Przepraszam wszystkich Czytelników, a
zwłaszcza pana Mirka, który, jak wiem, od rana czeka z palcem nad odpowiednim
klawiszem – i z myślą o którym w znacznym stopniu powstają te teksty – ale dziś nie będzie już nic nowego. Sytuacja
na scenie zrobiła się bowiem ostatnio tak przewidywalna, że jedyne co mógłbym
dziś zrobić to zacytować Norwida z jego nieśmiertelnym „jak się nie nudzić na
scenie tak małej, tak niemistrzowsko zrobionej” i się zamknąć. A Bóg mi
świadkiem, że ostatnie dni pod tym względem do nieustanna walka, by jednak coś
z tej nędzy wydusić. A więc dziś już nic nowego nie dam rady powiedzieć,
natomiast na całe szczęście mam swoje stare teksty, w dodatku, jak ostatnio
zauważyłem znacznie od dzisiejszych bogate w słowo, a zatem można się w tego typu
kryzysowych sytuacjach skutecznie poratować.
Ale stało się jeszcze coś, co daje mi naprawdę dużą satysfakcję. Otóż
wymyśliłem sobie, że aby owe wspominki nie były wyjęte tak zupełnie bez planu,
zaryzykuję i odnajdę tekst dokładnie sprzed 10 lat, a więc z 28 maja 2010
roku... i proszę sobie wyobrazić, że on
jak ulał pasuje do niedawno podanej przez reżimowe media informacji, że Rafał
Trzaskowski został przez Radosława Sikorskiego wprowadzony do towarzystwa o
nazwie Bilderberg. Ja oczywiście widziałem jak owe media próbują biednym, nic
nie rozumiejącym z tej znaczącej przecież informacji, obywatelom tłumaczyć czym
jest owa plazma i przyznaję, że trochę mi było żal, że to się tak w końcu
musiało rozleżć po kościach. A tu proszę! Mamy jak znalazł. Mój tekst sprzed
dokładnie 10 lat spada nam niemal prosto z nieba. Zapraszam.
Znów ktoś powiedział, że Wałęsa to
głupek, a na dodatek agent i dziwkarz i pan Bolesław nie wytrzymał. On
oczywiście nie wytrzymał już dużo wcześniej, ale tym razem nie wytrzymał na
dobre. A przynajmniej tak mówi. Skąd taka reakcja? Ja w Salonie przeczytałem
wczoraj, że Jarosław Kaczyński uprawia seks doodbytniczy z Ludwikiem Dornem, a
informacja ta została ubarwiona bardzo szczegółowymi i niemniej realistycznym
opisami tego pożycia, a mimo to nie słyszałem, żeby którykolwiek z panów przy
tej okazji ogłosił, że zrzeka się wszelkich dotychczas uzyskanych honorów i
wyjeżdża z Kraju. Ktoś mi powie, że te plwociny na temat Dorna i Kaczora to
rojenia chorego umysłu, podczas gdy pan Bolesław, nawet jeśli nie jest
dziwkarzem, to z pewnością jest głupkiem i agentem. No ale przecież cała
cywilizowana opinia publiczna gotowa jest zaświadczyć własnym życiem, że to
wszystko są oszczercze brednie, a sam były prezydent może na to nawet dać słowo
honoru. Więc o co chodzi?
Dobrze. Wiem. To wciąż niczego nie
wyjaśnia. W końcu obraza to obraza. Tu, na mnie na przykład, wciąż tabuny
czerwonych pająków mówią, że jestem komunistą i mimo że to nieprawda, to ja
bardzo jestem z tego powodu załamany. Ale czy ja grożę, że jak oni nie
przestaną, to ja wyemigruję? Komunista zresztą to pikuś. Inni bowiem
opowiadają, że ja jestem do bani nauczycielem. I też jest mi przykro, bo jakże
tak! Ale nawet tu nie grożę, że w tej sytuacji się pogniewam, oddam wszystkie
swoje dyplomy, ordery, puchary i cholera wie co jeszcze, zamknę się w sobie i
przestanę chodzić do knajpy z moimi byłymi uczniami. Pozdrowienia!
A więc może chodzi o to, że na Wałęsę
gadają w książkach i w telewizji, a na mnie tylko w Salonie? Może i tak. Kto
wie? No ale w czym Salon gorszy od mainstreamu? Przecież już dawno mądrzejsi
ode mnie wyjaśnili, że w zinformatyzowanym i oplecionym medialną siecią świecie
nie ma już właściwie podziału na media ważniejsze i mniej ważne. Internet w dzisiejszej
dobie wygrywa wybory. Telefony komórkowe obalają rządy. Niedawno w telewizji
widziałem, że prawdziwa sztuka filmowa już nie jest tworzona w Hollywoodzie,
ani nawet w Nowym Jorku, nie mówiąc już o Indiach, lecz w youtubie i
wspominanych już kamerkach firmy Samsung. Więc jak to jest? Jak ja tu napiszę,
że Wałęsa to komunistyczny szpicel i pospolity złodziej, to pies z kulawą nogą
się tym nie zainteresuje dopóki nie wydrukuje tego IPN albo Arcany? A niby
dlaczego? Panie Prezydencie, moim zdaniem jest Pan ruskim bucem i kapusiem!
Halo? Słyszy mnie Pan? Chce Pan na bilet?
Cała Polska, od jakichś 15 lat, wie na
sto procent, że Lech Wałęsa był tajnym, świadomym i bardzo chętnym do pracy
współpracownikiem tajnych służb komunistycznej represji. Każdy Polak, jeśli
tylko jest minimalnie zainteresowany życiem publicznym, doskonale zdaje sobie
sprawę z tego, że Lech Wałęsa, będąc wiceprezydentem u Mieczysława
Wachowskiego, ukradł, a zapewne także zniszczył, całą kupę bardzo tajnych i
cennych dokumentów świadczących o jego uwikłaniu we współpracę agenturalną. I
nie ma tu żadnych wyjątków. Powyższy stan rzeczy jest znany każdemu, a jeśli
ktoś nie chce o tym rozmawiać, albo wręcz te fakty kwestionuje, to wyłącznie ze
względów politycznych i z uwagi na bieżące interesy. Nie ma ludzi w Polsce – za
wyjątkiem osób kompletnie nieprzytomnych – którzy wierzą w to, że Lech Wałęsa
jest autentycznym bohaterem polskiej walki o niepodległość. Ostatni tacy
wymarli doszczętnie wspomniane już 15 lat temu.
Ale jest jeszcze coś co każdy –
niekoniecznie nawet zdrowo myślący – Polak doskonale wie. To mianowicie, że Lech
Wałęsa jest najzwyklejszym, najbardziej przeciętnym durniem. Kiedy oglądamy
Lecha Wałęsę w telewizji, czytamy jakąś jego prasową wypowiedź, albo idziemy na
jakieś z nim spotkanie i słuchamy jak plecie, wiemy znakomicie, ze mamy do
czynienia ze zjawiskiem w publicznej przestrzeni absolutnie wyjątkowym. I –
podkreślam to raz jeszcze – wie to każdy: ja, Państwo, Monika Olejnik, a nawet
Bronisław Komorowski i Donald Tusk, nie mówiąc już o Palikocie. Każdy człowiek,
który ma oczy które widzą i uszy które słyszą, wie że tu nawet nie ma o czym
gadać. Pozostaje czysta polityka i bezczelne kłamstwo.
A więc w tej sytuacji, kiedy głosy
wyrażające w stosunku do Lecha Wałęsy czystą pogardę nie chcą zamilknąć, Wałęsa
wybucha i mówi, że on już ma dość. Ja oczywiście do pewnego stopnia go
rozumiem. On wprawdzie zaprzecza wszelkim pomówieniom, twierdzi, że nie dość,
że jest czysty jak złoto, to jest człowiekiem mądrym, sprytnym i bardzo
przenikliwym, ale osobiście jestem przekonany, że zna swoje intelektualne i
moralne ograniczenia bardzo dobrze, czuje je, męczy się z nimi i w gruncie
rzeczy ich nienawidzi. I to jest sytuacja bardzo niekomfortowa. On, dzięki tej
swojej historii i tym przedziwnym zakrętom losu, znalazł się tu gdzie się
znalazł, z tą całą swoją sławą i nadmuchaną wielkością, z tymi doktoratami, z
tymi pieniędzmi, z tą rozpoznawalnością i absolutnie nie jest w stanie sobie z
tym poradzić. I gdyby jeszcze świat mu dał na chwilę odetchnąć, to może by
sobie znalazł jakieś spokojne miejsce i żył jak zwykły człowiek – owszem, kiedyś bardzo znany, a nawet przez
wielu uwielbiany – ale teraz już tylko jako ten właśnie zwykły człowiek. Myślę,
że można by nawet było się tak umówić, że prawo by mu dało dożywotnią
absolucję.
Tymczasem, niestety, całe bandy
bezwzględnych kombinatorów, ze szczerze powiem, że nie do końca dla mnie
pojętych powodów, postanowiły grać tym biednym człowiekiem tak długo aż go
prawda i zwykłe, ludzkie pragnienie sprawiedliwości dopadnie i zetrze w pył.
Cóż za brak litości! Cóż za wyrachowanie! I po co? Jaka będzie z tego
bezpośrednia korzyść?
Załóżmy nawet to, że Donald Tusk, razem
ze swoim nowym kumplem Napieralskim zlikwidują IPN? Załóżmy nawet takie
rozwiązanie, że jakimś cudem uda się doprowadzić do tego, że wprowadzi się
ustawowy zakaz mówienia źle o Lechu Wałęsie. Wszędzie. W książkach, gazetach,
telewizji, a nawet w rozmowach prywatnych. Załóżmy nawet, że Parlament uchwali
w budżecie specjalny fundusz na rozwój prac badawczych nad historyczną
wielkością Lecha Wałęsy. Mało tego – niech nawet Parlament uchwali likwidację z
polskiego słownika imienia Bolesław. I co to zmieni? Prawo i Sprawiedliwość nie
wygra następnych wyborów parlamentarnych? Nie żartujmy. Andrzej Olechowski
zostanie przyszłym prezydentem Polski?
Andrzej Olechowski. Oto dopiero nadchodzi
ciekawy kawałek tej historii. Bo tak naprawdę tu wcale nie chodzi o Wałęsę. On
już jest ostatecznie skończony. Z niego już nic nie będzie. Ta przygoda jest
już dawno zamknięta. Tu nawet nie chodzi o Donalda Tuska i te wszystkie
nadzieje, jakie z nim wiążą całe grupy naiwnych komentatorów w rodzaju
Krzysztofa Leskiego. Powiem więcej. Tu nawet nie jest problemem Janusz Palikot
i jego nieuchronnie zbliżające się przywództwo w Platformie. Skoro już
zdecydowaliśmy się na tę demokrację, to nawet dziesięć stadionów dla Legii
Warszawa, kolejne 15 kanałów tematycznych telewizji TVN i sześć orderów
uśmiechu dla pani Bożeny, nie zmienią faktu, że do następnych wyborów pójdą
wyłącznie osoby zaangażowane całym sercem. Sercem prawdziwym, a nie okrwawionym
mięśniem. Tu może chodzić najwyżej o kogoś takiego jak Andrzej Olechowski.
Kiedy Lech Wałęsa już był Bolkiem, ale
jeszcze nie wszyscy sobie z tego zdawali sprawę, Olechowski przez wszystkich
dobrych ludzi nazywany był nie inaczej jak TW Must. Co ciekawe, ta jego ubecka
przeszłość nigdy nie wydawała się robić wrażenia ani na nim, ani na osobach z
zewnątrz. Tak się jakoś zawsze składało, że Olechowski był powszechnie
rozpoznawany jako były kapuś, a jedyna znana mi reakcja na tę wiedzę
ograniczała się do wzruszenia ramionami. Ale co tam ubek? Przez całe długie
lata Olechowski funkcjonował na peryferiach polskiego zycia politycznego i
gospodarczego, zawsze w sytuacjach najbardziej podejrzanych z możliwych, i też
nigdy to nikogo nie obchodziło. Doszło do tego, że Olechowski osiągnął taki
stan, gdzie każdy wiedział, że ktoś taki jak Olechowski istnieje, że jest osobą
niezwykle ważną i wpływową, ale przy tym wszyscyśmy się zachowywali, jakby to
kim on jest, czym się zajmuje i z jakiej to w ogóle okazji jest wciąż osobą
publiczną, nas w ogóle nie interesowało. Dziś już, między innymi właśnie
dlatego, że żyjemy w świecie otwartym i demokratycznym, wiemy o istnieniu tworu
o nazwie Bilderberg. Dla przybliżenia, cytat z Wikipedii:
„Grupa Bilderberg albo Klub Bilderberg -
nieformalne międzynarodowe stowarzyszenie wpływowych osób ze świata polityki,
biznesu i przemysłu. Spotkania grupy odbywają się raz do roku. Podczas nich
omawiane są najważniejsze w danym czasie dla świata sprawy dotyczące polityki i
ekonomii. Pierwsze spotkanie tego typu miało mieć miejsce w holenderskim Hotelu
de Bilderberg (stąd pochodzi nazwa grupy) w Osterbeek w maju 1954, a odbyło się
z inicjatywy wpływowego polskiego polityka i emigranta Józefa Retingera, który
był stałym sekretarzem grupy aż do śmierci w 1960. Konferencje Grupy Bilderberg
odbywają się przy obecności wyselekcjonowanych dziennikarzy, lecz zgodnie z
obietnicą dyskrecji, nie zdają oni relacji z przebiegu ani treści rozmów. Tym
też należy tłumaczyć brak zainteresowania mediów spotkaniami, w których
uczestniczą m.in. takie osobistości jak prezes Banku Światowego James
Wolfensohn, żona byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Hillary Rodham Clinton,
były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, żona Billa Gatesa - Melinda Gates,
czy Andrzej Olechowski. Według uczestników, ze względu na nieformalny
charakter, spotkania pozwalają na swobodną wymianę poglądów niezależnie od
aktualnych animozji politycznych. Niejawność spotkań i ogromne wpływy posiadane przez zaproszone osoby,
spowodowały, że niektórzy komentatorzy przypisują członkom Grupy Bilderberga
tworzenie nieformalnego rządu światowego, a w konsekwencji zamiar wprowadzania
rozwiązań ekonomiczno-politycznych sprzecznych z wolą społeczeństwa. Niektórzy
zwolennicy teorii spiskowej dotyczącej tzw. Nowego Porządku wskazują Klub
Bilderberg jako bezpośrednich kontynuatorów idei zakonu iluminatów. Jednakże są
także osoby które wskazują inne grupy wpływowych osób jako realizatorów Nowego
Porządku.
Grupa Bilderberg nie jest
organizacją, ponieważ nie istnieje w niej coś takiego jak członkostwo i nie
wybiera się żadnej rady, chociaż posiada oficjalne biuro w Lejdzie w Holandii.
Domniemani uczestnicy Grupy Bilderberg z Polski to m.in.: Andrzej Olechowski -
od 1994, Hanna Suchocka – 1998, Sławomir Sikora (prezes Citibanku) – 2004,
Jacek Szwajcowski (prezes Polskiej Grupy Farmaceutycznej) – 2005, Aleksander
Kwaśniewski - 2008"
Dlaczego ja się postanowiłem nagle zająć
tym „klubem"? Z trzech powodów. Dwa z nich są wymienione w samym tekście w
Wikipedii. Pierwszy: „Konferencje Grupy
Bilderberg odbywają się przy obecności wyselekcjonowanych dziennikarzy, lecz
zgodnie z obietnicą dyskrecji, nie zdają oni relacji z przebiegu ani treści
rozmów". Drugi: „Niektórzy
zwolennicy teorii spiskowej dotyczącej tzw. Nowego Porządku wskazują Klub
Bilderberg jako bezpośrednich kontynuatorów idei zakonu iluminatów. Jednakże są
także osoby które wskazują inne grupy wpływowych osób jako realizatorów Nowego
Porządku”. Ci którzy czytają moje teksty z reguły są osobami myślącymi,
więc ani słowa już o tym. Po co?
Jest jednak jeszcze trzeci powód, dla
którego się trochę wystraszyłem. Sam Olechowski. On ostatnio, nie wiadomo z
jakiej cholernej okazji, pokazuje się publicznie dużo za często. Bardzo dużo za
często. Przyłazi, gada i straszy. I ja autentycznie nie wiem, co on tu robi, a –
co najgorsze – co on może. A boję się, że on akurat może więcej, niż nam się
wydaje. No i wciąż się zastanawiam, czego on tu szuka. Wczoraj występował u Moniki Olejnik i ja po raz pierwszy w życiu widziałem ją w stanie takim, jaki
osiągają tylko młode dziewczyny na pierwszej w życiu randce. Bardzo to było
ciekawe. Na szczęście, w tym wszystkim są informacje, które każą nam się nie
lękać. Nie lękać się i wierzyć, że jest coś, czego bramy piekielne nie
przemogą.
Wczoraj dotarła do nas informacja, że w
Ameryce rozbił się samolot należący do człowieka nazwiskiem Irving Moore 'Bud'
Feldkamp III, wielokrotnego milionera i właściciela największej w Stanach sieci
klinik aborcyjnych. Samolot spadł na katolicki cmentarz, tuż przy grobie
nienarodzonego dziecka. 14 znajdujących się na pokładzie osób – w tym dzieci i
wnuki Feldkampa – zginęło.
I tak to właśnie się plecie ten świat.
Bohaterowie przychodzą, odchodzą, ci prawdziwi i ci zupełnie sztuczni. A świat
się spokojnie i pewnie plecie. Czego sobie i Wam życzę.
Jak już wspomniałem, od publikacji
tego tekstu upłynęło już 10 lat i też wiele się zmieniło. Z tego co wiem,
Andrzej Olechowski wciąż pojawia się w telewizjii TVN24 i Monika Olejnik w
dalszym ciągu bardzo się stara pokazać mu, że na nią akurat on może zawsze liczyć
i jak się domyślam oni wspólnie apelują, by w najbliższym czasie nie
organizować w Polsce jakichkolwiek wyborów.
Mało tego, do grupy Bilderberg został dokooptowany nie tylko Radek
Sikorski, ale nawet ta nędza Rafał Trzaskowski. No ale jest jeszcze coś. Otóż, jak
wiemy, stary Rockefeller ostatecznie już wykorkował, ale, jak się dowiaduję, wciąż
jeszcze żyje Henry Kissinger. Tyle że skoro nagle mamy tu tego Trzaskowskiego i
Sikorskiego, to znaczy, że on jest już na tyle nieprzytomny, że nad tym
interesem przestał kompletnie panować, podczas gdy inni spieprzyli do Nowej
Zelandii. A więc, krótko mówiąc, nie ma o czym gadać, przynajmniej do czasu aż
tam dołączy poseł Szczerba. Obiecuję, że na tę okoliczność kupię sobie
16-letniego Lagavulina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.