No i stało się. Kościół w Ludomach
został uroczyście konsekrowany, a ja dziś, po powrocie z Wielkopolski, mam trzy
odpowiednio istotne refleksje.
Pierwsza z nich jest pozornie kompletnie
bez znaczenia, którą moglibyśmy zostawić prezydentowi Poznania, jednak mimo to
nie mogę się powstrzymać. Miałem to już okazję widzieć kilka razy, dziś jednak
wydaje mi się, że to coś zaczyna przybierać wymiar wręcz karykaturalny. Dworzec
kolejowy w Poznaniu to jest coś, co z mojego jak najbardziej nieobiektywnego
punktu widzenia stanowi wręcz symbol władzy tego idioty. Dworzec kolejowy w
Poznaniu to jest kompleks chaotycznie porozrzucanych torów kolejowych,
rozciągających się na terenie dla normalnego człowieka nie do ogarnięcia i przykrytych
czymś co nosi popularną nazwę „Galerii Handlowej”. Mógłbym o tym czymś
opowiadać długo, jednak dziś, ze względu na kilka spraw poważniejszych,
pozostaje mi powiedzieć, że z punktu widzenia osoby podróżującej i nie będącej
poznańskim wyborcą, lepiej wziąć taksówkę. Zwłaszcza gdy do naszego pociągu
została nam zaledwie godzina. Obcokrajowcom w ogóle nie polecam. Niech robią
interesy w każdym innym mieście.
Pierwszym jednak powodem mojego wyjazdu
do Poznania była podróż do wioski Ludomy, gdzie po czterech latach
nadzwyczajnej więc pracy – i jak najbardziej modlitwy – udało się doprowadzić
do konsekracji pewnego niepozornego kościoła. O tym co mnie tam spotkało
mógłbym pisać długo, i podejrzewam, że nie tylko w jednej notce. Dziś jednak
bardzo króciutko chciałem poinformować wszystkich, że uroczystość konsekracji jakiegokolwiek
kościoła, to jest wydarzenie na całe życie. Nie muszę tu wspominać, że ja nigdy
wcześniej nie miałem, i najprawdopodobniej nigdy już więcej nie będę miał
okazji przeżyć owego rytuału. Wystarczy że powiem, że również księża, z którymi
miałem okazję rozmawiać w miniony poniedziałek, debiutowali tak jak ja. Nawet
nasz ksiądz Krakowiak przyznał, że ta konsekracja to zaledwie druga w jego
duszpasterskiej działalności, i to po dwudziestu latach.
Scena gdy po uroczystościach, jakich ja
osobiście nawet sobie nie wyobrażałem, ołtarz zostaje przykryty białym suknem,
a następnie zostają zapalone wszystkie światła, jest nie do opisania. A zatem,
nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wszystkim, by choć raz w życiu udało się
nam wszystkim doświadczyć owego wiatru. Bo to był właśnie ten wiatr.
Ponieważ jednak ten blog, to nie jest
jakaś Polonia Christiana, lecz zwykła polityczna nawalanka, na koniec mam do
opowiedzenia historię wręcz pierwszorzędną. Otóż, ponieważ uroczystość
konsekracji kościoła w Ludomach, choćby ze względu na jego historię, miała
charakter w pewnym sensie zamknięty, liczba gości była mocno ograniczona. Wśród
osób zaproszonych znalazł się, obok księdza Krakowiaka, oczywiście abp.
Gądecki, Pomocnicy Matki Kościoła, oraz wszyscy ci, których zaangażowanie
doprowadziło do ostatecznego sukcesu... i oto w momencie gdy już się zaczynało
uroczyste nabożeństwo, do kościoła wjechał na wózku senator Jan Filip Libicki. Z
tego powodu że Senator w żaden sposób ani nie został o uroczystości
poinformowany, ani tym bardziej na uroczystość zaproszony, konsternacja była
potężna. Wjechał jednak senator Libicki niemal pod ołtarz i odpowiednio tam
przycupnął. Kiedy nadszedł czas Komunii, to on właśnie ruszył do Arcybiskupa
jako pierwszy, tak, by nikt nie miał wątpliwości, kto ich uroczystość
zaszczycił swoją obecnością.
Najciekawsze jednak przed nami. Otóż,
zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, po Mszy Świętej zaproszeni goście mieli
wziąć udział w specjalnym przyjęciu. Ponieważ osób w ten czy inny sposób
zaangażowanych w odbudowę kościoła w Ludomach było bardzo dużo, większość, w
tym cała kupa zwykłych księży, została posadzona przy klasycznych stołach,
natomiast abp. Gądecki, ksiądz Krakowiak, oraz osoby bezpośrednio zaangażowane
w odbudowę kościoła, znalazły się przy stole osobnym, ozdobionym specjalnymi
wizytówkami. I nagle okazało się, że senator Libicki – który dla wielu osób był
kimś kompletnie nieznanym – zażyczył sobie, by i dla niego znalazło się tam
miejsce. Konsternacja była tak wielka, że organizatorzy nie mieli innego
wyjścia jak zrobić specjalne miejsce dla tego dziwnego człowieka, na tyle odpowiednie,
by jego asystent mógł mu zrobić kilka zdjęć w towarzystwie kościelnej władzy .
W końcu, wybory już niedługo.
A ja już tylko pozwolę sobie na dwie
uwagi. Przede wszystkim, tak się złożyło, że kiedy goście się zbierali, wózek senatora
Libickiego pojawił się tuż obok mnie, a z niego wyskoczył następujący tekst: „Ile tu jedzenia! Jednak warto było
przyjechać”. I słowo daję, że nic nie zmyślam. Tak było.
Druga refleksja jest już bardziej ogólna.
Wygląda na to, że, w zdecydowanej większości wypadków, nic gorszego nie może
spotkać człowieka, jak wybranie zawodu polityka. Przy odpowiednim układzie gwiazd,
to jest prosta droga do piekła.
Ogromne wzruszenie.
OdpowiedzUsuńNie z powodu senatora Libickiego!
Dziekuje.
@Gall
UsuńI ja dziękuję.
@Autor
OdpowiedzUsuńWspaniale.