Parę dni
temu zamieściłem tu tekst zatytułowany „I Love Hate”, w którym zwróciłem uwagę
na eksperyment prowadzony przez Wojciecha Jabłońskiego, politologa z
Uniwersytetu Warszawskiego niegdysiejszego komentatora stacji TVN24, gdzie ów
Jabłoński publikuje na Twitterze najbardziej podłe komentarze skierowane
przeciwko Prawu i Sprawiedliwości, tym samym prowokując dodatkowy internetowy
hejt. Z tego co udało mi się znaleźć w Sieci wynika, że Wojciechowski prowadzi
ten swój projekt badawczy już od kilku lat, a jego ostatecznym celem jest
publikacja książki a temat hejtu właśnie.
W
pierwszej chwili, gdy wpadłem na twitty Jabłońskiego, pomyślałem, że może i ta
akcja ma jakiś sens, jednak już po chwili, widząc, że poziom plugastwa
wylewający się z owego projektu jest zbyt duży, zbyt gęsty, a przede wszystkim
zbyt długotrwały, by go choćby w miarę przytomny umysł mógł tolerować, uznałem,
że to co robi Jabłoński kwalifikuje się jednak jako albo psychiczna choroba,
albo świadome przestępstwo, no i napisałem ten swój tekst.
By
zilustrować to co się tam dzieje wrzuciłem kilka komentarzy jednego z fanów
Jabłońskiego i uznałem, że sprawa jest zamknięta. Tymczasem ledwo co wczoraj
Jabłoński przebił kolejny sufit i, jak sądzę wreszcie osiągnął swój ostateczny
cel, tym razem jednak – i to jest ów przykry powód, dla którego piszę dziś te
słowa – dzięki żywej współpracy tak zwanych „naszych”. Otóż proszę sobie
wyobrazić, że znalazł Jabłoński gdzieś w sieci niewyretuszowane zdjęcie śp.
Lecha Kaczyńskiego w trumnie, opublikował je z szyderczym komentarzem „Niosła
go Polska”... no i się zaczęło, tym razem jednak, obok oczywistych zachwytów ze
strony prostego antypisu, życzenie śmierci skierowane w przeciwną stronę:
„Jestem
prorokiem. Odjebią tego cwela. Zobaczycie! I chuj mu w ryj”.
„Brałeś pod uwagę próbę samospalenia? Może wtedy ktoś
dostrzeże takiego świra”.
„Do
takich jak ty powinno się strzelać w łeb bez wyroku sądowego, chory pojebie”.
„Jesteś kurwą”.
„Jesteś siusiakiem bo chuj brzmi zbyt dumnie.
Wal się na ryj”.
„Szkoda, że Jabłoński nie leciał tym Tupolewem, byłaby to
korekta błędu jego matki, która nieopatrznie dała mu się urodzić”.
„Wyszły z ciebie ruskie korzenie którego
dziad i baba na czołgach sowieckich do Polski wjechali więc skoro masz dostęp
do takich zdjęć to pokaż też swoje z nieletnimi chłopcami których nazywasz
pukaweczki ty pedrylu”.
„Jesteś zwykłym ścierwem psycholu. Jeszcze
będziesz skomlał”.
„Jak wyciągniesz kopyta to co niedziela będę
przychodził na cmentarz i będę szczał na twój grób”.
„Jabłoński ty skurwysynie pierdolony”.
„Jesteś śmieciu gównojadem”.
„Oszołomie pierdolony, obyś się udławił
zgniłą kiełbasą”.
„Co za kanalia! Ja liczę aż Ty debilu
statystycznie wpadniesz pod samochód i będziesz zdychał powoli”.
„Ciebie gościu też poniosą kiedyś, ale myślę
że raczej Lucyfer na łopacie będzie Cię do pieca kremacyjnego w piekle
wrzucać...”.
I tak dalej i tak dalej, przez cały Boży
dzień. Co na to Jabłoński? On oczywiście jest cały w skowronkach. Nie dość że
przekazuje dalej do Sieci każdy ten bluzg, to jeszcze na większość z nich odpowiada
w sposób jeszcze bardziej prowokacyjny, z autentyczną radością, co widać choćby
na przykładzie odpowiedzi na ostatni z przytoczonych przeze mnie komentarzy: „I o to mi właśnie chodzi. Sam Lucyfer,
mówisz?”
...a my, durnie, podskakujemy tak jak on
nam zagwiżdże.
Ktoś
mi powie, że niepotrzebnie się napinam, bo to jest Internet i tam nigdy ani nie
było inaczej, ani nie będzie. I owszem, ja to wiem, natomiast chodzi mi o to,
że bardzo bym chciał, żebyśmy akurat w tym udziału nie brali, a jak już to,
żebyśmy się przynajmniej przy tym nie podpisywali nickiem „PiS4Ever”.
@toyah
OdpowiedzUsuńTu się z Tobą wyjątkowo zgadzam. Przy mojej skłonności do komplikowania wypowiedzi ująłbym to jednak w tym kierunku, że wchodzenie w polemiki czyni z tamtego blogu miejsce publiczne. A po co?
Na tym tle przypomniały mi się toalety publiczne, w których odchodziła (to chyba właściwe określenie) ekspresja podobnego rodzaju. Poza obsceniami deklarowano tam także manifesty często za pomocą odchodów rozprowadzonych palcem. Na przykład: "Tu się robi ser dla ZSRR". Jakże ogromnej determinacji wymagało wtedy udzielenie od ręki (?) poparcia, albo zamanifestowanie politycznego sprzeciwu!
Obecnie palce dysponują klawiaturą, więc tego rodzaju aktywność przeniosła się do internetu. Tutaj palców brudzić nie trzeba, lecz czy ręce pozostają czyste, to już poziom refleksji trochę wyższy, niż rzędna klawiatury.
Skoro zaś o refleksji mowa, to warto zauważyć zmianę istotniejszą niż ta techniczno-organizacyjna związana z użyciem klawiatury. Otóż wtedy, mimo wszystko, manifestacje były w toaletach aktywnością uboczną, dla niektórych może nawet pomocniczą. Natomiast w internecie, dla niektórych, czasem nawet i tu spotykanych, ta aktywność stała się główną, choć przecież nad klawiaturą wisi im dupa, a nie głowa.
Ale jest jeszcze jedna zmiana, mianowicie kulturowa, a dotycząca osób postronnych. Wtedy nie uchodziło podglądać. Jeśli zaś ktoś mimowolnie zobaczył, to nie widział. Taki był wtedy warunek kulturalnego zachowania się. A teraz?
Jasne jest, że tam nikt normalny nie będzie komentował. A te wszystkie gadania antyjabłońskie na jego forum można potłuc jak dzban o płot. To jest towarzystwo nakręcające się wzajemnie. Im zależy tylko i wyłącznie na brutalnej i wulgarnej kłótni. Myślę, że tym człowiekiem powinny zająć się odpowiednie państwowe służby. Dyskretnie oczywiście. Albo psychiatrzy, niekoniecznie utytułowani.
OdpowiedzUsuń@Jola Plucińska
OdpowiedzUsuńZakładając, że on faktycznie prowadzi pewien projekt, mający na celu opisanie hejtu w Internecie, moim zdaniem powinien już przestać. A jeśli nie zechce, należałoby mu to konto zlikwidować i niech już wydaje tę swoją książkę. Sam chętnie bym przeczytał, co on nam chce powiedzieć.
Jeśli to jest jakiś projekt, to ja mam go w głębokim poważaniu. No przecież po tych kilkudziesięciu debilnych komentarzach on powinien się jasno określić. Na przykład tak: Drodzy Państwo, skutkiem waszego zdebilenia jest moja rezygnacja z pracy naukowej. Obiecuję, że przez 10 lat będę pracował uczciwie na moją rodzinę, a potem chętnie wrócę na UW, jeśli zechcecie utrzymywać mnie Moi Drodzy Podatnicy.
OdpowiedzUsuń