Miałem dziś plan by pisać o Trójce,
czyli o 3 programie Polskiego Radia, i o aferze z ową Trójką związanej, jednak
niemal rzutem na taśmę Sylwester Latkowski za pośrednictwem TVP przedstawił
swoją zapowiadaną od lat drugą cześć dokumentu sprzed lat o pedofilach, i
wygląda na to, że – choć wcale nie znajdziemy się aż tak daleko od tematu – Trójka
będzie jednak musiała poczekać do jutra. Obejrzałem ów film i gdy chodzi o
całość, mam dwie refleksje. Przede wszystkim, tym razem Latkowski miał do
dyspozycji nieco lepszy sprzęt, w związku z czym dźwięk tym razem był na tyle
dobry, że można usłyszeć coś ponad ówczesny bulgot, no i w międzyczasie
pojawiły się też drony, a więc i sam film nabrał dodatkowej atrakcyjności. Poza
tym, wszystko wypadło jeszcze gorzej, bo o ile przed laty pojawiło się
przynajmniej nazwisko Krzysztofa Zanussiego w charakterze podejrzanego, to dziś
w najlepszym wypadku zaledwie artysty estradowego Nergala, oraz aktora Szyza i to zaledwie jako
ewentualnych mimowolnych świadków.
Gdybym powiedział, że do Sylwestra Latkowskiego
mam stosunek pełen ponurego dystansu, byłbym tu wybitnie wstrzemięźliwy.
Faktem jest bowiem, że dla mnie Latkowski to ktoś, do kogo nie zdecydowałbym się
zbliżyć choćby na pół metra, a to z tej obawy, że przede wszystkim tego doświadczenia
bym nie przeżył, a jeśli nawet, to bym po tym kontakcie nie odkaził się nawet
przy pomocy płynu, który nam dostarczył Orlen. Nie zmienia to oczywiście faktu,
że bez względu na to, jakie intencje dziś Latkowskim kierują, ja nie wykluczam,
że wszystko co on w swoim filmie pokazuje, to najprawdziwsza prawda. Powiem
więcej – a to też jest powód, dla którego uważam jego film za kompletnie bez
znaczenia – to o czym on tam opowiada, wiem i bez jego łaskawego udziału, a
nawet gdybym nie wiedział, to bym realność opisanych sytuacji obstawiał w
ciemno. Czemu? Odpowiedź na tego typu pytanie, mam od dawna przygotowaną: bo
czemu nie?
Jest dla mnie bowiem od czasów, gdy
byłem jeszcze bardzo młodym człowiekiem, zupełnie oczywiste, że są na świecie ludzie
z pieniędzmi i z seksualnymi obsesjami, które za te pieniądze mogą i zaspokajać
i jednocześnie owe obsesje skutecznie ukrywać przed wzrokiem ciekawskich. Od
czasu gdy zacząłem samodzielnie myśleć wiedziałem, że na pewnym poziomie władzy
finansowej, a przez to politycznej i
towarzyskiej, dzieją się rzeczy – szczególnie w tak zwanej sferze obyczajowej –
o których ludziom takim jak my nawet się nie śniło. Jedynym problemem więc jest
już tylko to, czy ich wszystkich uda się kiedyś jakimś cudem normalnie albo powystrzelać,
albo przynajmniej posadzić.
A zatem, nie mam najmniejszych
wątpliwości, że faktycznie od roku 2007 do 2015 – w sumie ciekawa jest owa
koincydencja, prawda? – pewien cwaniak z Trójmiasta, działający na zlecenie
innego cwaniaka, zbierał z ulic młodziutkie śliczne dziewczynki i rozdawał je za
pieniądze wspomnianym ludziom z pieniędzmi. Nie dziwi mnie też więc, że skoro w
ów proceder były zaangażowane i pieniądze i ludzie z tymi pieniędzmi, a w
dodatku mówimy o latach 2007-2015 oraz o Trójmieście, to i jego uczestnicy do
dziś pozostają praktycznie bezkarni. I powtarzam raz jeszcze: ani Latkowski ani
TVP do tego bym to wiedział nie są mi do niczego potrzebni, zwłaszcza gdy oni wręcz stają na
głowie, by robić wrażenie jakby się o tym wszystkim przed chwilą dowiedzieli.
I pewnie bym dziś nad tym wszystkim się
nawet nie zatrzymał, gdyby nie pewien szczegół. Otóż w rozmowie zorganizowanej
przez telewizję już po emisji filmu, Latkowski nagle opowiedział o tym, jak to
pewien telewizyjny gwiazdor ma od lat taki zwyczaj, że każe sobie organizować
castingi, w których młodzi chłopcy się przed nim prężą i próbują go uwieść
swoimi wdziękami, a on niezmiennie z tych trzech wybiera najmłodszego, no i
następnie go wykorzystuje podczas swoich pedofilsko-homoseksualnych ekscesów. W
tym momencie zebrani w studio doznali ciężkiego szoku, a prowadzący spotkanie
redaktor poprosił nieśmiało, by Latkowski ujawnił nazwisko gwiazdora. Kiedy ten
stanowczo poinformował, że tego zrobić nie może, redaktor zapytał, czy można
przynajmniej dowiedzieć się w jakiej stacji telewizyjnej ów zboczony pedofil jest
zatrudniony i wówczas, po dłuższym, przeciągającym się nieznośnie
zastanowieniu, zdradził Latkowski, że chodzi oczywiście o TVN.
A ja w tym momencie muszę ten tekst czym
prędzej kończyć, zanim dostanę takiej cholery, że zacznę brzydko mówić, i pragnę tylko przypomnieć, że jeszcze w roku 2016 ten sam Sylwester Latkowski, o którym dziś
tu rozmawiamy, w rozmowie na Twitterze z nikim innym jak z Karoliną Korwin
Piotrowską napisał zupełnie otwartym tekstem, że on się zwrócił do dyrektora
Miszczaka, by poprosił może swojego pracownika Kubę Wojewódzkiego, by ten,
kiedy zaciąga do korporacyjnego kibla młodych chłopców, prosił ich najpierw o
dowód tożsamości.
O co chodzi? Otóż jak widzimy, nazwisko
Kuby Wojewódzkiego w interesującym nas kontekście znane jest powszechnie już co najmniej od
czterech lat, a więc jak by nie było od czasu gdy Prawo i Sprawiedliwość
zdążyło wygodnie zająć swoje pozycje – i nie stało się dokładnie nic. Mało tego.
Okazuje się, że niemal jak jakieś ciężkie szyderstwo wraca do nas ten sam
Latkowski, z tą samą informacją, tyle że dziś w formie zagadki, której zadanie w
dodatku umożliwia mu zarządzana przez jak najbardziej polski rząd polska
telewizja publiczna. A my wszyscy zrywamy się na równe nogi, krzyczymy „O
Boże!”, by w międzyczasie dowiedzieć się, że takich jak my widzów tego wieczora
przed ekranami telewizorów pojawiło się aż 3,5 mln i oni na tę wiadomość zareagowali dokładnie tak samo: "O Boże! Ciekawe, który to?"
W kresie pandemii telewizja nieustannie
wprowadza kolejne formaty, zarówno rozrywkowe, jak i edukacyjne. Rozrywka już
była, a zatem czas na to, by pojawił się jakiś program o tym, jak można robić
ludzi w dupę. Jeśli ktoś nie wie, o co chodzi, to jestem pewien, że Kuba Wojewódzki chętnie
wyjaśni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.