Gdy mowa o muzyce tak zwanej hip-hopowej,
to powiem szczerze, że jestem fanem od pierwszego dnia, jak ona powstała, a ja
te wersety usłyszałem. Jeśli mam być jeszcze bardziej szczery, to dodam, że
jeśli idzie o muzykę, to ja lubię każdy jej rodzaj, pod warunkiem, że znajdę
tam coś co mnie wzruszy. I z tej sceny nie wykluczam niczego, poczynając od
disco polo, przemykając przez tak zwanego Mozarta, a kończąc na czarnym metalu.
Liczy się tylko to, co daje mi poczucie, że warto żyć. Dlatego też bardzo źle
znoszę ludzi, którzy chcąc ze mną porozmawiać o muzyce, tłumaczą mi, że hip-hop
to w ogóle nie jest muzyka, z punk rocka jedyne co wartościowe to „Anarchy for
the UK” oraz „Californiia Uber Alles”, a taki Ringo Starr nie jest w stanie się
równać z perkusistą z zespołu Megadeath. Dlaczego? Bo uważam, że ci, którzy tak
mówią, zainteresowali się muzyką przez przypadek i najlepiej by zrobili,
oddając się ogrodnictwu, ewentualnie pisaniu wierszy.
Z
tego też względu, kiedy dowiedziałem się, że ruszyła akcja pod tytułem #Hot16Challenge2,
gdzie ktokolwiek ma ochotę, może zarapować swoje 16 linijek na rzecz walki z
pandemią, przede wszystkim wzruszyłem ramionami, a następnie pomyślałem sobie,
że i tak całe szczęście, że tu nie padło na piosenkę turystyczną, aktorską, czy
wspomniane wcześniej wiersze. Hip-hop bowiem, to jest moim zdaniem jedyny
rodzaj sztuki muzycznej, gdzie nic nie ma jakiegokolwiek znaczenia poza czystym
talentem. Cokolwiek bowiem weźmiemy na tak zwaną tapetę, tam zawsze jest albo
najlepszy perkusista na świecie, albo najszybszy na świecie gitarzysta,
ewentualnie najbardziej wzruszająca ballada; w hip-hopie jest tylko czysta
ekspresja, a jeśli cokolwiek ponad to, to tylko szczerość.
Dlatego
spodobała mi się internetowa akcja #Hot16Challenge, zwłaszcza gdy posłuchałem,
jak tam ludzie tacy jak ja i Ty, starają się wyrazić swoje emocje w jedyny
sposób jaki jest im dostępny. To co mi się spodobało w drugiej kolejności to
wciąż w żadnym wypadku nie sama stojąca za tym projektem idea, tak samo jak
każda inna, oszukana, ale ów demokratyczny charakter całego przedsięwzięcia,
gdzie – przepraszam, że puszczę wodze fantazji – taki Dawid Podsiadło nagle wymyśli
sobie, że on nominuje do kolejnego występu moją córkę, a ona nie będzie miała
wyjścia jak albo to wyzwanie przyjąć, albo je z godnością odrzucić, bo tam
może wpaść na Zbigniewa Stonogę.
Na tle pandemii, z której my aktualnie
szczęśliwie wychodzimy, owa akcja nie ma najmniejszego praktycznego znaczenia,
a więc o tym nie ma co debatować, natomiast ja wciąż myślę sobie o owym
absolutnie demokratycznym jej charakterze. Jak już wspomniałem, wystarczy że
Dawid Podsiadło wyznaczy do kolejnego występu moją córkę, a ona mnie, albo nagle, wyłącznie po to by mnie skompromitować, całkiem bezpośrednio wskaże na mnie Wojciech Wybranowski, tym samym
okaże się już wkrótce, że i ja stanę się gwiazdą hip-hopu. Bo tak, trzeba nam
wiedzieć, działa ów łańcuszek.
I
oto, jak wiemy, w pewnym momencie na tej ścieżce znalazł się prezydent Andrzej
Duda i on – podobnie jak w owej szalonej perspektywie ja – musiał owo wyzwanie
albo przyjąć albo odrzucić. Dla mnie to nie byłby problem. Ja mógłbym na to
wzruszyć ramionami i wrócić do codziennych zajęć. Gdy chodzi jednak o
prezydenta Dudę, sprawa nie była już taka prosta. On otrzymał wyzwanie, z
którego nie miał jakiegokolwiek wyjścia, które można by było określić jako
dobre. Zdecydował się na – w moim szczerym przekonaniu – rozwiązanie optymalne:
przyjął tę nominację i zarapował zgodnie z planem. Mógł oczywiście nie
zareagować, ale jestem pewien, że w tej sytuacji dziś już cały Internet by się
awanturował, że Duda to sztywny tchórz, który nie pojawił się tam, gdzie
pojawiła się Polska.
W
tym momencie mamy moim zdaniem dwie możliwości. On mógł się ustawić w pozycji
klasycznego rappera, założyć na łeb bejsbolówkę i czarną bluzę z kapturem i udawać
że jest gangsta. Szczęśliwie on wybrał drugą opcję: wystąpił jako Prezydent III
RP i coś tam maksymalnie skromnie, bez żadnych wygłupów, wyrecytował,
kłaniając się na końcu służbie zdrowia i dziękując za wysiłek. Gdy chodzi o
moją opinię, to powiem, że występ Prezydenta w owym projekcie – pomijając
naturalnie prezentacje zawodowych rapperów, jak choćby O.S.T.R. – uważam za
najlepszy. Jestem przekonany, że Andrzej Duda wypadł lepiej niż takie tuzy
polskiej rozrywki jak Kasia Nosowska, Kayah, czy Michał Wiśniewski, że już nie
wspomnę o ludziach spoza branży, takich jak rzecznik Bodnar. Ani ona, ani ta
druga, ani ten trzeci, wystawiając na co dzień jakiś nędzny pop, nie mają nic
wspólnego z hip-hopem, ale przy tej okazji nie mają najmniejszych szans, by się
sensownie zaprezentować. Podobnie nie mają najmniejszych szans osoby nie związane
z branżą, niemniej jakoś tak rozpoznawalne, jak wspomniany rzecznik Bodnar, internauta
Matczak, dziennikarz Mann, prezydent Wrocławia Sutryk, czy wreszcie ktoś o imieniu Duda MC. Różnica między tymi wymienionymi na końcu jest taka, że podczas gdy oni
wszyscy stawali na głowie, by pokazać jacy są „cool”, jedynie Andrzej Duda
odstawił gadkę, którą jak się okazuje zrozumiał tylko ten satanista Jan
Hartman, a poza tym ani nie założył sobie na łeb śmiesznej czapki, ani nie
powiedział „kurwa”, ani wreszcie nie udał, że jest częścią tego stanu umysłu,
który możemy obserwować w tych dniach. Mówiąc krótko, on zrobił to co miał zrobić
i zrobił to na poziomie, jaki utrzymuje jako prezydent od pięciu już niemal
lat.
Tymczasem,
co my widzimy? Kiedy czytam w mediach głównego nurtu, że występ Wojciecha Manna
został przyjęty przez jego sympatyków z prawdziwym entuzjazmem, wychodzi na to,
że Duda okazał się kompletną porażką. I co ciekawsze, to nie jest opinia jego
odwiecznych wrogów, ale tych, co na niego głosowali. Dlaczego? Bo on się
rzekomo skompromitował, nie dość że przez wzięcie udziału w tym cyrku, to jeszcze nie
potrafiąc poprawnie zarapować. Nie skompromitował się nikt: ani rzecznik
Bodnar, ani dziennikarz Mann, ani prezydent Sutryk, ani aktor Seweryn, ani celebryta
Kamel, ani komik Andrus, ani polityk Korwin Mike, ani wreszcie wariat Stonoga.
Jedyny skompromitowany to jest Andrzej Duda. Dlaczego? Bo my byśmy strasznie
chcieli, by on był ponad to.
Powiem
w tej sytuacji coś, co się pewnie niektórym z nas nie spodoba, ale moim zdaniem
jest żywą prawdą. Andrzej Duda piastuje stanowisko Prezydenta RP, już za chwilę
ma nadzieję przedłużyć ów termin o kolejne pięć lat i jego ostatnim
zmartwieniem jest uważać na to, by broń Boże nie wejść w ścieżki, którymi
chadza Dawid Podsiadło, czy Adam Bodnar. I ja się tego będę trzymał, czekając
aż nam zarapuje Zbigniew Hołdys, nominowany przez innego rappera, Marcina
Matczaka i wszyscy powiedzą, że no owszem, to straszne gówno, ale trudno
zapomnieć ową porażkę prezydenta Dudy.
Mann szokujący. Żałosny upadek.
OdpowiedzUsuńDosłuchałam do momentu "ukochany kraj, umiłowany kraj". Przecież te klimaty to jego dzieciństwo, dojrzewanie, młodość i dorosłość w jednym. Mnie los tak okrutnie nie doświadczył. Na szczęście jeszcze w szkole poznałam uroki wolnych sobót. Sprzeciw nie zalegał w mojej młodej głowie, bo po prostu było mi dobrze. Lepiej się teraz nie buntować, jeśli się wcześniej nie chciało. Głupio to wygląda proszę p. Manna.
OdpowiedzUsuńJest Pani trzecią osobą poza mną, która twierdzi że dotrwała do tej piosenki.
UsuńJa naprawdę zaraz postaram odsłuchać to coś do końca. Niczego nie obiecuję, ale czelendż-srelendż zobowiązuje:)
UsuńNapisałam komentarz , ale nie został przyjęty. Nie będę się powtarzać. Wysłuchałam pana Wojtka do końca. No cóż. Idę sobie tłuc przysłowiowe kotlety.
OdpowiedzUsuń