Jarosław Kaczyński zapowiedział zrównanie
z ziemią owej patologii, funkcjonującej u nas od lat pod nazwą: „Nikt nas stąd
nie usunie” i natychmiast podniósł się powszechny wrzask, tyle że gdyby ktoś
się spodziewał wśród tego zgiełku usłyszeć szczere wyznanie, że, owszem, my tu
walczymy o życie, może o tym od razu zapomnieć. Jedyny argument, jaki wyciągają
na swoją obronę owi wieczni prezydenci, burmistrzowie, czy diabeł jeden wie,
jak się te ich żałosne funkcje nazywają, to ten, że oni na swoje stanowiska
zostali wybrani przez niczym nieskrępowany lud, no a poza tym ów wybór był jak
najbardziej słuszny, zasłużony i z nieocenioną korzyścią dla miasta.
A ja od razu zmuszony jestem przyznać, że
wobec tego rodzaju szantażu, wszyscy ci, którzy – że zacytuję pewną starą
piosenkę – widzą, słyszą i czują, stają całkowicie bezradni. I to wcale nie
dlatego, że z demokracją, jak wiemy, się nie dyskutuje, ale dlatego, że prędzej
czy później trzeba nam będzie przyznać, że jeśli tylko konsekwentnie
poprowadzimy swoją linię argumentacji, będziemy musieli przyznać, że w znacznej
części jesteśmy do tego stopnia głupi, że naprawdę na nic lepszego nie zasłużyliśmy.
A tego, poza samymi zainteresowanymi, nikt nam nie daruje
Ja na szczęście z tym nie mam
najmniejszego kłopotu, a zatem bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia oświadczam,
że taka jest właśnie prawda. W znacznej części jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, a
więc głupi, naiwni i gnuśni, fakt ten jest bezlitośnie i w sposób najbardziej
bezczelny, przez tę bandę oszustów i złodziei wykorzystywany, my się oczywiście
tego zażarcie wypieramy, w efekcie czego oni mają do końca zapewnione wszelkie
możliwe przywileje, a nam najwyżej pozostaje sobie raz na jakiś czas
ponarzekać. Parę dni temu w TVP odbyła się dyskusja na ten temat i jeden z
gości – nie wymienię nazwiska, by nikt mi nie zarzucił, że popadłem w obsesję –
przedstawił opinię, że praktyczna nieusuwalność z urzędu dotychczasowych
burmistrzów, czy prezydentów, jest spowodowana tym, że walczące ze sobą
Platforma Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość nie są w stanie wystawić
przeciwko nawet najbardziej skompromitowanym urzędnikom nikogo, kto byłby w
stanie zmierzyć się z ową nieszczęsną inercją i dać nam jakąkolwiek nadzieję na
zmianę. Otóż to jest dokładnie taka sama nieprawda, jak całe to kłamstwo, na
którym ów system tak zwanej „lokalnej samorządności” od lat się opiera, czyli
próba wmówienia nam, że to gówno, w jakim zostaliśmy zanurzeni, to jest
wszystko, na co nas stać i czego możemy od życia oczekiwać. Tymczasem rzecz
polega na tym, że w obecnym systemie, choćby nawet doszło do sytuacji tak
absurdalnej, że na każdym możliwym lokalnym szczeblu Platforma Obywatelska i
Prawo i Sprawiedliwość wystawiła przeciwko komuś takiemu jak prezydent Sopotu
kandydata absolutnie wybitnego i najlepszego, on też by z tym całym Karnowskim
przegrał. I to wcale nie dlatego, że nawet najlepszy kandydat spoza lokalnych
struktur, jest gorszy od tak zwanego „samorządu”. Faktyczny problem polega na
tym, że po tych wszystkich latach niczym nieograniczonej władzy, wspomniany
Karnowski zdołał zgromadzić w swoim ręku wystarczająco dużo instrumentów, które
sprawią, że gdy dojdzie do demokratycznych wyborów, nikt nawet nie piśnie. W
najgorszym wypadku frekwencję zrobią ludzie z Karnowskim biznesowo i rodzinnie
związani, i to oni wszystko załatwią.
Żeby, postępując zgodnie z dotychczasowym
prawem, pozbawić – trzymajmy się może tego akurat przykładu-symbolu –
Karnowskiego urzędu, trzeba by było w jakiś absolutnie cudowny sposób kazać
większości mieszkańcom Sopotu zaangażować się w sprawy publiczne bardziej, niż
oni mają na to ochotę, lub – co może jeszcze ważniejsze – do czego oni dziś
czują się zachęcani. Bez tego, większość z nich, wychodząc z założenia, że, póki
co, jakoś człowiek sobie daje radę, albo machnie na ten cały cyrk ręką, albo
zagłosuje za zachowaniem status quo. Bo czemu niby nie?
Bo, tak jak wspomniałem już wcześniej,
ludzie są jacy są i tego nie zmienimy. Jeśli chcemy, by większość społeczeństw
postępowała zgodnie z publicznym interesem, musimy, doprowadzić ludzi do tego
przy pomocy prawa, albo przez najbardziej perfidną propagandę, prowadzoną na
takim poziomie, by jej uległ nawet największy idiota. A więc przez tyle już
razy tu wspominany pop. A to naprawdę nie jest takie proste. Karnowski,
Majchrowski, Dutkiewicz, Waltz, czy Adamowicz mieli wystarczająco dużo czasu,
by cały ten system odpowiednio zorganizować i zapewnić mu skuteczne działanie.
My, dopóki przeciwko temu nie zaangażuje się z całą brutalnością państwo, wobec
tego terroru pozostajemy bez szans.
A zatem, przyznając z pokorą, że z
wszystkimi swoim słabościami pozostajemy póki co bezradni, nie mamy innego
wyjścia, jak zwrócić się o pomoc do tych, którzy ją nam oferują i liczyć na to,
że – tak jak to często miało miejsce w przeszłości – oni wykonają tę robotę za
nas. By zobaczyć, jak to wygląda w praktyce, wystarczy sobie przypomnieć
klasyczne westerny z Johnem Waynem.
Zapraszam wszystkich do księgarni
pod adresem www.coryllus.pl, gdzie są do
kupienia moje książki. Nawet jeśli ktoś już swój egzemplarz ma, nigdy nie
zaszkodzi pomyśleć o lokalnej społeczności.
JK jest w ruchach i mimice trochę nawet do Wayne'a podobny...
OdpowiedzUsuń@Jarosław Zolopa
UsuńTyle że się tak nie gibie.
Nieśmiało przypomnę, że największym pracodawcą w takiej Gdyni, której właścicielem od lat jest p. Szczurek, jest Urząd Miasta i podległe mu spółki. Można śmiało powiedzieć, że za dotacje unijne władcy miast, powiatów i gmin zapewnili sobie niezatapialność, chyba że zbankrutują, co w przypadku większości samorządów jest niemal pewne. Wtedy przyjdą, na zgliszcza, zarządcy komisaryczni mianowani przez rząd. Ale to będą zgliszcza i pierwszy ich ruch to wywalenie 80% urzędników i pracowników spółek miejskich. Ale wtedy będzie raban. I jakie będą mieli szanse, ci niezatapialni, na reelekcję gdy mara minie!
OdpowiedzUsuń@Piotr Oleś
UsuńDlatego to jest ostatni moment, by ich powykurzać.
P.S. Nic tak nie ożywia leniwych i porusza gnuśnych jak perspektywa utraty czegoś. Dlatego od lat jestem zwolennikiem wprowadzenia prawa polegającego na tym, że ktoś kto nie weźmie udziału w kolejnych 5 wyborach zostaje na stałe pozbawiony czynnego prawa wyborczego. I tyle!
OdpowiedzUsuń@Piotr Oleś 10.50
Usuńto naprawdę nie jest zły pomysł :-)
Ogrodniczka
@Ogrodniczka
UsuńNiestety nie do zrealizowania.
Nie jestem fanem tzw. demokracji, w tym socjalistycznej, w obu wersjach (sprzed i po 1989), i „rozwiązania cząstkowe” nie zmienią, wg mnie, położenia Polski i nas w Niej. To leczenie objawów, które objawią się, w przypadku zmian, inaczej, ale też z patologicznym sznytem. No, ale moje „marzenia” co do właściwego ustroju, nie mają znaczenia i na tyle są nie realne, żeby móc zająć się właśnie tylko „rozwiązaniami cząstkowymi”. Kadencyjność, maks. dwu- , to w tej sytuacji warunek konieczny ale nie wystarczający. Kadencyjność spowoduje, że patologia, w wydaniu tych a nie innych „samorządowców”, ograniczy się do 8 lat i nie będzie trwać dłużej. No, ale zaraz pojawią się „nowi” samorządowcy” z perspektywą dla siebie 8 lat. Musi istnieć „usuwalność” tych ludzi, i to b. łatwa usuwalność. A i to nie będzie wystarczające bo jak napisałeś, cyt.: „w znacznej części jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, a więc głupi, naiwni i gnuśni, fakt ten jest bezlitośnie i w sposób najbardziej bezczelny, przez tę bandę oszustów i złodziei wykorzystywany, (…) i [moje] trzeba by było w jakiś absolutnie cudowny sposób kazać większości (…) zaangażować się w sprawy publiczne bardziej, niż oni mają na to ochotę (…)”. Ja bym dodał, do głupoty i gnuśności, deprawację. A ponieważ piszesz, „że jest jak jest i tego nie zmienimy”, to żadne zastępcze i „siłowe”, przy pomocy przepisów, posunięcia nie wiele dadzą. JK wierzy, że albo dadzą, albo, że poprawią. Lub też wie, że niczego nie dadzą ale będą to przynajmniej „samorządy nasze”. Jedynym skutecznym posunięciem, dławiącym te patologię, która jest jednym z wielu nowotworów toczących nasz Kraj, jest „sprywatyzowanie” owych „spraw publicznych. Bo o ile w stosunku do „spraw publicznych” jesteśmy głupi, gnuśni i podlegamy deprawacji, to gdyby te „sprawy publiczne” pozostawić we władztwie i decyzji każdego z nas, to okaże się, że w stosunku do tych samych spraw, już nie będziemy tacy głupi, lecz racjonalni i nie będziemy gnuśni, ale weźmiemy energiczne sprawy w swoje ręce, a sami siebie nie będziemy się deprawować w tym okradać. Czyli chodzi o zredukowanie spraw publicznych do racjonalnego / niezbędnego wymiaru a pole owych patologii radykalnie się skurczy. Niestety, wszystko idzie w kierunku wektorowo przeciwnym, bowiem zmiana tego stanu rzeczy nikomu się nie opłaca, a i sami tracący (poszkodowani), czyli my, też nie postrzegamy tego jako stratę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
CMB
@CMB
UsuńMoim zdaniem również dwukadencyjność niewiele rozwiąże. W Katowicach preydent Uszok po tych wszystkich latach się wycofał, wskazując jednoczesnie swojego następcę i ten wygrał bez najmniejszych problemów. Dlaczego? Bo Uszok prosił. Nawet kandydat Platformy, która tu w Katowicach do dziś jest bardzo mocna, nie dał rady.
Jako republika klanowa mamy to we krwi. Nie wiem, czy jest sens to zmieniać, raczej trzeba zmieniać prawo tak, żeby to miało mniejsze znaczenie praktyczne.
Usuń@Jarosław Zolopa
UsuńJeśli zmienimy praktykę, oni zaczną te samorządy urządzać z łapanki. No bo komu będzie zależało iść do normalnej pracy?
Fakt, może tak być.
UsuńTa zmiana, jeśli będzie wprowadzona - to rewolucja. Wprawdzie tak jak opisałeś - różni Karnowscy, Adamowicze czy HGW będą mogli wrócić ale upływ czasu robi swoje. I nie tylko ale i otoczenie i przekaz pop - jak piszesz. Przykład - proszę bardzo.
OdpowiedzUsuńW Piasecznie wiele kadencji był burmistrz związany z PSL-em. I też zbudował swoje koterie. No ale przyszło mu wreszcie przegrać z PO. Potem były kolejne wybory (ostatnie) - znowu wygrało PO, a poprzedni - mimo, że ponownie startował - przegrał. Poprzednie koterie widać nie wystarczyły.
Więc to może być zmiana - duża!
Ogrodniczka
To wszystko jest wielkie urągowisko. Jego podstawy i przyczyny tkwią w koncepcji dawnej reformy samorządowej. Trzeba się zatem najpierw zastanowić, co z tego odrzucić, a co wprowadzić.
OdpowiedzUsuńKadencyjność (max 2 x) powinna przede wszystkim dotyczyć radnych. Natomiast - moim zdaniem - ograniczenie kadencji wójtów/burm/prez. niewiele zmieni. Należałoby zlikwidować wybieranie ich bezpośrednio na rzecz wybierania ich przez nowe rady. Okazuje się bowiem, że podstawą tworzenia koterii jest silny, "osobisty" mandat z wyboru powszechnego dający dyspozycję pieniędzmi i układami majątkowymi.
Zawsze wytworzy się klientela, a obok niej dwór w urzędzie. To są związki szersze i silniejsze, niż polityczne i dlatego te koterie wygrywają wybory. Przyjęcie sztandarów, czy związków partyjnych, to tylko mimikra. Wystarczy popatrzeć na Dutkiewicza we Wrocławiu.
Może warto rozważyć pomysł, aby skarbnika (gł. księgowego budżetu gminy) wskazywał wojewoda zamiast dotychczasowego wybierania przez radę gminy na wniosek wójta/burm/prez., bo ten zawsze zawnioskuje o osobę sobie wygodną.
Słuszna uwaga. W takich układach radny Koderasta z radnym Pisiorem raz wtygodniu umawiają się na flaszkę, albo na ryby - najcześciej na jedno z drugim :)
Usuń@orjan
UsuńI to właśnie miałem na myśli odpowiadając na komentarz CMB.
@ Orjan
Usuń...podstawą tworzenia koterii jest silny, "osobisty" mandat z wyboru powszechnego...
Który to mandat powstaje w przekazie pop - obojętnie czy partyjnym, czy nazwiskowym...
Ogrodniczka
@Anonimowy
UsuńJak powiadają, wszystko ma swoje zady i walety.
W każdym jednak razie, obecne rozwiązania doprowadziły do obserwowanego urągowiska. Wydaje mi się, że motywacją tworzenia się koterii jest podpięcie się pompkami ssącymi pod budżety gminne. Kto zapewni takie podpięcie, ten będzie miał koterię wyborczą, która go wybierze. W tej chwili wiarygodnie oferować może tylko wójt/burm/prez. dlatego, że występuje z "drużyną" pomagierów, którzy już! opanowali wszystkie potrzebne tricki łącznie z robieniem w konia radnych i organów kontroli.
Potem zasłaniają się prawem, lecz pamiętajmy spiżowe prawo oceny: "kto zasłania się samym prawem, ten na pewno jest łajdakiem". Sądy tego nie pokonają, bo zasłaniają się tym samym.
Pozostaje gdzie indziej (tj. poza władzą wójta/burm/prez., a także radnych) ustawić osobę kontrsygnującą decyzje wywołujące skutki finansowe, zawieranie umów, itd. Tylko to rozbije koterie.
@ Orjan 14.51
UsuńDecyzje finansowe podejmują zarówno burmistrzowie/wójtowie jak i starostowie. Często zwalczają się - przy pomocy własnych koterii. Takie walki mogą wyjść często na zdrowie mieszkańcom - bo opinia publiczna może poznać okoliczności wielu spraw, które stanowią swoiste haki na przeciwnika...
Ogrodniczka
@Anonimowy 18:19 tzn. Ogrodniczka
UsuńBył taki jeden kiedyś zwany Mao Tse Tungiem, który lansował m.in. koncepcję, aby siąść na drzewie i patrzeć jak się na dole tygrysy naparzają.
Jednak w tych gminach/miastach świadomość władz jest wystarczająco ułożona, że wydawanie pieniędzy unijnych podlega wpływom Unii. A jednocześnie odmawiają Państwu wpływu (i kontroli) na wydawanie tutejszych pieniędzy publicznych.
Ja nie chcę wpływu Państwa na co mają być wydawane, wystarczy kontrola jak i na kogo, tzn. kto się nimi karmi za pomocą różnych lege artis tricków, na jakie uczciwy człowiek tylko splunąć powinien. Wystarczy mi, jeśli za pomocą obowiązkowej kontrasygnaty Państwo będzie zdolne tricki takie od ręki kastrować, a przynajmniej wyrażać opinię. Dlatego uważam, że skarbnik gminy/miasta powinien podlegać Państwu, a nie wójtom/burm/prez., wobec których powinien być niezawisły.
Do ustalenia jest zaskarżanie odmowy kontrasygnaty i dopiero wtedy (a nie w chwili odmowy) powstanie obowiązku uzasadnienia tej odmowy. Niech spór toczy się o pryncypia, a nie o manewrowanie przepisami prawa.
...jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, a więc głupi, naiwni i gnuśni...
OdpowiedzUsuń...i do tego od wielu lat skutecznie tresowani, głównie przez TELEWIZOR. Seriale z "misją", co niektóre już po kilkanaście lat, programy "targetowane" do młodzieży typu: SZKOŁA, kabarety,
itd. do wyboru, do koloru.
Moje ulubione to tzw. magazyny interwencyjne, w których (odnośnie dzisiejszej notki) obowiązuje taki schemat:
Dziennikarz-reporter pędzi z Warszawy do jakiejś Pipidówy, której mieszkańcy mają jakieś "ale" do Wójta (wybranego przez nich na 4-tą kadencje). Wchodzi do budynku Gminy, po krótkiej szamotaninie w sekretariacie dostaje w nos drzwiami od gabinetu Wójta, ratuje co najcenniejsze - czyli kamerę - i spieprza, ciesząc się, że nie zrzucili go ze schodów.
Przydałby się Marvin Heemeyer ze swoim buldożerem, tak raz w tygodniu gdzieś w Polsce i tak do końca kadencji PiS-u. !!!
Adam @lonely wolf
@Adam Er
UsuńJesteś absolutnie niezastąpiony. Chyba faktycznie skończy się to tak, że wpadne tam w te Bieszczady i coś wspólnie otworzymy.
@toyah
UsuńJestem pewien, że to tylko kwestia czasu !
@Adam Er
UsuńMam szczerą nadzieję.
Dokładnie tak jest. Ja bym jeszcze tylko podkreślił, że zbyt duża niezależność samorządów wobec władzy centralnej ma duże znaczenie dla utrzymania obecnego stanu, choć znaczenia głupoty i gnuśności ludzi nie umniejszam . Tak jak napisał @orjan, nie ma nikogo z ramienia państwa kto by był postawiony nad decyzjami lokalnych władz.
OdpowiedzUsuńJ. Kaczyński powiedział kiedyś, że słabe państwo służy wyłącznie gangom i to się sprawdziło.
@Mateusz G.
UsuńO to chodzi: Follow the money!
Takim człowiekiem z ramienia państwa który by był postawiony nad decyzjami lokalnych władz z urzędu powinien być skarbnik gminy/miasta. Nie ma lepszego miejsca.
Populacja ludzi ekonomicznie zależnych od publicznej kasy (i nie mam tu na myśli biedoty) jest tak duża, że radykalne ruchy nie wchodzą w grę. Zresztą taki skarbnik z ramienia państwa też byłby w układzie finalnie. To naprawdę jest węzeł gordyjski i ciekaw jestem jak JK zamierza go rozwiązać. Pewnie jak J.Wayne - najgorszego bandytę wykończy, a reszta położy uszy po sobie...
UsuńNa którymś polsacie leci program publicystyczny, którego gośćmi są prezydenci i premierzy. W praktyce jak kilka razy włączyłem, to był zawsze Miller, Cimosiewicz, Kwaśniewski albo Komorowski. Wczoraj nie inaczej - no ale w sumie nic dziwnego. Temat był ten sam co dzisiejszy wpis na blogu. I Komorowski tak pięknie bronił właśnie tych co już od 20 lat siedzą na urzędach "że jakby nie byli tacy dobrzy, to by ludzie ich ciągle nie wybierali". Także notatka w sam punkt. Choć ja też się obawiam, że dwukadencyjność może nie przynieść znaczącej poprawy, bo demokracja to tylko fasada jednak jest, prawdziwa władza i interesy kryją się za kulisami. A w przypadku Sejmu i Senatu to może być nawet gorzej, bo kadry już mamy słabe (albo jeszcze słabe) i może szybko zabraknąć kogokolwiek z rozumem. Jak patrzę na to jak tamta strona zamieniła SLD na PO a teraz na Nowoczesną, to strach się bać.
OdpowiedzUsuń