piątek, 22 maja 2020

Dlaczego hipopotam nie trafił na pierwsze miejsce Listy Przebojów Trójki?


      Tekst ten miał się tu pojawić jeszcze wczoraj, jednak przez to do czego doprowadziła połączona akcja Seweryna Latkowskiego oraz TVP, musiałem swoje priorytety przearanżować, no i dopiero dziś zabieram głos w sprawie tak zwanej „Trójki”. Wspomniałem też wczoraj, że choć tematem notki jest afera pedofilska w Trójmieście, kwestia „trójkowej” awantury wciąż jest tu w pewien sposób obecna, i potwierdzam, że to jest fakt. To, tak naprawdę jest jedno i to samo, i to niezależnie od tego, czy chodzi o głupią listę przebojów, czy o jakieś nic nie znaczące dodatki. Wszystko to, o czym pisałem wczoraj przy okazji refleksji na temat trójmiejskiego zepsucia, doskonale odzwierciedla znacznie szerszy problem, dotyczący zepsucia powszechnego, oraz powszechnej bezkarności.
        Proszę mi tu pozwolić odnieść się do kwestii wyjątkowo osobistych, a jednocześnie takich, o których nawet jeśli nie wspominałem tu na blogu, to z całą pewnością znają je czytelnicy moich książek. Otóż miałem swego czasu okazję kolegować się ze znanym powszechnie świętej pamięci Tomkiem Beksińskim, co spowodowało też, że pewnego lata w roku 1984 spędziłem z nim upojną noc w jego mieszkaniu w Służewie nad Dolinką. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym, słuchaliśmy muzyki, piliśmy co tam było do picia, a przez te wszystkie godziny Tomek – człowiek, wbrew temu co się dziś o nim mówi, nadzwyczaj miły, bezpośredni i szczery – pokazał mi całe swoje życie. W pewnym momencie wyjął z szafki cały stos albumów gdzie przechowywał zdjęcia dziewcząt, które jako popularny dziennikarz wspomnianej wcześniej „Trójki” przepuścił przez swoje warszawskie mieszkanie. Wszystkie one, z tego co pamiętam, to były bardzo młode dziewczęta, wszystkie ciemnowłose i ubrane na czarno, no i on ich zdjęcia trzymał w tych albumach i mówił mi, że to są dziewczyny, w których „się zakochał”. Dlaczego wszystkie wyglądały tak podobnie? Otóż dlatego, że on lubi ten typ: czarne, wychudzone satanistki. Jak on je poznawał? Przez „Trójkę” oczywiście. One tam dzwoniły, a jeśli któraś z nich go zainteresowała, to on jej wysyłał kontakt, no i się z nimi już prywatnie umawiał.
       Czemu o tym dziś wspominam? Otóż chodzi mi o to, że w czasie gdy wszyscy zastanawiamy się, czy to jest w ogóle możliwe, że Marek Niedźwiedzki i ludzie z nim współpracujący przez całe lata ustawiali kolejność piosenek na prowadzonej przez siebie liście przebojów, po to tylko, by zarówno oni, jak i ich zleceniodawcy mogli na tym zarobić, ja mam odpowiedź wciąż tę samą: a, przepraszam bardzo, czemu nie? Jeśli Tomek Beksiński – człowiek naprawdę nadzwyczaj sympatyczny i pełen dobrych chęci – wykorzystywał swoją pozycję jako radiowy gwiazdor do tego, by całkowicie bezkarnie i poza wszelką kontrolą przepuszczać przez swoje łóżko dziesiątki bardzo młodych dziewcząt, jak się domyślam, często dzieci, to jaki problem miał Marek Niedźwiecki, czy ktokolwiek inny w tym towarzystwie, by traktować listę przebojów jako swój prywatny interes i sprzedawać miejsca na owej liście przebojów wedle uznania kogokolwiek, byleby tylko z pieniędzmi?
       Dziś, wobec afery związanej z tym żałosnym wyprodukowanym przez Kazika gównem, wszyscy się zastanawiamy, czy to możliwe, że tam mogło dochodzić do jakichkolwiek przekrętów. A ja w tej sytuacji mam do opowiedzenia pewną historię. Otóż swego czasu magazyn „National Geographic” ogłosił konkurs na zabawne zdjęcie z wakacji. Dziś już nie pamiętam, jaką oni zaoferowali nagrodę dla zwycięzcy, ale ona była na tyle interesująca, że myśmy wysłali zdjęcie z ZOO, na którym  moja córka przygląda się hipopotamowi, a ten ją ni stąd ni zowąd... obsikuje. Widzimy na zdjęciu hipopotama, przed nim moje dziecko, jak przestraszone ucieka przed tymi sikami, a ja myślę, że to jest ujęcie jedno na milion. Wysłałem więc to zdjęcie do „National Geographic” – zauważę tylko, że to było zdjęcie bardzo ładnie naświetlone i zupełnie dobrze skadrowane –  i nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Pierwsze miejsce wraz z główną nagrodą wygrała fotografia jakiejś kobiety, która wbiega z plaży do morza i rozchlapuje wodę. Drugie nagrodzone zdjęcie i trzecie były już akurat znacznie ciekawsze, ale ja zapamiętałem oczywiście tylko zwycięzcę. To było naprawdę bardzo dawno temu, ale do dziś pamiętam to o czym sobie wówczas pomyślałem: większość tych konkursów to zwykły przekręt i nikt z nas nie ma żadnego sposobu, by go kontrolować.
       I kiedy dziś wracam do owej dyskusji, czy piosenka Kazika uzyskała najwięcej głosów, czy może zwycięzcą okazał się zespół Deep Purple, ale w międzyczasie pojawiły się jakieś koperty, myślę sobie, że tu w ogóle nie ma się nad czym zastanawiać. Tak bowiem jak mój niezapomniany kumpel Tomek Beksiński odstawiał swoje wolne numery przy okazji The Cure, Marillion, czy Camel, wyłącznie po to, by wykorzystywać jakieś biedne dzieci nie wiadomo skąd, tym bardziej nie widzę powodu, by Marek Niedźwiecki, a więc ktoś od Beksińskiego znacznie poważniejszy, bo przede wszystkim z papierami z dawnego SB, miał w głębokim poważaniu te biedne dupy, a skupiał się już tylko i wyłącznie na pieniądzach.
      Myślę zresztą, że kiedy wreszcie się za niego wezmą odpowiednie służby, dowiemy się, ile tego tak naprawdę było.





2 komentarze:

  1. o ile służby się w ogóle wezmą, to jest główny problem w naszej Polsce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety podzielam Pański entuzjazm.Jeżeli się wezmą to pod boki ze śmiechu.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...