Przed
nami trzeci dzień naszego pobytu w Zakopanem, a przez to, że jest to
jednocześnie czas sportowego szaleństwa, jakie nam zgotowała drużyna skoczków
narciarskich, mam kilka, moim zdaniem ciekawych i dość ważnych refleksji,
którymi chciałbym się tu podzielić. Przede wszystkim ja nigdy w życiu nie widziałem
takiej eksplozji narodowej dumy, jaką w tych dniach można oglądać na ulicach
Zakopanego. To miasto dosłownie całe tonie w bieli i czerwieni i proszę mi
wierzyć, że nie chodzi mi o to, że to co widziałem wczoraj i z całą pewnością
zobaczę dziś, swoją intensywnością przewyższa to co możemy oglądać podczas
meczów polskiej reprezentacji piłkarskiej na Stadionie Narodowym, czy podczas
wszelkich innych sportowych wydarzeń sportowych z udziałem Polaków. To co się
dzieje w tych dniach w Zakopanem, to wymiar całkowicie nowy, dotychczas u nas
nieobserwowany. Wystarczy powiedzieć, że doszło wręcz do tego, że wszystko to,
co dotychczas było kojarzone wyłącznie z Zakopanem, a więc te kierpce, te
ciupagi, te pluszowe pieski i owieczki, wreszcie ten miś-fotograf, zostały
praktycznie wyparte z rynku. Jest tylko ta biel, ta czerwień, ten orzeł i ta
Polska, no i te doprowadzające normalnego człowieka do szału wuwuzele. Koniec.
I jestem pewien, że to wcale nie chodzi o
tego Stocha, czy Żyłę. Oni są tu wyłącznie pretekstem do tego, by przez te
szaliki, czapki, flagi, przy każdej okazji demonstrować polski patriotyzm i
narodową dumę. A skoro tak, to mamy do czynienia już nie tylko ze zjawiskiem
socjologicznym, ale ściśle politycznym. Moim zdaniem to jest dokładnie ten sam
ruch, który sprawił, że latem nad polskim morzem w budach z pamiątkami
królowały koszulki z napisem „Śmierć wrogom ojczyzny” i breloczki z wizerunkami
bohaterów antykomunistycznego podziemia. Nawet jeśli za ową falą szaleństwa
stoi wyłącznie moda i pop, a wszyscy ci, którzy jej tak chętnie dali się
ponieść, są na co dzień posłusznie chodzącymi do pracy idiotami, z przerwą na
flaszkę lub wyprawę do galerii w niedzielę, faktem jest, że oni jakimś cudem
uznali, że Polska to wartość, a to, że oni są Polakami, uważają za powód do
dumy. Zupełnie jakby nagle odkryli, że bez tej Polski są nikim i uczepili się
jej, jak pijany sztachety.
Oczywiście biorę pod uwagę, że mogę się
mylić. Nie jestem ani socjologiem, ani tym bardziej psychologiem, więc nie
wykluczam, że to wszystko jest zaledwie złudzeniem, które zniknie tak samo
nagle, jak się pojawiło i już za chwilę wrócimy wszyscy do stanu sprzed kilku
lat, gdzie znów w dobrym guście będzie można na nowo powtarzać, że my Polacy
nie jesteśmy warci tego, by się pokazywać w szerszym towarzystwie. W tej
sytuacji jednak uważam, że się nie mylę i że moja diagnoza jest jak najbardziej
słuszna. To się już nie skończy, a to choćby z tego powodu, że będzie
skutecznie podsycane przez rządy Dobrej Zmiany, a w podziękowaniu za owo dobre
słowo, rządy te wspierało. Byliśmy dziś
wieczorem w jednej z tych niezliczonych knajp na kolacji, telewizor był o dziwo
ustawiony na Wiadomości TVP, a tam Kamil Stoch mówił, jak to, co on miał okazję
oglądać przez cały dzień, jest piękne, jak owa eksplozja patriotyzmu stanowi
przyczynę jego sukcesów i jak on jest wszystkim tym ludziom, którzy przyjechali
do Zakopanego, by bez opamiętania dmuchać w te trąbki, wdzięczny. Tak to,
proszę państwa właśnie działa, a ci co uważają, że oni są w stanie to wszystko
pokonać tym swoim pieprzeniem na temat zjednoczonej Europy i naszych wobec niej
zobowiązaniach, mogą właściwie już z początkiem nowego tygodnia wyprowadzić się
do Paryża, Amsterdamu, lub Berlina, bo lepiej, jak mawiają mądrzy Rosjanie, już
było.
Ktoś powie, że to nieprawda, że jesteśmy
częścią świata i ten świat prędzej czy później nas skutecznie skorumpuje, a na
dowód tego pokaże coś, co ja zaobserwowałem tuż obok tych biało-czerwonych
szalików na zakopiańskich straganach i przyznam, że w pewnym momencie się
zaniepokoiłem. Otóż jest tak, że obok owej wszechogarniającej czerwieni i
bieli, piętrzą się słoiki z borówką, sprzedawaną w Polsce normalnie przez
niemiecką sieć założoną przez braci Karla i Theo Albrechtów, tyle że tu ze
zdartymi oryginalnymi etykietami, a na ich miejsce przyklejoną informacją, że w
środku znajduje się oryginalna podhalańska żurawina. Ludzie to oczywiście
kupują, a później dmuchają w białoczerwone trąbki i sobie z apetytem podjadają.
Zobaczyłem to i, jak mówię, w pierwszym momencie się zasmuciłem, ale już po
chwili pomyślałem sobie, że to jest sposób, w jaki – jeśli tylko uda się to
wszystko z sukcesem pociągnąć – my ich ostatecznie stąd pogonimy. To wszystko z
czym oni tu do nas przyleźli weźmiemy, jak swoje, tyle że przekleimy etykiety.
A oni nawet nie pisną, a niech tylko spróbują, to ich zagłuszymy naszym
polskim, wypożyczonymi od braci Murzynów z RPA, wuwuzele. Bo oni są zwyczajnie
za słabi. Kto jest dziś w Zakopanem, wie, co mam na myśli.
Zachęcam wszystkich do
odwiedzania księgarni pod adresem www.coryllus.pl i kupowania moich książek. Szczerze polecam.
Drogi Toyahu, to jest sukces! Żeby sprzedać niemieckie produkty w Polszcze trzeba je spolszczyć. Czekamy na ruch Daimler Benza w tej sprawie.
OdpowiedzUsuńMercediusz Bęcki?
Usuń@Piotr Oleś
UsuńObawiam się, że jeszcze nie do końca, ale jesteśmy na dobrej ścieżce.
Opel już ten ruch wykonał 😉
OdpowiedzUsuń@Jarosław Zolopa
UsuńVW podobnie. Patrz: czeska Skoda.
Pamiętasz Krzysztofie jak, dawno temu, górale przywitali Prezydenta Kwaśniewskiego na zawodach pod Wielką Krokwią? Pokazała to TV, bo musiała transmisję robiąc. Olbrzymi baner z tekstem: "Kwaśniewski nikt tu cię nie chce".
OdpowiedzUsuńGórale zawsze byli nasi, tak jak kibice piłki nożnej.
Pozdrawiam.
M.
@Gemba
UsuńOwszem, górale byli zawsze nasi, natomiast od niedawna nasi są też najwyraźniej też ci z północy, zachodu i wschodu.
Pamiętasz ten "nasz pop" i tę nadzieję po tragedii? Co wyszło?...
UsuńTo są Polscy kibice, nie koniecznie nasi.
Przeczytajcie:
OdpowiedzUsuńhttp://www.sport.pl/igrzyska-olimpijskie/1,154863,15294249,Skoki_narciarskie__Wielki_skok_Zakopanego.html
Fajny link!
UsuńJeżeli w tych słoikach rzeczywiście znajduje się żurawina i w dodatku podhalańska, to w podmianie etykiet nie należy doszukiwać się nic więcej, jak oddolna na lokalnym rynku ochrona polskiego konsumenta przed nieuczciwymi czynnościami niemieckiego dostawcy. Dostarczałby bowiem towar spożywczy fałszywie oznaczony co do rodzaju i zatajając jego prawdziwe pochodzenie.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, gdyby komuś wpadło do głowy sprzedawać w Polsce kiełbasę krakowską oznaczoną jako - dajmy na to - Berliner Wurst, to wypadałoby tego kogoś rozpoznać jako tępego aroganta. Akurat w towarach spożywczych słabo bowiem w Polsce działa przyciąganie nabywców zapewnieniami typu: "hiszpańska precyzja, niemiecki temperament".
I na całe szczęście.
Usuń@orjan
UsuńOni zawartości nie zmienili. Tylko etykietę. A powiedz mi, kto rozróżni smam borówki od żurawiny?
@toyah
UsuńI tu jest właśnie ten Hund begraben! Sprawa opiera się wcale nie o etykietę oszukańczą, lecz o brak tolerancji dla durnego postępu nacierającego z zachodu.
Trzeba ewentualnie wezwać tu na pomoc naszych blogerów botaników, bo ze mnie żaden tu autorytet.
Ja jednak słyszałem, że od jakiegoś czasu, zdaje się przypadkiem porównywalnego z czasem rozwoju sklepów wielkopowierzchniowych, w klasyfikacjach botanicznych żurawinę wpisano do rodzaju borówka.
Niemcy, jak to Niemcy, lubią mieć wszystko pod jeden strychulec, ale dla prawdziwego Polaka żurawina jednak różni się od borówki i górale muszą tego ciupażkami bronić.
Bo inaczej już nikt nic nie odróżni.
Moi znajomi Kodziarze kupuja bielizne termo z nadrukiami patriotycznymi. Ale "smierc wrogom ojczyzny" nie kupia, poniewaz gdzies tam w zakadkach resztek zdrowego rozsadku wiedza, ze to o nich lub o tych, ktorzy za NIMI stoja.
OdpowiedzUsuń@Izabela Mazur
UsuńSpecjalnie dla nich niedługo ruszy produkcja koszulek z napisem: "Jestem wariatem".
I oni to kupia. Bo juz sa dumnym gorszym sortem.
UsuńAkurat jeśli chodzi o żywność, to nawet tam w tej zachodniej nowoczesnej Europie ludzie dobrze sobie zdają sprawę, jakimi paskudztwami ich teraz karmią. I że im dalej na wschód tym lepsze jedzenie. Na szczęście w Polsce ludzie się jeszcze trzymają i mimo wszelkich unijnych norm, wciąż i nawet w dużym mieście można kupić bez problemu pół świni, jajka bez pieczątek albo gotowe podroby z własnej rzeźni. I tak trzymać, nie dajmy się zwariować.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci pobytu pod skocznią. Piękny, dwudniowy spektakl.
OdpowiedzUsuńWuwuzele na stadionach wymyślili Polacy. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, na każdym meczu Polaków na Stadionie Śląskim, takie trąbki to była norma. Były to sygnałówki kolejarskie.