Wchodzimy
w kolejny rok, dla mnie osobiście już 62, i choć mogłoby się wydawać, że to
powinno w jakiś sposób determinować całą resztę, sam akurat do tego faktu
podchodzę dość spokojnie. A zatem, Bogu dzięki, póki co, mogę próbować się
skupiać na rzeczach zdecydowanie mniej ostatecznych. Tym sposobem, chciałem
zapewnić wszystkich tych, którzy czytają ten blog, czy to „od zawsze”, czy też
trafili na niego w ostatnich miesiącach, że nie ma takiego sposobu, by on się
miał w jakikolwiek sposób zmienić. W nadchodzącym roku, tak jak dotychczas, będę
się starał, by te teksty zamieszczane tu były codziennie, by trzymały się
standardu, do którego wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni, no a przy okazji
zapewniam wszystkich tych, którzy planują traktować swoją tu obecność, jako
usprawiedliwienie swojej własnej gnuśności, że będą stąd konsekwentnie usuwani.
Jest oczywiście możliwe, zwłaszcza wobec
najświeższych informacji dotyczących systemowych zmian w sposobie organizacji
Salonu24, przekazanych nam właśnie przez właścicieli portalu, może się też
zdarzyć, że teksty te będą się ukazywać już tylko wyłącznie pod adresem www.toyah.pl, no ale bądźmy dobrej myśli.
Mamy
też oczywiście plany znacznie szersze, czyli związane z książkami. Tu akurat ja
nie mam zbyt dużo do gadania, natomiast wiem, że nie będzie dodruku
„Siedmiokilogramowego liścia” i „Elementarza”, będzie natomiast dodruk
„Angielskiego listonosza”, nie wydamy drugiej części książki o zespołach, nie
wydamy felietonów z „Warszawskiej Gazety”, no ale za to z pewnością wydamy
biografię Tadeusza Sendzimira, wielkiego polskiego inżyniera i wynalazcy.
Gdzieś tak w okolicach lata.
Co jeszcze? Mimo moich nieustannych i
niepokonanych już chyba pretensji wobec obecnej władzy, będziemy jej tu bronić
zębami i pazurami i osobiście nie widzę takiej możliwości, by to się miało
zmienić.
A skoro już przedstawiłem zarys swojego
programu na ten rok, wraz z deklaracjami ideowymi, chciałbym – przyznaję, że
tym razem wyłącznie na zamówienie paru czytelników – przypomnieć jeszcze jeden tekst z czasów, gdy
wydawało się, że jest już po nas, a jedyne co nas trzymało przy nadziei, to nasz
wrodzony optymizm. Oto styczeń 2011
roku. Bardzo proszę.
Gdyby ktoś mnie spytał, czy biorę pod
uwagę ewentualność, że obecna władza, pod kierunkiem Donalda Tuska i Bronisława
Komorowskiego – wraz z odpowiednim zapleczem w postaci Krzysztofa Bondaryka,
czy kto to tam teraz ma oko na to, żeby się wszystko gładko kręciło – dla
utrzymania władzy weźmie nas za mordę, powiedziałbym raczej, że pewnie nie.
Obawiam się wprawdzie, że za tą odpowiedzią nie stoi jakiś szczególnie wnikliwy
ogląd sytuacji, lecz mój wrodzony optymizm, jednak mimo to, wciąż myślę, że oni
nie zdecydują się na użycie siły w takim stopniu, byśmy to musieli odczuć
bardziej fizycznie. Mam podejrzenie, że nawet w przypadku ludzi tak bardzo
bezideowych i zepsutych jak oni, trzy lata władzy, to mimo wszystko trochę za
mało, by dojść do takiego poziomu pewności siebie, gdzie można nam tu urządzić
Rosję. I nie ma tu nic do rzeczy kwestia demokracji, czy jej braku. Dla nich,
jak wiemy, to jest bez znaczenia. Mam wyłącznie nadzieję, że skoro oni są zbyt
gnuśni, zbyt tchórzliwi, a przez z to zbyt mało zdeterminowani, by spróbować
się podlizać komuś takiemu jak Leszek Balcerowicz, to tym bardziej nie będzie
ich stać na to, by sprawić przyjemność Pawłowi Śpiewakowi.
Skąd mi przyszedł nagle do głowy ten
Śpiewak? Otóż stało się tak przez wywiad, jakiego w weekendowej Rzeczpospolitej
ten mędrzec udzielił Robertowi Mazurkowi. W swojej wypowiedzi, poza
kompleksowym – nawet nie tyle krytykowaniem, co krytycznym opisem – rządów
Platformy Obywatelskiej i osobiście Donalda Tuska, Śpiewak podkreśla trzy
kwestie. Pierwsza jest taka, że Donald Tusk, jako człowiek całkowicie
bezideowy, w swojej publicznej działalności kieruje się wyłącznie wręcz
histeryczną w wiarą w potęgę skutecznego oszustwa. Druga taka, że dla niego
główną siłą napędową jest z jednej strony pragnienie władzy, a z drugiej
nienawiść do Jarosława Kaczyńskiego. Trzecia natomiast, że owa nienawiść, jest
jak najbardziej zrozumiała i uzasadniona. Dlaczego? Tego Śpiewak nie wyjaśnia. Widocznie
w środowisku, w którym on akurat się obraca, fakt że nienawiść do Jarosława
Kaczyńskiego jest uzasadniona, stanowi aksjomat.
Jak mówię, poza tymi trzema uwagami,
całość wypowiedzi Śpiewaka stanowi już tylko bardzo solidne dokumentowanie informacji,
że dla Donalda Tuska jedynym sposobem na życie jest dążenie do władzy i
traktowanie ludzi jak bezmyślnych durniów. Dopiero pod sam koniec, zresztą na
wyraźnie powtarzane życzenie Mazurka, Paweł Śpiewak przedstawia swoją prognozę
odnośnie tego, co się wydarzy, kiedy – co dla wszystkich oczywiste – Platforma
Obywatelska po raz kolejny wygra wybory, a Donald Tusk zostanie ponownie
premierem. Tu muszę skorzystać z cytatu:
„Jeśli PO wygra jesienne wybory, to ma
wszystko: parlament, rząd, prezydenta, swój Trybunał Konstytucyjny, rzecznika
praw obywatelskich, wkrótce IPN. Ma telewizje, radia, swoje media. Będą mieli
pod kontrolą wszystko, łącznie ze sportem”.
Tak oto bez mrugnięcia swoim profesorskim
okiem, Paweł Śpiewak prognozuje przyszłość dla kraju, w którym przyszło mu
mieszkać. Ktoś pewnie się teraz spodziewa, że ten obraz zostanie uzupełniony
jakąś mocną oceną takiej sytuacji. I będzie miał rację. Na pytanie Mazurka, czy
ta wizja go nie niepokoi, Śpiewak powiada:
„Ja
się tego nie boję, bo nie bardzo wierzę w despotyczne skłonności PO. Pocieszam
się, że to byłby raczej miękki reżim. Dziennikarze będą się bali mocniej
zaatakować Platformę, niezależni eksperci nie będą się tak wyrywać do
krytykowania rządu, sędziowie będą brali pod uwagę to co powie prezydent
Komorowski. Wszyscy będą wiedzieć, że z nimi trzeba się liczyć. […] Ale będzie to wszystko jakieś miękkie, da
się to przeżyć…”.
I to, moim zdaniem stanowi nową,
niezwykle ciekawą jakość. Otóż Paweł Śpiewak, w tym swoim intelektualnym
geście, przewiduje, że jeśli Platforma Obywatelska zdobędzie pełnię władzy,
zapanuje powszechny strach już nawet nie na poziomie życia społecznego, lecz na
poziomie samego państwa. Posuwa się on nawet do tego, że tego strachu nie
sugeruje, lecz wręcz opisuje go przy pomocy konkretnych słów o bardzo
konkretnych znaczeniach. Mówi Śpiewak, że kiedy Platforma Obywatelska przejmie
całość władzy, całe polskie państwo padnie u jej stóp właśnie w strachu i
poczuciu, że oto nastał czas liczenia się z każdym słowem, każdym gestem,
każdym ruchem, jakie płyną z tamtej strony. Paweł Śpiewak wie, że kiedy
następne wybory wygra Donald Tusk i jego ludzie, życie publiczne w Polsce
zejdzie do poziomu Rosji. No, prawie Rosji. Zdaniem Pawła Śpiewaka, aż tak źle
nie będzie, bo nikt nikogo nie będzie mordował. Skąd on to wie? Stąd, że tak
myśli. On zna ludzi, którzy będą tworzyć przyszłą władzę, i jemu się nie
wydaje, żeby to byli jacyś krwiopijcy. Mówiąc precyzyjnie, on w to nie wierzy.
A ponieważ nie ma w nim tej wiary, to również nie ma w nim tego strachu. Będzie
więc gites.
Tego akurat już Paweł Śpiewak nie mówi,
ale z całości tej wypowiedzi, wynika też wyraźnie, że on osobiście w
najbliższych parlamentarnych wyborach odda swój głos na Platformę Obywatelską.
Z pewnością jednak nie na Prawo i Sprawiedliwość, bo jak to już zostało
powiedziane na początku, nienawiść do „tej gorszej części PiS-u” ma swoje
praktyczne uzasadnienie, a wraz z nim odpowiednie konsekwencje.
Jest jednak jeszcze jedna rzecz, która
domaga się wyjaśnienia, właśnie w związku z tą „uzasadnioną nienawiścią”.
Zapewnia nas Śpiewak, że z tego co mu wiadomo o ludziach Platformy, oni, kiedy
już zastraszą całe państwo, można się spodziewać, „powstrzymają się przed
społecznie ryzykownymi decyzjami”. Nie bardzo jednak wiadomo, co Śpiewak ma na
myśli, kiedy wspomina o tych „decyzjach”. O jakie to może chodzić decyzje? Czy
o jakieś drastyczne podniesienie podatków, czy sprywatyzowanie służby zdrowia,
lub szkół, czy może wprowadzenie ustawy, że Polacy powinni jedynie umieć się
podpisać i liczyć w podstawowym zakresie. A może on nie wierzy w to, że Donald
Tusk nagle postanowi wytłuc fizycznie jedną część społeczeństwa, bo mu tak
wyjdzie taniej. Cokolwiek by to było, to jedno już wiemy. Można wierzyć, że ani
to, ani to, ani tamto się nie wydarzy.
Jednak mnie osobiście, martwi bardzo ów
przysłówek „społecznie”. No bo jeśli „społecznie”, to ja bym chciał wiedzieć,
czy też „politycznie”. A na ten temat u Śpiewaka nie ma ani słowa. Więc ja
wciąż nie wiem, czy kiedy już nastąpi czas owej miękkiej dyktatury, co się
stanie na przykład z Jarosławem Kaczyńskim, czy choćby ze mną i z moimi
dziećmi, które Kaczyńskiego lubią, a więc niewykluczone, że się kwalifikują do
wspominanej „uzasadnionej nienawiści”
W innym miejscu wspomnianego wywiadu
zapewnia nas Śpiewak, że Donald Tusk w swojej doktrynie rządzenia skupiony jest
na realizowaniu społecznych oczekiwań, tak jak on je rozumie. A więc, nie
należy się spodziewać, że on wprowadzi jakiekolwiek rozwiązania, które się
ludziom nie spodobają. Ale czy problem PiS-u, i w ogóle moherów, Donald Tusk zakwalifikuje
jako kwestię społeczną, czy polityczną? I z jakimi konsekwencjami? Jeśli
polityczną, to, jak wnoszę ze słów Śpiewaka, droga wolna. Ale jeśli – na
zasadzie, by do polityki się w ogóle nie mieszać, bo jest obrzydliwa –
społeczną, to czy może w taki oto sposób, by społeczeństwu trzeba czasem w
ramach igrzysk rzucić coś na ząb? No i coś co może jest jeszcze bardziej
interesujące. Co Paweł Śpiewak i jego koledzy sądzą na temat obu rozwiązań?
Stawiam sobie to pytanie, bo z takim Tuskiem, czy nawet z całym Systemem, jakoś
sobie może poradzimy, ale dobrze by było wiedzieć, jaka jest aktualna kondycja
tak zwanego społeczeństwa i jego elit. Bo, że zacytuję poetę – dla was to
igraszka; nam chodzi o życie.
Każdy kto czyta to co się pojawia na tym
blogu już od lat, wie, że my tak tu sobie czasem gadamy, a tak naprawdę wiemy,
że wszystkie słowa zostały już dawno wyczerpane. Że właściwie – jak to mówią
starzy Polacy – nie ma o czym gadać. Że wszystko wiadomo. A my tylko powtarzamy
te stare zaklęcia, żeby nie zapomnieć. A więc, te dzisiejsze uwagi na temat
Pawła Śpiewaka i moralnego, intelektualnego i czysto ludzkiego stanu, w jakim
on się znalazł, nie mają znaczenia poza tą naszą codzienną satysfakcją. Jest
jednak coś, w tym samym wydaniu „Rzeczpospolitej”, czego nie można przegapić,
zwłaszcza, że tkwi, jak ten bonus, tuż obok syku Pawła Śpiewaka. Dosłownie
obok. Otóż Anne Applebaum publikuje tam swój felieton na temat sytuacji na
Węgrzech. I, naturalnie, przede wszystkim oficjalnie potwierdzając fakt, że
Węgry jak najbardziej zachowują podstawowy system europejskiej demokracji,
pisze tak:
„Jednak
w ostatnich miesiącach Węgry stanowią przykład, jak krucha może być demokracja.
Jeśli zmorą Białorusi jest nie dość popularny przywódca, na Węgrzech jest nią
przywódca zbyt popularny – a w każdym razie mający za dużą większość – który
może zmieniać prawo w celu zachowania władzy, bez uciekania się do przemocy”.
Applebaum nie pisze akurat, czy ta
sytuacja ją martwi, ani tym bardziej, czy ją niepokoi. Może to wynikać z tego,
że jej strach jest oczywisty, ale też może i z tego, że ona nie mieszka na
Węgrzech, lecz w Polsce, pod opiekuńczymi skrzydłami miękkiej dyktatury dobrych
ludzi z Sopotu i okolic. Z treści jednak całego artykułu, wynika, że to co się
dzieje na Węgrzech Annie Applebaum się bardzo nie podoba. Z kolei – choć
oczywiście on też nie opowiada nam o Węgrzech, lecz o Polsce, i w związku z tym
nie wiemy, co o sytuacji demokracji na Węgrzech sądzi – mamy wiele powodów, by
podejrzewać, że gdyby Paweł Śpiewak nie mieszkał dziś w Polsce, lecz właśnie na
Węgrzech, to nie byłby już aż tak nonszalancki. Powiem więcej. Możemy mieć
wręcz pewność, że on by się tam posrał ze strachu. Zwyczajnie by się posrał. W
sensie jak najbardziej dosłownym.
Wciąż, jak większość nas wie, my tak
sobie tu rozmawiamy – bardziej sami ze sobą, niż z nadzieją, że ktoś nas
usłyszy. Jest jednak coś, co trzeba powiedzieć głośno i z tą właśnie intencją,
by te słowa dotarły tam gdzie trzeba. Jest mianowicie tak, że od pewnego czasu
wielu z nas dostrzega, że wraca PRL, tyle że w wersji nieco sparodiowanej, co
wcale przy tym nie oznacza, że weselszej. I nie chodzi o to tylko, że, podobnie
jak w PRL-u, zaczynamy wsiadać i wysiadać z pociągów przez okna. Ten PRL czuć
właściwie z każdej strony, dzień i noc. I teraz pojawia się problem
społeczeństwa. Jak na tę szczególną reaktywację PRL-u reaguje społeczeństwo?
Wydaje mi się, że dokładnie tak samo, jak w tamtych czasach – a zatem dokładnie
tą samą rezygnacją i pozorną obojętnością. Ludzie, jak wiemy, są tylko ludźmi,
a więc dziś są tacy, a jutro już nagle zupełnie odmienieni. I odwrotnie. W związku
z tym, nie wiedząc oczywiście, jak będzie, możemy liczyć na to, że ten letarg
nagle pęknie z hukiem.
A co jeśli idzie o elity, a więc ludzi
pokroju Pawła Śpiewaka i Anny Applebaum? Oni się już nie zmienią. Oni, jak
można się było przekonać już dawno, a dziś tylko tę wiedzę z każdym dniem tylko
potwierdzać, są całkowicie zakleszczeni. Albo w swojej historii z tym ich całym
kulturowym i cywilizacyjnym bagażem, albo w tym czymś, co tak trudno nazwać,
ale co ich tak fatalnie determinuje, i z pewnej perspektywy, czyni z nich
potwory. Na nich nie można już liczyć. Jeśli dojdzie do ostatecznych decyzji i
ostatecznych rozwiązań, nie będziemy ich ani przekonywać, ani edukować, ani
zmieniać. I gdybym, jeśli mogę się pokusić o refleksję już całkowicie osobistą,
miał im życzyć czegoś dobrego, to być może tylko to, by – jak prognozuje
Jarosław Maria Rymkiewicz – zanim Polacy zaczną odzyskiwać niepodległość, oni
sobie spokojnie umarli. Żeby ta śmierć była łagodna i cicha, i żeby ich
przyłapała jeszcze zanim to oszustwo, które oni tak aktywnie przez lata
budowali, i z którego są dziś tak bardzo zadowoleni, wyjdzie na wierzch.
I niech oni te moje życzenia potraktują
jako ostatni dobry gest pod ich adresem z mojej strony. Więcej już nie będzie.
PS. I jeszcze jedno. Gdyby ktoś chciał
skierować do mnie pretensję, że ja, podejmując dyskusję z kimś takim jak
Śpiewak, go tylko dowartościowuję, pragnę zwrócić uwagę na fakt, że ja ze
Śpiewakiem nie dyskutuję. Ja mu przekazuję pewną wiadomość. Jeśli natomiast dzięki
temu, on się poczuje dowartościowany, to Bóg z nim.
Przypominam i napominam. Nasze
książki są do kupienia w księgarni na stronie www.coryllus.pl. To jest ostatnia stacja. Dalej
nie ma co szukać. Naprawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.