środa, 26 czerwca 2019

Każdemu wolno kochać, czyli zdechłym kurczakiem w łeb


      Właśnie dotarła do nas informacja, z najwyższą satysfakcją przekazana przez główne liberalne media, żę pewien łódzki ksiądz został oficjalnie usunięty ze stanu duchownego. Z owej informacji zainteresowały mnie dwie rzeczy. Pierwsza to ta, że Kościół nie chce dokładnie powiedzieć dziennikarzom, za co ta okrutna kara, a w związku z tym oni muszą się opierać wyłącznie na plotkach, z których główna jest taka, że to przez to, iż ów ksiądz wyjechał do Izraela by medytować na pustyni i tym samym tych pedofilów-hierarchów rozwścieczył. Druga jest jeszcze bardziej dla mnie ciekawa. Otóż podobno ów ksiądz był najbardziej znanym i lubianym w diecezji łódzkiej księdzem.
     I to jest dla mnie temat. Rzecz w tym, że ja mam już grubo ponad 60 lat, od dziecka znam różnych miejscowych księży i nie umiem powiedzieć, który z nich jest najbardziej lubiany, czy znany. Co to w ogóle znaczy, że któryś ksiądz jest najbardziej popularny? Ja wiem, że są i zawsze byli księża, którzy z jakiegoś powodu byli powszechnie bardziej znani niż inni księża: ksiądz Tischner, ksiądz Cybula, ksiądz Stryczek, ksiądz Jankowski, czy ksiądz Boniecki. No ale ta ich popularność była związana albo z ich publiczną funkcją, jak to było w przypadku księdza Jankowskiego, czy Cybuli, albo z polityczną pozycją zajmowaną w liberalnych mediach, tak jak to miało miejsce u księdza Tischnera, czy Bonieckiego, czy niewymienionego tu wcześniej księdza Sowy. W pozostałych przypadkach, zwierz taki jak „najbardziej znany w diecezji ksiądz” zwyczajnie nie istnieje. Natomiast, owszem, od czasu do czasu jest tak, że któryś ze zwykłych szarych księży zrobi lub powie coś nadzwyczaj szokującego, spotka go ze strony biskupa jakaś kara i nagle się okazuje, że to był ksiądz, którego ludzie kochali najbardziej.
      Słyszeliśmy o tym wielokrotnie. Oto jakiś prowincjonalny ksiądz stwierdzi, że księża Kościołowi w gruncie rzeczy nie są potrzebni i już się okazuje, że to był ksiądz, którego parafianie bardzo kochali; po nim wystąpi inny, który gdzieś chlapnie, że to nie Żydzi zabili Jezusa, ale Jezusa zabijają każdego dnia Polacy i już się dowiadujemy, że na jego mszach było zawsze najwięcej ludzi; po nim pojawi się jakiś jeszcze inny i pojawi się na marszu LGBT i natychmiast pojawia się informacja, że to jest ksiądz, którego szczególnie sobie upodobała młodzież studencka.
     No i tu mamy tego księdza z Łodzi, który został usunięty ze stanu duchownego i słyszymy, że to był ksiądz w Łodzi najbardziej znany. Już wiemy, o co poszło. Otóż, jak on sam, już po fakcie, poskarżył się w umieszczonym na Facebooku filmie, on nie zrobił nic złego, tylko się zakochał. Prosił zresztą swojego biskupa, by ten zechciał to zrozumieć, no ale biskupi, jak wiemy, nie mają za grosz współczucia dla piękna ludzkiej miłości, więc nic z tego nie wyszło. Udał się więc nasz zakochany ksiądz do Izraela, polazł na pustynie i zaczął się modlić. No a tam trafił na jakąś protestancką sektę, która go zrozumiała, udzieliła mu swojego sakramentu chrztu i stąd to całe nieporozumienie. Ksiądz nadal kocha Jezusa, kocha Kościół Katolicki, no ale też kocha kobietę i postanowił, że skoro jego Kościół mu w tym nie chce pomóc, to on sobie będzie radził sam.
     A ja mam już tylko jedną refleksję, skierowaną do owego księdza i tych jego kolegów po sutannie, co mają podobne dylematy. Otóż mnie się najbardziej spodoba, jak jego marzenie, by zacząć wreszcie z tą kobietą współżyć, się spełni, potem, niewykluczone, że się z nią ożeni, no a któregoś dnia uzna, że ani ten seks, ani tym bardziej ciągłe życie pod jednym dachem z wciąż tą samą babą, nie są tak atrakcyjne jak mu się zdawało. Albo ona ewentualnie dojdzie do wniosku, że ci księża nie są wcale tacy ciekawi, jak ona myślała, gdy była młoda. No i wtedy on albo zacznie szukać czegoś lepszego, albo zacznie chlać i to będzie koniec. Bo musicie wiedzieć, moi drodzy księża, że ani ten seks, ani tym bardziej małżeństwo to nie jest wcale taka frajda. To jest niekiedy prawdziwa męka i jeszcze prawdziwsza odpowiedzialność i są chwile, kiedy normalny człowiek już tylko żałuje, że nie został jakimś wiejskim proboszczem z paroma zaprzyjaźnionymi parafianami i gospodynią, która by mu codziennie ścieliła łóżko, podawała pod pysk kotlet schabowy z ziemniakami i marchewką z groszkiem, a on by się nie musiał przed nią z niczego tłumaczyć, choćby sobie nawet kupił podwójnego winyla Led Zeppelin za 150 zł.
      Ja was, moi mili czasem naprawdę nie rozumiem. Spowiadacie tych biednych ludzi, niekiedy nawet codziennie, oni wam dostarczają wiedzy absolutnie unikalnej na temat tego, czym jest prawdziwe życie, a wy, zamiast z tego wyciągać wnioski, nagle zaczynacie kombinować, że wy też byście tak chcieli. Albo jeszcze gorzej. Wy wiecie, że tam na was czekają prawdziwe niebezpieczeństwa, ale jesteście tak zarozumiali i głupi, że uważacie, że ta wasza miłość jest tak specjalna, że sobie bez trudu poradzicie.
      Czy to zatem możliwe, że wielu z was faktycznie w pewnym momencie uzyskało status „najbardziej lubianego księdza w diecezji” i to stąd wam się w tych biednych głowach pomieszało?




2 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...