Skoro dotrwaliśmy do upragnionego
weekendu, proponuję się dziś akurat szczególnie nie naprężać, tylko ewentualnie
poczytać mój najnowszy felieton z „Warszawskiej Gazety”. I to powinno nam wystarczyć.
Od dnia, kiedy władze Platformy
Obywatelskiej uznały, że dalsze podtrzymywanie kandydatury Małgorzaty
Kidawy-Błońskiej w wyborach na Prezydenta RP grozi już nie tylko kompromitacją
samego kandydata, ale kryzysem, który musi doprowadzić do ostatecznego rozkładu
całego projektu, i wprowadziły do gry Rafała Trzaskowskiego, uważnie obserwuję,
co się na tej wesołej scenie dzieje. Szczerze przy tym przyznam, że czas ten
nie wywołuje we mnie ani szczególnego napięcia, ani tym bardziej niepokoju, bo
gdy chodzi o Trzaskowskiego akurat, od dawna jestem przekonany, że to jest ktoś
przy kim taka Kidawa to nie tylko szczyt politycznego cwaniactwa, ale zwykłej
ludzkiej inteligencji, gdzie kiedy człowiek nie musi, a sytuacja nie jest do
końca bezpieczna, to się przynajmniej nie odzywa. No i faktycznie obserwując zachowania
tego dziwnego człowieka, nie mam najmniejszych wątpliwości, że każdy kolejny
dzień będzie go przybliżał do sytuacji, gdzie Borys Budka i jego towarzysze
niedoli pożałują, że nie doszło do wyborów 10 maja.
Oto proszę sobie wyobrazić, w ciągu zaledwie
dwóch dni Rafał Trzaskowski najpierw poinformował dziennikarzy telewizji
publicznej, że jak tylko zostanie wybrany prezydentem – nie zaprzysiężony, ale
wybrany – zlikwiduje telewizyjną publicystykę, a ich samych każe wyrzucić z
roboty na zbity pysk, następnie poskarżył się, że jemu jest ciężko wypłacać
przedsiębiorcom pieniądze z tytułu tak zwanej „tarczy”, bo tych firm w
Warszawie jest aż 40 tysięcy i jemu do tej roboty nie starcza już rąk, a na
koniec, jakby tego było mało, ogłosił, że kiedy zostanie prezydentem, to
zwiększy budżet na służbę zdrowia do 6 procent dochodu narodowego. Jeszcze nie
umilkł szyderczy śmiech wokół owej serii kompromitacji, jak nas on
poinformował, że gdy Polskę zaatakowała zaraza, to wbrew wcześniejszym
oficjalnym informacjom Ratusza, on wcale nie wziął urlopu z powodu przemęczenia
nadmiarem pracy, ale przez to, że dostał bardzo wysokiej gorączki i musiał się
poddać testom, i niemal na tym samym oddechu dodał, że przystępując do kampanii
będzie delegował obowiązki prezydenta Warszawy na współpracowników, a sam brał
urlop, tylko wtedy gdy będzie ową kampanię prowadził, a poza tym już tylko
ciężka praca.
Szydzi więc dziś już z Trzaskowskiego
cała Polska tak że te maseczki spadają z uszu tych wszystkich, którzy jeszcze są
zdeterminowani by je nosić, a ja się tylko zastanawiam nad dwiema rzeczami.
Pierwsza z nich to ta, w jakim stanie umysłu muszą być ludzie odpowiadający w
Platformie za kierowanie polityką personalną, że w końcu uznali że z tych może
dziesięciu kandydatów, jacy im jeszcze zostali, najlepszy będzie ten najgorszy?
Druga i być może jeszcze ciekawsza, to zagadka dotycząca samego Trzaskowskiego:
jak ktoś o takim poziomie zbałwanienia mógł zajść aż tak wysoko? Czy może być jednak prawdą jego wyznanie, że kiedy był
jeszcze „młodym, nieznanym naukowcem”, a nie poważnym politykiem, to jemu ów
awans załatwiła sama Małgorzata Kidawa-Błońska?
W swojej bibliotece ze zdziwieniem odkryłem powieść J. Clavell'a pod tytułem Gai-jin. Kiedyś kupiłem, potem coś odciągnęło moją uwagę i zapomniana stała sobie na półce, aż do tej pandemii.
OdpowiedzUsuńWszystkim polecam. Akcja toczy się w czasie intensywnego już dobijania się Europejczyków do wnętrza Japonii. Niechętni tej penetracji Japończycy
kontaktują się tymczasem przede wszystkim poprzez ich wysublimowany sektor rozrywki damsko męskiej.
To nie jest treść, ale po stronie japońskiej socjologiczne tło powieściowej akcji. Pikantnych szczegółów w ogóle nie ma, natomiast szeroko opisana jest organizacja rekrutacji, przygotowania i wprowadzania kadr tego sektora rozrywki.
Wprawdzie w toku przygotowań nie ma tam dyskusji po francusku z mentorem wprowadzającym, ale wszystko poza tym jest tak samo.