast chodzi o moje książki, czy w ogóle o ofertę Kliniki Języka, mam wrażenie, że mamy do czynienia z czymś naprawdę szczególnym.
Pisałem już o tym. Siedzimy z Gabrielem na targach, przychodzi czytelnik i pyta: „Co dziś nowego?”, na co Gabriel odpowiada: „To, to, to, to, no i jeszcze to”. Na to czytelnik mówi: „To ja poproszę wszystko razem z autografem”, no i kiedy Gabriel zajęty jest pisaniem dedykacji, czytelnik zwraca się do mnie: „A pan, panie Krzysztofie napisał coś nowego?” Odpowiadam: „Ostatnie są listy od Zyty z jesieni”, na to pada odpowiedź: „A, to już mam. Nawet kupiłem trzy egzemplarze dla znajomych. Proszę koniecznie napisać coś nowego. Bardzo czekam na nową książkę o zespołach”. No i wtedy odzywa się Gabriel i sprawę ucina: „Dopóki nie sprzedamy pierwszej, drugiej nie będzie”.
I tu jest problem kolejny. Jest bowiem tak, że ja mógłbym pisać nawet dwie książki na rok, jednak Klinika Języka nie jest w stanie takiego tempa wytrzymać z tego prostego względu, że magazyn nie jest z gumy, a w sytuacji gdy nowe książki pojawiają się szybciej, niż stare schodzą, żeby to wszystko wytrzymać, owe ściany musiałyby być z owej gumy. A już nie wspomnę smutnego faktu, że Gabriel za sam fakt, że te książki tam leżą, też musi płacić i to bardzo, bardzo słono. Klinika Języka bowiem to nie jest jedno z owych licznych wydawnictw, handlujących literacką twórczością wspomnianych Twardocha, Bondy, czy Miłoszewskiego, które w momencie, gdy pierwsza partia tytułu zejdzie, całą resztę wrzucają do Biedronek, Żabek i Stokrotek po 9 zł. od sztuki i w ten sposób uwalniają się od zbędnego balastu. Klinika Języka sprzedaje wszystko do końca i z reguły po oryginalnej cenie. A zatem, jeśli chcemy, by tytułów było więcej, musimy te książki kupować. To jest tak proste, że aż głupio tłumaczyć.
Już słyszę ten krzyk: „Przecież kupujemy!” Otóż proszę sobie wyobrazić, że ci co kupują, to kupują, a ci co nie kupują, to albo nie kupują, albo kupią później, przy lepszej okazji. Czy ja mówię nieprawdę? Proszę w takim razie spojrzeć na jeden z niedawnych komentarzy na blogu Gabriela, gdzie jedna z zachwyconych czytelniczek pochwaliła się, że właśnie kupiła którąś z nowych książek, a ona była tak świetna, że ta ją natychmiast pożyczyła kilku znajomym, którzy ją przeczytali z równym zachwytem. No a ja wtedy natychmiast sobie pomyślałem, że gdybym to ja się zachwycił jakąś książką, to bym swoim znajomym powiedział, że muszą sobie ją koniecznie kupić. A gdybym sam trafił na coś, co choćby w małym fragmencie mnie zachwyciło, to bym w te pędy pobiegł, by to coś sobie kupić. I nie chodzi tylko o książki. Tak samo bym zareagował, gdybym się dowiedział, że w Biedronce sprzedają bardzo dobrego singla po 70 zł. Poszedłbym tam natychmiast i go sobie kupił, a nie poił się czerwonym Johnnym Walkerem, a po szlachetniejsze doznania wbijał się do znajomych na imprezy.
Niestety, obawiam się, że wielu z nas zachowuje się tak jak to opisałem na początku tej notki, czyli kupują wszystko to co kupić trzeba – a co to takiego, to przecież wszyscy wiemy, prawda? – a potem, czekając na kolejne pozycje, zabijają czas oglądaniem filmów w laptopie, ewentualnie spędzając czas na blogach, które jak wiemy są za darmo. Popatrzmy na koniec na mnie. Dotychczas wydaliśmy osiem moich książek. Dwie się sprzedały, jedna z nich już została wznowiona. Nakład dwóch kolejnych jest już na wyczerpaniu, ale wciąż jeszcze chwilę to potrwa zanim będziemy mogli się zastanowić nad ich dalszym losem. Problem polega natomiast na tym, że na ile potrafię dobrze ocenić liczbę czytelników tego bloga, i to tylko tych, którzy tu przychodzą codziennie i w dodatku robią to z prawdziwą radością, zdecydowana większość z nich, książki, których okładki są przedstawione tuż obok, od lat planuje sobie kupić, no ale ich nie kupuje, ponieważ zawsze pod ręką jest coś bardziej… no tu brakuje mi odpowiedniego słowa. Bo nie chodzi tylko o to, że oni poszukują czegoś co nosi bardziej poważne pieczęcie. To też, ale pewnie nawet nie przede wszystkim. Chodzi o to, że po co wydawać pieniądze na coś, co tak naprawdę jest do poczytania codziennie i w dodatku za darmo? Przepraszam za tę brutalność, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że mam tu całkowitą rację. Kiedyś nawet pewien nasz kolega sformułował tę myśl najbardziej dosłownie: „Po cholerę mam kupować twoje książki, skoro i tak wszystko co masz do powiedzenia mogę sobie poczytać tu na blogu?”, lub moja żona, która mi mówi, że ona nie musi nawet czytać mojego bloga, bo i tak wciąż słyszy jak gadam. Gdyby zatem wszyscy czytelnicy tego bloga, ci dla których on jest autentycznie ważnym źródłem prawdziwej radości – a wiem, że ich są tysiące – kupowali te książki, one musiałby już być od lat wielokrotnie wznawiane. A ja bym stawiał na głowie, by wydawać kolejne.
Ktoś mi powie, że to bardzo brzydko z mojej strony wymuszać na czytelnikach tego bloga kupowanie moich książek. Otóż wbrew pozorom ja nikogo do niczego nie zmuszam. Nawet mi w głowie mieć do kogokolwiek pretensje o sposób, w jaki on gospodaruje swoim budżetem na tak zwaną kulturę. Piszę natomiast to co piszę w jednym praktycznie celu. Otóż chciałbym tym wszystkim, którzy mnie pytają, kiedy ja napiszę, a Gabriel wyda moją dziewiątą w ciągu sześciu lat książkę, przekazać wiadomość, która ich prawdopodobnie zasmuci. Na moje oko, nie nastąpi to zanim uda nam się zamknąć pierwszy nakład książek wydanych dotychczas. A daję najszczersze słowo honoru, że gdyby tylko była taka możliwość, to ja jestem w stanie w ciągu jednego miesiąca przedstawić cztery kolejne tytuły. Tylko jeśli już to nastąpi, to naprawdę nie po to, by one zalegały w magazynie w Grodzisku Mazowieckim, a reszta krążyła z rąk do rąk, tak by każdy chętny mógł się nimi za darmo pozachwycać.
Nasza księgarnia, gdyby ktoś nie pamiętał, znajduje się pod adresem www.coryllus.pl.
Nasza księgarnia, gdyby ktoś nie pamiętał, znajduje się pod adresem www.coryllus.pl.
Jako nowy czytelnik pańskiego bloga popieram Pana w całej rozciągłości. Na marginesie dodam tylko, że "39 wypraw na dziewiąty krąg" czytało się w wielką przyjemnością.
OdpowiedzUsuń@Anonimowy
UsuńSkoro tak, to nastepnym razem proszę wybrać opcję "nazwa". Anonimowe komentarze z reguły są tu wybierane przez trolli.
A za dobre słowo dziękuję.
@Krzysztof
OdpowiedzUsuń... pojawiły się pytania: „Panie Krzysztofie, kiedy będzie nowa książka?”, czy częściej nawet „Czy coś pan aktualnie pisze?”
Zadają Ci dwa pytania. Na razie odpowiedziałeś tylko na pierwsze :)
@orjan
UsuńMnie. Na drugie też odpowiedziałem. Poszukaj uważnie.
@toyah, "uśmiechłem" się pod wąsem i cieszę się, że sobie odpoczniesz staruszku.
OdpowiedzUsuńStare chińskie przysłowie powiada:
"jest czas na łowienie ryb i czas na suszenie sieci".
I pamiętaj, że "na bezrybiu i Uś, upssss i rak ryba " :)
@Uś
UsuńTy oczywiście wiesz, że ja z tych książek i z tego bloga utrzymuje rodzinę? I że cokolwiek by się nie działo, starcza mi nawet na drobne przyjemności? A zatem możesz się przestać uśmiechać.
@Uś @Lustereczko
UsuńLustereczko, powiedz przecie, kto najUśmiechniętszy w świecie.
Pyta twój ociec chrzestny.
@orjan
UsuńSwoją drogą, powiedz mi, czemu główny argument, jaki oni przeciwko mnie wyciągają to ten, ze jestem stary i mam ciężką nadwagę. Czyżbym poza tym stał się nietykalny?
Bo przeciętny głupek sądzi wg siebie. Nie żeby był on sam zaraz brzydki ale, że sam siebie nie akceptuje takim, jakim jest. Uważa, ze inni też na to chorują i ciężko przeżywać muszą.
UsuńJak byś był czarnym starozakonnym homoseksualistą...
OdpowiedzUsuń@orjan
OdpowiedzUsuńI tak sie dziwię. jak mozna podejśc na ulicy do obcego człowieka, zawołać do niego "Ty stary grubasie" i liczyć na to, że on się tym przejmie.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń@Godny Ojciec
UsuńKiedyś wskazywano taki dowód, że kobieta nie jest człowiekiem:
"Na ulicy zawołaj za nią: Człowieku! zobaczysz, że się nie obejrzy."
@Godny Ojciec
UsuńPrzepraszam. Chciałem odpowiedzieć na Twój komentarz, ale niechcąco nacisnąłem zły przycisk i go usunąłem. Inna sprawa, że ja i tak nie bardzo zrozumiałem, co chcesz powiedzieć.
:) Zdarza się
UsuńChciałem powiedzieć że zaczepki to zawsze objawienie się jakiegoś problemu a nieprzejmowanie się nimi zwykle problemu nie eliminuje On gdzieś tam kiśnie i może ugryźć jak nie Ciebie to kogoś z bliskich.
Np nachodźcy na granicy o których na razie dowiadujemy się tylko z TV, ale jak się osiedlą w pobliżu naszego osiedla może być niefajnie
@autor, wiem i dlatego mnie dziwi twoje postępowanie na tym blogu. Teraz jesteś zdziwiony, że ludzie wytykają ci wiek, otyłość. Ja mam inny zarzut- chamstwo w całej rozciągłości.Kilka słów na temat twoich książek. Nie kupiłem żadnej. Wielokrotnie zachwalałeś książkę/listy pani Zyty/. Nie posiadasz listów z okresu kiedy współtworzyła PO i rządziła- a to w moim przekonaniu byłoby ciekawe i warte kupienia. Nie kupię twoich książek bo żyjemy w czasach, że każdy może byle co napisać, dobrze zareklamować i sprzedawać. Potwierdziłeś niejako, że to dobry interes. Tacy ludzie jak niżej podpisany ożywiają twojego bloga, a ty tego nie zauważasz i bazujesz na mydłkach typu orjan.
OdpowiedzUsuńPobudka, obudź, bo będziesz musiał wziąć sie do pracy- emeryturka dopiero za kilka lat.
ps
Jedną z setek moich ulubionych książek jest "Mistrz i Małgorzata"- popełnij takie cosik to z przyjemnością kupię
@Uś
UsuńNo niestety ten poziom bezczelnej arogancji eliminuje cię z tego bloga. Każdy następny twój komentarz zostanie natychmiast usunięty.
@Uś vel @lustereczko
UsuńObawiam się, że skoro "wytykanie wieku" spotyka się z twoim poparciem, to niewiele rozumiesz nie tylko z Mistrza, ale nawet z Małgorzaty.
"Setki ulubionych książek", nikt ci nie dorówna!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo jest cena codziennego bloga. Na przykład Baśnie podobaly mi sie ale... najlepszych kawalkow/tekstow Coryllusa nie kupię - blog wystarczy. Co jeszcze? Są pewnie inne mozliwosci promocji książek ale Wydawca nie cierpi dobrych rad (to zrozumiale) więc przelomu sprzedazowego moze nie byc. Z resztą jesli sam pisze i w dodatku wszystkim zarządza - to naprawdę dobrze to wszystko idzie. Nawet bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuń@Ogrodniczka
UsuńPowinnaś je kupić. To są dwie bardzo dobre książki. Można je czytać na okrągło.
A mi się akurat Baśnie, poza I, niespecjalnie czyta. Za to bardzo dobrze czytało się Atrapię i Dom z mchu. Gospodarza polecam zwłaszcza Listonosza.
OdpowiedzUsuń@Jarosław Zolopa
OdpowiedzUsuńJa z kolei bym polecał Gabriela "Dzieci PRL-u". Moim zdaniem, to jest w ogóle najlepsza książka na świecie. Chociaż on twierdzi, że lepsze są moje "Marki, dolary...
Krzysztof Osiejuk - Marki, dolary, banany i biustonosz marki Triumph
UsuńW książce, która przed nami, chciałbym bardzo opowiedzieć o tym, jak wtedy bywało. Komu? Każdemu kto będzie miał ochotę sobie powspominać, no ale przede wszystkim tym wszystkim, którzy urodzili się już po, i widzą tak bardzo jasno, że jest zwyczajnie do dupy.
30,00 zł
http://multibook.pl/pl/producer/Klinika-jezyka/198
I za takie cuś mam zapłacić 30zł?
Panie, z drzewa sie pan urwał!!!
@Panie Bananie
UsuńNiestety nie zrozumiał Pan mojej notki. Ona nie była adresowana do miłośników prozy Andrzeja Stasiuka.
@ Pan chyba mnie nie zrozumiał.Mam pod bokiem Bibliotekę, która sprowadza wszelkie nowości. Z ciekawości spytałem się czy wiedzą o Waszym istnieniu- oczywiście nie wiedzieli. Kiedy podałem ceny Waszych książek, to z uśmiechem powiedziano mi, że w takich cenach, to oni kupują bestsellery.Aha, na żadne targi nie jeżdżą i dziwią się, że wydajecie forsę na targi zamiast na akwizytora.
UsuńNie znam Pana Stasiuka :)
I jeszcze jedno, samozadowolenie i spoglądanie na innych z wyższością, to nic innego jak pycha, która prowadzi jak wiadomo do upadku!
@banan
UsuńMoim zdaniem w tym co piszesz nie ma nic poza samozadowoleniem i spoglądaniem z wyższością. Nie spodziewałeś się, prawda?
Witam,
OdpowiedzUsuńZ tym kupowaniem książek jeszcze jest jeden problem: Miejsce w naszych zazwyczaj ciasnych i małych mieszkaniach. Między innymi z tego powodu praktycznie zrezygnowałaem z pozycji drukowanych na rzecz e-book'ów. Klasyczną bibliotekę w moich 45m2 też mam niemałą ale prawdę mówiąc dużo więcej nie będzie.
Zygmunt Leśniak Chorzów-Batory
@Zygmunt Leśniak
OdpowiedzUsuńNie ma takiego mieszkania, gdzie się nie zmieszczą książki z Kliniki Języka.
Ostatnio rozmawiałem z właścicielem sklepu zabawkowo-papierniczego z aneksem księgarskim. Aneks zawalony był samymi śmieciami od podłogi po sufit. Próbowałem namówić księgarza żeby nawiązał współpracę z Kliniką Języka i sprowadził całą jej ofertę żebym mógł sobie dotknąć i podczytać przed zakupem. Pan powiedział, że pomyśli o tym jak sprzeda to co mu zagraciło zaplecze i aneks. Powiedziałem mu że szkoda bo tego śmiecia którym się zabetonował nigdy nie sprzeda. Chyba to wiedział wcześniej ale widać było że bał się wypowiedzieć to na głos
Usuń@Godny Ojciec
UsuńNaszych książek Pan by też nie sprzedał. No niech Pan sam powie.
Pan by kupił?
Gdybym wiedział jak zwiększyć sprzedaż książek Kliniki Języka to bym wam zaproponował deal.
UsuńPan księgarz, z którym rozmawiałem popełnił podstawowy błąd: zainwestował własną kasę w zakup bezwartościowych książek. Książki bezwartościowe to takie z których nie ma żadnego pożytku. Np ilustrowane encyklopedie niby że dla dzieci, w których nie ma indeksu a nawet jak jest to nigdy nie ma w niej szukanego hasła.
Co do Twojego pytania to w zakupie przez internet przeszkadza mi wysoki koszt przesyłki i uciążliwości związane z płatnością i odbiorem towaru, oraz niepewność czy na pewno dojdzie :)
Zakupu przez internet świetnie się sprawdzają kiedy są grupowe tzn kiedy służą integracji grupy, kluby, stowarzyszenia. Trzeba więc takie społeczności stworzyć albo zainteresować istniejące...
Usuń@Godny Ojciec
UsuńMasz rację. Ten strach przed tym, że albo nie będziesz miał jak odebrać przesyłki, albo że ona w ogóle do Ciebie nie dotrze mógłby Cię zabić. No i jeszcze ten brak integracji. Tragedia.
@Godny Ojciec
UsuńA o sprzedaż się nie martw, dobrze? Mój tekst nie był apelem o wsparcie, tyko stanowił wyjaśnienie, dlaczego ma razie nie będzie nowej książki. Rozumiem, że to nie jest Twój problem.