Zanim przedstawię główny powód, dla którego
piszę dziś ten tekst, chciałbym wspomnieć coś, co usłyszałem od jednego z
dziennikarzy tygodnika „W Sieci”, którą odbyliśmy jakiś czas temu na którychś z
targów książki. Zeszło nam się tam w pewnym momencie, zaczęliśmy gadać, no i go
w końcu zapytałem, czy ma świadomość poziomu prezentowanego przez tygodnik, dla
którego przyszło mu pracować. No i proszę sobie wyobrazić, że on bez mrugnięcia
okiem, bardzo spokojnie, odpowiedział, że owszem, on sobie z tego, czym jest
tygodnik „W Sieci”, zdaje sprawę, natomiast czynnikiem decydującym o wszystkim
jest w jego sytuacji to, że oni „bardzo dobrze płacą”.
Przyznaję, że nie do końca mam świadomość
tego, co się kryje za określeniem „bardzo dobrze”, natomiast, jako że sam w
znacznym stopniu utrzymuję się z publikowania tekstów w paru miejscach pewne
pojęcie na ten temat mogę mieć. Poza tym, ja naprawdę bardzo dobrze widzę
sposób, w jaki na poziomie organizacyjnym działa akurat tygodnik „W Sieci” i
nie mogę nie widzieć, jak bardzo oni się koncentrują na tym, by tam nikomu nie
stała się krzywda pod względem finansowym właśnie. Zdecydowana większość
zawartości każdego numeru podzielona została na zarządzane jednoosobowo kolumny
i nie ma sposobu, by którakolwiek z nich choćby na jeden tydzień została
odstąpiona komukolwiek spoza „bandy”, nawet jeśli to musi być coś tak drobnego
i pozbawionego jakiegokolwiek znaczenia, jak felieton niejakiej Marty
Lewandowskiej, czy wywiad z celebrytą jakiejś Jolanty Gajdy-Zadwornej. Zrobiłem
ten wysiłek i policzyłem, ile w jednym wydaniu tygodnika „W Sieci” znajduje się
kolumn ściśle autorskich i proszę sobie wyobrazić, że jest ich aż 47, przy czym
znaczna część autorów ma ich więcej niż jedną: czasem dwie, a niekiedy nawet i
trzy. Nawet ostatnio, po tym, jak z tego towarzystwa za krytykę władzy wywalono
Warzechę, na jego miejscu nie pojawił się nikt nowy, natomiast, owszem, kolejny
felieton przyznano Makowieckiemu. Reszta numeru jest również zresztą podzielona
między te same nazwiska, tyle że tu teksty są znacznie dłuższe, a więc, jak
rozumiem również znacznie lepiej honorowane.
Ktoś mi powie, że ja się czepiam, a w
dodatku zapewne kieruje mną zwykła zawiść o to, że i ja nie mogę być częścią
tej niezwykłej paczki. W końcu to jest sposób, w jaki jest organizowana większość
redakcji. Tu mamy dziennikarzy „Newsweeka”, tu ludzi „Rzeczpospolitej”, tam są
dziennikarze „Wprostu”, gdzieś jeszcze „Gościa Niedzielnego”, a tu akurat
znajomi Karnowskiego i Zaremby. No i dobrze. Ja to rozumiem, jednak nie podoba
mi się to i uważam, że gdyby media – wszystkie media – bardziej się otworzyły,
wszyscy byśmy na tym zyskali. Jednak nawet i tu uważam, że to co się dzieje w
przypadku „W Sieci” stanowi autentyczną patologię. Ja nie umiem wskazać
przypadku, gdzie owa prywata byłaby realizowana w aż tak bezczelnie otwarty
sposób. A jeśli się dziś tym zajmuję, to proszę sobie wyobrazić, że wyłącznie
przez to, że we wspomnianym numerze znalazł się wywiad z Jarosławem Kaczyńskim,
gdzie ten, komentując fakt przyznania mu przez Karnowskich nagrody „Człowieka
Wolności”, oświadczył ni mniej ni więcej, jak tylko: „Czytam i cenię tygodnik
‘W Sieci’”. No bo przepraszam, co tam tak chętnie czyta i tak bardzo ceni
Jarosław Kaczyński, poza naturalnie cotygodniowym felietonem swojej bratanicy?
Felietony Pawła Korsuna, żarty Jana Pietrzaka, czy winne refleksje Roberta
Mazurka? A może polityczne analizy Jana Marii Rokity? Czy ja mam z tego
rozumieć, że po skończonym dniu Jarosław Kaczyński sięga po ostatni numer „W
Sieci” i krztusi się ze śmiechu przy lekturze dowcipów Krzysztofa Fesusette?
A może żaden z nich? Może Jarosław
Kaczyński „czyta i ceni” tygodnik „W Sieci” wyłącznie ze względu na zamykający
każdy numer pisma felieton Katarzyny i Andrzeja Zybertowiczów? Może to poszło o
nich. Bo oto jest dokładnie tak jak napisałem. Na ostatniej stronie tygodnika
„W Sieci” znajduje się felieton pisany przez prof. Zybertowicza i jego żonę.
Pamiętam, że ostatni raz, jak tam zaglądałem, mieliśmy samego Zybertowicza,
jednak dziś wygląda na to, że pozycja Profesora zaczęła na tyle zwyżkować, że
on zwyczajnie wymusił na Karnowskich, by zatrudnili tam jeszcze panią
Zybertowiczową. No i w tym momencie, kiedy na kolegium ogłoszono, że Świetlik i
Gadowski będą się musieli nieco posunąć, by zrobić miejsce małżonce Pana
Profesora, ci podnieśli taki rwetes, że zapadła decyzja, by te teksty, tak jak
dotychczas, pisał Zybertowicz, tyle że honorarium będzie podwójne.
Proszę mnie dobrze zrozumieć. Ja naprawdę
za nic w świecie nie zgodziłbym się pracować dla Karnowskich, i kto mnie zna,
wie, że jestem szczery, więc tu nie chodzi o jakieś skrywane frustracje. Rzecz
jest w tym, że ja naprawdę chciałbym wiedzieć, jak tym ludziom nie jest wstyd
popaść w coś tak zawstydzającego. Proszę mi powiedzieć, co by o mnie pomyśleli
czytelnicy, gdybym ja któregoś dnia się dogadał z Piotrem Bachurskim, że mój
cotygodniowy felieton do „Warszawskiej Gazety” będzie podpisywany przeze mnie i
przez moją żonę, natomiast on mi będzie płacił podwójnie. A to przecież
jesteśmy tylko my. Andrzej Zybertowicz natomiast to były doradca prezydenta
Lecha Kaczyńskiego i obecny prezydenta Andrzeja Dudy, gwiazda TVP, publicysta
„Gazety Polskiej” i „Naszego Dziennika”, i teraz się okazuje, że on na dodatek
musi jeszcze żebrać o te parę kawałków dla swojej żony?
A może oni faktycznie piszą te teksty
razem? On wymyśla temat, ona pisze, lub ewentualnie na odwrót? A może jest tak,
że on już nie ma siły, by co tydzień dostarczać im tekst, a ponieważ żal mu
było odstępować to miejsce, no i te pieniądze, jakiemuś Gadowskiemu, czy, nie
daj Boże, Grzybowskiej, to zdecydowano, że kiedy jemu się nie będzie chciało,
za niego będzie pisała ona, a honorarium zostaje bez zmian? Swoją drogą
wspomniany tekst o kościelnych dzwonach doskonale by o tym właśnie świadczył,
biorąc pod uwagę, że coś takiego mogło napisać każde z moich dzieci.
Jakkolwiek by nie było, mam właśnie przed
sobą numer tygodnika „W Sieci” z wywiadem, jakiego udzielił im Prezes i na
pięknie upozowanym zdjęciu widzę Zybertowicza i jego żonę, jak patrzą na nas
wzrokiem zdobywców. I czekam już tylko, jak cała reszta owych niepokornych
redaktorów poczuje się takimi zwycięzcami, że do nich zaczną dołączać ich
małżonkowie, a więc pani Wildsteinowa, pani Skwiecińska, pani Pawlicka, no i
oczywiście pani Łosiewicz, przez co obok kabaretu Mazurek & Zalewski
powstanie kolejny – Łosiewicz & Łosiewicz. I w ten sposób Prawo i
Sprawiedliwość będzie mogło zacząć myśleć już o trzeciej kadencji.
Z zapowiedzi czynionych przez
państwa Janke rozumiem, że ten tekst wraz z komentarzami tu na Salonie będziemy
czytać do godz. 18, a potem Bóg jedyny wie, co się stanie. Jakby co, to proszę pamiętać,
że góra stoi pod adresem www.toyah.pl i tam
też są odpowiednie linki do księgarni Coryllusa i do moich książek. Zapraszam.
Przemija postać tego świata. A cykl wzrostu i upadku wygląda za każdym razem bardzo podobnie.
OdpowiedzUsuńPuk, puk próba logowania :)
OdpowiedzUsuńa już myślałem, że zapomniałem, jak się tutaj wchodzi.
OdpowiedzUsuń@orjan
OdpowiedzUsuńProścizna, panie.
Dobry wieczór. Salon teraz nieczynny, a tutaj faktycznie jakoś tak znacznie przytulniej.
OdpowiedzUsuńWłączyłem sobie na chwilę TV Republika i małe zaskoczenie, obejrzałem rzyjacielską pogawedkę pomiędzy dwoma publicystami (tak zostali przedstawieni): Łukaszem Warzechą i Aleksandrą Jakubowską. Ciekawe zestawienie osób i telewizji. Pan Łukasz odsłania się już zupełnie, pani Jakubowska, jedna z głównych postaci SLD w czasach ich rządów, bohaterka czasopism za które dostała 8 m-cy w zawieszeniu na 2 lata i bohaterka biznesowych decyzji małżeńskich dotyczących elektrowni w Opolu, za które dostała bodajże 2 lata w zawieszeniu na 3. Jakie te nasze sądy są łaskawe.
No ale zajrzałem do netu, bo kondycja sądów w Polsce to jedno, a Jakubowska w TV Republika jednak nieco mnie zastanowiła. I cóz widzę, nie tylko podąża drogą Leszka Millera, ale go nawet wyprzedziła o kilka długości i chyba już konkuruje z Magdaleną Ogórek, która z pań jest bardziej nawrócona:
https://dorzeczy.pl/kraj/14407/To-obrzydliwe-Jakubowska-ostro-o-aborcji-i-czarnych-protestach.html
http://wpolityce.pl/media/303266-awantura-na-twitterze-jakubowska-o-lisie-to-mieczak-i-pomyslec-ze-to-ja-ja-uchylilam-temu-typowi-furtke-do-tv
http://www.polskatimes.pl/opinie/a/aleksandra-jakubowska-cala-historia-z-kod-to-manipulacja-czasem-ludzie-daja-sie-nabierac,9756792/
Niesamowite te przemiany są :)
Marcin D - Drifter
Przez chwilę obawiałem się, że nie zaloguję się tutaj. Jak pewnie Krzysztof pamiętasz, jakieś 3 lata temu (?) zwróciłeś mi uwagę, że chyba z mojej poczty e-mail siał się jakiś wirus. Na wszelki wypadek, w ogóle zlikwidowałem wtedy tamto konto pocztowe.
OdpowiedzUsuńTyle, że z tamtego konta byłem tutaj logowany przez google. No to teraz obawiałem się, że trzeba będzie tutaj nowy nick wykombinować. Już wpadł mi nawet do głowy pomysł, że będzie to nick Jankiel (na chwałę cymbałów z S24).
Ale nie! Wpisuję pocztę, której nie ma a google i tak loguje. Nie mam zatem poczty elektronicznej, ale musi mam wyższy model poczty wirtualnej :)
Nikt tego interneta nie zgłębi do głębi ...
@marcin d.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam bardzo, ale jesli miałbym wybierać, to ja zdecydowanie wolę spędzić miły wieczór z Jakubowską, czy nawet Millerem, niż z Warzechą.
@orjan
OdpowiedzUsuńA-Tem twierdzi, że Google to jedyne godne zaufania miejsce w Sieci. Ciekawe, czy to przez to, że to Ruscy.
@toyah,
OdpowiedzUsuńCo do Millera i Warzechy pełna zgoda :)
@marcin d.
OdpowiedzUsuńNo dobra, z Jakubowską mnie trochę poniosło.